Budapesztu w Warszawie nie ma. Węgry znów podnoszą stopy procentowe, Polska wciąż w przyczajeniu

Narodowy Bank Węgier we wtorek ponownie podniósł stopy procentowe. Od czerwca powędrowały one już w górę o ponad 1 pp. - z 0,60 proc. do 1,65 proc. Analitycy banku Pekao zwracają uwagę, że sytuacja gospodarcza na Węgrzech i w Polsce jest w wielu aspektach podobna, jednak polityka pieniężna zupełnie inna. Narodowy Bank Polski ani myśli podnosić stóp, a jego prezes Adam Glapiński nawoływania do takiego kroku nazywa "głupstwami". Niebawem okaże się, kto się myli - Węgrzy czy Polacy.
Zobacz wideo Kto ucierpi najbardziej na podwyżkach cen prądu? "Biznes zapłaci więcej"

To już czwarta podwyżka stóp procentowych na Węgrzech. Od czerwca Narodowy Bank Węgier robi to co miesiąc. Tym razem główna stawka poszła w górę z 1,50 do 1,65 proc. Łącznie od czerwca referencyjna stopa została podniesiona już łącznie o 1,05 pp.

Powód podwyżki? Inflacja. Węgierski bank centralny kontynuuje proces zacieśniania polityki pieniężnej (poza podwyżką stóp ogłosił też m.in. ograniczenie skupu obligacji skarbowych). Podniósł także prognozy inflacji na 2021 i 2022 r. - kolejno z 4,1 proc. do 4,6-4,7 rok do roku oraz z 3,1 proc. do 3,4-3,8 proc.

Z komunikatów Narodowego Banku Węgier (NBH) wyłania się obraz troski i obaw o perspektywy inflacyjne. W sierpniowym komunikacie po posiedzeniu NBH stwierdzono, że globalny wzrost cen surowców na rynkach światowych powoduje przyspieszenie inflacji w coraz szerszej grupie dóbr przemysłowych. Węgierskie władze monetarne oceniają, że stopniowe przełożenie podwyższonych cen surowców i kosztów transportu będzie czynnikiem decydującym o perspektywach inflacji

- piszą w swoim komentarzu ekonomiści banku Pekao.

Czechy też pewnie wkrótce znów podniosą stopy 

W regionie jest też drugi kraj, który w obawie przed wysoką inflacją i oczekiwania inflacyjnymi rozpoczął już cykl podwyżek stóp procentowych. To Czechy, które zrobiły to już dwa razy i wszystko wskazuje na to, że podczas posiedzenia 30 września zrobią to ponownie.

Na razie Czesi podnieśli w ramach dwóch podwyżek główną stopę łącznie o 0,5 pp. (z 0,25 do 0,75 proc.), ale jest możliwe, że pod koniec września powędruje ona w górę od razu o kolejne 0,5 pp., do 1,25 proc. Z czeskiego banku centralnego płynie bowiem coraz więcej sygnałów, że proces podwyżek należy przyspieszyć.

Ewentualne podniesienie głównej stopy w Czechach od razu o 0,5 pp. byłoby najwyższą jednorazową podwyżką w tym kraju od 24 lat. 

Glapiński: Podwyżki stóp? To byłby szkolny błąd

Z podwyżkami stóp procentowych cały czas wstrzymuje się Narodowy Bank Polski. W przeciwieństwie do swoich odpowiedników z Budapesztu i Pragi, większość członków Rady Polityki Pieniężnej nie widzi na razie przesłanek dla zacieśniania polityki pieniężnej. 

Na czele "gołębiej" grupy w Radzie Polityki Pieniężnej stoi prezes NBP Adam Glapiński, który podczas konferencji prasowej po wrześniowym posiedzeniu RPP po raz kolejny mówił, że za inflację w Polsce (w sierpniu 5,5 proc., najwięcej od 20 lat) odpowiadają szoki podażowe, na które polityka pieniężna banku centralnego nie ma wpływu. Prezes NBP przekonuje, że podwyższona inflacja jest przejściowa i nie boi się rozkręcenia oczekiwań inflacyjnych czy spirali płacowo-cenowej.

Nie mamy żadnych narzędzi, żeby przeciwdziałać wzrostowi cen energii elektrycznej, paliw, surowców, frachtów światowych. Gdybyśmy mieli, natychmiast byśmy z nich skorzystali. Ale to musielibyśmy rządzić całym światem. Nie mówię, że świat nie byłby wtedy lepszy. Zapewniam Państwa, że gdyby zarząd NBP i Rada Polityki Pieniężnej zarządzały światem, żylibyśmy w o wiele lepszym świecie

- mówił Glapiński. O pomyśle podwyżek stóp procentowych wypowiadał się bardzo stanowczo, a wręcz konfrontacyjnie.

Na negatywne szoki podażowe bank centralny nie powinien reagować podwyżką stóp procentowych. To byłby szkolny błąd, prowadzący do stłumienia wzrostu gospodarczego. Ci, co zachęcają do podwyżki stóp, namawiają, żebyśmy mieli stagflację. Nie wiem, skąd się biorą takie pomysły. One są dopuszczalne na poziomie zwykłych ludzi, ale nie ludzi, którzy odbyli studia ekonomiczne. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto np. skończył SGH, mówił takie głupstwa. Krytykowanie wszystkiego w czambuł, to tylko może być brak rozumu albo zła wola

- komentował prezes NBP.

Tyle, że nie wszyscy sprawę widzą podobnie jak Glapiński i większość członków RPP. W ostatnich dniach ekonomiści PKO Banku Polskiego opublikowali analizę wskazującą, że mimo wszystko w polskiej inflacji coraz większą rolę odgrywają czynniki, na które polityka pieniężna mogłaby wpływać.

W narracji NBP to czynniki regulacyjne oraz wzrost cen energii odpowiadają za połowę obecnej, podwyższonej inflacji CPI (5,5 proc. r/r). Nasza miara pokazuje jednoznaczny kierunek endogenicznej inflacji i nie wspiera takich wniosków

- piszą ekonomiści PKO BP w swoim komentarzu.

Z kolei ekonomiści banku Pekao zauważają, że śledzenie efektów podwyżek stóp na Węgrzech może być o tyle ciekawe, że popandemiczna sytuacja gospodarcza w tym kraju oraz w Polsce jest w wielu obszarach podobna.

Po pierwsze, oba kraje doświadczają podwyższonej inflacji. W sierpniu ceny konsumpcyjne wzrosły na Węgrzech o 4,9 proc. rok do roku, a w Polsce o 5,5 proc. Po drugie, PKB w obu krajach powrócił do poziomów sprzed pandemii i są one w czołówce w UE jeżeli chodzi o najszybsze odbicie koniunktury. Po trzecie, zarówno Węgry jak i Polska charakteryzują się niskim poziomem bezrobocia na tle innych krajów UE (stopa bezrobocia LFS w sierpniu odpowiednio na poziomie 4,3 proc. i 3,4 proc.). Na tle tych podobieństw mocno różnią się oceny NBH i NBP w zakresie perspektyw inflacyjnych i reakcji ze strony polityki pieniężnej

- piszą w swoim komentarzu. Jak dodają, przyszłość pokaże, czy to NBP jest spóźniony w cyklu zacieśniania polityki pieniężnej, czy to decyzje banków centralnych Węgier i Czech były przedwczesne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.