"Fałszywy" doktor z Krotoszyna.Ratował w USA dzieci, gdy lekarze odmawiali życia

ZBAWICIEL Z KROTOSZYNA. „DOKTOR INKUBATOR”, KTÓRY ZREWOLUCJONIZOWAŁ NEONATOLOGIĘ


Historia jakiej nie znacie to podcast oraz jeden z najpopularniejszych fanpage na polskim facebooku. Jak możesz nas słuchać?

Spotify: https://open.spotify.com/show/... 

Iphone/Ipad: https://podcasts.apple.com/pl/...

Inne/przeglądarka: https://www.google.com/podcast...

Jesteśmy także na You Tube: https://tinyurl.com/HISTORIAJA... 


595874785a774d4641424578_1638121990PI21RveRwoQgjqLO8VPkq2.jpg

Na zdjęciu Martin Couney trzymający Betha Allen, którą właśnie odratował w skonstruowanym przez siebie inkubatorze. Na zdjęciu Beth Allen 80 lat później. 


Urodzony w znajdującym się w zaborze pruskim Krotoszynie Michael Cohen z pewnością nie był Polakiem, ale bardziej Żydem z Wielkopolski (jako Polaka określa go zarówno anglojęzyczna wikipedia, jak i Dawn Raffel, autorka głośnej w USA biografii lekarza).


Twierdził, że ukończył studia medyczne we Wrocławiu, Lipsku i Berlinie. Praktykę podjął jednak w Paryżu, pod kierunkiem jednego z ojców neonatologii, profesora Pierre’a Budina. Dziś coraz częściej mówi się, że tak naprawdę nie miał żadnego uzyskanego w Europie dyplomu medycznego. Był zwykłym hochsztaplerem i jednocześnie cudotwórcą. 


W roku 1896 został wysłany na wystawę przemysłową do Berlina gdzie miał zaprezentować nowy wynalazek – urządzenie pozwalające przeżyć za wcześnie urodzonym niemowlętom. To co dziś powszechnie znamy jako inkubator.

 
Wtedy to wywoływało sensację. Podtrzymywanie życia noworodków przez lata było traktowane jako absurd. Dzieci które urodziły się przed 8. czy 7. miesiącem życia, nie posiadające wykształconych płuc, były skazywane na śmierć, odkładane na bok w oczekiwaniu na zgon – medycyna nie znała sposobu jak podtrzymać funkcje życiowe.
Tymczasem Cohen na wystawie w Berlinie, tak bardzo chciał zareklamować nowy wynalazek, że uratował swoje pierwsze niemowlę. Po prostu „wypożyczył” wcześniaka biorąc jedno z porzuconych dzieci z miejscowego szpitala i włożył do prototypu inkubatora. Wkrótce medycznego innowatora zaczęto zapraszać na inne wielkie wydarzenia: wystawę z okazji jubileuszu królowej Wiktorii, a w 1900 roku na Wystawę Światową w Paryżu.

Na początku XX wieku Cohen trafił do Nowego Jorku, zmienił nazwisko i stał się tam znany jako Martin Couney „Incubator Doctor” wystawiający wcześniaki w pokazowym pawilonie wesołego miasteczka na nowojorskiej Coney Island. Choć dziś to brzmi niedorzecznie, to pierwsze ocalone w inkubatorach wcześniaki były pokazywane jako cyrkowa atrakcja.
W pierwszych latach XX wieku na Coney Island można było zobaczyć dzikie plemiona, wioskę karłów, rekonstrukcję wojny burskiej, przejechać się górską kolejką, albo spędzić czas w gabinecie krzywych zwierciadeł. Jednym z najpopularniejszych eksponatów było „Infantorium” – pokaz inkubatorów Couney’a. W środku wcześniaki mogły przetrwać, pielęgnowane przez zespół oddanego im personelu medycznego. Aby zobaczyć dzieci, trzeba było zapłacić 25 centów. Barierka ochronna nie pozwalała zwiedzającym zbliżyć się zbytnio do maleńkich postaci zamkniętych w inkubatorach.
Dlaczego wcześniaki, którymi teraz opiekowano się na oddziale neonatologicznym, były wystawiane jako rozrywka?


Był to genialny plan Couney’a na pozyskanie funduszy na ratowanie życia dzieci i utrzymanie obsługi składającej się z pielęgniarek i lekarzy. Choć to dziś brzmi absurdalnie, pokazowy pawilon na wyspie dziwactw był pierwszym na świecie oddziałem neonatologicznym. Oczywiście praktyka Couney’a przez współczesnych mu lekarzy była uznawana za szarlatanerię, a sztuczne podtrzymywanie życia za występowanie przeciwko boskiej decyzji skazującej dzieci na śmierć, skoro nie potrafią przeżyć same. Zarzucano mu tworzenie taniej sensacji, wykorzystywanie dzieci, ale żaden z lekarzy tych czasów nie zajmował się ratowaniem nowo narodzonych. Mało tego, w pierwszej dekadzie XX wieku żaden szpital nie podtrzymywał życia noworodków.

 
Inkubatory Couney’a były jednak coraz bardziej skuteczne. Każdy miał 1,5 m wysokości, szklane ścianki i stalową konstrukcję. Termostat regulował temperaturę podgrzewając gorącą wodą posłanie dziecka. Specjalna rura pompowała oczyszczone z zarazków, przechodzące przez antyseptyczną wełnę powietrze.

Opieka nad wcześniakami była kosztowna. W 1903 roku opieka nad każdym dzieckiem w ośrodku Couney'a kosztowała około 15 dolarów dziennie (to równowartość obecnych 400 dolarów).


Couney nie pobierał jednak od rodziców ani grosza za opiekę medyczną - płacili gapie przychodzący popatrzeć na malutkie, często ważące 1,5 kg dzieci utrzymywane przy życiu w inkubatorach. Co ciekawe Couney był zarówno świetnym showmanem jak i niezwykle empatycznym lekarzem. Z jednej strony kazał ubierać dzieci w za duże ubranka i przewiązywać kokardką, aby rozczulać widzów z drugiej – surowo nakazywał aby każde dziecko było wyjmowane przez pielęgniarki i przytulane i głaskane, co zaspokajało potrzebę matczynej bliskości.

 
W 1907 roku urodziła mu się córka. Była… wcześniakiem, ważyła zaledwie 1,6 kg gdyż przyszła na świat na sześć tygodni przed terminem. Również została odratowana, a jako dorosła kobieta zaczęła pracować jako pielęgniarka w tej specyficznej klinice ojca.
Z czasem neonatologiczna rewolucja medyka z Krotoszyna zyskiwała uznanie w amerykańskich szpitalach, choć oddziały zajmujące się w ten sposób wcześniakami zaczęły powstawać najpierw w elitarnych placówkach i dopiero od lat 40. XX wieku.

 
Przez 50 lat zajmowania się dziećmi Couney uratował ok. 6,5 tys. niemowląt. Zmarł w roku 1950.