Stiv jest owczarkiem belgijskim, ma około ośmiu lat. Polscy pogranicznicy trzy razy próbowali go oddać białoruskiej straży, ale bezskutecznie. Za każdym razem pies wracał do Polski, pokonując kilkunastokilometrową trasę przez las. Po trzeciej ucieczce został już po polskiej stronie. Wolontariusze, którzy się nim zajęli, są zdumieni, bo - jak tłumaczą - szkolone psy nie porzucają swoich przewodników. A jeśli już uciekają, to po to, aby odnaleźć swojego przewodnika - dowiadujemy się z materiału Polsat News.
- "Dezerter" jest to określenie mało sympatyczne, aczkolwiek trzeba tak powiedzieć: zdezerterował ze służby - stwierdziła w rozmowie ze stacją Agnieszka Zaworska, wolontariuszka stowarzyszenia "Zakątek Weteranów", pod którego opiekę Stiv trafił 14 maja.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Zwierzak nie bez powodu uciekł od poprzedniego opiekuna. Miał poważne choroby skóry, był też niedożywiony. Wolontariusze mają informacje, że białoruska straż nie dawała mu karmy, tylko chleb z wodą. Pies miał być też kopany, jeśli nie wykonywał poleceń.
- Postanowił spróbować lepszego życia, jak widać, udało mu się. Jest zadowolony, zżył się z nami - podkreśliła Zaworska. Dodała, że mimo trudnych przeżyć Stiv wciąż jest przyjazny i ufny. Wolontariusze na początku wydawali mu komendy tylko po rosyjsku, ale z czasem bystry psiak zaczął rozumieć także te w języku polskim.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>