Pierwsza wojna o aborcję odbyła się w latach 90. Kościół naciskał mocniej niż 1,7 mln Polaków [ZDJĘCIA]

"Aborcja to zabijanie bezbronnych dzieci" i "Chcemy Polski europejskiej, a nie klerykalnej" - protestujący z takimi transparentami ścierali się przed Sejmem już w latach 90. To wtedy, wbrew nastrojom społecznym, politycy zdecydowali o zaostrzeniu ustawy aborcyjnej.

7 stycznia mija 30 lat od wejścia w życie Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Restrykcyjną ustawę przyjęto, ignorując jednocześnie 1,7 mln podpisów pod obywatelskim projektem referendum ws. karalności aborcji. 

Protesty w obronie prawa do aborcji, które przechodziły przez Polskę w ostatnich latach, dla młodych, którzy stanowili znaczną część ich uczestników, mogą wydawać się pierwszym tak dużym ruchem. Przez lata na scenie politycznej, poza niewielkimi wahnięciami, obowiązywał bowiem status quo - ustawa aborcyjna była nie do ruszenia.

Walka o aborcję zaczęła się jednak znacznie wcześniej, gdy PRL chylił się ku upadkowi. Przed transformacją przerywano ciąże na podstawie ustawy z 1956 roku, która oprócz przesłanek dotyczących zdrowia kobiety i płodu oraz powstania ciąży w wyniku czynu zabronionego, dopuszczała przerywanie ciąży ze względu na trudne warunki życiowe ciężarnej.

Więcej tekstów na temat zakazu aborcji przeczytasz na Gazeta.pl

Krótko przed czerwcem 1989 roku zasiadający w Sejmie Polski Związek Katolicko-Społeczny złożył projekt ustawy zaostrzający dotychczasowe przepisy. Jak przypomniano w Archiwum Osiatyńskiego, projekt był współtworzony przez Episkopat. Zorganizowano wówczas wielotysięczne protesty, padł też pomysł referendum.

W 1990 i 1991 roku pojawiły się kolejne projekty ograniczające prawo do aborcji. Do debaty przyłączył się też papież Jan Paweł II, którzy - rzecz jasna - popierał zakaz przerywania ciąży.

1992 rok był bodaj najgorętszym momentem sporu. Szybki skok do współczesności - gdy kilka lat temu Anna Zalewska rozpędzała reformę oświaty, przeciwna jej obywatelska inicjatywa referendalna złożyła w Sejmie ponad 900 tys. podpisów. Projekt odrzucono w Sejmie i wówczas dużo mówiło się o tym, jak lekceważony jest głos obywateli. Dokładnie 25 lat wcześniej zebrano ich prawie dwa razy tyle - do kosza wyrzucono 1,7 mln głosów zebranych przez Komitety Społeczne na rzecz Referendum.

Lech Wałęsa zapowiedział jednak, że zgody na referendum nie wyrazi i choć większość Polaków opowiadała się przeciwko zakazowi aborcji, w 1993 roku uchwalono nową ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Zezwalała ona na aborcję w trzech przypadkach: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia, gdy istnieje wysokie prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu oraz gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.

Wiadomo było, że naciskani przez Kościół posłowie, w większości katolicy, w końcu ustawę uchwalą. Sejm zalewały w tym czasie ulotki pokazujące makabryczne zdjęcia płodów po aborcji. Pewna posłanka ZChN-u, lekarka, twierdziła, że z nienarodzonych dzieci robi się kremy upiększające dla kobiet. Pamiętam, jak któraś z organizacji broniących życia poczętego rozłożyła w sejmie plastikowe pojemniki wielkości kurzych jajek, w których w wacie leżały plastikowe figurki dzieci. Zachwycał się nimi Stefan Niesiołowski, wówczas członek ZChN-u i zwolennik zakazów aborcyjnych. Na pojemnikach umieszczono napis: "Nie zabijaj"

- pisał Andrzej Morozowski w Focusie.

Ważną postacią w protestach zwolenników zakazu była ówczesna marszałek Senatu Alicja Grześkowiak, która zorganizowała spotkanie działaczy anti-choice. Z tej inicjatywy powstała Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, która stanowiła trzon drugiej strony protestów. 

Zdjęcia z protestów za i przeciwko zaostrzaniu ustawy aborcyjnej w latach 90. zobaczysz po kliknięciu głównego zdjęcia do tekstu.

Ustawę udało się zliberalizować w 1996 roku (wcześniej, w 1994 roku zawetował ją Wałęsa). Dodano do niej przesłankę o ciężkich warunkach życiowych lub sytuacji osobistej kobiety, a także wprowadzono bardziej wyważony język. Nowelizacja ustawy została jednak skierowana przez grupę senatorów do Trybunału Konstytucyjnego, a ten - z przewodniczącym składowi sędziowskiemu Andrzejem Zollem na czele - stwierdził, że przepis jest niezgodny z konstytucją.

Kolejnych prób liberalizacji ustawy już nie podejmowano, choć rządziło SLD, prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a tzw. Mała Konstytucja przestała obowiązywać.

Dziś, po wyroku TK, Leszek Miller jako europarlamentarzysta kierował do Komisji Europejskiej wniosek o refundację kosztów przerywania ciąży dla Polek w innych krajach UE. Gdy był premierem, nie zdecydował się jednak na działania na rzecz kobiet, by nie drażnić Kościoła. Jak wskazywano w Liście Stu Kobiet do Parlamentu Europejskiego, Miller przehandlował liberalizację ustawy za poparcie Episkopatu dla wejścia Polski do Unii.

Były premier po latach mówił, parafrazując Henryka IV, że Unia była warta mszy. Widocznie (w jego mniemaniu) była również warta praw reprodukcyjnych.

Szczegółowe kalendarium walki o prawo do aborcji znajduje się w Archiwum Osiatyńskiego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.