Co jeszcze kryją e-maile Dworczyka? Czego boi się PiS? Sprawcy wciąż poza zasięgiem polskiego państwa [ANALIZA]

Wyciek e-maili ze skrzynki szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka staje się coraz większym obciążeniem dla Prawa i Sprawiedliwości. I choć — przynajmniej na razie — politycznie afera nie zatopi premiera Mateusza Morawieckiego, to skompromitowała go na tyle, by nikt w partii rządzącej nie miał żadnych wątpliwości, kim tak naprawdę jest niedoszły "delfin". Zwłaszcza że według naszych źródeł Jarosław Kaczyński w jednym z wykradzionych e-maili miał przeczytać o sobie, że jest "starym dziadem".

  • "Afera Dworczyka" to historia dynamiczna, której rzeczywiste powody oraz faktyczni sprawcy wciąż pozostają poza zasięgiem polskiego państwa
  • Im dłużej trwa wyciek e-maili, tym dłużej dla sojuszników polski rząd staje się kompletnie niewiarygodnym partnerem, a co gorsza – praktycznie bezradnym 
  • Zarówno za oceanem, jak i w naszej części Europy trudno znaleźć podobną historię tak dużego wycieku wewnętrznej korespondencji osób z najwyższego establishmentu, której głównym bohaterem jest premier jednego z największych państw Unii Europejskiej
  • Ujawniona dotychczas korespondencja to w zasadzie gotowy akt oskarżenia i dowód na łamanie konstytucji i prawa, nepotyzm i kolesiostwo oraz działanie na szkodę państwa
  • W PiS tzw. aferę e-mailową coraz częściej przyrównuje się do tzw. afery taśmowej, która w dużej mierze doprowadziła przed laty do końca rządów Platformy Obywatelskiej. Jest jednak jedna zasadnicza różnica, w której ludzie dzisiejszego obozu władzy upatrują swojej szansy na wyjście obronną ręką z tego pełzającego kryzysu
  • Z informacji Onetu wynika, że prezes Jarosław Kaczyński miał otrzymać od polskich służb teczkę z opisem e-maili, które znajdowały się w skrzynce pocztowej Dworczyka. Ich treść miała okazać się jeszcze bardziej kompromitująca niż to, co do tej pory wyciekło
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
reklama

Od kilku miesięcy, kiedy to na początku czerwca br. światło dzienne ujrzały pierwsze wykradzione e-maile pochodzące z prywatnej skrzynki e-mailowej szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, trwa kontrolowany wyciek korespondencji, która wbrew temu, co oficjalnie twierdzą rządzący, staje się dla nich coraz większym problemem.

Cały aparat państwa, na który składają się m.in. policja, służby czy prokuratura nie jest w stanie powstrzymać publikacji kolejnych e-maili i informacji, które wskazują na to, że wiadomości zarówno prywatne, jak i służbowe najważniejszych osób w państwie, nie zostały odpowiednio zabezpieczone.

Co gorsza, nie jest w stanie ustalić ani złapać sprawców, którzy każdego dnia, czy to na stronie internetowej, czy w serwisie telegram publikują coraz bardziej kompromitujące materiały, których głównym bohaterem jest jeden i ten sam człowiek – premier polskiego rządu Mateusz Morawiecki.

Obserwując to, co dzieje się w tej sprawie od blisko czterech miesięcy, trudno nie odnieść wrażenia, że polskie służby podległe szefowi MSWiA Mariuszowi Kamińskiemu albo nie chcą, albo nie są w stanie ustalić sprawców, którzy każdego dnia publikacją kolejnych e-maili podważają wiarygodność naszego państwa w oczach zagranicznych partnerów i sojuszników. A tych i tak niewielu nam obecnie zostało. Podobnej historii tak dużego wycieku wewnętrznej korespondencji osób z najwyższych kręgów władzy trudno się doszukać zarówno w naszej części Europy, jak i za oceanem.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Czym tak naprawdę zajmują się premier oraz jego otoczenie

Oficjalnie wycieku e-maili ze skrzynki pocztowej Dworczyka nikt z rządzących nie chce komentować, podkreślając za każdym razem, iż są one fałszywe i powstały na zamówienie rosyjskich służb. Nieoficjalnie już nikt z kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości w tę narrację nie wierzy.

reklama

O powadze sytuacji świadczyć może także fakt, że tej oficjalnej narracji nie kupują także zwykli szeregowi posłowie i działacze Prawa i Sprawiedliwości. Ani wymówek w postaci twierdzenia, że mamy do czynienia ze zmanipulowanymi e-mailami, która w zasadzie od pierwszych dni powtarzana jest jak mantra przez rządową narrację. Ten trik nie przetrwał bowiem konfrontacji z informacjami ujawnianymi w publikowanych wiadomościach, których autentyczność została niejednokrotnie potwierdzona.

Rząd PiS mówiący ciągle o "ataku hybrydowym" czy o "rosyjskim cyberataku" w tej sprawie de facto stosuje dezinformację, która pozwala unikać odpowiedzi na niewygodne pytania stawiane przez część mediów zarówno Morawieckiemu, jak i Dworczykowi.

Jednocześnie umożliwia rządzącym atakowanie i oskarżanie np. o działanie na rzecz Rosji tych wszystkich, którzy próbują ustalić jakieś fakty w tej sprawie i zmusić polityków do odpowiedzi na pytania. A tych z każdym tygodniem przybywa. Na nie przede wszystkim powinni publicznie odpowiedzieć premier Morawiecki i szef jego kancelarii. Analizując ujawnioną dotychczas korespondencję można postawić tezę, że to w zasadzie gotowy akt oskarżenia i dowód na łamanie konstytucji i prawa, nepotyzm i kolesiostwo oraz nagminne działanie na szkodę państwa. Wystarczy prześledzić e-maile zaledwie z kilku dni, by zobaczyć, czym tak naprawdę zajmuje się premier oraz jego otoczenie.

reklama

Zamiast realnego rządzenia krajem i zajmowania się naprawdę istotnymi problemami, jak choćby bezpieczeństwem kraju, gospodarką czy rosnącymi cenami gazu, prądu, benzyny, oto umysły rządzących zaprzątane są interwencyjnym zakupem albumów patriotycznych, przyjmowaniem kolejnych CV, by powsadzać swoich ludzi do państwowej spółki, dbaniem o sojusz z niezależną – tylko chyba z zapisów konstytucji – prezes Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską, czy redagowaniem odpowiedzi na pytania mediów.

Wszystko to sprawia wrażenie, jakby Morawieckiemu i jego otoczeniu bardziej zależało na własnym wizerunku oraz na wewnętrznych walkach frakcyjnych niż na rządzeniu krajem.

Kaczyński widział teczkę z zawartością. "Apelował o spokój"

Z informacji Onetu wynika, że właśnie ten ostatni element, jakim jest próba zbudowania przez Morawieckiego własnej frakcji w PiS, niezależnej od woli Nowogrodzkiej i za plecami samego prezesa Kaczyńskiego, wzbudził duże zaniepokojenie w ścisłym kierownictwie partii. E-maili odnoszących się właśnie do tych kwestii ma być podobno kilka, a ich treść ma być znana Kaczyńskiemu, który – jak twierdzą nasze źródła – miał otrzymać teczkę z analizą zawartości skrzynki pocztowej Dworczyka (szef Kancelarii Premiera po włamaniu musiał przekazać dostęp do niej służbom prowadzącym śledztwo w tej sprawie).

Jak słyszymy, prezes PiS po jej lekturze miał zwrócić się na jednym z niedawnych posiedzeń prezydium kierownictwa partii z apelem o zachowanie spokoju i nieodnoszenie się publicznie do ujawnianych treści. — Nawet jeśli przeczytalibyście o mnie "ten stary dziad" albo o sobie inne duże gorsze rzeczy — miał powiedzieć Kaczyński do najbliższych współpracowników z kierownictwa PiS.

reklama

Ponadto na polecenie samego Kaczyńskiego każdy e-mail, który jest publikowany w sieci, ma być dokładnie analizowany przez służby, a jego bohaterowie wzywani do złożenia wyjaśnień.

Dlaczego Morawiecki może być na razie spokojny o swój fotel

Nasz informator z Nowogrodzkiej twierdzi także, że wciąż nie jest znana dokładna liczba ani treść e-maili, które mogły zostać przejęte przez hakerów. Jak słyszymy, partia spodziewa się ujawnienia jeszcze bardziej kompromitujących materiałów niż dotychczas.

Mimo to Morawiecki może być na razie spokojny o swój fotel premiera. Jarosław Kaczyński doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że dymisja premiera byłaby odebrana jako przyznanie się do wszystkiego, co można przeczytać w ujawnionej korespondencji. Tak samo jest zresztą z dymisją Dworczyka, którego dni w polityce i w partii mają być podobno policzone, a przed odwołaniem chroni go tylko i wyłącznie "parasol" trzymany przez Morawieckiego.

Ponadto wiele osób w PiS coraz częściej tzw. aferę e-mailową przyrównuje do tzw. afery taśmowej, która przed laty w dużej mierze przyczyniła się do końca rządów Platformy Obywatelskiej. Jest jednak jedna zasadnicza różnica, w której ludzie dzisiejszego obozu władzy upatrują swojej szansy na wyjście obronną ręką z tego pełzającego kryzysu — e-maile mają mniejszą siłę rażenia niż nagrania z kompromitujących rozmów prominentnych wówczas polityków Platformy. Chyba że ujawniane zaczęłyby być kompromitujące zdjęcia lub filmy, czego – jak słyszymy w partii rządzącej – nie można do końca wykluczyć.

Na korzyść obecnego obozu rządzącego działa jeszcze jeden czynnik. Najbliższe wybory są dopiero za dwa lata i nie ma bezpośredniego zagrożenia, że ujawniana korespondencja wpłynie niekorzystnie na wynik wyborczy lub utratę władzy, a ludzie zwyczajnie zapomną o całej aferze, zanim pójdą do urn wyborczych w 2023 r. Taka jest przynajmniej kalkulacja Nowogrodzkiej.

(sp)

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Andrzej Gajcy
Dziennikarz i publicysta Onetu
Pokaż listę wszystkich publikacji

Źródło: Onet
Data utworzenia: 6 października 2021, 18:39
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.