Od dwóch miesięcy squattersi zajmują jedną z posesji we Wrocławiu, twierdząc, że realizują prawo do dachu nad głową. Właściciele nie mogą z kolei korzystać z prawa własności, czyli wejść do własnego budynku, ani sprzedać go razem z posesją wycenianą na 4,5 mln zł – donosi TVN w programie „Uwaga”.
Przeczytaj także
Prawo własności ani brama nie pomogły
Przepychanki pomiędzy prawowitymi właścicielami posesji położonej na wrocławskich Kowalach a grupą squattersów, która zajęła znajdujący się na niej dom, trwają od dwóch miesięcy. Co najmniej od tego czasu państwo Ryszard i Janina Ziarno nie mogą dostać się do posiadanego przez siebie domu. W pozbyciu się dzikich lokatorów nie pomogła również policja.
– Posesja była ogrodzona. Była też brama. Do tego różne wywieszki: tablica z informacją, że to teren prywatny. Na domu zawieszona była też tabliczka, że grozi zawaleniem – opowiada w materiale TVN Ryszard Ziarno.
Budynek wcześniej należał do rodziców pani Janiny. Właściciele od pewnego czasu chcą sprzedać działkę wraz ze znajdującym się na niej nieruchomością. Wycenili ją na 4,5 mln zł.
– Kupców było kilku, padły nawet konkretne oferty. Rozmowy zakończyły się niestety fiaskiem, gdy na miejscu pojawili się squattersi – wspomina Janina Ziarno.
Właściciele i policja bezradni na „samowolkę”
Dzicy lokatorzy, którzy zabarykadowali się w budynku, twierdzą, że zajęli go na podstawie „panującego prawa”. Jakiego konkretnie? Powołują się na art. 336. kodeksu cywilnego, w myśl którego „posiadaczem rzeczy jest zarówno ten, kto nią faktycznie włada jako właściciel (posiadacz samoistny), jak i ten, kto nią faktycznie włada jako użytkownik, zastawnik, najemca, dzierżawca lub mający inne prawo, z którym łączy się określone władztwo nad cudzą rzeczą (posiadacz zależny).”
Co więcej, podczas interwencji policji przebywające wewnątrz budynku osoby oświadczyły, że chroni je mir domowy, a pojawienie się prawowitych właścicieli nieruchomości, ekipy telewizyjnej i policji to zwyczajne nękanie. Wcześniejszy atak gazem łzawiącym, w wyniku którego ucierpiał właściciel budynku, nazwali z kolei „próbą powstrzymania nielegalnej eksmisji”.
Zajętą przez nich nieruchomość nazywają „Samowolka na Bezdrożach 161”. Jak twierdzą, są „młodymi osobami, które zdecydowały się zamieszkać w opuszczonym i niszczejącym od 20 lat małym gospodarstwie".
Oświadczenie Akcji Lokatorskiej w sprawie skłotu Samowolka
Osoby zamieszkujące skłot Samowolka we Wrocławiu uczyniły w tym, nieużywanym dotąd przez nikogo, miejscu swój dom. [...]
Ma stać puste, marnować się, niszczeć. Bo MOJE!. Pies ogrodnika: sam wprawdzie nie używam ale innemu nie dam. Nawet nie próbowano się z mieszkańcami skłotu dogadać w sprawie warunków pobytu. [...]
[...] właścicielom budynku zajętego przez skłotersów nie stała się żadna realna krzywda. Byli właścicielami nieużywanego budynku i nadal są właścicielami budynku, którego spokojnie mogą, jak przez ostatnie 20 lat, nie używać. [...]
Jedyne co rzeczywiście ucierpiało to ich Święta Właścicielska Duma, ta pseudo-szlachecka arogancja, kogoś, kto ma “działkę wartą 4 miliony” i będzie są ją nosił jak klejnot w czapce. Bezużyteczny ale wam od niego wara.
Źródło: Strona Akcji Lokatorskiej na portalu Facebook
Eksmisja może zająć nawet dwa lata
– Stworzyliśmy tu chroniony prawem mir domowy, dzięki któremu obejmuje nas prawo lokatorskie, w świetle którego staliśmy się jego posiadaczami. To, co robimy, jest najczęściej nazywane skłotowaniem, bo polega między innymi na zamieszkiwaniu opuszczonych budynków. Skłotowanie to dla nas sposób na życie, nasza życiowa samowolka, to odzyskiwanie marnujących się budynków, jedzenia, czasu i własnej swobody – piszą na facebookowym profilu squattersi.
Dzikich lokatorów, którzy wtargnęli do domu na wrocławskich Kowalach, wspiera stowarzyszenie „Akcja Lokatorska”.
– Osoby zamieszkujące skłot Samowolka we Wrocławiu uczyniły w tym nieużywanym dotąd przez nikogo, miejscu swój dom. Odremontowały je i dostosowały do swoich skromnych potrzeb. Żyją w nim. Zwiększając tym samym ogólną ilość szczęścia w społeczeństwie, które go ma i tak mało. To jest konkretna korzyść, której powinniśmy bronić – czytamy na facebookowym profilu stowarzyszenia (pisownia oryginalna).
Nielegalni mieszkańcy budynku należącego do Ryszarda i Janiny Ziarno wciąż w nim przebywają. Nie pomogła wspomniana już interwencja policji. Jak bowiem tłumaczyli funkcjonariusze, potrzebowali do tego nakazu prokuratorskiego. Tymczasem sprawa o eksmisję może ciągnąć się nawet dwa lata.
Przeczytaj także
Wrocław miastem dzikich lokatorów?
To niejedyny nielegalny squat działający we Wrocławiu. Z dzikimi lokatorami zajmującymi kamienicę przy ul. Szczytnickiej mierzyły się niedawno władze miasta. Podobnie jak w przypadku nieruchomości państwa Ziarno należący do gminy Wrocław budynek od kilku lat stał pusty. W 2020 r. u zarania pandemii koronawirusa wprowadzili się do niego dzicy lokatorzy. Uniemożliwili tym samym szybką sprzedaż budynku inwestorowi. Cena wywoławcza opiewała na 5 mln zł.
Zabytkową kamienicę udało się sprzedać dopiero w grudniu ubiegłego roku. Inwestor – firma WR Home - zapłaciła miastu 5,05 mln zł. W umowie znalazły się jednak zapisy, według których to na nowym właścicieli ciążyło przejęcie budynku z rąk dzikich lokatorów.
Plaga dzikich lokatorów w Hiszpanii
Problem squatów i nielegalnego zajmowania mieszkań i domów jeszcze wyraźniej niż w Polsce narasta w Hiszpanii. Według organizacji ONAO, zajmującej się pomocą poszkodowanym przez dzikich lokatorów, w Hiszpanii nielegalnie zajętych jest co najmniej 120 tys. domów i mieszkań należących m.in. do osób fizycznych.
Rośnie też liczba skarg składanych na policję w związku z włamaniami do nieruchomości w celu ich zajęcia. Jak podaje hiszpańskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w 2020 r. było ich 14,7 tys., czyli o ponad 40 proc. więcej niż pięć lat wcześniej.
Na korzyść nielegalnych lokatorów działa hiszpańskie prawo. Tzw. szybka eksmisja, czyli niewymagająca wyroku sądu, jest możliwa tylko w ciągu 48 godzin od nielegalnego zajęcia lokalu.
– Po tym terminie sprawę musi rozstrzygnąć sąd, a to trwa bardzo długo. Przez ten czas dzicy lokatorzy bezkarnie korzystają z zajętego mieszkania – komentuje Tony Miranda, przewodniczący stowarzyszenia ONAO.
Sonda: Prawo własności czy prawo do dachu nad głową? Zagłosuj!
Jeśli poniżej nie widzisz okna z ankietą, oddaj głos tutaj.