"Trener mafii" już hula po świecie. Cyrk z Michniewiczem ruszył. "A nie mówiłem?"

Michał Kiedrowski
Jeśli mam prawo do własnej opinii - a po ostatnim pozwie wobec Szymona Jadczaka obawiam się o to prawo coraz bardziej - to PZPN, mówiąc kolokwialnie, przechodzi obok meczu. Związek burzę próbuje przeczekać i murem za selekcjonerem nie stoi. I gdyby Czesław Michniewicz się za siebie obejrzał, to nie zobaczyłby z PZPN nikogo - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.

A nie mówiłem? Bardzo lubimy zaczynać tak nasze wypowiedzi. Ale tym razem nie mam satysfakcji. Nie trzeba być prorokiem, żeby przewidzieć, iż setki połączeń z szefem tzw. mafii piłkarskiej będą się ciągnąć za Czesławem Michniewiczem, któremu PZPN powierzył prowadzenie reprezentacji. Pisałem o tym zaraz po nominacji byłego trenera Legii i kadry U-21. Tekst nosił tytuł: "Przygotujcie się. Cyrk z Michniewiczem dopiero rusza w trasę. Międzynarodową"

Nawet jeden twitterowicz mnie pochwalił: 

Cyrk ruszył. Na skalę międzynarodową

No i ruszył. Jako jedni z pierwszych za pióra chwycili Belgowie. I nie owijają w bawełnę. Koen Van Uytvange z serwisu Nieuwsblad.be nazywa selekcjonera reprezentacji Polski "trenerem mafii". Mam nadzieję, że mecenas Piotr Kruszyński, którego Michniewicz wynajął do ścigania Szymona Jadczaka z Wirtualnej Polski, już szykuje pozew, żeby obrzydliwy Flamand odpowiedział za te kalumnie. Nasz selekcjoner nie był przecież żadnym trenerem mafii. 

Uprzejmie też donoszę, że coś na proces znalazłoby się i w tekście Gillesa Joinau, który  przytacza oskarżenia o współpracę Michniewicza z "Fryzjerem" w serwisie Dhnet.be. Mam nadzieję, że prezes PZPN Cezary Kulesza tak tego nie zostawi i będzie walczył jak lew o dobre imię trenera, którego sam nam wybrał. 

Przeczuwam, że - tak, jak pisałem przed czterema miesiącami - podobnych publikacji będzie więcej. I zagraniczni dziennikarze nie będą się przejmowali ani naszym prawem prasowym, ani artykułem 212 KK, który naraziłby ich na odpowiedzialność karną w Polsce. Cóż, zbliżają się mistrzostwa świata i pismaki z zagranicy poświęcą trochę czasu, aby solidnie powęszyć i coś ciekawego o uczestnikach finałów napisać. Jak zobaczą, że Google wypluwa frazę "trener mafii", to aż paluszki ich zaświerzbią, by bon-motem wagi ciężkiej zdzielić czytelnika między oczy. 

Jak "nic nowego" poruszyło piłkarską Polskę

Radzę więc PZPN rozbudować sztab reprezentacji. Analizować trzeba będzie nie grę rywali, a przede wszystkim artykuły w różnych językach i w różnych językach pisać sprostowania lub ewentualne pisma procesowe. Jak już ktoś raz napisał: "trener mafii", to pójdzie w świat. 

A już całkiem na poważnie: zupełnie nie rozumiem, dlaczego panujący w PZPN do tej pory nie zabrali głosu w sprawie pozwania Jadczaka przez Michniewicza. Ba, dziwi mnie, że wcześniej nie zrobili tego po artykule dziennikarza, w którym przedstawił on z benedyktyńską dokładnością, kiedy i w jakich okolicznościach Michniewicz dzwonił do "Fryzjera".  

Jasne. Wielu jak mantrę powtarzało: nic nowego. Tyle tylko, że to "nic nowego" poruszyło wielu ludzi w Polsce, w tym samych dziennikarzy sportowych, że przytoczę tu tylko takich liderów opinii jak Tomasz Ćwiąkała: 

czy Damian Smyk z Weszło: 

Gdzie jest PZPN? Co na to prezes?

A jak zareagował PZPN? Na razie - nijak. A Cezary Kulesza, który postawił na Michniewicza cały swój autorytet, powinien zwołać konferencję i wyrażenia takie jak "bezgraniczne zaufanie" i "krystaliczna uczciwość" odmieniać przez wszystkie przypadki. Tymczasem PZPN postanowił burzę przeczekać i milczeniem pokazuje, że wcale murem za selekcjonerem nie stoi. Obawiam się nawet, że gdyby selekcjoner się za siebie obejrzał, to nie zobaczyłby nikogo z tej instytucji. Wszyscy się pochowali.

Jeszcze śmieszniej zrobiło się, gdy gruchnęła informacja o pozwaniu Jadczaka przez Michniewicza. Okazało się, że PZPN nie chce mieć nic z tym wspólnego, choć przecież cała sprawa dotyczy jak najbardziej wizerunku związku. A słowa rzecznika PZPN Jakuba Kwiatkowskiego odczytuję jako odcięcie się od postępowania selekcjonera. 

Trochę to wszystko dziwne. Mówiąc wprost: widziały gały, co brały. Skoro Kulesza wybrał Michniewicza, to niech teraz go wspiera i broni. Niech tłumaczy, że nawet tysiąc połączeń z Fryzjerem nie ma dziś znaczenia, niech pisze sprostowania do Nieuwsblad.be i postraszy pozwami inne belgijskie media. Niech nastawi się na walkę na całej długości i szerokości boiska.

Bo to dopiero początek. Jak kadra naprawdę coś wygra, to dopiero się zacznie. Dopiero wtedy dziennikarze z zagranicy zainteresują się, skąd ten Michniewicz się wziął. Skazanie jednego Jadczaka za to, że coś mu się wymsknęło na Twitterze, nic nie rozwiąże. Wynik 711 już poszedł w świat. Dawno, dawno temu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.