Inflacja bazowa, czyli miara wzrostu cen w gospodarce, której ze szczególną uwagą przyglądają się bankierzy centralni, po raz kolejny mocno wzrosła i osiągnęła najwyższy poziom w historii statystyk sięgających 2000 r.
Według wyliczeń GUS w maju ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 13,9 proc. w porównaniu z analogicznym miesiącem ubiegłego roku. Eksperci oczekują, że inflacja CPI będzie przyspieszać w kolejnych miesiącach tego roku, a w przyszłym utrzyma się na dwucyfrowym poziomie. Ekonomiści na całym świecie zastanawiają się, na ile najwyższa od dekad inflacja jest efektem szoków, na które banki centralne nie mają żadnego wpływu (jak np. wzrost cen surowców po inwazji Rosji na Ukrainę, zakłócenia w łańcuchach dostaw z powodu covidowych lockdownów w Chinach czy pogoda), a w jakim stopniu są skutkiem krajowych, utrwalonych czynników popytowych, które władcy pieniądza mogą stłumić, zacieśniając politykę pieniężną.
Analizę mogą ułatwić właśnie wskaźniki inflacji, z których wyłączone są niektóre z cen pozostających poza bezpośrednim wpływem lokalnych warunków monetarnych. Warto przy tym pamiętać, że tzw. inflacja bazowa również nie jest skutkiem wyłącznie przewagi krajowego popytu nad podażą, więc nie znajduje się pod kontrolą banku centralnego, szczególnie w środowisku tak gwałtownych szoków. Popandemiczny odłożony popyt i chęć zrekompensowania "utraconych" zarobków przez sprzedawców powinny być zjawiskami przejściowymi. W zglobalizowanym świecie niebagatelne znaczenie ma również polityka pieniężna zagranicznych banków centralnych i koniunktura w największych gospodarkach świata. Władze banków centralnych mają jednak uzasadnione obawy przed utrwaleniem wysokich oczekiwań inflacyjnych, na które wpływ mają przede wszystkim zmiany cen obserwowane na co dzień przez konsumentów i ich decyzje zakupowe analizowane przez sprzedawców.
ReklamaWedług opublikowanych we wtorek danych Narodowego Banku Polskiego w maju 2022 r. inflacja w relacji rok do roku:
- po
wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 8,5 proc. wobec 7,7
proc. miesiąc wcześniej. To najwyższy odczyt w
sięgającej roku 2000 historii tych statystyk. Wynik był zgodny z oczekiwaniami ekonomistów;
- po wyłączeniu cen administrowanych (podlegających kontroli państwa) wyniosła 14 proc. wobec 12,2 proc. miesiąc wcześniej;
- po wyłączeniu cen najbardziej zmiennych wyniosła 10,4 proc. wobec 9,3 proc. miesiąc wcześniej;
- tzw. 15-proc. średnia obcięta, która eliminuje wpływ 15 proc. koszyka cen o najmniejszej i największej dynamice, wyniosła 10,1 proc. wobec 9,2 proc. miesiąc wcześniej.
Spośród czterech wskaźników inflacji bazowej najczęściej używanym przez ekonomistów oraz bankierów centralnych jest wskaźnik pomijający ceny żywności i energii (pierwszy na powyższej liście). Waga obu kategorii w koszyku inflacyjnym wynosi bowiem łącznie ponad 40 proc.
"Narodowy Bank Polski co miesiąc wylicza cztery wskaźniki inflacji bazowej, co pomaga zrozumieć charakter inflacji w Polsce. Wskaźnik CPI pokazuje średnią zmianę cen całego, dużego koszyka dóbr kupowanych przez konsumentów. Przy wyliczaniu wskaźników inflacji bazowej analizie są poddawane zmiany cen w różnych segmentach tego koszyka. To pozwala lepiej identyfikować źródła inflacji i trafniej prognozować jej przyszłe tendencje. Pozwala też określić, w jakim stopniu inflacja jest trwała, a w jakim jest kształtowana np. przez krótkotrwałe zmiany cen wywołane nieprzewidywalnymi czynnikami" - zaznacza NBP.
NBP definiuje "stabilność cen" jako wzrost koszyka CPI o 2,5 proc. rocznie z dopuszczalnym odchyleniem o jeden punkt procentowy w obie strony. Wyraźnie powyżej celu banku utrzymują się więc wszystkie rodzaje inflacji bazowej. Nie widać również oznak stabilizacji inflacji, nie wspominając o jej spadku, które - zgodnie ze słowami prezesa Glapińskiego - mogłyby skłonić RPP do zakończenia cyklu podwyżek stóp procentowych.
Dynamika wzrostu cen w Polsce nadal przyspiesza, mimo że od początku października Rada Polityki Pieniężnej zdążyła już podwyższyć stopy procentowe o 590 pb., windując stopę referencyjną do 6 proc., najwyższego poziomu od listopada 2008 r. Bieżący cykl zacieśnienia polityki pieniężnej jest najbardziej gwałtowny w XXI wieku.
Dlaczego wzrost kosztu pieniądza nadal nie zbił inflacyjnej gorączki? Prezes NBP Adam Glapiński tłumaczy, odwołując się do teorii ekonomii i badań empirycznych, że wpływ podwyżek będzie wyraźnie widoczny po 4-6 kwartałach. Ponadto realna stopa procentowa - czyli uwzględniająca bieżącą lub oczekiwaną inflację (według prognoz ma się utrzymać w pobliżu dwucyfrowych poziomów jeszcze w przyszłym roku) - pozostaje głęboko ujemna.
Niemniej jednak szybki wzrost ceny pieniądza niesie za sobą wysokie koszty. Za walkę z inflacją płacą przede wszystkim kredytobiorcy, którzy zaciągnęli zobowiązania oparte na zmiennej stopie procentowej. Wyższe obciążenia i niższa zdolność kredytowa prowadzą do schłodzenia gospodarki. Równocześnie nie wszystkie dochody rosną równie szybko jak inflacja czy koszt pieniądza, co uderza po kieszeni osoby o słabszej pozycji przetargowej.
To właśnie zapewne obawy przed negatywnymi konsekwencjami gwałtownego zacieśnienia polityki pieniężnej skłoniły prezesa Glapińskiego do stwierdzenia, że RPP zbliża się do końca cyklu podwyżek. Jego słowa z ubiegłego czwartku zostały szybko i brutalnie zweryfikowane przez rynkową rzeczywistość. W piątek Amerykanie zaraportowali zaskakująco wysoki wzrost inflacji w maju, w środę Fed podniósł stopy procentowe najmocniej od 28 lat, a w czwartek na podwyżkę niespodziewanie zdecydowali się Szwajcarzy. "Jastrzębi" zwrot w najważniejszych bankach centralnych świata nie pozostawia NBP wielkiego pola manewru - stopy procentowe w Polsce muszą nadal rosnąć.
Widać to już w oczekiwaniach rynkowych dot. przyszłej ścieżki stóp procentowych. Z wyceny kontraktów na rynku terminowym wynika, że inwestorzy oczekują kolejnych zdecydowanych podwyżek. Kontrakty FRA 3x6 wzrosły z niecałych 7,6 proc. w ubiegły czwartek do 8,25 proc. dziś. W poprzedni wtorek rentowność 10-letnich obligacji skarbowych wynosiła nieco ponad 6,5 proc., dziś jest to już ponad 7,8 proc. Wbrew głośnym deklaracjom prezesa Glapińskiego w tej podróży on i jego koledzy z Rady są tylko pasażerami, a za kierownicą siedzi ktoś inny.