W Polsce jest 8910 lekarzy ze specjalizacją chirurgia ogólna, którzy wykonują zawód. Z tego 2494 to specjaliści I stopnia. Czy to dużo? Nie. Bo jak zauważa Jakub Kosikowski, lekarz rezydent, członek Naczelnej Rady Lekarskiej, większość z nich ma powyżej 55 lat, i wielu wkrótce przejdzie na emeryturę. Z danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że ponad 65 lat ma ok. 34 proc. chirurgów, a 55-64 lata - 32 proc.  - Ponadto nie ma pewności, czy wszyscy pracują jako chirurdzy. Mogą mieć drugą specjalizację, czego statystyki już nie pokazują - dodaje.

 

 

Według prof. Grzegorza Wellnera, konsultanta krajowego chirurgii ogólnej, zabiegi wykonuje tylko 4 tysiące chirurgów. W efekcie co chwilę w mediach pojawiają się informacje o zamkniętym oddziale chirurgii, np. ostatni w Grodzisku Wielkopolskim. Będzie coraz gorzej, bo młodzi nie chcą robić specjalizacji z chirurgii, także onkologicznej. W Polsce chirurgów onkologów jest tylko 983. Dlaczego?

Czytaj też: Chirurg przystępujący do operacji powinien zbadać pacjenta od czubka głowy aż po stopy >>>

Przyczyn jest kilka: od lat zła polityka państwa, niskie płace na etacie, brak możliwości dorobienia, zła atmosfera pracy, ale także strach przed pozwem pacjenta. Czasu na wymianę pokoleniową jest coraz mniej, a Ministerstwo Zdrowia nie robi nic, by to zmienić. Tymczasem to chirurg ogólny usuwa chore wyrostki robaczkowe, wycina pęcherzyki żółciowe, operuje przepukliny i inne choroby przewodu pokarmowego, leczy urazy, zaopatruje ostre rany, wycina nowotwory. 

Czytaj też: Odpowiedzialność lekarza w zespole operacyjnym >>>

 

Nikt nie chce iść na chirurgię

W latach 1998-2001 zawieszono wszystkie specjalizacje, bo było za dużo lekarzy, a bycie chirurgiem oznaczało prestiż. Aby dostać się na specjalizację trzeba było mieć znajomości lub zapłacić. Według danych Eurostat w 2017 roku w Polsce było 20 592 chirurgów, a w liczących ponad dwa razy więcej ludności Niemczech  97 707 chirurgów. Wówczas w Polsce przypadało 54,2 chirurgów na 100 tys. mieszkańców, a w Niemczech - 119,7. Z danych NIL wynika, że w tej grupie było 8 947 chirurgów ogólnych, obecnie jest ich o 37 mniej.  NIL w 2105 roku prognozował , że w ciągu 10 lat, czyli do 2025 roku liczba chirurgów w ogóle spadnie o 15 proc., a do 2035 roku o 30 proc.

- 20 lat temu  bardzo chciałam rozpocząć specjalizację z chirurgii ogólnej, ordynatorzy mi odmawiali, bo jestem kobietą lub chcieli za to pieniądze - mówi Renata Florek-Szymańska, przewodnicząca Porozumienia Chirurgów "Skalpel", organizacji założonej w 2019 roku właśnie po to, aby poprawić sytuację chirurgów i chirurgii. By w Polsce przybywało zabiegowców, więcej młodych lekarzy musi iść na specjalizację.

Sprawdź też: Mędrzycki Radosław, Sikorski Sebastian "Nowe zawody w podstawowej opiece zdrowotnej w Polsce" >

Problem widzi minister zdrowia, bo uznał w rozporządzeniu, że chirurgia ogólna, to specjalizacja priorytetowa. W sesji jesiennej w 2021 r. na 4195 miejsc rezydenckich przeznaczono na nią 233, a w tegorocznej wiosennej na 2000 wszystkich miejsc -  97. Sęk w tym, że wiosną tego roku taką specjalizację wybrało tylko 35 lekarzy.

- To oznacza, że na niemal 2/3 miejsc nie było chętnych - mówi obrazowo Renata Florek-Szymańska. W czterech województwach:  małopolskim, świętokrzyskim, kujawsko-pomorskim i opolskim nie zgłosił się ani jeden lekarz chcący rozpocząć specjalizację z chirurgii. Najwięcej chętnych było w łódzkim i dolnośląskim, bo aż pięciu.  Dla porównania w jednym województwie, dolnośląskim, specjalizację z endokrynologii rozpoczęło aż 17 lekarzy, a dermatologii 14

Czytaj też: Zastosowanie narzędzi jakościowych w zarządzaniu szpitalem >>>

Młodzi chcą się uczyć zamiast dyżurować i wypełniać papiery

Dlaczego młodzi unikają specjalizacji zabiegowych? Nie wszyscy chcą mówić wprost, ale powodów jest kilka. - Od nas odeszli trzej młodzi rezydenci chirurdzy, bo są kontrakty zadaniowe i starsi muszą dobrze zarabiać, więc młodzi nic nie operowali… teraz jest tylko 4 albo 5 chirurgów w szpitalu – mówi jeden z lekarzy. Czy można to zmienić?  Chirurg z jednego z warszawskich szpitali, który chce pozostać anonimowy, bo wyraźnie pisze o patologiach i nazywany jest enfant terrible chirurgów (z fr. okropne dziecko, nietaktowne) uważa, że tak. - Kontrakty mogłyby uwzględniać szkolenie młodych, tylko nikt o tym nie myśli. Taki kontrakt zadaniowy może obejmować asystowanie rezydentom, wówczas doświadczony chirurg jest wynagradzany za wprowadzanie w arkana zawodu młodych następców – mówi chirurg.  W Polsce chirurdzy na specjalizacji głównie dyżurują, wypełniają papiery i odbywają teoretyczne szkolenia.

Czytaj też: Zatrudnianie lekarzy i pielęgniarek z Ukrainy w świetle specustawy >>>

- Młody człowiek, który stoi przed wyborem specjalizacji, musi widzieć sens nauki tej specjalizacji – dodaje Renata Florek-Szymańska. - Niektórzy mówią, że chirurg to taka tania sekretarka medyczna z dyplomem lekarza i ze specjalizacją z chirurgii. A przecież nie o to chodzi, żeby chirurg miał wypełniać sterty dokumentacji medycznej, tylko on ma operować. Chirurg powinien mieć tak zorganizowaną pracę, że rano powinien iść na blok operacyjny. To, że zamiast operować musi ,,robić papiery” w oddziale wynika ze złego zarządzania kadrami medycznymi. Lekarz musi też widzieć, że będzie się uczył w nowoczesny sposób, na nowoczesnym materiale, z dostępem do najlepszych metod, czego w naszym kraju brakuje – dodaje.

 

 

Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie specjalizacji lekarzy, specjalizacja w chirurgii ogólnej trwa 6 lat, gdy endokrynologia 5 lat. W tym czasie przyszły chirurg musi jednak odbyć wiele teoretycznych kursów, często z dala od domu, których poziom jest niski. Z kolei na konferencjach naukowych dowiaduje się o nowych metodach, narzędziach, których jednak w szpitalach nie ma, bo są zbyt kosztowne, a jak są to nieużywane, bo wyszkolenie zespołu kosztuje, co pokazał raport NIK

Czytaj też: Kształcenie w zakresie ustawicznego rozwoju zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów - poradnik >>>

 


Po 15 latach nauki nie zarobią i nie dorobią

Nawet jak chirurdzy już się wyszkolą, to nie mogą liczyć na dobre zarobki. Fakt, że dzięki temu, że chirurgia ogólna to specjalizację priorytetowa jej rezydenci zarabiają więcej. Minister Zdrowia w rozporządzeniu ustalił, że wynosi ono  5752 zł, czyli o 300 zł więcej niż na kierunkach nie priorytetowych. Tyle, że po sześciu latach nauki, a w sumie gdy dodać studia i staż, po co najmniej trzynastu latach, czyli w wieku ponad 30 lat, nie ma szans na większe zarobki, bo… NFZ źle wycenia zabiegi chirurgiczne.

- Większość chirurgów pracuje na etacie w szpitalu, a zatem otrzymuje 6770 zł brutto za 160 godzin pracy w miesiącu, o tysiąc złotych więcej niż w czasie specjalizacji - mówi Renata Florek-Szymańska. Ona po 22 latach pracy, a więc z dodatkiem stażowym, dostaje na konto ok. 8 000 złotych. - Mam dwie specjalizacje, ale aby utrzymać rodzinę, dorabiam prowadząc gabinet medycyny estetycznej - mówi Florek-Szymańska. 

Czytaj też: Szymańska vel Szymanek Paulina - Przeprowadzanie zabiegów z chirurgii estetycznej u osób małoletnich >>>

-  W Polsce procedury ogólnochirurgiczne wyceniane są nisko, co przekłada się na stosunkowo niższe wynagrodzenie chirurgów ogólnych – przyznaje Mariusz Paszko, dyrektor Zamojskiego Szpitala Niepublicznego w Zamościu.  – Brakuje pieniędzy na opłacanie chirurgów, do ich wynagrodzeń dokładamy z procedur, które są opłacalne – przyznaje dyrektor Paszko.

Młodzi, aby zarabiać więcej muszą brać dyżury. Tyle, że dla młodych liczy się balans między życiem zawodowym a rodzinnym, i nie chcą już pracować po 300 godzin miesięcznie, zwłaszcza chirurdzy. Ich praca i tak jest ciężka, odpowiedzialna, stresująca.  By zarabiać więcej musieliby założyć działalność gospodarczą i podpisać kontrakt ze szpitalem. Ci, którzy mogą wykorzystują sytuację braku rąk do operacji.  - Miejscami, gdzie braki są największe, wynagrodzenia chirurgów na kontraktach dochodzą już nawet do poziomu anestezjologów, ale to efekt braku kadr, a nie systemowych zmian, które by zwiększyły zainteresowanie chirurgią - zauważa Jakub Kosikowski. I dodaje, że na kontrakcie często są gorsze warunki pracy, więc nie każdy jest nim zainteresowany, zwłaszcza w ryzykownych zabiegowych specjacjach. - Od kontraktów nie przybędzie chirurgów - zauważa Jakub Kosikowski. 

Nie każdemu lekarzowi odpowiada też umowa kontraktowa.  - Lekarze zatrudnieni na etacie są więc istotnie pokrzywdzeni w sferze zarobków za pracę w publicznej ochronie zdrowia - dodaje Renata Florek-Szymańska. - Brutto na etacie lekarz specjalista zarabia ok. 45 zł za godzinę pracy w ciężkich warunkach, co daje netto około 35 zł. Chirurg pracujący na etacie w rzeczywistości skazany jest na minimalne wynagrodzenie dla lekarza specjalisty. A to właśnie na etatowcach opiera się w znacznej mierze praca w szpitalach publicznych – dodaje.

Dlatego jeden z chirurgów onkologów zauważa, że tylko wyższe wynagrodzenia i lepsze warunki pracy mogłyby przekonać do chirurgii.

Boją się prokuratora, ale... najważniejsze są zarobki

Jest jeszcze jeden argument przeciwko chirurgii – sprawa w sądzie. - Dzisiaj chirurdzy, ale też ginekolodzy i inni przedstawiciele specjalizacji zabiegowych są poddani ogromnej presji również przez to, że może grozić im odpowiedzialność karna nawet za niezawiniony błąd medyczny – tłumaczy Łukasz Jankowski, prezes NRL - Dlatego też młodzi stronią od chirurgii, przez co robi się ogromny problem – dodaje. NRL postuluje wprowadzenie zasady no-fault, czyli braku odpowiedzialności za nieumyślny błąd. Jak jednak zauważa Jolanta Budzowska, radca prawny, partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy w Krakowie, ryzyko odpowiedzialności karnej lekarzy jest demonizowane, a ilość postępowań karnych w sprawach o błąd medyczny z roku na rok spada.  W latach 2016-2021 r. prokuratura skierowała do sądów odpowiednio: 117, 141, 153, 197, 199 i 216 spraw o błędy medyczne. W tych latach w prokuraturach wszczęto odpowiednio: 2187, 2367, 2217, 2161, 1797 i 1751 postępowań o błąd medyczny. 

Czytaj też: Przegląd spraw sądowych w kontekście najczęściej spotykanych błędów medycznych >>>

Radosław Tymiński, radca prawny, który w ciągu ostatnich dwóch lat miał ponad 20 spraw rezydentów o niedopełnienie obowiązków, też uważa, że zagrożenie odpowiedzialnością nie jest główną przyczyną braku chętnych na specjalizację z chirurgii. - To jest jedna z przyczyn, ale nie główna. Główne to ta, że chirurgia jest bardzo obciążająca fizycznie i psychicznie, wymaga zdolności nie tylko intelektualnych, ale i manualnych.  Ponadto w znacznym stopniu wiąże z publiczną ochroną zdrowia, co oznacza, że chirurg ma ograniczone możliwości zarobkowania w sektorze prywatnym. Komu dolega wyrostek, jedzie na SOR i tak trafia na stół operacyjny, a nie przez prywatny gabinet, choć te też działają. Co do zasady jednak liczba prywatnych praktyk chirurgicznych nie jest duża, bo nie ma na nie zapotrzebowania. Za to mamy dużo gabinetów ginekologicznych. I choć jest to najbardziej niebezpieczna prawnie specjalizacja, to na nią jest dużo chętnych, bo daje możliwość pracy w różnych miejscach - podkreśla mec. Tymiński.

Chirurdzy nie mają tylu możliwości dorobienia, co ginekolodzy czy endokrynolodzy.  

Sprawdź PROCEDURĘ:

 

Co proponuje Ministerstwo Zdrowia

Ministerstwo Zdrowia widzi problem, ale propozycja jego rozwiązania budzi kontrowersje. Chce, aby ratownicy medyczni i pielęgniarki mogli uzyskiwać specjalizację chirurgicznego asystenta lekarza. - Komu jednak będą asystować, skoro młodych chirurgów brak i nie ma pomysłu jak to zmienić - pyta retorycznie Renata Florek.  

Adam Niedzielski, minister zdrowia, zapowiedział w Polsat News nowe rozwiązania dotyczące rezydentury, które mają zachęcić lekarzy do wybierania szpitali powiatowych, które borykają się z kryzysem kadrowym. To jest rozwiązanie już zapisane w ustawie o zawodzie lekarza. Zgodnie z jej art. 16f ust. 3 pkt 3 lekarz rezydent chirurgii ogólnej, podobnie ja chorób wewnętrznych i pediatrii, ma odbyć 6-miesięczny staż w szpitalu pierwszego lub drugiego stopnia zabezpieczenia zdrowotnego, czyli najczęściej powiatowym. Ten przepis ma wejść w życie od stycznia 2023 roku, będzie więc dotyczył rezydentów, którzy rozpoczną staż wiosną 2023 roku. Jeśli na skutek przepisów będą musieli dojeżdżać do szpitala w innym powiecie niż miejsce pracy wskazane w podstawowej umowie o pracę, otrzymają dodatkowe wynagrodzenie, zwolnione z podatku, w wysokości 16 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę. Co na to chirurdzy?

- Rezydenci chirurgii na mur beton pójdą tam tylko haki trzymać i robić papiery, czasem jakiś wyrostek, bo nikt z miejscowych chirurgów nie będzie ryzykować i nie odda pacjenta z prywatnego gabinetu jakiemuś zesłańcowi, który potem i tak po pół roku stamtąd pójdzie gdzieś indziej – ocenia jeden z chirurgów już po specjalizacji.

Lekarze na specjalizacji mają już rodziny, dzieci, i takie chwilowe odesłanie ich na prowincję, przeorganizuje im życie osobiste. Damian Patecki, członek prezydium NRL,  przede wszystkim wskazuje, że celem szkolenia rezydentów nie jest łatanie dziur kadrowych i ratowanie szpitali tylko pozyskiwanie pełnowartościowych specjalistów, którzy poradzą sobie zawsze i wszędzie. Zresztą lekarze nie są przeciwni odbywaniu rezydentur w szpitalach o niższych poziomach referencyjnych, o ile jest to ich wybór, a nie przymus.

Póki co jednak młodych chirurgów brak, a realnego pomysłu jak to zmienić nie ma. 

- Od dwóch lat walczę o to, aby rząd usłyszał alarm: Pull up! i Terrain Ahead! Znamy problemy chirurgów od podszewki, ale nikt nie chce z nami rozmawiać. Ale nie tylko w tym rządzie nie ma wizjonerów, nie ma ich od 30 lat, a przez to wkrótce nie będzie miał kto operować pacjentów - kwituje.

Czytaj też: Jak przygotować i przekonać kadrę medyczną do kontaktów z mediami? >>>