Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|
aktualizacja

Wisi nad nami "bomba" rzędu 410 mld dol. "To będzie finansowy szok"

Podziel się:

Wielki eksperyment ekonomiczny w postaci łatwego pieniądza i ultraniskich stóp procentowych wprowadzony po kryzysie finansowym z 2008 r. kończy się na naszych oczach. Lądowanie może być dla nas niezwykle bolesne. Jak wylicza Bloomberg, banki centralne siedmiu największych gospodarek świata w tym roku mogą zrzucić na rynek "bombę finansową" rzędu 410 mld dol. To byłby szok dla inwestorów, którzy już teraz są poturbowani przez rosnące obawy o stagflację w wielu krajach.

Wisi nad nami "bomba" rzędu 410 mld dol. "To będzie finansowy szok"
Rynki finansowe i przeciętni obywatele muszą przyszykować się na ciężkie czasy (East News, AP)

Jednym z najważniejszych wydarzeń w tym tygodniu będzie środowe posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej. To właśnie na nim bank centralny USA najprawdopodobniej podniesie stopy procentowe o 50 pkt. bazowych. Byłby to największy wzrost od 2000 r.

Obawy o stagflację. Banki centralne kończą z wielkim eksperymentem

Rynek zadaje sobie dwa pytania: jak wysoko muszą wzrosnąć stopy procentowe za oceanem, aby możliwe było opanowanie niekontrolowanego wzrostu inflacji i czy zbliżający się cykl agresywnego zacieśniania polityki pieniężnej nie wywoła w USA recesji. – Rynki spodziewają się czterech podwyżek stóp procentowych w USA po 50 pkt. bazowych w nadchodzących spotkaniach Fed – wyjaśnia Norihiro Fujito, główny strateg inwestycyjny w Mitsubishi UFJ Morgan Stanley Securities.

To, co wydarzy się w najbliższym czasie w USA, będzie niejako symbolicznym końcem wielkiego eksperymentu banków centralnych wprowadzonego po kryzysie finansowym z 2008 r. Wtedy to sprowadzono stopy procentowe niemal do zera (były banki, które nawet wprowadziły ujemne oprocentowanie) oraz zaczęto skupować aktywa z rynku (m.in. obligacje, jak robił to nasz Narodowy Bank Polski), co miało pobudzić gospodarkę, wywołać inflację i rozruszać rynki finansowe. Pandemia i wojna brutalnie zweryfikowały te założenia.

Ekonomiści boją się obecnie recesji oraz stagflacji (wysoka inflacja, bardzo niski wzrost PKB). Rynek akcji wpada w coraz większe turbulencje, a rentowność obligacji rośnie, wywołując szok finansowy w wielu krajach (w Polsce rząd zakłada wzrost kosztów obsługi długu o 20 mld zł; to połowa wydatków na 500+).

Bomba bilansowa rzędu 410 mld zł. "Szok"

Skupione z rynku aktywa odkładają się w banku centralnym, co nazywamy sumą bilansową, bądź bardziej publicystycznie "bombą bilansową". Sprawa jest poważna, ponieważ taki właśnie bilans w amerykańskim banku centralnym spuchł obecnie do ok. 9 bilionów dolarów. Teraz Fed musi się zacząć tych aktywów pozbywać. Zrobią to również inne banki centralne. I tu zaczyna się problem.

Jak wylicza Bloomberg, władze monetarne G7, siedmiu największych gospodarek świata, zmniejszą do końca 2022 r. swoje bilanse o około 410 miliardów dolarów. To oznacza drastyczny zwrot działań w stosunku do zeszłego roku, kiedy skupiły aktywa za 2,8 biliona dolarów w związku z pandemią COVID-19. Bloomberg wylicza, że całkowita ekspansja banków po pandemii urosła już do monstrualnych rozmiarów 8 bilionów dolarów. Przypomnijmy, to kwota liczona wyłącznie od 2020 r.

W tę środę dowiemy się, jaki plan na tę "finansową bombę" ma Jerome Powell, szef Rezerwy Federalnej. Przewidywania nie są optymistyczne. – To poważny szok finansowy dla świata – mówi Bloombergowi Alicia Garcia Herrero, główna ekonomistka na region Azji i Pacyfiku we francuskim banku inwestycyjnym Natixis, która wcześniej pracowała także dla Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

– Już dostrzegamy konsekwencje nadchodzących decyzji. Dolar się umacnia i zmniejsza się jego płynność – dodaje.

Co nas czeka?

Zdaniem Michała Stajniaka z XTB, Powell może nieco złagodzić przekaz dotyczący redukcji bilansu ze względu na niezbyt dobre dane gospodarcze za I kw. tego roku. Przypomnijmy, że PKB USA w pierwszym kwartale spadł o 1,4 proc. rok do roku. Ekonomiści obawiali się silnego spowolnienia, ale nie skurczenia się gospodarki w tak krótkim czasie. Poprzednio rosła w tempie prawie 7 proc.

– Wcześniej pojawiały się głosy, że Fed mógłby rozpocząć nawet wyprzedaż aktywów, a nie – tak jak poprzednio – redukcję poprzez brak reinwestycji. Złagodzenie tonu byłoby z pewnością ulgą dla Wall Street oraz pretekstem do realizacji zysków na dolarze. Dolar jest w tym momencie bardzo mocny, co powoduje, że ekonomiści obawiają się utraty konkurencyjności ze strony USA – przewiduje analityk.

Co więcej, jak wskazuje, obserwujemy obecnie również potężne osłabienie juana, co w jeszcze większym stopniu może spowodować chęć odwrócenia się od USA w dalszej perspektywie roku.

W Europie stagflacja będzie faktem

Jakby tego było mało dochodzi jeszcze cała masa problemów geopolitycznych. "Financial Times" w swoim obszernym artykule o zagrożeniach globalnej gospodarki pisze, że polityka banków centralnych reagujących na wysoką inflację, przebieg pandemii w Chinach i wojna Putina wraz z szantażem gazowym to diabelska mieszanka, która wywoła stagflację i co za tym idzie wiele niepokojów na świecie, włączając w to Europę.

Jeśli Moskwa nagle wstrzyma dopływ gazu do Niemiec i innych gospodarek UE, Europa będzie się mierzyć z nowym kryzysem gospodarczym, który podobnie jak kryzys zadłużenia z lat 2011-12 lub kryzys pandemiczny z 2020 r. może ponownie stanowić zagrożenie dla przetrwania wspólnej waluty euro – mówi "FT" Tom Holland z Gavekal Research.

Nawet i bez problemów gazowych wzrost w strefie euro zwolnił do zaledwie 0,2 procent w pierwszym kwartale, podczas gdy inflacja wzrosła do rekordowo wysokiego poziomu 7,5 procent. To będzie rok stagflacji w strefie euro – przekonuje z kolei Andrew Kenningham, główny ekonomista ds. Europy w Capital Economics.

Wyższe ceny energii utrzymają inflację na wysokim poziomie, zmniejszą dochody gospodarstw domowych i nadszarpną zaufanie przedsiębiorców – dodaje.

Zapachnie latami 70.

Najważniejszym pytaniem jest: jak długo potrwa ten kryzys? Ono wciąż pozostaje otwarte, a kluczową kwestią są działania banków oraz rządów, które powinny nie dopuścić do pojawienia się efektów drugiej rundy, czyli nakręcania się spirali płac i cen, przed czym często przestrzegamy na łamach money.pl. Spirala powoduje, że inflacja w gospodarce zakorzenia się na dłużej.

"Financial Times" alarmuje, że przez pandemię oraz wojnę w Ukrainie odwracają się procesy, które w przeszłości prowadziły do dezinflacji, jak np. globalizacja. Obecnie łańcuchy dostaw zostają skrócone, co podnosi ceny wszędzie na świecie.

"W efekcie prognozy globalnej inflacji na 2023 r. są korygowane w górę, podczas gdy oczekiwania wzrostu gospodarczego pogarszają się. Jeśli tak się stanie, będzie to oznaczać erozję zysków przedsiębiorstw i siły nabywczej gospodarstw domowych w znacznie dłuższym horyzoncie czasowym, przy czym wysoka inflacja będzie najmocniej dotykać gospodarstwa domowe o niższych dochodach" – czytamy w dzienniku.

Może nie będzie to wyglądało tak źle, jak w latach 70., ale nadal sytuacja będzie przypominać stagflację – uważa Luigi Speranza, główny ekonomista BNP Paribas.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl