Mafia węglowa. Katastrofy w kopalniach, miliony złotych, niesprawne maszyny i samobójstwo posłanki

Kilkanaście lat temu na Śląsku wybuchła afera, określana mianem "mafii węglowej". W jej tle doszło do dwóch katastrof w kopalniach, obracano dziesiątkami milionów złotych, korumpowano prezesów spółek państwowych, korzystano z wpływów politycznych, a była minister budownictwa i posłanka Barbara Blida popełniła samobójstwo.

  • Afera dotyczyła nieprawidłowości przy obrocie węglem oraz sprzętem wykorzystywanym w kopalniach
  • Niesprawne maszyny miały przyczynić się do dwóch katastrof w kopalniach
  • Podejrzewana o udział w aferze posłanka Barbara Blida popełniła samobójstwo podczas przeszukania jej domu i zatrzymania przez ABW
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu. Jeśli nie chcesz przegapić żadnych istotnych wiadomości — zapisz się na nasz newsletter
reklama

Wałęsa i rozliczenie mafii węglowej

Wydobywany węgiel kamienny powszechnie stosuje się jako paliwo – handlując nim w milionach ton, wartych, jak można się domyślić – miliony czy wręcz miliardy złotych. Tam, gdzie wchodzą w grę tak duże pieniądze, zwykle nie brakuje chętnych, by mieć z tego coś dla siebie. I tak, już podczas swojej kadencji z lat 1990-1995, prezydent Lech Wałęsa zapowiadał, że doprowadzi do rozliczenia tzw. śląskiej mafii węglowej.

Nic takiego się jednak nie stało, a wręcz przeciwnie. Istotna postać tej branży na Śląsku, Barbara K. i jej firma "Agencja K.", radziła sobie całkiem dobrze. Kobieta, już po zakończeniu prezydentury Lecha Wałęsy, pojawiała się rokrocznie w rankingu najbogatszych Polaków tygodnika Wprost. W 1996 r. zajęła na liście 94. miejsce, rok później setne, a w 1998 r. – już 74.

Jak miało się potem okazać, mechanizm działania "Agencji K." był dość prosty. Skupowała ona od spółek węgiel na odroczony termin płatności i sprzedawała go drożej, od razu inkasując duże kwoty od kontrahentów i częściowo znów inwestując je w zakup kolejnych partii węgla. W grę wchodziły miliony ton węgla dla sektora energetycznego, przy czym "Agencja K." kupując, płaciła za tonę 1,50 zł, a sprzedając uzyskiwała co najmniej 10-procentową prowizję.

Było to możliwe po pierwsze dlatego, że "Agencja K." wręczała włodarzom kilku spółek węglowych wysokie łapówki, zapewniając sobie korzystne ceny i pierwszeństwo zakupu – miesięcznie łapówki opiewały na kwoty rzędu 10-15 tys. zł. Później śledczy zakładali, że największa wręczona łapówka dla prezesa jednej ze spółek węglowych wyniosła 420 tys. zł. Po drugie – podrabiano "klasówki", czyli dokumenty poświadczające klasę węgla – fałszywie czyniąc tani węgiel niskiej jakości, droższym i wyższej jakości. Jednocześnie ceny proponowane przez "Agencję K." klientom wciąż pozostawały bezkonkurencyjne. Gdy długi za zakupy w spółkach węglowych na odroczony termin płatności stały się zbyt wysokie, ogłoszono upadłość "Agencji K.", a co najmniej trzy spółki poniosły w ten sposób straty na kilkadziesiąt milionów złotych. Firm stosujących podobny proceder było w całym kraju wiele – w kolejnych latach policja i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego dość często rozbijały takie właśnie, kilkunastoosobowe "gangi węglowe".

reklama

Katastrofa w kopalni Jas-Mos

Tymczasem 6 lutego 2002 r. w powstałej osiem lat wcześniej kopalni Jas-Mos w Jastrzębiu-Zdroju doszło do katastrofy. W wyniku wybuchu pyłu węglowego przy robotach strzałowych na głębokości 700 m zginęło 10 górników. 37 udało się wyjść ze zdarzenia cało – tylko kilku z nich odniosło poważniejsze obrażenia. Już w marcu 11 osób pociągnięto do odpowiedzialności za zaistniałą sytuację – sześć z nich otrzymało zakazy pracy w górnictwie na okres do dwóch lat, a pięć osób miało trafić przed sąd za wykroczenia w przestrzeganiu przepisów Bezpieczeństwa i Higieny Pracy.

W kwietniu poinformowano, że w kopalni nie przestrzegano zasad i przepisów prowadzenia prac, brakowało także należytego nadzoru kierownictwa oraz dozoru ruchu w kopalni. Jednymi z osób odpowiedzialnych za katastrofę miało być kilka jej ofiar. Zdecydowano też o przygotowaniu szczegółowego raportu na temat nadużyć w handlu węglem i sprzętem górniczym, jako że to ten ostatni mógł zawieść i doprowadzić do tragedii.

Kilka lat później, w 2007 r., tygodnik Wprost ujawnił, że raport zaginął. Miał zostać podpisany przez ministra spraw wewnętrznych i administracji z lat 2001-2004, Krzysztofa Janika z SLD i przekazany innym resortom do zapoznania się z nim. Ówczesny premier Leszek Miller (również z ramienia SLD) mówił, że słyszał od Janika o raporcie, ale go nie otrzymał. Sam Janik, kiedy zaginięcie raportu wyszło na jaw, w rozmowie z dziennikarzami stwierdził natomiast, że pamięta go tylko ogólnikowo – były to m. in. mechanizmy korupcyjne oraz, że bazował w dużej mierze na danych dostarczonych przez Wyższy Urząd Górniczy i Centralne Biuro Śledcze. Nie pamiętał natomiast, co dokładnie znajdowało się w raporcie.

reklama

Nazwisko byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji pojawiło się wtedy w kontekście afery węglowej nie po raz pierwszy. W 2003 r. dziennik "Rzeczpospolita" ujawnił, że Janusz Ocipka, dyrektor gabinetu politycznego Krzysztofa Janika, posiada udziały m. in. w Przedsiębiorstwie Organizacji Zaopatrzenia i Zbytu Agrokompleks, czyli spółce węglowej, która nie płaciła kopalniom za węgiel kupowany od nich na odroczony termin płatności. Według redaktorów "Rzeczpospolitej" w innej spółce, powiązanej z Agrokompleksem, w radzie nadzorczej zasiadał sam minister Janik. Jesienią jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości złożył w tej sprawie do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dość szybko umorzono je ze względu na brak dowodów przestępstwa.

ABW wkracza do akcji

Nie oznaczało to jednak końca sprawy węglowej. W 2005 r. rozpoczęły się aresztowania, realizowane m. in. przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Najpierw wpadło dwóch biznesmenów prowadzących firmę Funa, podejrzanych o wręczanie łapówek urzędnikom państwowej spółki węglowej. Pierwszy z ujętych był samorządowcem ze Śląska z ramienia SLD. Ich spółka miała pośredniczyć w dostawach węgla dla sektora energetycznego według wcześniej opisanego mechanizmu – były to duże ilości, kupowane taniej, a sprzedawane drożej (ale wciąż w atrakcyjnych cenach) jako węgiel wyższej jakości niż faktyczna. W ten sposób mogli zarobić nawet milion złotych.

Dalej zatrzymana została wspominana wcześniej Barbara K., właścicielka firmy "Agencja K.”, podejrzana m. in. o przestępstwa korupcyjne. Nazywano ją "Alexis polskiego górnictwa" lub "Śląską Alexis", co było nawiązaniem do postaci Alexis Carrington z serialu "Dynastia". W tym samym czasie zarzuty przekroczenia uprawnień przy prywatyzacji Polskich Hut Stali usłyszał były poseł SLD i współtwórca Polskiego Towarzystwa Węglowego (razem z Barbarą K. w 1995 r.) – Andrzej Sz., opisywany przez media jako "śląski baron SLD". To dość barwna postać – w latach 70. i 80. pracował w hutach i kopalniach, należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W ostatniej dekadzie XX wieku zasiadał natomiast w zarządach różnych spółek, by w latach 2001-2003 sprawować urząd wiceministra gospodarki (z którego został odwołany po ujawnieniu posiadania przez niego udziałów w prywatnej spółce Kamport, co było złamaniem ustawy antykorupcyjnej) oraz wiceministra skarbu państwa w 2004 r. (już po zbyciu udziałów w spółce).

reklama

Śledczy uważali, że w latach 2002-2003 razem z kilkoma osobami miał dopuścić się płatnej protekcji, proponując korzystną prywatyzację Polskich Hut Stali korporacji United States Steel – w zamian za prowizję w wysokości 30 milionów złotych. Ostatecznie od 2003 r. rozmowy na wyłączność prowadzono z inną korporacją – z Wielkiej Brytanii, która objęła 70 proc. udziałów w Polskich Hutach Stali. Wówczas przedstawiciele United States Steel powiadomili śledczych o możliwych nieprawidłowościach przy prywatyzacji. Andrzej Sz. nie przyznawał się do winy, groziło mu do 3 lat pozbawienia wolności.

W 2006 r. media donosiły, że "mafia węglowa" mogła zarobić już ogromną kwotę 50 mld zł. Ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, Ludwik Dorn, postulował wtedy, by wszcząć śledztwo w sprawie osób, które z resortu wyprowadzają dokumenty na temat afery węglowej. Nie było praktycznie wątpliwości, że taka sytuacja miała miejsce – pozostawało ustalenie, kto za tym stał.

Katastrofa w kopalni Halemba

21 listopada 2006 r. w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej doszło do katastrofy – wybuchł metan, a potem eksplodował pył węglowy. Zginęły 23 osoby – ośmiu górników pracujących w kopalni i 15 pracowników zewnętrznej firmy MARD. Nie mieli szans na przeżycie ze względu na nagły wzrost temperatury. Reakcją rządu było przeprowadzenie przeglądów we wszystkich kopalniach w kraju. Tym bardziej, że tragedii prawdopodobnie dałoby się zapobiec. Wcześniej, w lutym tego samego roku, w kopalni Halemba ujawniono podwyższone stężenie metanu. Doszło do wybuchu, a w jego efekcie do zawalenia się chodnika. Górnikom udało się uciec, uwięziony i lekko ranny pozostał tylko specjalista do spraw metanu. Dzięki temu, że miał przy sobie coś do picia, a pęknięta rura dawała mu dostęp do chłodniejszego powietrza, przeżył pod ziemią 111 godzin – gdy dotarli do niego ratownicy, o własnych siłach przeszedł korytarzem do miejsca, skąd wyciągnięto go na powierzchnię. Jak widać, nie wyciągnięto z tego odpowiednich wniosków.

reklama

Sprawa Barbary Blidy

25 kwietnia 2007 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policja wkroczyły celem przeszukania i zatrzymania do domów 11 osób na podstawie nakazu prokuratora okręgowego w Katowicach w sprawie afery węglowej. Ujęty został m. in. były poseł Akcji Wyborczej Solidarność Henryk D., który usłyszał zarzuty korupcyjne. Kolejną osobą, wobec której podejmowano te czynności, okazała się była minister budownictwa z lat 1993-1996 i posłanka SLD z lat 1989-2005, Barbara Blida. Podejrzewano ją o pośrednictwo w przekazaniu 80 tys. zł łapówki od Barbary K. Zbigniewowi B., byłemu prezesowi Rudzkiej Spółki Węglowej – na przełomie 1997 i 1998 r.

W wątkach śledztwa dotyczących Blidy pojawiły się też kwestie rzekomego nielegalnego finansowania kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego z 1995 r. oraz wymienionego wcześniej Polskiego Towarzystwa Węglowego, które zrzeszało spółki węglowe i stało m. in. za lobbowaniem zmian w prawie dotyczącym sektora węglowego. W trakcie przeszukania Blida poprosiła o możliwość skorzystania z toalety, gdzie udała się z nią jedna z funkcjonariuszek ABW. Była posłanka miała nagle wyciągnąć z szafki rewolwer Astra 680 i śmiertelnie postrzelić się z niego w klatkę piersiową. Wokół sprawy pojawiło się wiele wątpliwości – wynikały one m. in. z tego, że kamery funkcjonariuszy ABW zarejestrowały jedynie wejście do domu i rozmowę z mężem Blidy, a nie pokazywała, co dokładnie stało się w toalecie.

Śledztwo dotyczące łapówek mających ułatwiać zakup milionów ton niskiej jakości węgla w niskich cenach to nie jedyne, czym miała zajmować się "mafia węglowa". W oddzielnym śledztwie badano wątek instalowania w kopalniach starych, niekoniecznie sprawnych maszyn – za zgodą prezesów kopalń, którzy mieli w zamian otrzymać po kilkanaście tysięcy dolarów łapówek. Tak miało się stać w kopalniach Budryk i Zofiówka. Podejrzewano, że podobnie mogło stać się w przypadku kopalń Jas-Mos oraz Halemba, gdzie doszło do tragicznych katastrof odpowiednio w 2002 i 2006 r.

reklama

19 grudnia 2007 r. powołano sejmową komisję śledczą do wyjaśnienia sprawy śmierci byłej posłanki Barbary Blidy. Jej przewodniczącym został potem ówczesny poseł SLD, Ryszard Kalisz. W tym samym czasie dobiegło końca śledztwo prokuratorskie w sprawie afery węglowej. Głównym świadkiem, który ujawnił mechanizmy i powiązania w ramach procederu, była Barbara K., właścicielka firmy „Agencja K.”. W informacjach przekazanych śledczym obciążała m. in. właśnie Barbarę Blidę. Ostatecznie na ławie oskarżonych miały zasiąść cztery osoby – były wiceprezes Rudzkiej Spółki Węglowej Wiesław K., były prezes Nadwiślańskiej Spółki Węglowej Jerzy H., były poseł AWS Henryk D. i Jacek W. – współpracownik Barbary K., który wręczał łapówki włodarzom spółek węglowych.

Biznes i polityka

W lutym 2008 r. wszczęto natomiast śledztwo w sprawie nielegalnego finansowania partii SLD i Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej z lat 1994-2004 przez osoby powiązane z aferą węglową. Badano m. in. wątek Stowarzyszenia Członków Siemianowickich Spółdzielni Mieszkaniowych "Nasz dom", które założyła Barbara K. Miało ono pomagać mieszkańcom i firmom z problemami finansowymi czy socjalnymi. Ujawniono jednak, że prezes "Naszego domu", Zbigniew K., startował na radnego Siemianowic Śląskich z ramienia SLD z poparciem m. in. Barbary Blidy, Andrzeja Sz. czy Ryszarda K. – innego byłego posła SLD, który ujawnił potem te powiązania.

Miesiąc później na 9 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz karę grzywny skazana została Ewa K., biorąca udział w ustawieniu przetargu na likwidację ściany wydobywczej, podczas której doszło do katastrofy w kopalni Halemba w 2006 r. Kobieta przyznała się do winy i wnosiła o wymierzenie kary bez procesu – na ogłoszeniu wyroku nie pojawiła się. W listopadzie natomiast w sprawie katastrofy oskarżono byłego dyrektora kopalni Kazimierza D. i 17 innych osób – m. in. głównego inżyniera, dyspozytora czy właściciela zewnętrznej firmy MARD. Zarzuty dotyczyły łamania przepisów czy fałszowania odczytów z metanomierzy. W postępowaniu przesłuchano ponad 350 świadków.

reklama

Listopad 2009 r. to natomiast przeniesienie sprawy śmierci Barbary Blidy do Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Ta nie stwierdziła, by przy zabezpieczaniu miejsca zdarzenia ktoś zacierał ślady czy niszczył dowody, ale przedstawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków Grzegorzowi S., byłemu funkcjonariuszowi ABW odpowiedzialnemu za grupę realizującą przeszukanie i zatrzymanie w domu Blidy. Nie przyznawał się do winy, wnosił o uniewinnienie, zaś prokuratura o 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 5-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych. W 2013 r. sąd I instancji skazał go faktycznie na takie pozbawienie wolności w zawieszeniu, ale nie orzekł zakazu sprawowania funkcji publicznych.

W 2010 r. powstał fabularyzowany film dokumentalny Sylwestra Latkowskiego i Piotra Pytlakowskiego "Wszystkie ręce umyte. Sprawa Barbary Blidy". Główną rolę zagrała w nim Adrianna Biedrzycka. Lipiec 2011 r. przyniósł zaś raport końcowy komisji śledczej w sprawie śmierci byłej posłanki. Postulowano o przedstawienie zarzutów byłemu szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdanowi Święczkowskiemu oraz byłemu wiceszefowi ABW Grzegorzowi O., a także postawienie przed Trybunałem Stanu byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Prawo i Sprawiedliwość nie zgadzało się z tymi postulatami i przedstawiło zdanie odrębne.

Łaskawe sądy

Miesiąc po raporcie komisji śledczej zapadł wyrok sądu I instancji w sprawie byłego posła AWS Henryka D., na którym ciążyły zarzuty korupcyjne. Skazano go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata i 15 tys. zł grzywny, za przyjęcie łapówki w wysokości 100 tys. dol od Barbary K. Potwierdziła to ona sama w swoich wyjaśnieniach. Łapówka miała zostać wręczona w dwóch ratach w okresie od grudnia 1997 do maja 1998 r. – łącznie na kwotę 350 tys. zł. Pieniądze miały być docelowo przekazane nieżyjącemu już, ówczesnemu ministrowi sportu Jackowi Dębskiemu, aby zięć Barbary K. mógł zostać jego doradcą w gabinecie politycznym. Nie wiadomo, czy pieniądze trafiły do Dębskiego, a Henryk D. zaprzeczał też, jakoby sam miał je przyjąć. Wiadomo natomiast, że zięć Barbary K. faktycznie został doradcą ministra. Henryk D. zapowiadał odwołanie od wyroku.

reklama

Najpierw w I instancji w 2012, a potem już prawomocnie w 2013 r. uniewinniono Barbarę K. od zarzutów korupcyjnych oraz nieprawidłowości przy załatwianiu dotacji państwowych – m. in. na usuwanie szkód górniczych czy regulację rzeki Rawy. Jako, że jej wiedzę uznano za wiarygodną i kluczową w rozpracowaniu afery paliwowej, skorzystała ze swoistego "przywileju bezkarności". W procesie uniewinniono też córkę Barbary K., która prowadziła własną firmę. Sama Barbara K. po latach razem z mężem miała założyć agencję consultingową.

Listopad 2015 r. to wyrok Sądu Rejonowego w Rudzie Śląskiej w głównym wątku afery węglowej, utrzymany potem w 2016 r. przez Sąd Okręgowy w Gliwicach. Wiesław K. (były wiceprezes Rudzkiej Kompanii Węglowej) został skazany na 2,5 roku pozbawienia wolności i 90 tys. zł grzywny za przyjęcie 420 tys. zł łapówki od Barbary K. Jerzy H. (były prezes Nadwiślańskiej Kompanii Węglowej) usłyszał karę 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu i 75 tys. zł grzywny, natomiast Jacek W., współpracownik Barbary K. – na 2,5 roku za kratkami i 90 tys. zł grzywny. Co ważne, sąd, mimo medialnego określenia "mafia węglowa", zaznaczył, iż nie była to zorganizowana grupa przestępcza.

Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Patryk Szulc

Źródło: Onet
Data utworzenia: 11 czerwca 2022, 06:00
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.