Strona główna 300KLIMAT Kamienna pustynia zamiast drzew. Wywiad z prof. Karaczunem o tym, jak betonoza szkodzi Polakom

Kamienna pustynia zamiast drzew. Wywiad z prof. Karaczunem o tym, jak betonoza szkodzi Polakom

przez Daniel Rząsa

Wycinanie drzew i zastępowanie je kamiennymi płytami na polskich rynkach miejskich nie tylko potęguje coraz częstsze fale upałów, ale też zwiększa ryzyko powodzi błyskawicznej. W wywiadzie z 300Gospodarką prof. Zbigniew Karaczun mówi o polskiej „betonozie” na najnowszym przykładzie rynku w Leżajsku.

Betonoza w Polsce, czyli remonty rynków polskich miast i miasteczek, w których drzewa i zielone skwery zastępuje się betonem lub kamiennymi płytami, była zmorą pierwszych dwóch dekad XXI wieku.

Dziś jednak, mimo że rok temu walkę z betonozą publicznie zapowiedziała ówczesna wiceminister kultury i generalna konserwator zabytków Magdalena Gawin, nadal na polskich rynkach masowo wycinana jest zieleń, a tak “zrewitalizowane” place kompletnie pustoszeją.

Najnowszym przykładem jest wyremontowany w ten sposób rynek w Leżajsku, 14-tysięcznym mieście na Podkarpaciu. Miasto dostało wielomilionowe dofinansowanie na przebudowę rynku decyzją Zarządu Województwa Podkarpackiego,  który otrzymał do dyspozycji fundusze Unii Europejskiej.

We wpisie na fanpage’u  burmistrza Leżajska Ireneusza Stefańskiego na Facebooku możemy przeczytać o założeniach konkursowych na przebudowę rynku z października 2016 r.: „W założeniach podkreślono, że rynek powinien otrzymać takie funkcje, które pozwolą mu stać się miejską atrakcją, należy połączyć to co historyczne, z tym co współczesne. Rynek powinien stać się wizytówką miasta, przyjazną dla mieszkańców i przyciągającą przyjezdnych. Nowe oblicze rynku powinno mieć charakter kameralnego i eleganckiego wnętrza w skali miasta.”

Burmistrz dodaje we wpisie z maja 2019 r., że po prezentacji pierwszego zwycięskiego projektu, służby konserwatorskie wydały opinię, że „w obrębie rynku widzą potrzebę ograniczenia ruchu samochodów i ograniczenia tworzenia terenów zielonych (ogrodów).”

– Zieleń na płycie głównej powinna podkreślać układ geometryczny rynku poprzez nasadzenia niewysokich drzew liściastych wzdłuż pierzei południowej, zachodniej i północnej, przy jednoczesnej likwidacji zieleni izolacyjnej typu „ogrody wertykalne” – pisze burmistrz, opisując opinie konserwatora.

Przebudowa polegała nie tylko na likwidacji dużego parkingu, ale także likwidacji zadrzewionego skweru, budowy podświetlanej kolorowymi światłami fontanny i wyłożenia całego rynku kamiennymi płytami.

Poniżej porównanie stanu leżajskiego rynku sprzed i po remoncie:

Lezajski rynek przed i po remoncie (źródła zdjęcia: stan przed remontem - fanpage "Spotted: Leżajsk i okolice" na Facebooku; po remoncie - Jadwiga Gut Hakobyan).(Źródła zdjęć: stan przed remontem – fanpage Spotted: Leżajsk i okolice na Facebooku; po remoncie – Jadwiga Gut Hakobyan).

O szkodliwości takich modernizacji, jaka odbyła się właśnie w Leżajsku (i dziesiątkach innych miast Polski w ostatnich latach) 300Gospodarka rozmawia z profesorem Zbigniewem Karaczunem, ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

Prof. Karaczun prowadzi badania w zakresie zarządzania środowiskowego, polityki zrównoważonego rozwoju terenów wiejskich, zarządzania ochroną klimatu i adaptacji do zmian klimatu, oddziaływania przemysłu na środowisko, ze szczególnym uwzględnieniem agrosystemów. Jest ekspertem Koalicji Klimatycznej – sieci współpracy organizacji pozarządowych działających na rzecz bezpieczeństwa klimatycznego.

Daniel Rząsa, 300Gospodarka: Panie Profesorze, mamy czerwiec, rok 2022, temperatury w tym tygodniu w Polsce sięgają 38°C. A my wciąż wycinamy drzewa i zamiast nich betonujemy rynki naszych miast. Dlaczego?

Prof. Zbigniew Karaczun: Odpowiedziałbym: dlatego, że głupota ludzka nie zna granic – myślę, że to tak można w skrócie skomentować. Jeszcze 5, 10 lat temu można było takie zachowanie uzasadniać niewiedzą lub dążeniem przez małe miasteczka do wielkomiejskość, natomiast dziś wiemy, że tego typu działania są bardzo szkodliwe dla mieszkańców. Fala upałów, z którą teraz mamy do czynienia, przy tak mocno nagrzewającej się, niezacienionej przestrzeni jest niebezpieczna, można wręcz powiedzieć śmiertelnie niebezpieczna, szczególnie dla trzech grup mieszkańców: dzieci, osób starszych oraz kobiet w ciąży.

Oprócz niebezpieczeństwa spowodowanego falą upałów taka przestrzeń zwiększa także inne ryzyko: powodzi błyskawicznej (z ang. flash flood). Powódź błyskawiczna to rodzaj powodzi związanej z szybkim zalaniem nisko położonych obszarów przez nawalne opady deszczu spowodowane zazwyczaj przez burzę lub przez kilka burz. Takie powodzie są coraz bardziej prawdopodobne, bo mamy w Polsce coraz częściej występujące opady katastrofalne, w których spada od 70 do 100 mm wody w ciągu doby. To wielokrotnie więcej, niż wynosi średnia miesięczna.

Taki gwałtowny opad powoduje, że ogromna ilość wody w wielu miejscach nie ma możliwości ucieczki – w tym na takim rynku, bo jestem przekonany, że za tą tak zwaną rewitalizacją nie poszła modernizacja sieci burzowej i jej przepustowość nie jest obliczona na takie zjawisko.

Skąd takie powodzie, skoro tyle słuchamy o tym, że Polska jest zagrożona suszą?

Susze i powodzie to tak naprawdę dwie strony tego samego medalu. Zmiany klimatu powodują między innymi to, że zmienia się rozkład opadów w Polsce – kiedyś opady były drobniejsze i długotrwałe. Jeszcze 40, 50 lat temu, zwykle w lipcu, było kilka dni, a nawet tydzień, kiedy ciągle padał deszcz. On był drobny i wilgoć powoli wnikała w glebę i to zapobiegało suszy hydrologicznej, nie przeciążając jednocześnie sieci burzowych i gleb.

Dzięki temu susze występowały wówczas średnio co 5 – 10 lat. W tej chwili deszcze są rzadsze i bardziej gwałtowne i jeżeli taki gwałtowny deszcz spadnie raz w tygodniu lub rzadziej, to ta woda, zwłaszcza w mieście, zwłaszcza w zabetonowanym, nie ma gdzie odpłynąć. Prawdopodobnie teraz, po “modernizacji”, te ogromne ilości wody będą docierały do miejsc, gdzie jest dużo betonu i ta woda będzie spływać dalej, szukając najniżej położonego miejsca, np. piwnic okolicznych domów. Z drugiej strony tej wody nie zatrzymujemy, więc szybko odpływa do rzek, a później do Bałtyku. Nie zasila w ten sposób systemu hydrologicznego kraju. Stąd od ponad dekad mamy w Polsce permanentną suszę letnią.

Remont leżajskiego rynku rozpoczął się w maju 2020 roku. Autorem koncepcji jest Pracownia Architektoniczna FORMAT z Kielc, która wygrała konkurs organizowany przez miasto w 2017 r. Cały projekt przebudowy rynku, wraz z przebudową innego ważnego placu w mieście, kosztował 14 mln zł, z czego ponad 7,7, mln zł pochodziło z unijnego funduszu. Czy UE i państwo powinno sponsorować takie remonty?

To nie powinno być w ogóle finansowane ze środków publicznych, bo to działanie sprzeczne z interesem publicznym, szczególnie w obliczu zmian klimatu czy ekstremalnej pogody. Zresztą polityka Unii Europejskiej jest nastawiona na adaptację, czyli naturalizację i wręcz odbetonowywanie. Za 3-4 lata władze miasta będą zrywały ten beton i przywraca naturalny wygląd i bardzo ciekawe, kto za to zapłaci.

Już za 4 lata? Dlaczego?

Jak były drzewa, ławeczki to ludzie tam siedzieli i korzystali. Teraz nawet w zimie nikt nie będzie tam siedział, bo prawdopodobnie kamień będzie bardzo śliski, będzie też wietrznie. Tak naprawdę takimi rewitalizacjami buduje się puste “mauzolea Lenina” – czyli takie muzea władzy, gdzie jest czyściutko, bo łatwo może wjechać maszyną i posprzątać, ale nie ma żadnego życia.

Wszyscy stamtąd uciekają, a jeśli muszą przejść, np. załatwiając sprawę w urzędzie, to zwykle tylko przemykają szybciutko. To zabicie jakiegokolwiek życia społecznego.

Rynek w Leżajsku po remoncie tonie w słońcu. Fot. Jadwiga Gut Hakobyan(Zdjęcie: Rynek w Leżajsku po remoncie tonie w słońcu. Fot. Jadwiga Gut Hakobyan)

Wciąż zabetonowujemy małe polskie miasta. A czy większe miasta w naszym kraju, podążając za wzorcami z Zachodu, zaczęły już odchodzić od betonozy?

I tak, i nie. Mamy bardzo dobrze przykłady: np. Bydgoszcz, gdzie prowadzi się projekt, który ma stworzyć “miasto-gąbkę”, czyli buduje się system retencji wody. Mamy przykład Trójmiasta. Program adaptacji do skutków zmian klimatu prowadzi Radom w ramach programu Unii Europejskiej “LIFE”. Radom był jednym z pierwszych miast w Polsce, które kompleksowo zajęło się problemem spowolnienia spływu wód deszczowych jako przystosowanie do zmian klimatu.

Ale z drugiej strony mamy rewitalizację części miasta w Katowicach, niedaleko Dworca Głównego, gdzie też niestety zabetonowano cała przestrzeń. Więc na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

I tutaj chciałbym wrócić do pierwszego, tylko w teorii łatwego pytania: dlaczego tak robimy i wciąż się nie uczymy?

Niestety, wydaje mi się, że gdzieś w mentalności naszych urzędników i polityków tkwi przekonanie, że jak jest czysto, równo, w jednym rządku, to jest wspaniale. A jak jest zieleń, jeszcze taka nieuporządkowana i nieregularna, to to jest brzydkie i nie powinno tak być. Potrzebujemy zmiany tej szkodliwej mentalności.

Drugim powodem jest brak edukacji klimatycznej, ale również i ekologicznej. Nie ma w nas szacunku dla przyrody i wciąż wydaje nam się, że to, co zrobił człowiek jest lepsze niż to, co przyroda sama stworzyła. To kompletnie inaczej niż w krajach lepiej od nas rozwiniętych. Unia Europejska też mówi: nauczmy się ufać naturze i bazujmy na rozwiązaniach opartych o przyrodę.

Jeżeli chcemy mieć pięknie przystrzyżony trawnik w centrum miasta to jego utrzymanie i codzienne podlewanie będzie nas kosztować koszmarnie wielkie pieniądze. Co więcej, on wcale nie będzie ładniejszy niż taki, który zostawimy w spokoju, gdzie będą rosły i trawy, i chwasty, i inne różnorodne rośliny. On będzie równie piękny i atrakcyjny, a dodatkowo pożyteczny i dla nas, i dla środowiska. Musimy się nauczyć widzieć piękno przyrody.

Już przed remontem rynku w Leżajsku widać było mnóstwo wpisów w mediach społecznościowych i protestów przeciwko wycinaniu drzew i likwidowaniu trawników, ale nie przyniosło to żadnego efektu. W jaki sposób społeczeństwo może sprawić, żeby takie rzeczy się nie powtórzyły?

Problemem jest przekonanie wielu rządzących miastami, że jeśli nie wyrwę pieniędzy z UE, jeżeli czegoś nie wybuduję ważnego, to nie będę dobrym burmistrzem. To przekonanie tych osób, że w ten sposób budują sobie pomniki – nie robią tego dla mieszkańców, tylko robią to dla siebie, żeby – w swoim mniemaniu – zostać w pamięci potomnych.

To kwestia nauczki dla nas wszystkich: nie wybierać ludzi, którzy nie chcą nas słuchać.

Polecamy także inne wywiady 300Gospodarki:

Powiązane artykuły

1 Komentarz
Inline Feedbacks
Wyświetl wszystkie komentarze
Jan Kolasa
1 rok temu

Jestem tego zdania, że burmistrz Leżajska powinien z własnych pięniedzy pokryć koszty przywrócenia betonozy miejsca gdzie da się siedzieć. A jak tego nie rozumie, to niech przeniesie swoje biuro na wybudowaną przez siebie betonozę, zaręczam, ze po jednym dniu zmieni zdanie.