Mateusz Morawiecki
Mateusz Morawiecki (z lewej) i Adam Glapiński (z prawej) w 2016 r.
fot: JACEK DOMINSKI/REPORTER/East News

Pożyczasz 300 tys. zł, oddajesz trzy razy więcej. "WIBOR to nie oszustwo"

Agnieszka Zaręba
Agnieszka Zaręba Redaktor Radia Zet
13.05.2022 15:05

Jakie tajemnice kryje polski sektor bankowy przed przeciętnym Kowalskim? Czym jest WIBOR? Z jakiego powodu stopy procentowe są tak wysokie? Dlaczego, jeśli kredytobiorca pożycza 300 tys. zł to musi oddać 850 tys. zł? Ekonomista Marek Zuber z Akademii WSB oraz Marcin Tuszkiewicz, założyciel platform Investio.pl i Squaber.com, zdradzają kulisy polskiego świata finansów.

Absurdy polskiego systemu bankowego sprawiają, że klienci popadają w rozrastające się długi, czasem nie zdając sobie sprawy podczas podpisywania umowy z bankiem, na jakie konsekwencje w przypadku zmian rynkowych się godzą. Odpowiednia edukacja ekonomiczna to podstawa. Jednak Polacy nadal za mało dbają o wiedzę z zakresu finansów.

KONTROWERSYJNY WIBOR

Rozwinięcie skrótu WIBOR to Warsaw Interbank Offered Rate. Najprościej mówiąc chodzi o oprocentowanie po jakim banki mogłyby pożyczyć sobie nawzajem pieniądze na określony czas. Tryb przypuszczający nie jest tu przypadkowy. WIBOR określany jest na podstawie transakcji między bankami lub jeżeli transakcji nie było, to kwotowań wiążących udostępnionych przez dziesięć największych banków w Polsce, po jakiej stawce przyjęłyby pieniądze. Nie ma tu zatem obowiązku, aby transakcje zostały fizycznie zawarte i to budzi największe wątpliwości.

Posłuchaj podcastu

Premier Morawiecki ogłasza pomoc dla kredytobiorców podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego
fot. KPRM/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

Marcin Tuszkiewicz, współzałożyciel platform Investio.pl i Squaber.com podaje przykład z ostatniego półrocza, gdy WIBOR rósł szybciej niż same stopy procentowe. – Podstawą wysokości kredytu jest stopa międzybankowa, a nie czysta stopa procentowa banku centralnego. Czy można nazwać to złodziejstwem? Z tym bym polemizował – mówi Tuszkiewicz.

- Po pierwsze zasady są znane w momencie podpisywania umowy kredytowej. Uważam jednak, że ponownie zawodzi państwo w nadzorze, ponieważ nie dość mocno było wymagane przez Komisję Nadzoru Finansowego respektowanie wystosowanych rekomendacji dotyczących promowania kredytów o stałej stopie procentowej. Podobnie jak w kredytach frankowych, tak i tutaj, wciąż brakuje świadomości konsumentów i kredytobiorców. Powinna być ona rozwijana latami, od czasów szkolnych, a nie w wakacje 2021 roku, kiedy pojawiły się w mediach spoty KNF i UOKiK (Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – red.). Co swoją drogą jest w ogóle zabawne, biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie prezes NBP (Narodowy Bank Polski – red.) zarzekał się, że nie ma potrzeby podwyżek stóp procentowych.

Podstawą wysokości kredytu jest stopa międzybankowa, a nie czysta stopa procentowa banku centralnego

Z kolei ekonomista Marek Zuber, związany z Akademią WSB zwraca uwagę, że „ludzie denerwują się czemu ten WIBOR jest większy, jest wyższy”. Trzymiesięczny WIBOR jest wyższy od stopy referencyjnej (określa ona rentowność bonów pieniężnych emitowanych przez NBP w trakcie podstawowych operacji otwartego rynku). - To nie jest oszustwo. Dzieje się tak, bo ten wskaźnik uwzględnia nie tylko stopy, które mamy dzisiaj, ale także to, co się może wydarzyć w ciągu kolejnych trzech miesięcy – tłumaczy Zuber. Jeżeli rynek oczekuje podwyżki stóp procentowych, to WIBOR trzymiesięczny będzie zawsze wyższy od dzisiejszej stopy referencyjnej.

Przez ostatnie tygodnie WIBOR jest odmieniany przez wszystkie przypadki
fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

- Fakt, że WIBOR trzymiesięczny jest wyższy od stawki referencyjnej w momencie, kiedy oczekujemy podwyżek stóp procentowych to nie jest żadne oszustwo. To jest normalna rynkowa sytuacja, więc nie zgadzam się absolutnie z tym co mówi premier Mateusz Morawiecki, że to jest dramat, oszustwo, katastrofa, a system wymaga zmian, takich jak wprowadzono na rynku londyńskim. Nie ma też żadnej pewności, że nowa stawka będzie niższa od WIBOR-u. Może troszkę, ale na pewno nie o połowę- przekonuje ekonomista z Akademii WSB.

Marża oznacza koszty

Kwestią budzącą zastrzeżenia są zmieniające się marże bankowe, które w 2021 roku znacząco wzrosły. Przed pandemią (2018 rok) możliwe było uzyskanie kredytu z marżą 1,75 proc. dla wkładu własnego na poziomie 10 proc. W trakcie pandemii ze względu na bliskie zeru stopy procentowe i WIBOR, średnie marże banków podskoczyły do 2,73 proc. w skali roku.

Dla przykładu, zakup mieszkania o wartości 400 tys. zł wymagałby wkładu własnego na poziomie 40 tys. zł. Kredyt zatem wynosiłby 360 tys. zł, załóżmy, że na 30 lat. Wzrost marży z 1,75 proc. do 2,73 proc. odpowiada za wzrost raty takiego kredytu o 182,87 zł miesięcznie, czyli aż o 65 833,20 zł w skali całego okresu kredytowego. Dwie składowe mają wpływ na całkowity koszt kredytu: stała marża banku oraz zmienna stawka WIBOR. W takiej sytuacji rodzi się pytanie dlaczego ryzyko stopy procentowej przenoszone jest na konsumenta, kiedy bank pozyskuje środki na kredyt w momencie jego udzielenia?

Marcin Tuszkiewicz tłumaczy, że argumenty za takim działaniem to brak możliwości pełnego zabezpieczenia się banku ze względu na słabo rozwinięty rynek dedykowanych instrumentów finansowych. W USA normalnością są kredyty o stałym oprocentowaniu na cały okres kredytowania. W czym więc banki amerykańskie są lepsze od polskich? Właściciel Investio.pl odpowiada, że lepsze może nie są, ale mają możliwość sprzedaży portfeli kredytów hipotecznych do wyspecjalizowanych funduszy. To zresztą, ze względu na swoje niedociągnięcia, było podstawą kryzysu z 2007/2008 roku. Oznacza to, że w USA funkcjonuje inna struktura rynkowa.

- Największy prawdopodobnie problem jest w tym, że Kowalski przychodząc do banku po kredyt zostaje z decyzją do podjęcia: co zrobi bank centralny, jak zachowywać się będzie gospodarka, jak wyglądać będzie stopa procentowa przez 30 lat – wylicza Tuszkiewicz. - Nikt tego nie wie. Co więcej, najprawdopodobniej w 2021 roku banki nie sugerowały same z siebie kredytów ze stałą stopą, choćby na pięć lat. Zwyczajnie wiedząc, że jest ogromne prawdopodobieństwo podwyżek stóp w najbliższym czasie – tłumaczy przedsiębiorca.

"Gołębi" Glapiński

Bank centralny w walce z inflacją podnosi stopy procentowe, aby zniechęcić obywateli do konsumpcji i inwestycji, a zachęcić do oszczędzania. Obniżka stóp procentowych do blisko zera w 2020 roku była zaskoczeniem. Uważano wówczas, że nie ma takiej potrzeby. Następnie Rada Polityki Pieniężnej nie podnosiła stóp procentowych wtedy, gdy robiły to inne banki z naszego regionu, jednocześnie twierdząc, że nie ma takiej potrzeby. Jak już doszło do podwyżki, to ponownie była zaskoczeniem, ponieważ jeszcze dzień przed jej ogłoszeniem, prezes NBP Adam Glapiński wciąż pozostawał „gołębi”. Tym przymiotnikiem określa się członków instytucji finansowych, którzy mimo rosnącej inflacji preferują utrzymanie niskich stóp procentowych.

Największy prawdopodobnie problem jest w tym, że Kowalski przychodząc do banku po kredyt zostaje z decyzją do podjęcia: co zrobi bank centralny, jak zachowywać się będzie gospodarka, jak wyglądać będzie stopa procentowa przez 30 lat 

Wraz z podwyżką stóp procentowych powinny iść wzrosty oprocentowania lokat. Jest ono kosztem, na który godzi się bank, aby pozyskać pieniądze od Kowalskiego na akcję kredytową. - Polskie banki mają wysoką płynność i nie potrzebują ściągać pieniędzy z rynku, co więcej, mogą pozyskać je taniej w Europie. A po trzecie, po co im teraz te pieniądze, skoro podwyżka stóp procentowych zniechęca do zaciągania kredytów? - pyta założyciel Squaber.com.

- Ta sytuacja pokazuje, że błędem było zbyt długie utrzymywanie niskich stóp procentowych. W trakcie boomu na rynku nieruchomości w 2021 roku, a już nawet w 2020 roku podwyżka stóp procentowych rozpoczęłaby procesy dostosowania banków. Wysoki popyt na kredyty wymusiłby podwyżki lokat i szukania pieniędzy na rynku. Nie twierdzę, że to jest tak proste, bo nie jest. Ale nawoływałem do tego od początku 2021 roku, w ramach swojej działalności w Squaber.com, więc też nie można powiedzieć, że nie dało się tego przewidzieć – podsumowuje Marcin Tuszkiewicz. Dodaje, że można jedynie spekulować, że w normalnym świecie, stopy procentowe powinny przewyższyć inflację, wtedy doprowadzą do jej stłamszenia. Każdemu bowiem bardziej opłacać się będzie przekazanie pieniędzy do banku, niż kupowanie drożejących dóbr.

Ile naprawdę kosztuje kredyt?

Eksperci oceniają, że polski bank centralny nie komunikuje się z rynkiem w sposób transparentny. W podcaście „Biznes. Między wierszami” Marek Zuber zarzuca zarządowi NBP, że ten nie zawsze podaje uczestnikom rynku pełne informacje. - Musi być komunikacja z rynkiem. Nie tylko ekonomiści, analitycy i banki, ale generalnie wszyscy, którzy interesują się ekonomią muszą mniej więcej wiedzieć, dokąd zmierza bank centralny. Myślę, że w ostatnim czasie wręcz wmawiano nam, że jest inaczej, niż wyglądała rzeczywistość. Słyszeliśmy, że nie ma problemu inflacyjnego, a jeśli już nawet przyznano, że istnieje to podkreślano, że nie jest związany z sytuacją w Polsce. To wszystko oczywiście niestety nie było prawdą. Finalnie nawet prezes Adam Glapiński sam zmienił swoje podejście, choć nie zmienia to faktu, że kilkanaście ostatnich miesięcy były po prostu słabe – mówi ekonomista.

Dlaczego, gdy chcemy pożyczyć z banku 300 tys. zł to musimy oddać aż 850 tysięcy? Jak działa ten system? Bank udzielając kredytu ponosi ryzyko, że kredytobiorca go nie spłaci, a także musi liczyć się z ryzykiem stopy procentowej.

- Pierwsze ryzyko powinno być uwzględnione w racie kredytu poprzez marżę banku, im większe ryzyko tym większa marża. Drugie ryzyko jest bardziej dyskusyjne, ponieważ bank jako instytucja ma lepsze narzędzia oraz wiedzę, aby przeciwdziałać ryzyku podwyżki stóp procentowych. Nie mniej jednak w kredycie o strukturze marża plus WIBOR, całe ryzyko stopy procentowej przenoszone jest na konsumenta. Ponieważ kredyty hipoteczne udzielane są na długi okres, to nawet niewielki wzrost stopy WIBOR ma ogromny wpływ na ratę kredytu oraz ostateczne koszty spłaty – mówi Marcin Tuszkiewicz.

Marcin Tuszkiewicz
fot. arch. prywatne

Ekonomista Marek Zuber dodaje, że za wysokie odsetki odpowiada procent składany. - Ten tzw. procent od procentu i od kolejnego procentu w tym bardzo długim okresie buduje potężną masę odsetek, które trzeba spłacić. Im wyższe stopy procentowe, im wyższe to oprocentowanie, tym dramatycznie wyższy przyrost odsetek do spłacenia. A dlaczego ta masa odsetek tak niesamowicie wzrosła w ostatnich miesiącach? Bo poszliśmy z podstawową stopą odsetkową (referencyjną) z najniższego poziomu w historii, czyli 0,1 do 5,25 proc. Te 5 procent przy kredytach wieloletnich buduje nam ogromną masę odsetek do spłacenia – mówi Zuber.

GALOPUJĄCA INFLACJA

Na ile za wzrost cen realnie odpowiada wojna i Putin, a na ile nasza polityka gospodarcza? Czy do łask wróci tzw. krzywa Philipsa, która tłumaczy, że w praktyce mamy wybór między inflacją a bezrobociem?

Marcin Tuszkiewicz mówi, że wojna w Ukrainie to wygodna wymówka decydentów w naszym kraju dla wytłumaczenia wzrostu inflacji. Inwestor podkreśla, że istnieją czynniki zewnętrzne, które mają wpływ na wzrost cen w naszym kraju, ale nie jest to główny powód wzrostu inflacji. - Warto pamiętać o starej zasadzie, że wspólny wróg łączy, a nasze społeczeństwo zaczęło się dzielić w trakcie pandemii. Wojna, jakkolwiek jest dramatycznym wydarzeniem, jest też szansą dla rządzących w drodze do wygrania kolejnych wyborów – zauważa analityk.

- Zdecydowanie musimy mieć na uwadze, że jest w Polsce duża część inflacji tzw. importowanej, czyli inflacji związanej z cenami ropy, gazu, żywności i innych dóbr importowanych. Ich cena zależy także od kursu polskiego złotego, który utrzymuje się na historycznie niskich poziomach. Na to NBP ma wpływ jedynie pośrednio, poprzez wspieranie kursu polskiego złotego oraz utrzymywanie wizerunku państwa stabilnego i godnego zaufania. Na pewno w 2021 roku tych czynników zabrakło – dodaje. Podkreśla, że nie bez znaczenia jest popyt wewnętrzny i decyzje gospodarstw domowych. Na to już Narodowy Bank Polski i przede wszystkim rząd mają wpływ. Z jednej strony NBP podwyższa stopy procentowe, z drugiej rząd zapowiada dopłaty do kredytów. W praktyce jedno działanie w pewnym stopniu amortyzuje drugie. Jest to niespójność, która po pierwsze osłabia walkę z inflacją, a po drugie polaryzuje społeczeństwo.

- Proszę sobie wyobrazić, że dwa gospodarstwa domowe mają identyczne mieszkanie i kredyt. Jedna rodzina załapie się na dotacje rządowe, druga nie, ze względu na niespełnienie warunków. Dajmy na to są sąsiadami i przez przypadek rozmowa spadnie na ten temat. Ponownie do głowy przychodzi mi stara maksyma „dziel i rządź”. Nasza polityka pieniężna może być, ale w cale nie musi, nieskuteczna względem inflacji. Nie dlatego, że mamy wojnę. Tylko ze względu właśnie na niespójność w działaniach NBP i rządu – mówi Tuszkiewicz.

Czas zaciskania pasa

Galopująca inflacja, rosnące stopy procentowe, obniżona zdolność kredytowa i droższe kredyty nie nastrajają optymistycznie do rynku. Czy finansowa przyszłość Polaków jawi się w czarnych barwach?

Marcin Tuszkiewicz jest zdania, że „zderzymy się gospodarczo ze ścianą, jeśli stopy procentowe urosną za bardzo”. - Jeszcze się wszystko kręci siłą rozpędu, ale Rada Polityki Pieniężnej w swoich działaniach będzie musiała być bardzo zwinna, aby reagować na zmieniające się otoczenie i sytuację gospodarczą w Polsce. Wyobraźmy sobie spadek ceny - byłby to czynnik zmniejszający presję inflacyjną. Jednak z drugiej strony, taka sytuacja zwiększy jednocześnie konsumpcję. Najbardziej porządne byłyby spadki cen energii elektrycznej, ale tego trudno się spodziewać patrząc na zachowanie cen gazu, praw do emisji CO2, czy ceny węgla. W Polsce węgiel sprzedawany jest na podstawie długoterminowych umów, co gwarantuje stabilność cen, ale te zachowania pokazują tendencje na świecie – wylicza inwestor.

- Rosną koszty usług i towarów niezbędnych. Czynsze mieszkań poszły w górę w ciągu 10 lat o 200-300 proc. Z tego nie możemy zrezygnować, więc wzrost płatności będzie odczuwalny, najbardziej przez osoby mniej zamożne. Do tego należy dodać koszty energii, nadchodzące wzrosty cen żywności i wspomniane wcześniej raty kredytów. Społeczeństwo będzie się dalej polaryzowało, a nie sprzyja to prowadzeniu biznesu – kończy założyciel platform Investio.pl i Squaber.com.

Marek Zuber
fot. Michal Wozniak/East News

Z kolei Marek Zuber przewiduje, że najbliższe kwartały będą odczuwalnie gorsze dla osób, które posiadają kredyty w złotych. Ekonomista podkreśla jednak, że nie widzi przyszłości finansowej Polaków w czarnych barwach, a do znacznego wzrostu bezrobocia nie dojdzie, ponieważ nadal brakuje ludzi na rynku pracy. Jego zdaniem obok dobrej koniunktury przyczyniły się do tego również działania rządu, które doprowadziły do wycofania wielu osób z rynku pracy. Jako przykład podał obniżenie wieku emerytalnego oraz różnego rodzaju programy socjalne. - Najbliższy czas to nie będzie katastrofa ani dramat, ale należy się przygotować, że przez półtora roku będzie jeszcze wysoka inflacja. Może nam towarzyszyć odczucie, że finansowo jest jednak gorzej, ale nie dramatycznie – mówi ekonomista z Akademii WSB.

Agnieszka Zaręba
Agnieszka Zaręba

Dziennikarka ekonomiczna, redaktorka i konferansjerka. Specjalizuje się w tematyce finansów, inwestowania, rynku kapitałowego, nieruchomości i gamingu.

Misją jej działalności jest edukacja ekonomiczna, udziela się w środowisku inwestorów indywidualnych. Prowadzi i moderuje debaty rynkowe, kongresy gospodarcze oraz konferencje biznesowe. Dobrze odnajduje się w sytuacjach kryzysowych, zdobyła certyfikat MON nadany na szkoleniu w jednostce wojskowej.

Prywatnie kocha sport. Posiada uprawnienia ratownika wodnego, sędziego pływania i ratownika medycznego. Podróże to więcej niż pasja, jest certyfikowanym pilotem wycieczek zagranicznych, zainteresowanym sektorem incentive travel, czyli turystyką biznesową.

KONTAKT:

agnieszka.zareba@radiozet.pl
Więcej: https://biznes.radiozet.pl/tags/kategoria/redakcja/agnieszka-zareba

logo Tu się dzieje