14 godzin pracy w upale 50 stopni, pół roku bez wynagrodzenia. Mundial tysięcy ofiar

Kacper Sosnowski
- Latem jest ciężko, upał dochodzi do 50 stopni. Trzeba pracować przez cały tydzień od 12 do 14 godzin dziennie z wyjątkiem piątku - relacjonuje katarską rzeczywistość jeden z filipińskich pracowników, który w kraju organizującym mundial jest zatrudniony od 14 lat. Mistrzostwa świata w Katarze, które rozpoczną się dokładnie za pięć miesięcy, pochłonęły tysiące ofiar.

21 listopada na piękny stadion Al Thumama w Dosze wybiegnie Sadio Mane. W kolejnych dniach na boiskach zobaczymy też Neymara, Leo Messiego, Roberta Lewandowskiego i wiele innych gwiazd światowej piłki. Na pięć miesięcy przed początkiem mundialu pracę na sportowych obiektach są właściwie skończone, ale w Katarze ciągle powstają ostatnie elementy infrastruktury potrzebne do rozegrania imprezy: budowane lub modernizowane są drogi, wykańczane są ekskluzywne hotele. Szwedzki "Aftonbladet" rozmawiał z dwoma pracownikami zatrudnionymi w Katarze, którzy przyjechali do Skandynawii w związku z kongresem budownictwa. Anonimowo opowiedzieli o finiszu przygotowań do MŚ.

Zobacz wideo Co wiemy po zgrupowaniu kadry? "Walka trwa, bo mundial jest przed nami"

Agencje zdzierają, czyli znikające depozyty

Jeden z nich jest z Filipin, drugi z Bangladeszu. Obaj mają kilkunastoletni staż na budowach w Katarze. Teraz, jak podkreślają, główną trudnością są panujące tam temperatury i funkcjonowanie na budowie przy 40 czy nawet 50 stopniach Celsjusza. Ich tydzień pracy trwa sześć dni, harują nawet po 14 godzin dziennie.

Obaj panowie zwracają uwagę, że udający się do Kataru nowi robotnicy od początku są postawieni pod ścianą. To zwykle bezrobotni i biedni ludzie z Nepalu, Bangladeszu czy Sri Lanki, którzy nie dostają zwrotu kosztów za długie i czasem uciążliwe podróże. Aby w ogóle załatwić sobie pracę w Katarze, korzystają z pośrednictwa agencji. Agencje obiecują dobrze płatną pracę, ale wymagają tzw. depozytu.

- Dla ludzi z Bangladeszu to nawet około 4 tysiące dolarów - mówi jeden z rozmówców. Tyle że depozyt, często okazuje się opłatą, którą w całości zgarnia agencja, co wychodzi dopiero, gdy zainteresowani wyjazdem pożyczą, zorganizują i przekażą pośrednikom wskazaną kwotę. Na miejscu w Katarze pracowników zwykle czeka zakwaterowanie w barakach i niższe od obiecanego wynagrodzenie.

"Cierpienie jest tak trudne do uchwycenia, jak obliczenia astronomiczne"

Chociaż naturalnym działaniem w takiej sytuacji wydaje się sprzeciw czy nawet protest, zdaniem rozmówców "Aftonbladet" te formy często nie przynoszą dobrego efektu. Na początku tego roku zajmująca się ochroną praw człowieka Human Rights Watch poinformowała, że pracownicy Al Bayt Arena, na której odbędzie się mecz otwarcia mistrzostw, przez pięć miesięcy po swoich protestach nie dostawali wynagrodzeń.

- Pewnego razu po prostu zamknięto też budowę drogi, na której pracowało 5 tys. pracowników, którym przez pół roku nie wypłacano wynagrodzenia – opisuje Filipińczyk.

- Kiedy ktoś protestuje przeciwko pracodawcy, może minąć nawet rok, zanim jakaś instytucja zajmie się tą sprawą - dodaje jego kolega, przypominając, że w tym czasie trzeba wykładać własne pieniądze na życie w Katarze. Często zdarzało się tak, że robotnikom pomagali miejscowi. 

Nie bez kozery "The Guardian", który często zajmował się problemami wykorzystywanych w Katarze pracowników, w jednym ze swych tekstów napisał, że ich "cierpienie jest czasem równie trudne do uchwycenia, jak obliczenia astronomiczne".

Jest lepiej, ale liczba ofiar trudna do ustalenia

Filipińczyk, który jest w Katarze dłużej od kolegi, przyznaje, że w ciągu kilkunastu lat widzi pewną poprawę warunków pracy wynikającą z faktu, że coraz więcej osób i światowych organizacji skupia się na jej monitorowaniu.

Przypomnijmy, że po licznych publikacjach medialnych i akcjach organizacji chroniących prawa człowieka nagłaśniających wykorzystywanie robotników w Katarze, wprowadzono tam płacę minimalną i w dużej mierze zlikwidowano też porównywany z niewolnictwem system Kafala. Zrobiono to jednak dopiero, gdy większość stadionów mundialu była już gotowa. W większości przypadków nie jest też już wymagane pozwolenie na wyjazd z kraju.

Nie zmienia to jednak ogólnych smutnych analiz – od 2010 roku w Katarze w związku z organizacją MŚ zginęły tysiące osób.

Mały ich procent był bezpośrednio zaangażowany w budowę stadionów. Większość straciła życie, konstruując drogi, mosty, lotniska, systemy transportu publicznego i hotele. Zadziwiające jest, że tę liczbę trudno jest nawet dobrze oszacować. Najwyższy Komitet ds. Dostaw i Dziedzictwa Kataru, odpowiedzialny za mundialową infrastrukturę, w swych raportach informował o 36 zgonach, z czego tylko trzy ściśle związane były z pracami na stadionach. Z kolei BBC w 2013 roku informowało o 1,3 tys. ofiar, a "The Guardian" - powołując się na dane poszczególnych krajów w latach 2011-2020 - podawał, że w Katarze na mundialowych budowach mogło zginąć nawet 6,5 tys. pracowników.

Nieoczekiwane zgony zdrowych i zwykle młodych mężczyzn często pozostawały niewyjaśnione lub przypisywane były przyczynom naturalnym. Raport Amnesty International opublikowany w tym roku właściwie wypunktował wszystko to, co jako swoje problemy opisywali dwaj rozmówcy "Aftonbladet". Filipińczyk i obywatel Bangladeszu na razie nie myślą o wyprowadzce z Kataru. Zostaną tam do rozpoczęcia mundialu. Meczów z trybun na pewno nie zobaczą, bo bilety są dla nich zbyt drogie. Liczą, że jakieś spotkania zobaczą ze stref kibica zlokalizowanych wokół Dohy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA