To jednak szok dla elit: o. Zięba wyhodował potwora w habicie, a obwiniał gwałcone kobiety

Jacek Gądek
O. Paweł M. - wedle raportu zwyrodniały zakonnik, gwałciciel, psychopata, który "chu... wyganiał demony" - miał mentora: o. Macieja Ziębę. Ten intelektualny guru i zasłużony dominikanin chronił seksualnego drapieżcę, a obwiniał kobiety, które M. miał gwałcić. O. Zięba wyhodował potwora w habicie. Pomnik zmarłego rok temu dominikanina upada na naszych oczach.
Zobacz wideo Tomasz Terlikowski: O. Ziębie wydawało się, że załatwił sprawę

Świadek cytowany w raporcie komisji badającej sprawę o. Pawła M.: - Kiedy ktoś próbował o. Maciejowi powiedzieć coś krytycznie o Pawle M., to ten odpowiadał: zgromadź trzy tysiące osób na modlitwie o uzdrowienie, to pogadamy.

Bo o. Paweł M. był gwiazdorem i przyjacielem o. Zięby. Na jego msze i modlitwy ściągały tłumy. W rzeczywistości tworzył sektę, wykorzystywał seksualnie kobiety, znęcał się nad nimi fizycznie i wyłudzał pieniądze.

"O. Zięba darł się, wrzeszczał"

Gdy w 2000 r. pogadać z o. Ziębą o Pawle M. przyjechał o. Marcin Mogielski, zakonnik zbierający świadectwa ofiar M., to rozmowa była "straszna". - Ja płakałem jak dziecko, bo odbijałem się jak od ściany od o. Zięby. On przyjmował, że to było [występki M.], przyjmował fakty, ale cały czas bronił Pawła M. Odczułem, że mam się odczepić, nie wtrącać. Zięba darł się, wrzeszczał. Spotkałem się z agresją - opisywał o. Mogielski.

De facto bowiem o. Zięba trzymał parasol ochronny nad o. Pawłem M. Symboliczne kary, jakie nałożył na M., w rzeczywistości na około 20 lat zapewniły mu bezkarność.

Zupełnie nie pasuje to do publicznego obrazu o. Macieja Zięby: wrażliwego i mądrego, intelektualnego guru dla masy ludzi, zwłaszcza liberalnej i elitarnej części Kościoła. Zasłużonego opozycjonisty w czasach PRL-u i człowieka "Solidarności", przyjaciela papieża Jana Pawła II, filozofa, założyciela Instytutu Tertio Millenio. I prowincjała dominikanów w latach 1998-2006 - na tym właśnie stanowisku zawiódł.

Z raportu komisji pod wodzą Tomasza Terlikowskiego o sprawie o. Pawła M. wyłania się obraz toksycznej i katastrofalnej w "owocach" relacji o. Zięby z religijnym psychopatą.

Ale od początku.

"Będziemy zbierać bolesne owoce"

Sygnałów, że M. jest zagrożeniem, nie brakowało od samego początku. Rektor Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów w Krakowie uznał, że Paweł M. "pozostaje ciągle małym, niedorozwiniętym dzieckiem". - Uważam, że będziemy zbierać bolesne owoce, jeśli nie zdobędziemy się na odważne decyzje - dodawał. Decyzje, czyli w praktyce wyrzucenie go, bo na duchownego się nie nadaje. Miał też opinię "wariatuńcia". Dominikanie nie zdobyli się na odprawienie Pawła M. Po ćwierć wieku widać "owoce" - jego ofiary. To zgwałcone kobiety i rozbici ludzie.

Z raportu wynika, że w 2000 r. do o. Zięby - prowincjała dominikanów - dotarły informacje o seksualnych nadużyciach M. Zakonnik miał proponować ofiarom "modlitwę ciałem", "oczyszczenie seksualnych zranień", "wyzwalanie z nieczystości". Chodziło o "oddawanie poszczególnych części ciała Panu Bogu" poprzez "pieszczoty, a nawet penetrację czy odtwarzanie różnych pozycji seksualnych". Akty seksualne miały także służyć "oczyszczeniu klasztoru". Wymuszał na kobietach współżycie przed mszami o uzdrowienie, uznając, że od tego zależy wystąpienie uzdrowień.

W liście z 2000 r. do o. Zięby kobieta napisała o M.: "Zmuszał mnie do współżycia (...). Współżył, gdzie mógł: w oczku, w kancelarii, przychodził w nocy i budziłam się, gdy już na mnie siedział, w domu swoich rodziców, w zakrystii, w kancelarii, zawsze przed mszą z modlitwą o uzdrowienie. Gwałcił, kiedy chciał, kazał całować 'swojego dzidziusia' i długość stania jego członka wskazywała na ilość udręczeń do oddania".

Inna z kobiet w trakcie spowiedzi, gdy mówiła o seksualności, zaczęła być dotykana przez Pawła M. w miejsca intymne.

Kolejne świadectwa kobiet dopełniały obraz seksualnego drapieżcy i religijnego szarlatana. Tymczasem w zakonie krążyły rubaszne żarty, że Paweł M. "chu... wygania demony".

O. Zięba obwiniał kobiety

O. Zięba - według relacji pokrzywdzonych - spotkał się z kobietami i zapewnił, że "zrobi porządek z Pawłem M.". Zeznająca kobieta: - Ale jeśli chodzi o nas, to my jesteśmy dorosłe i on nie uważa, by zadziało się coś złego.

Gdy M. został przeniesiony do innego klasztoru, trzy oburzone tym kobiety pojechały, by spotkać się z o. Ziębą. Jedna z nich: - Spotkałyśmy się z mocnym afrontem. Ojciec Zięba powiedział nam, że jest przygotowany i prawnie, i medialnie na konfrontację z nami.

Jak stanowi raport, ani o. Zięba (ani jego następcy) nie podjęli żadnych działań mających uściślić i poszerzyć wiedzę o działaniach M. Raport: "Do 2021 r. zarówno ówczesny prowincjał, jak i jego następcy mieli jedynie wiedzę przekazaną w roku 2000".

Nie karać dwa razy za to samo

Dlaczego? Bo w 2000 r. o. Zięba ukarał o. Pawła M. i potem przyjmowano już w zakonie, że nie można go karać ponownie za to samo. Nawet jeśli owa kara była śmieszna. A taka była. O. Zięba bowiem wydał dekret: na rok Paweł M. został - w uproszczeniu - zawieszony w kapłaństwie. Miał też odbyć miesięczne rekolekcje i przez rok pracować w hospicjum.

Raport: "Ta decyzja o. Macieja Zięby, tryb i sposób określenia tego dekretu na zawsze naznaczą drogę błędu w dalszym postępowaniu władz prowincji". I to na niego spada pełna odpowiedzialność, bo decyzję podjął sam. Zresztą w zwyczaju miał zarządzać autorytarnie.

Parę dni po nałożeniu takiej "kary" o. Zięba zabrał Pawła M. i innych swoich przyjaciół na wakacje na kajaki. Na tym wyjeździe M. miał na polecenie o. Zięby opowiedzieć innym, za co został ukarany.

Świadek: - Paweł unikał odpowiedzi, za niego Maciej Zięba więcej mówił niż sam Paweł. On się wykręcał, miałem wrażenie, że on nie przyjmował do wiadomości, że robił coś złego.

Powrót M.

Nawet w czasie "pokuty" M. zaczął łamać i tak pluszowe zakazy. Po rocznej karze o. Zięba wysłał M. do pracy w klasztorze. I to mimo że miał na biurku opinię biegłego stanowiącą, że M. jest trwale niezdolny do pracy z ludźmi. Odprawia msze, spowiada. Gdy ludzie, którzy znają jego przeszłość, piszą alarmistyczne listy do o. Zięby, ten im odpisuje, że M. już pokutę odbył i teraz prowadzi "normalne działania w kościele".

O. Zięba de facto trzymał parasol ochronny nad o. Pawłem M. Dlaczego?

Przyjaciele

Na to pytanie raport też stara się odpowiedzieć. Po pierwsze: o. Zięba i o. Paweł M. byli przyjaciółmi. O. Zięba nawet uczestniczył w charyzmatycznych modlitwach M. Co więcej, Zięba sam się czasami spowiadał u o. Pawła M. i regularnie spowiadał M.

Świadek: - Kiedy przyjeżdżał o. Zięba, to Paweł M. wysyłał mnie po wino i ser pleśniowy z wyższej półki, żeby mogli sobie wieczór spędzić razem.

Alkoholizm o. Zięby

O. Zięba był alkoholikiem. Świadek: - W tamtym czasie choroba alkoholowa Macieja była bardzo rozwinięta, wtedy się nie dopuszcza do siebie pełni prawdy i poddaje się rzeczywistość własnej interpretacji.

Inny świadek - z najbliższego otoczenia Zięby - dodawał, że również najbliżsi współpracownicy o. Zięby byli uzależnieni.

Mimo to o. Zięba wytrwale trzymał parasol nad M. Gdy w 2006 r. oddawał już stery zakonu nowemu prowincjałowi, to - wedle relacji następcy - wyglądało to tak: - Kwestia Pawła M. musiała się pojawić. Maciej powiedział, że w kontekście prawnym wszystkie sprawy są pozałatwiane. Maciej powtarzał to wielokrotnie.

W zakonie zaczęło obowiązywać przekonanie, że skoro o. Zięba ukarał - choć delikatnie - o. Pawła M., to nie można już go drugi raz za te same czyny karać. To zapewniało drapieżcy bezkarność. A przecież w archiwach przeora były materiały pozwalające wyrzucić go z zakonu na amen. Tymczasem o. Zięba, choć miał takie obowiązki, nawet nie wszczął postępowania kanonicznego i nie powiadomił Watykanu. Od strony prawa kościelnego, działania o. Zięby to było kompletne partactwo.

Przerośnięte ambicje

Zdarzało mu się mówić, że "jesteśmy [polscy dominikanie - red.] najlepszą prowincją najlepszego zakonu w Kościele". Ojciec Zięba miał nawet ambicję, by zostać generałem dominikanów, czyli szefem zakonu na świecie.

Według o. Zięby duchowość charyzmatyczna, jaką zdawał się reprezentować o. M., przyciągnie do dominikańskich kościołów tłumy wiernych. Liczba głów na modlitwach była miarą sukcesu. M. był więc atutem o. Zięby, bo przyciągał tysiące ludzi, w jego własnych planach. Raport: "Sukcesy duszpasterskie Pawła M. świetnie się wpisywały w zamierzania i plany o. Zięby. W tym kontekście łatwiej jednak było o. Ziębie przymykać oko na duszpasterskie i teologiczne aberracje Pawła M.".

W rzeczywistości o. Paweł M. uczynił z kobiet najbardziej zapatrzonych w niego swoje niewolnice seksualne. Formy modlitwy były wręcz diabelskie. Tylko próbka. Dziewczyny lały się po twarzach. Pito koktajle z oleju egzorcyzmowanego i święconej wody. Świadek: "Kiedy ich nie chciałam mieć wizji proroków Samuela i innych, obrywałam pasem. Była jedna taka modlitwa, że dostałam osiem tysięcy razy pasem na goły tyłek". Paweł M. prowadził rzekomą modlitwę Eliasza: w habicie kładł się na kobietach - i tylko na kobietach - za które się modlił.

Wizytacje w polskiej prowincji rozwiewały jednak wizję kariery o. Zięby. W raporcie z wizytacji napisano: "Zbyt często słyszeliśmy rozmowy, w których pojawiały się słowa takie jak 'my', 'oni', 'opozycja', 'partia rządząca'". Wedle świadków o. Zięba i jego otoczenie to był "rodzaj partii, jeżdżącej wspólnie na kajaki i planującej przyszłość prowincji". "Dwór".

Ofiary skrzywdzone po raz drugi

To, co jest uderzające w postawie o. Zięby, to jego bezduszność wobec ofiar. Skrzywdzona kobieta: - Ojciec Maciej od początku mówił, że on rozprawi się z Pawłem M., ale że my jesteśmy dorosłe i on nie uważa, by wydarzyło się coś nie OK wobec nas.

Inne osoby też wytykają to o. Ziębie. Kolejna osoba: - Siedział z nogą założoną na nogę, w kapeluszu. Weszłam na moment, powiedział, że byłyśmy dorosłe, że mogę sobie znaleźć prawnika, ale z nim nie wygram. Poczułam się zagrożona, że jeśli cokolwiek zrobię, to on nas zniszczy. On był bezwzględny.

Raport: "Świadkowie wskazują na fakt złożenia ze strony prowincjała o. Macieja Zięby przyrzeczenia, że Paweł M. nie zostanie nigdy przywrócony do pracy duszpasterskiej. W rzeczywistości, po odbyciu rocznych ograniczeń wynikających z dekretu prowincjała, wrócił do posługi".

Tymczasem ofiary żebrały przez lata u dominikanów o pieniądze na swoje terapie. Realnej pomocy mają szansę doczekać dopiero teraz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.