Stanisław Dziwisz
Kard. Dziwisz podczas mszy wieczerzy pańskiej w Katedrze Wawelskiej w 2005 r.
fot: Damian KLAMKA/East News
HANDLOWAŁ RELIKWIAMI PAPIEŻA

Mroczne sekrety kardynała Dziwisza. Co ukrywa don Stanislao?

Błażej Makarewicz
Błażej Makarewicz Redaktor Radia Zet
13.10.2021 11:38

Stanisław Dziwisz zasłania się Janem Pawłem II, aby chronić siebie i odsunąć odpowiedzialność od swoich nadużyć? A może do końca chce pozostać lojalnym współpracownikiem i to Jana Pawła II broni milcząc? - To jest dla mnie kluczowe pytanie, ale niezwykle trudno będzie na nie odpowiedzieć bez pomocy kardynała - mówi w rozmowie z RadioZET.pl Marcin Gutowski, dziennikarz TVN24 i autor książki „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza”. Dziennikarz jest jednym z nominowanych do Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego.

Błażej Makarewicz: W twojej książce wiele razy pada stwierdzenie, że od pewnego momentu pontyfikatu Jana Pawła II to de facto Stanisław Dziwisz rządził w Watykanie. Niektórzy mieli go nazywać nawet „tym drugim papieżem”.

Marcin Gutowski: Z relacji świadków tego pontyfikatu i dokumentów wynika, że nieformalnie Dziwisz posiadał znaczny zakres władzy. Nie można powiedzieć, że jednoosobowo rządził w Watykanie, natomiast znajdował się w miejscu, które pozwalało mu z niemal nieograniczonej władzy korzystać. To od niego zależało, co do papieża dojdzie, kto trafi, z czym i w jakim zakresie. Stało się tak z oczywistego powodu. Taka jest nieformalna rola sekretarza monarchy absolutnego, jakim jest papież. Jeżeli ten sekretarz potrafi wykorzystać sytuację, w jakiej się znajduje, a Stanisław Dziwisz, jak się okazuje, miał ten rodzaj praktycznej inteligencji, to czerpie z tego korzyści. Inni nazwali by to pewnie cwaniactwem. Oczywiście to musi się odbywać albo za wiedzą, albo za naiwnością tego władcy absolutnego.

Zastanawia mnie jednak, jak to możliwe, że człowiek, który nie jest i nigdy nie był wybitnym myślicielem Kościoła, teologiem, filozofem, mógł samodzielnie zbudować sobie tak silną pozycję o zasięgu światowym?

Wydaje mi się, że nie jest to takie proste. Z jednej strony wygląda to na zadziwiające. Jednak z drugiej strony spójrzmy na kariery innych polskich hierarchów, jak zaszli wysoko w kościelnym aparacie władzy. Czy rzeczywiście Stanisław Dziwisz aż tak bardzo odbiega od innych historii. Np. historii Józefa Kowalczyka, który przez niemal ćwierć wieku był nuncjuszem apostolskim w Polsce i został prymasem. Historii Marka Jędraszewskiego, czy Juliusza Paetza, który już dużo wcześniej trafił do Watykanu i był tam istotną postacią jeszcze zanim trafił tam Karol Wojtyła. Albo Sławoja Leszka Głódzia czy Tadeusza Rakoczego. Tego typu historii, prowincjonalnego księdza, który wyrwał się z jakiejś wioski i zrobił zaskakującą karierę, jest całe mnóstwo. W TVN24 przygotowujemy kolejny reportaż, w którym odsłonimy historię zależności w polskim Episkopacie i tego, w jaki sposób takie kariery się rozwijały, jakich protektorów trzeba było mieć, żeby dostać się na szczyty kościelnej władzy, po czyjej stronie stanąć i w jakiej frakcji znaleźć sobie miejsce.

Analizując całą kościelną drogę Stanisława Dziwisza, możemy zaryzykować stwierdzenie, że jest i był karierowiczem?

Nie, ja się nie odważę czegoś takiego powiedzieć. Mam za mało danych, a sam Stanisław Dziwisz ze mną wyczerpująco nie porozmawiał. Obowiązkiem dziennikarza jest dochować staranności, rzetelności i próbować dotrzeć do źródła. To jest opisane w książce i było pokazane w reportażach. Wielokrotnie próbowałem porozmawiać z kard. Dziwiszem. Na razie bezskutecznie na dłuższą metę, bo te rozmowy były zdawkowe i polegały głównie na tym, że kardynał mówił, dlaczego rozmawiać nie będzie i dlaczego nie powinienem się zajmować tematem.

Z tego, co już o nim wiemy i czego się dowiedziałeś, nie wyłania się taki obraz?

Ja nie pozwolę sobie, żeby tak jednoznacznie i jednowymiarowo ocenić kard. Dziwisza. Na pewno jego kariera rozbudza wyobraźnię. Czy jest karierowiczem? Nie wiem. Ktoś może powiedzieć, że tak, a ktoś inny, że jest lojalnym do końca współpracownikiem. Pewnie tak jest, że był sprawny w tym, co robił i sprawdzał się pod wieloma względami. Tam, gdzie był potrzebny, wykonywał swoją pracę, jak należy. Chociażby jako ten gatekeeper, jak to mówią często Amerykanie. Filtrował informacje, które docierały do papieża i pilnował drzwi do jego apartamentu.

Po śmierci Jana Pawła II Dziwisz dosłownie „handlował” relikwiami, krwią papieża, zrobił użytek z jego zapisków, notatek, które miały przecież zostać spalone. Robił na tym biznes, a nie taka chyba była wola papieża.

Rzeczywiście, pojawiają się tego typu komentarze… Trudno sobie wyobrazić, żeby Jan Paweł II życzył sobie takiego upamiętnienia. Natomiast wiele wskazuje na to, że kard. Stanisław Dziwisz od wielu lat przygotowywał się do tego, aby właśnie w taki sposób, jak mówią moi rozmówcy, „odcinać kupony” od tego, że był blisko Jana Pawła II. Ja chcę wierzyć, że jest to taki pewien rodzaj nieumiejętności upamiętniania swojego wielkiego mistrza i że kardynał Dziwisz w dobrej wierze robi to, co potrafi. Chciałbym, żeby tak było, ale wielu moich rozmówców z książki ma co do tego spore wątpliwości. I rzeczywiście patrząc na to, co dzieje się z relikwiami krwi Jana Pawła II, nie wiemy do końca, ile tej krwi jest. Nie wiemy, jak kard. Dziwisz wszedł w jej posiadanie, na jakich zasadach nią dysponuje, gdzie ją przechowuje. Na jakich zasadach jej udziela i komu. Ja spotkałem się z ludźmi, którzy mówią wprost, że zwyczajnie trzeba było ją kupić. To są duchowni z całego świata, którzy ubiegali się o to, by mieć w swoich kościołach relikwie Jana Pawła II.

Dużo musieli zapłacić?

Padają różne kwoty. Od kilku tysięcy złotych do kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Jeden z księży z USA przedstawił mi coś, co nazwał rachunkiem za relikwię krwi Jana Pawła II. Tam oczywiście nie było kwoty i nie nazywało się to fakturą, ale było podziękowanie za ofiarę na rzecz powstającego Sanktuarium Jana Pawła II w Krakowie. Ten ksiądz nazwał to rachunkiem za relikwię. I rzeczywiście parafia, która otrzymała to podziękowanie, otrzymała też relikwię z kroplą krwi Jana Pawła II.

W twojej książce czytamy o trudnych relacjach Stanisława Dziwisza z Wandą Półtawską, czyli bliską przyjaciółką Jana Pawła II. W rozmaitych relacjach, wspomnieniach, Dziwisz dosłownie wymazywał jej nazwisko. Dlaczego?

W książkach Stanisława Dziwisza o Janie Pawle II trudno znaleźć odniesienia do postaci prawdziwych, wieloletnich przyjaciół papieża. Takich, jak chociażby Wanda Półtawska, która pojawiła się w życiu Karola Wojtyły na długo przed tym, gdy pojawił się Stanisław Dziwisz. Jako metropolita krakowski Stanisław Dziwisz zabronił księżom swojej diecezji zapraszania na wieczory autorskie Wandy Półtawskiej, kiedy ta ośmieliła się wydać część swojej korespondencji z Janem Paweł II. Z opowieści jednego z polskich biskupów wiemy, że gdy odwiedził on Wandę Półtawską wraz ze swoim sekretarzem, poprosiła go, aby zajął miejsce, które zawsze zajmował Jan Paweł II. Gdy zapytał, gdzie siadał sekretarz, miała mu powiedzieć, że sekretarz nigdy nie przekroczył progu tego domu. Po powrocie do Krakowa Stanisław Dziwisz mieszkał co najwyżej kilkaset metrów od mieszkania Wandy Półtawskiej i podobno nigdy się nie spotkali. To wiele mówi o tym, jak wyglądały relacje między ludźmi, którzy byli obok tego kanonizowanego, według Kościoła świętego człowieka.

Z czego wynikała ta wzajemna niechęć?

Interpretacji tego, skąd się to bierze i plotek różnego rodzaju, jest bardzo dużo. One na pewno są smaczne dla tabloidów, natomiast ja nie będę wchodził w tego typu sprawy. Zajmujmy się tym, co jest udokumentowane i co da się udowodnić. Bez wątpienia, ze sposobu, w jaki odnoszą się do siebie na odległość, widać, że chemii między nimi nie ma. Ja byłem u Wandy Półtawskiej, rozmawiałem z nią w jej mieszkaniu kilka godzin i bardzo niechętnie mówiła o kardynale Dziwiszu.

Wiemy, że to dzięki Wandzie Półtawskiej do Jana Pawła II dotarły informacje o arcybiskupie Juliuszu Paetzu, który molestował seksualnie kleryków z poznańskiego seminarium. A jaką rolę w tej sprawie odegrał Stanisław Dziwisz?

Jak mówią ludzie zaangażowani w proces przekazywania tych informacji, Wanda Półtawska miała przemycić pod bluzką list od poznańskich księży do papieskiego apartamentu, aby nie przechwycił go Stanisław Dziwisz. Inna rzecz, czy one faktycznie wówczas po raz pierwszy dotarły do papieskiego apartamentu. Z wielu relacji wynika, że niekoniecznie. Jaką rolę w tej sprawie odegrał Stanisław Dziwisz? Mamy relacje osób zaangażowanych w próbę rozwiązania sprawy Juliusza Paetza, m.in. byłego księdza Tomasza Węcławskiego, a dziś profesora Tomasza Polaka, który dwukrotnie rozmawiał osobiście z kard. Dziwiszem, informując go o problemach w Poznaniu, o molestowaniu kleryków przez Juliusza Paetza. Za pierwszym razem Stanisław Dziwisz zapewnił go, że sprawą się zajmie. Za drugim razem, podczas wizyty w Rzymie, kiedy Tomasz Polak jako przedstawiciel międzynarodowej komisji teologicznej odwiedzał papieża, usłyszał od Dziwisza zapewnienie, że zajmie się tą sprawą. Podczas kolacji, na którą Polak był zaproszony, Dziwisz zaznaczył jednak, żeby nie podejmować spraw poznańskich przy papieżu.

Juliusz Paetz jako metropolita poznański w 2002 r.
fot. ADAM KOWALSKI/REPORTER/East News

Mimo zapewnień Stanisław Dziwisz nic w tej sprawie nie zrobił.

Okazało się, że nic w tej sprawie się nie wydarzyło. Jedyne co później miało miejsce to to, że zaczęto zbierać podpisy w obronie arcybiskupa Juliusza Paetza.

Kiedy do Watykanu zaczęły spływać pierwsze informacje o księżach pedofilach i wykorzystywaniu nieletnich?

To jest bardzo trudne pytanie. To pytanie też mnie bardzo intryguje i szukam na nie odpowiedzi. Wiele wskazuje na to, że tego typu informacje zaczęły spływać do Watykanu na długo przed erą Jana Pawła II. Już dużo wcześniej Watykan szukał modelu radzenia sobie z tymi sprawami. Nie chcę teraz mówić zbyt wiele na temat tego, co udało się ustalić i do jakich dokumentów dotarliśmy, ale na pewno będziemy o tym opowiadać w TVN24, może także w kolejnej książce. Mogę powiedzieć tyle, że sprawa jest fascynująca i niezwykła.

To przypomnijmy, kim był o. Marcial Maciel Degollado i o co był oskarżany.

Marcial Maciel Degollado był założycielem meksykańskiego zgromadzenia Legionistów Chrystusa, które w bardzo krótkim czasie stało się prawdziwą potęgą. Zgromadziło majątek sięgający kilku miliardów dolarów. Dysponuje nieruchomościami, szkołami, szpitalami, przytułkami, czy uniwersytetami na kilku kontynentach. W Rzymie jest olbrzymi kampus Legionistów Chrystusa, w którym zresztą odbywały się imprezy z okazji różnych ważnych uroczystości dotyczących awansów Stanisława Dziwisza. Te imprezy były organizowane i finansowane przez Legionistów Chrystusa już pod koniec lat 90. i w XXI wieku także. Jak mówią poważni watykaniści, ojciec Marcial Maciel Degollado był najciemniejszą postacią w całej dwutysięcznej historii Kościoła katolickiego. Poza tym, że założył uznane zgromadzenie, był oszustem, złodziejem, gwałcicielem i narkomanem uzależnionym od morfiny. Miał dwie rodziny, które o sobie nic nie wiedziały. Jedną w Hiszpanii, drugą w Meksyku…

W Rzymie jest olbrzymi kampus Legionistów Chrystusa, w którym zresztą odbywały się imprezy z okazji różnych ważnych uroczystości dotyczących awansów Stanisława Dziwisza. Te imprezy były organizowane i finansowane przez Legionistów Chrystusa

Podobno wcale nie wierzył w Boga?

Wykorzystywał seksualnie swoje dzieci, które urodziły mu te dwie kobiety. Z relacji niepotwierdzonych, przekazywanych z ust do ust, wynika, że już odsunięty od władzy w zgromadzeniu przez Benedykta XVI, umierając w luksusie, nie chciał się wyspowiadać przed śmiercią, twierdząc, że „nigdy nie wierzył”. Mówił to człowiek, który do końca życia Jana Pawła II był przez niego hołubiony. Jeszcze w 2004 roku, kiedy już mało kto miał wątpliwości w Watykanie, na ile poważne są to zarzuty, na placu św. Piotra obywała się rocznica jego święceń kapłańskich z udziałem papieża, który przytulał Maciela i stawiał go za wzór.

Degollado gwałcił dzieci i seminarzystów od lat 40. XX wieku. Miał na koncie setki ofiar. Jak to możliwe, że pierwsze rozliczenia jego osoby zaczęły się dopiero po śmierci Jana Pawła II?

To jest pytanie do szczytów kościelnej hierarchii z tamtych czasów, zwłaszcza do doskonale zorientowanego w tych sprawach kardynała Stanisława Dziwisza i ówczesnego sekretarza stanu kardynała Angelo Sodano, który również milczy. To także pytanie do kardynała, który później został papieżem i zajął się tą sprawą, czyli Josepha Ratzingera. On się tą sprawą zajął, ale o postawie innych hierarchów nie mówi. Papież Franciszek, podczas jednego z wywiadów na pokładzie samolotu, powiedział, że dokumentami dotyczącymi Legionistów Chrystusa miało się zająć konsylium złożone z najważniejszych kardynałów. Ratzinger przygotował dossier, ale wracając ze spotkania, powiedział swojemu sekretarzowi: „schowaj to do archiwum, bo zwyciężyła druga strona”. Ta druga strona musiała być bardzo mocna. Degollado miał na pewno wielką siłę perswazji i ogromne środki. Miał też inne zalety z punktu widzenia Watykanu. W Ameryce Południowej, która była według Jana Pawła II i ludzi, którym ufał, zagrożona teologią wyzwolenia i myślą marksistowską, Marcial Maciel Degollado dostarczał tysiące konserwatywnych powołań kapłańskich i antykomunistyczny rys swojego zgromadzenia. Być może dlatego pod koniec lat 90., kiedy pojawiło się pierwsze śledztwo dotyczące Degollado, w Watykanie bardzo szybko ukręcono mu głowę.

Marcial Maciel Degollado (z lewej) wita się z Janem Pawłem II na pl. św. Piotra w Rzymie w 2000 r. W tle Stanisław Dziwisz
fot. Laski Diffusion/Laski Diffusion/East News

Stanisław Dziwisz zdołał już to „wymazać” ze swojej pamięci.

Podczas wywiadu w TVN24, pytany o to przez Piotra Kraśkę, powiedział, że pierwsze słyszy o czymś takim. W tym samym czasie, w 1998 roku, gdy zostawał biskupem, Marcial Maciel Degollado i Legioniści Chrystusa organizowali mu imprezę na swoim kampusie w Rzymie. Zachowało się, opublikowane zresztą częściowo w mojej książce, przemówienie Stanisława Dziwisza z tej imprezy, w którym wygłasza peany na cześć o. Marciala Maciela. I to nie było jedyne takie publiczne wystąpienie Dziwisza.

Wiemy, że kard. Dziwisz wielokrotnie brał pieniądze od Marciala Maciela Degollado. Tuszowanie afer pedofilskich wynikało z układów finansowych? A może obu panów łączyła jakaś szczególna więź?

Dzisiaj tylko kard. Dziwisz jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiemy, że przyjaźnił się z prawą ręką Marciala Maciela, księdzem Alavaro Colquerą, pisał o tym "The New York Times". Dziwisz miał mu wysyłać pocztówki z papieskich pielgrzymek. Te więzi na pewno były bliskie. Wiemy, że kard. Dziwisz rekomendował Legionistów Chrystusa jako zgromadzenie, które powinno się osiedlić w Polsce. I rzeczywiście w latach 90., z jego rekomendacji, w Krakowie pojawili się Legioniści Chrystusa i są tam do dzisiaj.

Kolejna mroczna postać to kard. Theodore McCarrick. Bardzo podobny schemat. Mimo pojawiających się oskarżeń o wykorzystywanie seksualne nieletnich robił on zawrotną karierę w hierarchii Kościoła. Dlaczego Jan Paweł II nic z tym nie zrobił? Lekceważył te doniesienia?

Pytanie, czy rzeczywiście je lekceważył? To jest pytanie, które zadajemy sobie wszyscy. Używając zdrowego rozsądku i logicznego myślenia trudno uwierzyć w to, że nic nie docierało do Jana Pawła II. Z drugiej strony, kiedy patrzymy na watykański raport dotyczący sprawy Theodore McCarricka, sporządzony na zlecenie papieża Franciszka, to widzimy, jak kluczową rolę odgrywał tam właśnie Stanisław Dziwisz. Kiedy Theodore McCarrick dowiedział się, że wokół jego osoby zaczyna się dziać nieciekawie i zagrożona jest jego nominacja na metropolitę Waszyngtonu, napisał do Dziwisza „przyjacielski list”. Ten list sprawił, że McCarrick ostatecznie metropolitą Waszyngtonu został. Te pytania trzeba powtarzać jak mantrę. Dlaczego Theodore McCarrick pisał do kogoś, kto nie miał żadnych kompetencji do zajmowania się tą sprawą? Dlaczego np. nie napisał do Nuncjatury Apostolskiej w Waszyngtonie? Dlaczego nie napisał do Kongregacji Watykańskiej ds. Biskupów? Dlaczego nie napisał do Sekretariatu Stanu? Dlaczego w końcu nie napisał bezpośrednio do papieża tylko do sekretarza, który w jego sprawie nie powinien mieć nic do powiedzenia?

Kiedy Theodore McCarrick dowiedział się, że wokół jego osoby zaczyna się dziać nieciekawie i zagrożona jest jego nominacja na metropolitę Waszyngtonu, napisał do Dziwisza „przyjacielski list”

Odpowiedź nasuwa się sama.

Okazuje się, że rola Stanisława Dziwisza była tutaj kluczowa. Dzięki temu listowi, który zmienił o 180 stopni postawę Watykanu, Theodore McCarrick, skompromitowany dzisiaj jedyny kardynał, który został usunięty ze stanu duchownego z powodu nadużyć seksualnych, został wówczas metropolitą stolicy Stanów Zjednoczonych.

Możemy dzisiaj powiedzieć, biorąc pod uwagę tylko te sprawy Degollado i McCarricka, że Jan Paweł II ponosi jednak jakąś odpowiedzialność za tuszowanie skandali pedofilskich w Kościele?

Wiadomo, że głowa zawsze ponosi odpowiedzialność. Szef zawsze ponosi odpowiedzialność polityczną za decyzje swoich podwładnych, chociażby z tego względu, że to on ich sobie sam dobiera. Słyszymy często, że Jan Paweł II nie miał słuchu do ludzi i zmysłu dobierania sobie współpracowników, że za bardzo im ufał i był naiwny. Z jednej strony rozumiem tego typu argumentację, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę, jak wyjątkową jednostką był Jan Paweł II i jak potężnym intelektem dysponował, zastanawiam się, czy to nie jest jednak obrażanie jego inteligencji. Tzn. twierdzenie, że niczego nie wiedział i łatwo dawał się manipulować swoim współpracownikom przez całe dziesięciolecia.

Stanisław Dziwisz przyjmował podobną postawę także po śmierci Jana Pawła II i powrocie do Polski. Przytoczmy, chociażby sprawę Janusza Szymika, który jest ofiarą księdza pedofila Jana W. Kardynał był informowany o tym przypadku i nic z tym nie zrobił. Dziś wszystkiego się wypiera i mówi, że niczego nie pamięta.

Wszystko na to wskazuje. Tak twierdzi Janusz Szymik i jego pełnomocnicy. Tego typu przykładów można mnożyć więcej, badamy kolejne sprawy. To są także sprawy, które w liście przekazał Dziwiszowi ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski. To jest sprawa ks. Stefana D. To sprawa ks. Michała J., który do dziś piastuje bardzo istotną funkcję w Rzymie. To jest cały szereg spraw, w których kard. Dziwisz mógł zareagować, a nie zrobił tego. Niedawno dostaliśmy dokumenty, z których wynika, że sprawy nadużyć były zgłaszane kardynałowi Dziwiszowi. Z tego, co wiem, sprawy te trafiły także do ks. Angelo Bagnasco, który kilka miesięcy temu był w Polsce i badał przypadki ewentualnych zaniechań.

Pamiętamy twoje rozmowy z kard. Dziwiszem z reportażu „Don Stanislao”, kiedy tak bardzo ubolewał, że „zrobił tyle dla Polski”, a dzisiaj ktoś ma czelność w ogóle zadawać mu pytania. Te rozmowy miały jakiś ciąg dalszy?

Nie, jak dotąd nie. Ale ja ciągle liczę i to wcale nie jest ironia i naiwność, że kard. Dziwisz zbierze się na odwagę, żeby porozmawiać otwarcie nie tylko o swoich zasługach, ale także o tym, jak wyglądała ta trudniejsza rzeczywistość. Myślę, że jest to winien Janowi Pawłowi II i nam wszystkim. Polacy i członkowie Kościoła katolickiego na całym świecie mają prawo wiedzieć, jak wygląda prawdziwa twarz ich przewodników, także tych kanonizowanych. Niestety, ostatnimi czasy rozmowa z kard. Dziwiszem sprowadza się do różnego rodzaju kontaktów ze strony sprzyjających mu prawników. Mają one charakter dosyć… Może jednak powstrzymam się od komentarza.

Polacy i członkowie Kościoła katolickiego na całym świecie mają prawo wiedzieć, jak wygląda prawdziwa twarz ich przewodników, także tych kanonizowanych

Czego jeszcze nie wiemy o kardynale Dziwiszu i jakie kolejne pytania rodzi ta postać?

Ta postać rodzi we mnie mnóstwo pytań. Ja jestem bardzo ciekaw kardynała Dziwisza i bardzo liczę na to, że jak dorośli mężczyźni porozmawiamy o tym, jak było naprawdę. Dla mnie niezwykle istotnym sekretem, tajemnicą, jaką skrywa kard. Dziwisz jest to, czy jego postawa wynika z tego, że zasłania się Janem Pawłem II, jego legendą, ikoną, mitem, po to, aby chronić siebie i odsunąć odpowiedzialność od swoich nadużyć, czy też jest do końca lojalnym współpracownikiem i to Jana Pawła II broni milcząc. To jest dla mnie kluczowe pytanie, ale niezwykle trudno będzie na nie odpowiedzieć bez pomocy kard. Dziwisza. Bardzo liczę na to, że kard. Dziwisz się w końcu na tę pomoc zdobędzie.

Niedawno we Francji opublikowano kościelny raport, z którego wynika, że od 1950 roku księża wykorzystali tam ponad 200 tys. nieletnich. Kiedy polski Kościół zdobędzie się na podobną „spowiedź i rachunek sumienia”?

To jest pytanie do polskiego Kościoła i jego władz. Niewątpliwie te procesy przyspieszają także w Polsce. Kto sobie wyobrażał, że jeszcze dwa lata temu będziemy rozmawiać tak otwarcie o takich tematach i mieć taką wiedzę. Wydaje mi się, że ani się obejrzymy i będziemy mieć podobne komisje u nas. Pytanie, kiedy zdadzą sobie z tego w końcu sprawę polscy biskupi, czy chcą sobie z tego sprawę zdać i czy odsuwanie tego problemu poza pole widzenia na pewno służy dobru Kościoła i dobru wiernych.

Marcin Gutowski – polski dziennikarz, reportażysta, autor książek. Od 2017 r. reporter magazynu "Czarno na białym" w TVN24. Autor reportaży telewizyjnych z kraju i zagranicy. W 2020 r. w reportażu telewizyjnym Marcina Gutowskiego "Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza" wyemitowanym w TVN24, sformułowane zostały przypuszczenia co do roli Stanisława Dziwisza w tuszowaniu molestowania seksualnego przez księdza z diecezji bielsko-żywieckiej, założyciela Legionu Chrystusa Marciala Maciela i byłego kardynała Theodore’a McCarricka, oraz czerpania z tego tytułu osobistych korzyści przez Dziwisza. Reportaż został nagrodzony na World Media Festival w Hamburgu. Otrzymał srebro w kategorii News: Documentary (News: Dokument).

Błażej Makarewicz
Błażej Makarewicz

Dziennikarz po stosunkach międzynarodowych. Zajmuje się głównie meandrami polskiej i światowej polityki. Pasjonat historii i kultury Ameryki Łacińskiej. Lubi brytyjski humor, towarzystwo wartościowych książek i odpoczynek na Mazurach. W sobie i innych ceni krytycyzm w myśleniu oraz szacunek dla ludzi o odmiennych poglądach.

twitter.com/BMakarewicz

kontakt:  blazej.makarewicz@radiozet.pl

logo Tu się dzieje