nt_logo

To się nazywa źle kupić mieszkanie. Deweloper radzi ludziom zalewać garaż, żeby blok się nie oderwał

Dorota Kuźnik

29 czerwca 2022, 06:20 · 5 minut czytania
Na pierwszy rzut oka ładne, w modnych kolorach. Mimo to, jak mówią urzędnicy, z takim kuriozum nie spotkali się od dawna. Przykład z Wrocławia pokazuje, że patodeweloperka w Polsce wchodzi na nowy poziom.


To się nazywa źle kupić mieszkanie. Deweloper radzi ludziom zalewać garaż, żeby blok się nie oderwał

Dorota Kuźnik
29 czerwca 2022, 06:20 • 1 minuta czytania
Na pierwszy rzut oka ładne, w modnych kolorach. Mimo to, jak mówią urzędnicy, z takim kuriozum nie spotkali się od dawna. Przykład z Wrocławia pokazuje, że patodeweloperka w Polsce wchodzi na nowy poziom.
Patodeweloperka we Wrocławiu. Osiedle "Między Parkami" od początku grozi katastrofą budowlaną Fot. naTemat.pl

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

  • Gotowy budynek we Wrocławiu od miesięcy stoi nieodebrany, bo zbudowano go z rażącym naruszeniem przepisów.
  • Rozwiązania, które deweloper zaproponował, urzędnicy nazywają kuriozalnymi. To między innymi zalewanie garażu wodą.
  • Mimo rażących wad i zagrożenia katastrofą budowlaną, część właścicieli mieszkań chciała zaakceptować sytuację

Rzecz dzieje się na południu Wrocławia. Prestiżowa lokalizacja - między dwoma, drogimi osiedlami - Kleciną a Oporowem. Cena metra mieszkania w tej lokalizacji już dawno przekroczyła 10 tysięcy złotych.

Wokół dużo nowych budynków, zieleni i rzeka, a nieco dalej osiedle poniemieckich willi, w których, po wojnie, mieszkała lwowska elita. Słowem - idylla. Sielsko brzmi nawet nazwa osiedla - "Między Parkami". Zbudowane w skandynawskim stylu, z modnymi elementami, imitującymi drewno, położone jest bezpośrednio obok wału rzecznego niewielkiej rzeki - Ślęzy.

Budowa na wałach - pomysł z kosmosu

Wszystkim, którzy pamiętają powódź z 1997, budowa we Wrocławiu osiedla leżącego praktycznie na wałach, wydaje się abstrakcją. Są jednak też tacy, którzy mówią, że "wtedy nie zalało, to teraz też nie zaleje". I pewnie to oni, w przeważającej większości, kupili mieszkania na nowych osiedlach przy wale.

Czytaj także: Tanie działki pod budowę domu nadal są do kupienia. Gdzie ich szukać? Oto za ile można je kupić

Kompleks regularnie się rozbudowuje, a nowe budynki rosną jak grzyby po deszczu. Ale z jakiegoś powodu ostatnie osiedle od miesięcy stoi gotowe, lecz nikt w nim nie mieszka. Dlaczego?

- Naszych pracowników zaniepokoił zapis w jednej z ekspertyz, którą przedstawił deweloper. Chodziło o ciśnienie, które będzie oddziaływać na budynek, gdy podniosą się wody gruntowe. Najprościej tłumacząc - wystarczy sobie wyobrazić pustą szklankę, wsadzoną do wiadra. Gdy do wiadra naleje się wody, szklanka oderwie się od dna i wypłynie na wierzch. I to właśnie stałoby się z tymi budynkami, gdyby poziom wód powodziowych się podniósł. A umówmy się, w tym rejonie nie jest to wykluczone - tłumaczy szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, Przemysław Samocki.

Dodaje, że tak zbudowane osiedle stanowi realne zagrożenie, że dojdzie w nim do katastrofy budowlanej. To zresztą wprost napisano w ekspertyzie, którą wykonał dla dewelopera zewnętrzny podmiot.

O deweloperze Develia pisaliśmy zresztą tutaj: Pod własnym blokiem parkują za... pięć złotych za godzinę. Mieszkańcy sami są sobie winni

I tenże deweloper przedstawił ekspertyzę nadzorowi budowlanemu, mimo że w dokumencie wprost napisano, że: "Pozostawienie (...) budynków bez odpowiedniego działania spowoduje nieodwracalne uszkodzenia i awarie, a nawet utratę stateczności konstrukcji i w efekcie częściową katastrofę budowlaną".

Worki z piaskiem i woda z hydrantu jako zabezpieczenie

Nadzór budowlany zapytał dewelopera, co zrobi, jeśli dojdzie do podniesienia poziomu wód wokół budynku. A w zasadzie, to co mają zrobić mieszkańcy, bo przecież to na nich spadnie obowiązek radzenia sobie z sytuacją, kiedy już dostaną w końcu klucze do swoich mieszkań.

Trochę to trwało, ale deweloper przyniósł rozwiązanie. Takiego kuriozum się jednak urzędnicy się nie spodziewali, bo pomysłem dewelopera na dociążenie budynku, w momencie, gdy ciśnienie zacznie go wypychać, było "rozłożenie w garażu worków z piaskiem" lub "kontrolowane zalewanie garażu wodą z hydrantów". Dzięki temu, budynek byłby czasowo dociążony, więc (hipotetycznie) nie poszedłby w górę.

- Zapytaliśmy, kto miałby te worki z piaskiem rozkładać i zalewać garaż, kiedy już do sytuacji by doszło. Usłyszeliśmy odpowiedź, że zarządca nieruchomości. Niestety deweloper nie był w stanie wskazać firmy, która podjęłaby się takich działań - tłumaczy szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, Przemysław Samocki.

"Byle dać nam klucze"

Trzeba przyznać, że w tej sytuacji urzędnicy odwalili kawał dobrej roboty. Gdyby budynek został odebrany, a pozwolenie na użytkowanie zostało wydane, z zagrożonym katastrofą budowlaną osiedlem, musieliby borykać się mieszkańcy. To oni także musieliby ponieść koszty naprawy wadliwej konstrukcji. Ale jeśli ktoś myśli, że do nadzoru budowlanego wysyłano kwiaty i czekoladki, to jest w błędzie.

Wysyłano za to, jak potwierdza nadzór budowlany, sporo pism, w których część przyszłych właścicieli mieszkań, bardziej lub mniej, zarzucali urzędnikom opieszałość, a nawet informowali, że są gotowi zaakceptować błędy w wykonaniu budynku, byle tylko dostać wreszcie klucze.

- To prawdopodobnie wynikało z niezrozumienia tego, jak duży jest to problem i co się może wydarzyć, jeśli nie wdroży się jakiegoś rozwiązania. A worki z piaskiem, układane w garażu, ani zalewanie go wodą, nie były ani rozwiązaniem problemu, ani nawet doraźną alternatywą - tłumaczy Przemysław Samocki.

Dodaje, że trzeba zrozumieć ludzi, którym wzrosły kredyty, jednocześnie muszą mieszkać w innych mieszkaniach, za które przecież także płacą. Wielu z nich miało także zarezerwowane firmy wykończeniowe, które wypowiedziały im umowy, pozbawiając zadatków.

Inną obawą przyszłych właścicieli było to, że firma wypowie im umowy deweloperskie. Ceny metra mieszkania drastycznie skoczyły, zwłaszcza w tej lokalizacji, więc deweloper mógłby sprzedać je ponownie, w dużo wyższej cenie. Było to tym bardziej realne, że koszty związane z naprawą drastycznie wzrosły.

Co dalej z osiedlem?

Dobra wiadomość jest taka, że jest gdzieś na horyzoncie perspektywa wydania pozwolenia na użytkowanie. Co prawda mowa bardziej o później jesieni niż najbliższych tygodniach, ale deweloper w końcu wymyślił sposób, jak można przytwierdzić budynek do gruntu.

Sposobem mają być "mikropale", które zadziałają na płytę fundamentową jak gwoździe. Jak tłumaczy rzecznik dewelopera Develia, Mariusz Skowronek, przeprowadzenie prac "umożliwi ich bezobsługową ochronę przed skutkami podwyższenia poziomu wód gruntowych bez udziału (...) czynnika ludzkiego".

Całość oświadczenia brzmi następująco:

"W trosce o nabywców mieszkań w inwestycji „Między Parkami” przy ul. Dożynkowej we Wrocławiu i jak najszybsze przekazanie im zakupionych lokali, Spółka przygotowała propozycje rozwiązań, mających na celu dodatkowe, nieprzewidziane w projekcie wzmocnienie konstrukcji budynków i ma zamiar niezwłocznie te prace wykonać. Przeprowadzenie tzw. miejscowego mikropalnia umożliwi ich bezobsługową ochronę przed skutkami podwyższenia poziomu wód gruntowych bez udziału dodatkowego czynnika ludzkiego.

Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowanego we Wrocławiu dokona analizy ekspertyzy złożonej przez Spółkę i przedstawi odpowiedź do 1 sierpnia br. Po uzyskaniu decyzji PINB określimy spodziewany termin uzyskania pozwolenia na użytkowanie oraz przekazań lokali.

Pragniemy podkreślić, że dokładamy wszelkich starań, aby proces był jak najszybszy najmniej uciążliwy dla Klientów przy jednoczesnym spełnieniu wszystkich wymagań, które wyjaśnią wątpliwości w zakresie bezpiecznego użytkowania inwestycji."

Prace odwlekane w czasie

Prace naprawcze, które zaproponował deweloper, jak tłumaczy Przemysław Samocki, mógłby zacząć się bardzo szybko, ale przedstawił nadzorowi budowlanemu kolejne dokumenty do analizy. Termin wydania kolejnych decyzji zatem znów się wydłużył. Na dowód tego, że pracy jest dużo, nadzór budowlany pokazał nam, jak wyglądają akta sprawy:

Kto jest winny?

Kto ponosi winę za to, że budynek został zbudowany tak, że groził katastrofą? Jak tłumaczy nadzór budowlany, oczywiście na szczycie odpowiedzialności jest deweloper. Po drodze jednak, za ostateczny kształt budynku, odpowiada projektant, kierownik budowy i inspektor nadzoru inwestorskiego.

To na którymś z tych szczebli, ktoś dopuścił do tego, żeby postawić patodeweloperskie osiedle.

Ostatecznie, nadzór budowlany prowadzi osobne postępowanie, w którym chce ustalić, kto ponosi odpowiedzialność zawodową. To o tyle ważne, że właściciele mieszkań będą mogli pozwać cywilnie taką osobę i żądać zwrotu pieniędzy, które stracili przez błędy podczas budowy.

Czy takie postępowanie prowadzi równolegle deweloper - tego nie wiadomo. Rzecznik Mariusz Skowronek powiedział nam, że tej kwestii spółka nie będzie komentować.

Czytaj także: https://natemat.pl/420724,budowa-na-dzialce-rolnej-nowy-trend-na-rynku-sprzedazy-nieruchomosci