Wycieńczeni Kongijczycy krzyczeli, że proszą o azyl w Polsce. Straż Graniczna to ignorowała [NAGRANIE]

W środę późnym wieczorem Straż Graniczna zatrzymała w Gródku grupę 11 przemarzniętych i przemoczonych Kongijczyków, w tym kilka kobiet w ciężkim stanie zdrowia. Mimo ich wielokrotnie powtarzanych słów, że proszą o udzielenie azylu w naszym kraju, pogranicznicy utrzymywali, że to nieprawda. Pomoc nieprzytomnej 16-latce została udzielona dopiero po przybyciu na miejsce licznych mediów.

Kongijczycy zatrzymani w GródkuMarcin Terlik / Onet
Kongijczycy zatrzymani w Gródku
  • Pogranicznicy odmówili pomocy w tłumaczeniu z francuskiego, w którym mówili Kongijczycy, twierdząc, że porozumiewają się z nimi po rosyjsku i angielsku
  • Obcokrajowcy przekazali Onetowi, że przekroczyli granicę trzy dni temu i błąkali się po lasach bez jedzenia i picia. Byli zmarznięci i przemoczeni
  • Kongijczycy powtarzali, że w ich kraju toczy się wojna i powrót tam oznacza dla nich śmierć
  • Na trawniku leżała nieprzytomna i trzęsąca się 16-latka. Pomocy próbowali udzielić jej dziennikarze i aktywiści
  • Funkcjonariusze Straży Granicznej twierdzili, że dziewczyna nie potrzebuje wezwania karetki, bo nie zgłaszała wcześniej takiej konieczności
  • Cała grupa Kongijczyków - według słów pograniczników - została zabrana do placówki w Bobrownikach, w strefie stanu wyjątkowego
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Do zatrzymania doszło w centrum Gródka, około 15 km od polsko-białoruskiej granicy, w środę po godz. 22. Jedenaścioro obywateli Konga siedziało na trawniku przed miejską biblioteką. Na miejsce przybyli funkcjonariusze Straży Granicznej, pogotowie, strażacy Ochotniczej Straży Pożarnej i grupa mieszkańców.

Gdy pojawiłem się tam chwilę przed godz. 23, jedna z Kongijek była w karetce, a pogranicznicy i mieszkańcy podawali cudzoziemcom wodę, ciepłą herbatę i żywność. Straż Graniczna od momentu, gdy powiedziałem, że jestem dziennikarzem, zachowywała się agresywnie i starała się skłonić mnie do opuszczenia tego miejsca.

Najpierw próbowano nakazać mi odejść i "nie przeszkadzać w czynnościach", potem nie pozwolono zbliżyć się do Kongijczyków. Gdy zacząłem z nimi rozmawiać, funkcjonariusze zaczęli sugerować, że jestem przemytnikiem ludzi, a jeden z nich stwierdził, że za opublikowanie tekstu bez zgody służb "poniosę konsekwencję". Próbowano zakazać mi również nagrywania zdarzenia.

W pewnym momencie ratownik medyczny polecił mi stać i "nie ruszać się nawet o metr" do czasu, aż nie zajmie się mną policja. Pogranicznicy chcieli także, żebym - będąc wówczas jedynym dziennikarzem na miejscu i mimo obecności licznych służb - pojechał do odległego o 7 km Michałowa po pomoc dla Kongijczyków.

Funkcjonariusze przez kilkadziesiąt minut - do czasu przybycia ekip telewizyjnych i fotografów - nie chcieli powiedzieć, co stanie się z obcokrajowcami. Odmówili też pomocy w tłumaczeniu z francuskiego, utrzymując, że porozumiewają się z Kongijczykami po rosyjsku i angielsku, choć zdecydowana większość z nich mówiła wyłącznie po francusku.

W tym języku wielokrotnie krzyczeli, że "proszą o azyl w Polsce" i "Polska jest państwem prawa". Funkcjonariusze Straży Granicznej twierdzili jednak, że Kongijczycy wcześniej oświadczyli, iż chcą azylu we Francji i konsekwentnie odmawiali przyjęcia wniosków azylowych, mówiąc, że "nie są od tego" i że "może to ja mogę je przyjąć".

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Mimo utrudnień w rozmowie grupa obcokrajowców przekazała mi, że przekroczyli polsko-białoruską granicę trzy dni temu i od tego czasu nie jedli i nie pili, błąkając się po lasach. Trzęśli się z zimna i zdecydowali się wejść do centrum Gródka, "bo nie mieli już sił".

Podkreślali, że uciekają z Konga przed wojną i powrót do tego kraju oznacza dla nich śmierć. Jedna z kobiet z odległości kilku metrów pokazywała blizny na twarzy, które mieli jej zrobić żołnierze w Kongu. Cztery leżące na trawie kobiety mówiły, że są chore i potrzebują pomocy. Co najmniej jedną z Kongijek zabrała karetka pogotowia. Inne pozostawały jednak na trawniku.

Dopiero po przybyciu na miejsce około pół godziny później obrońców praw człowieka, fotoreporterów i ekip telewizyjnych, funkcjonariusze Straży Granicznej pozwolili zbliżyć się do Kongijczyków. Okazało się, że leżąca na trawniku 16-latka jest nieprzytomna, trzęsie się i wymiotuje. Jej starszy brat tłumaczył, że od dziecka ma problemy ze zdrowiem. Nastolatka miała całkowicie przemoczone spodnie, buty i skarpety.

Pomocy próbowali udzielić jej dziennikarze i aktywiści. Dopiero wtedy funkcjonariusze Straży Granicznej i policji podali im folie termiczne. Jeden z pograniczników stwierdził, że nie było konieczności wzywania karetki do nieprzytomnej dziewczyny, ponieważ nie zgłaszała takiej potrzeby. Towarzyszący jej Kongijczycy mówili, że wielokrotnie zwracali uwagę na jej stan zdrowia.

Ostatecznie 16-latka w mokrych ubraniach została zabrana do samochodu Straży Granicznej razem z pozostałymi obcokrajowcami, a pogranicznicy przekonywali, że karetka przyjedzie do ich placówki w Bobrownikach, gdzie mieli zabrać całą grupę. Wtedy też - po co najmniej kilkudziesięciu minutach - funkcjonariusze pytani, czy Kongijczycy zostaną wywiezieni do lasu, odpowiedzieli wreszcie, że "zostaną oni przetransportowani do placówki Straży Granicznej w Bobrownikach, gdzie będą podjęte czynności".

Bobrowniki znajdują się w strefie stanu wyjątkowego, nie mogą więc zbliżyć się tam ani dziennikarze, ani wolontariusze organizacji pomocowych.

Przedstawiciele mediów i aktywiści nie mieli jednak szans w ogóle sprawdzić, w jakim kierunku udała się Straż Graniczna, bo wszyscy zostali zatrzymani w Gródku przez policję. Funkcjonariusze spisali nasze dane, adresy i numery telefonów, w związku - jak mówili - z wykryciem COVID-19 u jednej z Kongijek.

Obrońcy praw człowieka odebrali wcześniej od cudzoziemców pełnomocnictwa pozwalające na ich reprezentowanie. Zatrzymani Kongijczycy zgodzili się na publikację ich wizerunków, licząc na pomoc.

W czwartek rano zapytaliśmy rzeczniczkę Straży Granicznej, gdzie są i co dzieje się z zatrzymanymi Kongijczykami. Odpowiedziała tylko, że "są w dyspozycji placówki". Czekamy na odpowiedź na dalsze pytania, co to oznacza i czy ktoś z tej grupy jest w szpitalu.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: marcin.terlik@redakcjaonet.pl

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Marcin Terlik

Źródło: Onet
Data utworzenia: 7 października 2021, 10:09
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.