Niebieska Karta to nie tylko kolejny, ważny puzzel w układance pt. „Jestem ofiarą przemocowca”, to bolesny kop w jądra, który może ustawić przebieg całej batalii i sprawić, że ją przegrasz z kretesem. I cios bezkarny, bo kobieta może nakłamać do woli, odegrać życiową rolę skrzywdzonej przez partnera ofiary i włos z głowy jej za to nie spadnie.
Po przeczytaniu mojej książki "Rozwód - Poradnik dla Mężczyzn" zrozumiesz, że dla kobiet i ich adwokatów rozwód to wojna, w której nie obowiązują żadne zasady. Nie bierze się jeńców, a walka jest obliczona na totalne zniszczenie przeciwnika. Dlatego Niebieska Karta jest notorycznie nadużywana i zamiast do obrony przed przemocą domową, służy do ataku w rozwodowej wojnie.
Chcieli dobrze, ale im nie wyszło
Zacznę od tego, czym jest Niebieska Karta. W teorii to narzędzie prawne, które ma chronić ofiary przemocy domowej. To bat na zwyrodnialców, którzy pastwią się nad bliskimi. Ustawodawcy przyświecał zbożny cel, ale… mu nie wyszło. W praktyce powstał prawny bubel, który jest bardzo często wykorzystywany przez kobiety w wojnie rozwodowej. W powszechnej świadomości posiadacz takiego piętna to bydlak, któremu nie powinno się podawać ręki.
Niebieska Karta to nie tylko dokument urzędowy, który wyrabia się osobie podejrzewanej o stosowanie przemocy w rodzinie. To cała rozbudowana procedura. To program pomocy poszkodowanym, skoordynowany w kilku instytucjach państwowych. Kartę wymyśliła policja równo dwadzieścia lat temu, kiedy na warszawskiej Ochocie ruszył program pilotażowy wdrażania procedury pomocy ofiarom przemocy domowej. Rok później wprowadzono go już w całym kraju.
– Wcześniej wyglądało to tak: – opowiada znajomy policjant. – Mąż po pijanemu demoluje mieszkanie, bije żonę i dzieci. Kobieta albo ktoś z sąsiadów dzwoni na policję. Jeśli awanturnik jest agresywny, zabieramy go do izby zatrzymań albo na „wytrzeźwiałkę”. Jeśli zachowuje się spokojnie, jest trzeźwy, ale w domu widać ślady awantury, pouczamy żonę o możliwościach wniesienia zawiadomienia o przestępstwie i odjeżdżamy. Ona, zapewniana przez skruszonego małżonka, że „to się nie powtórzy więcej”, zwykle nie składa zawiadomienia, a notatka z interwencji ląduje gdzieś w archiwum. Sprawa rozchodzi się po kościach. Jeśli sytuacja się powtarza, na kolejną interwencję przyjeżdża zwykle inny patrol, który o wcześniejszej nie miał pojęcia. I znowu notatka, i znowu przeprosiny i znowu… nic.
Ofiary przemocy były pozostawione same sobie, bez szansy na zmianę losu, bez fachowej pomocy prawnej i psychologicznej, w zasadzie bez możliwości wykazania w sądzie, że awantury, wyzwiska, bicie były całą serią zdarzeń. Niebieska Karta miała diametralnie
zmienić ten stan rzeczy: każda interwencja policji miała być szczegółowo odnotowana, dzięki czemu dokument mógł być wiarygodnym dowodem w sądzie w sprawie o przemoc lub eksmisję rodzinnego kata. Ale nie tylko. Samo założenie karty uruchamiało procedury pomocowe. Był to sygnał dla instytucji publicznych, że w rodzinie źle się dzieje. Że trzeba działać! Ofiary przemocy domowej nie były już pozostawione na pastwę losu i swojego oprawcy.
UWAGA – WAŻNE ZASTRZEŻENIE
Żeby było jasne – nie mam absolutnie nic przeciwko szczytnym założeniom tej procedury. Przeciwnie. Wszechstronna pomoc osobom, które same nie potrafią się skutecznie obronić przed domowymi bestiami, ze strony instytucji i służb państwowych to absolutna konieczność w każdym cywilizowanym kraju.
Niebieska karta stała się… kartą przetargową
Założenie karty jest dziecinnie proste – może to zrobić każdy, nie tylko osoba, która czuje się ofiarą przemocy, ale jej rodzina, sąsiedzi, lekarz, nauczycielka itd. Wystarczy, że powiadomi jedną z uprawnionych do tego instytucji, tj. policję, placówkę oświatową (szkołę), pomoc społeczną, służbę zdrowia (np. lekarza rodzinnego) lub gminną komisję rozwiązywania problemów alkoholowych. Zgłaszający, poza swoim zeznaniem, nie musi przedstawić żadnych dodatkowych, wiarygodnych dowodów na przemoc domową. Tak samo osoba, która uważa się za poszkodowaną, wystarczy, że odpowie na pytania, które znajdują się w formularzu.
Kobiety szybko odkryły, że Niebieska Karta jest świetnym, bo łatwym w użyciu i skutecznym narzędziem do wykańczania swoich byłych partnerów w bataliach rozwodowych. A także mocną kartą przetargową w towarzyszących im sprawach dotyczących ustanowienia kontaktów z dziećmi czy podziału majątku wspólnego.
I masowo zaczęły zakładać karty swoim mężom.
Niebieską Karte każdy może zalożyc każdemu - w oparciu wylącznie o zeznania
Skąd ta siła?
Skuteczność Niebieskiej Karty jako narzędzia do nieczystej walki bierze się z niewiedzy i fałszywego stereotypu, który przez dwadzieścia lat zakorzenił się w świadomości społecznej. Samo założenie Niebieskiej Karty niczego nie przesądza, nie świadczy bowiem ani o skazaniu domniemanego sprawcy za jakiekolwiek przestępstwo lub wykroczenie, ani o sporządzeniu przeciwko niemu aktu oskarżenia, ani nawet o przedstawieniu mu jakichkolwiek zarzutów.
Słowem, w świetle prawa karnego – posiadacz Niebieskiej Karty nie jest ani skazany, ani oskarżony, ani nawet podejrzany. Jest jedynie podejrzewany, co nie jest pojęciem prawnym, lecz potocznym, i znaczy tyle, że kartoteka takiego delikwenta jest absolutnie czysta.
Samo uruchomienie procedury NK jest tylko i wyłącznie… uruchomieniem procedury. Może to zrobić każdy, praktycznie każdemu, nie mając ku temu żadnych racjonalnych podstaw. Papier, w tym także formularz Niebieskiej Karty, jest cierpliwy i także przyjmie nawet największą bzdurę. Tyle, że świadomość tego mają tylko zorientowani w temacie. Czyli garstka osób. Cała reszta nie ma bladego pojęcia, że założenie karty jest dziecinnie proste, że nie trzeba przedstawić żadnych dowodów na przemoc domową. Że Niebieska Karta niczego nie przesądza, niczego nie potwierdza, ani o niczym nie świadczy.
Dlaczego działa to inaczej?
W społecznej świadomości działa to tak, że jeśli masz założoną Niebieską Kartę, to dla sąsiadów, rodziny, kolegów z pracy, a jak jesteś choć odrobinę znany, to także dla internetowych hejterów – jesteś winny przemocy domowej. Czyli jesteś kanalią.
Niebieska Karta jest notorycznie nadużywana i zamiast do obrony przed przemocą domową, służy do ataku w rozwodowej wojnie.
„Przecież bez powodu NK nie zakładają”, „Nie ma dymu bez ognia”, „Czemu ja nie mam Niebieskiej Karty?” – tak ludzie myślą, dlatego karta jest stygmatem i wywołuje ostracyzm ze strony lokalnej społeczności (im mniejsza miejscowość, tym działa silniej), na zasadzie: „Takiemu złoczyńcy, co bije własną żonę i dzieci, nie warto ręki podać”. Jest trwale przyklejoną łatą kata domowego, psychola, przemocowca, damskiego boksera. Po prostu kanalii.
Taką historię przeżył Dariusz, urzędnik:
Od wielu lat pracuję w urzędzie miasta i gminy, gdzie w ubiegłym roku wreszcie awansowałem na stanowisko zastępcy szefa swojego wydziału. Miewałem lepsze i gorsze dni w pracy. Ale tamten przebił wszystko. Pamiętam każdą sekundę. Zaczęło się tuż po ósmej rano, sekretarka wezwała mnie do gabinetu burmistrza, w którym oprócz niego siedziała kadrowa i jakaś nieznana mi kobieta, która przedstawiła się jako pracownica pomocy społecznej. Wszyscy mieli takie same posępne miny. Od szefa dowiedziałem się, dlaczego…
– Żona w naszym miejskim ośrodku pomocy społecznej założyła panu Niebieską
Kartę. Twierdzi, że znęcał się pan fizycznie i psychicznie nad nią i dziećmi. Jak było, to już ustali prokuratura i sąd. Ale my wiemy, że były u pana interwencje policji…
Zrobiłem się taki malutki, że chciałem się schować do przybornika na spinacze biurowe, który leżał na biurku burmistrza.
– Jakie interwencje? Jeden jedyny raz żona bez żadnego powodu zadzwoniła po policję. Jaka przemoc? – próbowałem coś nieskładnie tłumaczyć, ale nikt mnie nie słuchał. Ze zdenerwowania, wstydu i upokorzenia, słyszałem ich głosy, jakby dochodziły zza grubej szyby.
– Jest pan urzędnikiem, ten skandal uderza w naszą instytucję. Dlatego najlepiej dla wszystkich będzie, jak wykorzysta pan urlop wypoczynkowy. Będzie pan miał czas, żeby to wszystko wyjaśnić, może uda się dogadać z żoną – mówił szef.
Cios Niebieską Kartą jest piorunująco skuteczny, bo zwykle jest wyprowadzony z całkowitego zaskoczenia. Niewiedza i myślenie stereotypami „Jestem skończony”, „Nie wygrzebię się z tych oskarżeń”, do tego ogromny stres, poczucie wstydu, rozbicia, upokorzenia – w takiej sytuacji przestajesz logicznie myśleć i racjonalnie działać.
Szybko odwiedzi cię policjant
Procedura Niebieskiej Karty jest taka: jeśli staniesz się jej posiadaczem, dowiesz się o tym najpóźniej w ciągu siedmiu dni, bo tyle ma policja (zazwyczaj dzielnicowy), żeby cię odwiedzić w miejscu zamieszkania. Oczywiście, zrobi to bez uprzedzenia. Kolejnym krokiem jest spotkanie z tzw. zespołem interdyscyplinarnym, który tworzy kilka osób, m.in. pracownicy miejscowej pomocy społecznej, dzielnicowy, szkolny psycholog (jeśli macie dzieci w wieku szkolnym) itd.
Zadaniem tego ciała jest fachowo i całościowo (stąd obecność w nim specjalistów z różnych branż) rozeznać sytuację, czyli wysłuchać obu stron, policjanta (jeśli był wezwany do tzw. interwencji domowych). A potem wprowadzić tzw. indywidualny plan pomocy. Jeśli masz dzieci, to jest więcej niż pewne, że zespół o podejrzeniu przemocy domowej zawiadomi miejscowy sąd rodzinny, który wkrótce cię wezwie w przedmiocie wydania tzw. zarządzeń opiekuńczych.
Niebieska Karta w świetle prawa nie jest wyrokiem, niczego nie potwierdza, o niczym nie świadczy, niczego nie przesądza.
Co to są zarządzenia opiekuńcze
Jeżeli do instytucji państwowych, np. policji lub samorządowych, np. szkoły, ośrodka pomocy rodzinie, dotrze informacja, że w danej rodzinie coś złego się dzieje, że rodzice nieprawidłowo wykonują swoją władzę rodzicielską, np. zaniedbują dzieci, narażają na stresy poprzez awantury domowe, stosują przemoc itp., to uruchamiane są procedury polegające na tym, że sprawa trafia do sądu rodzinnego. Ów sąd to jeden sędzia, którego obowiązkiem jest zbadać wszelkie okoliczności, i jeżeli uzna, że są ku temu powody, zarządzi ingerencję państwa we władzę rodzicielską.
Te decyzje nazywają się właśnie wydaniem zarządzeń opiekuńczych. Mogę one być bardzo różne. Od bardzo łagodnego ograniczenia władzy rodzicielskiej, np. skierowania na terapię do poradni psychologiczno-pedagogicznej, aż po drastyczne, czyli całkowite pozbawienie ich tej władzy, co równa się umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczej.
Ile to trwa i czym się skończy?
Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, ile trwa procedura Niebieskiej Karty. Zgodnie z cytowanym rozporządzeniem, Zespół Interdyscyplinarny może zamknąć procedurę w trzech przypadkach:
- Po zrealizowaniu opracowanego planu pomocy i ustaleniu, że przemoc w rodzinie ustała.
- W uzasadnionym przypuszczeniu, że przemoc w danej rodzinie w przyszłości nie wystąpi.
- Trzecia możliwość teoretycznie jest najszybsza, bo zespół może uznać, że nie ma żadnego uzasadnienia do dalszych działań, nie ma przemocy, znęcania się. Za to jest konflikt, w którym dwie strony są aktywne. Wtedy można zamknąć procedurę. Ale „szybko” i tak z reguły trwa wiele tygodni, bo zespół musi wysłuchać kilku – kilkunastu osób.
Jak się bronić przed Niebieską Kartą
Wiesz już czym jest i czym – co jeszcze ważniejsze – nie jest Niebieska Karta. W świetle prawa nie jest wyrokiem, niczego nie potwierdza, o niczym nie świadczy, niczego nie przesądza. Nie ma zatem powodu, aby wpadać w czarną rozpacz, a potem pokornie przyjąć wszystkie niegodne warunki rozwodowe byłej żony, byle zamknąć temat NK. Trzeba przygotować się na nieprzyjemne, stresujące rozmowy, bo polegające na udowadnianiu, że nie jesteś wielbłądem.
Wojciech Malicki
O tym, jak się przygotować do tych rozmów, co i jak mówić, a także poradę, jak "zneutralizować" Niebieską Kartę oraz o bardzo wielu innych problemach rozstaniowych autor napisał w wydanej niedawno książce: "Rozwód - Poradnik dla Mężczyzn". To pierwsza i jedyna taka pozycja na rynku, jest dostępna na rozwod.eu
"Rozwód - Poradnik dla mężczyzn" spis treści
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Niebieska karta :)
Pitbull. Ostatni pies - Kasia Nosowska w genialnej scenie z wanną żeliwną
https://www.youtube.com/watch?v=xtBQs2OCYig
23.06.2022 14:11