"Głównym celem Zełenskiego jest zwycięstwo nad Rosją. To uzasadnia styl jego publicznych wystąpień. Ten cel powinien być obecnie także głównym celem Niemiec" - pisze Christian Neef w materiale opublikowanym w niedzielę w internetowym wydaniu tygodnika "Der Spiegel". "Czyż wróg naszego wroga nie powinien być naszym przyjacielem?" - pyta autor, długoletni korespondent tej gazety w Moskwie.
Teza Putina o wojnie idei między Rosją a Zachodem czyni także nas, nasze społeczeństwa wojennym wrogiem Rosji - podkreśla Neef. Zamiast wesprzeć Ukrainę, kanclerz Olaf Scholz opóźnia dostawy broni dla Kijowa, a zaproszenie do złożenia wizyty w Kijowie zbywa chłodnym stwierdzeniem, że "przyjął je (zaproszenie) do wiadomości".
Zdaniem Neefa euforia na punkcie Zełenskiego i jego kariera w stylu gwiazdy pop oraz porównywanie go do Che Guevary czy Fidela Castro działa wielu Niemcom na nerwy. Polska wyemitowała nawet serię znaczków z jego podobizną za 4500 zł. - ok. 1000 euro.
Więcej najnowszych treści przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
"Można uznać to za przesadę. Można przypomnieć o tym, że w pierwszych latach swojej kadencji prezydent niewiele osiągnął i że oligarchowie mieli nadal wiele do powiedzenia, a on niewiele przedsięwziął przeciwko korupcji. Ale jakie to ma znaczenie po 24 lutego? Żadne" - tłumaczy publicysta "Spiegla".
Co myślą sceptycy wobec Zełenskiego w Niemczech? - pyta autor. Rząd sieje dzień po dniu wątpliwości wobec prezydenta Ukrainy. Nie bezpośrednio, lecz pośrednio. Z szeregów rządu dochodzą głosy o kruchych strukturach demokracji w Ukrainie. O irytacji z powodu ekipy Zełenskiego i o tym, że - jak pisał "Die Zeit" - władze w Berlinie muszą bronić niemieckich interesów przeciwko dominacji w debacie i pod względem sympatii zbudowanej sprytnie przez Zełenskiego.
Brak zaangażowania po stronie Ukrainy wynika zdaniem Neefa z dwóch przyczyn. Na pierwszym miejscu wymienia "utrzymujące się lekceważenie" wielu Niemców z Zachodu wobec Europy Wschodniej.
"Kraje takie jak Ukraina znajdowały się przez dziesięciolecia poza ich polem widzenia. Byli zafiksowani na wielką Rosję, którą chociażby z przyczyn historycznych należało zadowoli. (…) Interesy Ukrainy nic dla nich nie znaczą, interesy Rosji znaczą dużo" - pisze Neef dodając, że paradoksalnie agresor czyli Rosja może liczyć u Niemców na więcej zrozumienia niż ofiara agresji - Ukraina.
Druga przyczyna niechęci do Ukrainy ma podłoże materialne. Z każdym dniem wojny Niemcy coraz bardziej uświadamiają sobie zagrożenia. Słyszą o eksplodujących cenach gazu i benzyny. Nie zgadzają się na oddanie części swojego dobrobytu na rzecz kraju uważanego za bez znaczenia. "Ukraina jest częścią Europy Wschodniej, która - podobnie jak Węgry, Polska czy Bałtowie – i tak chętnie sprzeciwiają się duchowi Zachodu i wywołują niepokoje".
Wysoką cenę za brak empatii płacą nie tylko Zełenski i 40 mln Ukraińców, lecz także – wcześniej czy później - Niemcy. Niestety niewielu z nich zdaje się to rozumieć - pisze w konkluzji Neef.
Tekst pochodzi z serwisu Deutsche Welle. Całość można przeczytać pod TYM LINKIEM.