Byli członkowie podkomisji podważają raport Macierewicza. A on zaprasza rodziny - na samym końcu

Jacek Gądek
Antoni Macierewicz zaprosił rodziny smoleńskie na spotkanie do siedziby podkomisji, by zaprezentować im raport. Z naszych rozmów wynika, że część rodzin - tych bliskich PiS - może zignorować Macierewicza, bo są na niego wściekłe. Jak się też dowiedzieliśmy, kilku byłych członków podkomisji wysłało do szefa MON Mariusza Błaszczaka i rodzin swój kontrraport.

Podkomisja smoleńska przyjęła raport końcowy 10 sierpnia. Jak ujawniła Gazeta.pl, podkomisja nie kończy jednak swojej działalności, bo szef MON Mariusz Błaszczak przedłużył jej istnienie do końca listopada. Przez ten czas ma się rozliczyć ze swojej działalności (ta trwała ponad pięć lat). Dzięki formalnemu powołaniu podkomisji na trzy miesiące Macierewicz będzie mógł wciąż występować jako szef tego ciała. Gdyby podkomisja przestała istnieć, to przestałby być dysponentem raportu.

Rodziny smoleńskie na samym końcu

Macierewicz, jako szef tego gremium, zarezerwował dla siebie prawo do prezentowania raportu. Raport liczy - jak zapewniał - 308 stron i 5 tys. stron załączników. Nie został nigdzie opublikowany. Także na spotkaniu z rodzinami nie będzie przekazany, a jedynie pokazany.

"Zostanie państwu zaprezentowany pełny raport ustalający przyczyny katastrofy smoleńskiej" - czytamy w wiadomości wysłanej z sekretariatu podkomisji do rodzin.

Rodziny do tej pory nie zostały zaznajomione z raportem końcowym. Macierewicz publicznie jednak przedstawiał główne tezy raportu - w miniony weekend. Zrobił to na Przystanku Niepodległość w Polanicy-Zdroju. Jego prelekcję zatytułowano "Prawda o Smoleńsku polską racją stanu". Mówił o co najmniej dwóch wybuchach na pokładzie Tu-154M. - Samolot został wysadzony najpierw w lewym skrzydle, a potem w centropłacie. Wnioski, jakie zawieramy w raporcie, nie wykluczają większej liczby eksplozji - mówił. Przekonywał, że to był zamach. Podkreślał, że wszystko stało się "nad" Smoleńskiem. Sam Macierewicz pisał o tym wykładzie tak: "Dokonałem prezentacji raportu podkomisji. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w to ważne spotkanie".

Co ciekawe, nawet na tym spotkaniu w Polanicy-Zdroju - a uczestniczyło w nim kilkadziesiąt osób ze środowisk silnie prawicowych - pojawiły się głosy krytyki wobec szefa podkomisji.

Dopiero miesiąc po przyjęciu raportu końcowego i publicznym zaprezentowaniu jego tez, Macierewicz zaprosił rodziny smoleńskie na ul. Kolską w Warszawie do siedziby podkomisji. Gazeta.pl rozmawiała z kilkoma osobami z rodzin bliskich PiS i niegdyś wierzących w Macierewicza. Z rozmów tych wynika, że część tych rodzin może zignorować zaproszenie na spotkanie z Macierewiczem, bo są na niego wściekłe. Niemniej osobami tymi wciąż targają duże emocje, więc mogą być zmienne w swojej postawie.

Rodziny pielgrzymują do prezesa PiS

Jak ujawniła Gazeta.pl, kilka z tych rodzin poszło - odbyły się dwa takie spotkania - do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, by wylać żale na Macierewicza i starać się o powołanie międzynarodowej komisji.

Wśród rodzin ze zdziwieniem przyjęto publikację "Gazety Polskiej" o raporcie końcowym. Tekst był wprost inspirowany przez Macierewicza. Co ciekawe, tygodnik kierowany przez Tomasza Sakiewicza (politycznie i rodzinnie związanego z Macierewiczem) nawet nie poświęcił raportowi swojej okładki (tu bohaterem był bowiem poseł PO Sławomir Nitras).

Słowem: co prawda Macierewicz chce poinformować o tezach raportu rodziny smoleńskie, ale na końcu. Ważniejsi byli uczestnicy prawicowego zlotu i czytelnicy "GP".

Przeczytaj także:

Nieformalne zdanie odrębne: 330 stron

Podkomisja miała obowiązek wysłania go do MON i Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. MON nie odpowiedziało nam, czy raport trafił na biurko Mariusza Błaszczaka. Co ciekawe, mimo że raport miał zostać przyjęty, to sam Macierewicz zapewniał miesiąc później, że trwają prace edytorskie nad materiałem - zatem raport wcale jeszcze nie ma ostatecznej formy.

Jak dowiaduje się Gazeta.pl, trzech byłych członków podkomisji wysłało swoje liczące 330 stron zdanie odrębne od raportu Macierewicza. Ale uwaga: jest ono nieformalne. Trafiło do szefa MON-u, szefa Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (nie do Macierewicza, który jest szefem wydzielonej podkomisji, ale do gen. bryg. pil. Roberta Cierniaka, który szefuje Komisji) oraz do rodzin smoleńskich bliskich PiS-owi. Jego autorami są Marek Dąbrowski, Wiesław Chrzanowski i Kazimierz Grono. Poinformowali oni o swoim zdaniu odrębnym rodziny smoleńskie. Byli członkowie podkomisji piszą do rodzin o "nierzetelności i niekompetencji Antoniego Macierewicza oraz o błędach kierowanej przez niego podkomisji".

Swoje zdanie odrębne wysłali, bo choć nie zasiadają w podkomisji, to do końca sierpnia byli wciąż w KBWLLP. Wedle ich interpretacji przepisów do złożenia zdania odrębnego mają wszyscy członkowie KBWLLP, a nie tylko członkowie samej podkomisji.

To zdanie odrębne nie może jednak mieć statusu skutecznie złożonego. Dlaczego? Bo członkowie KBWLLP nie zostali poinformowani o posiedzeniu podkomisji 10 sierpnia, na którym przyjmowano raport końcowy - dowiedzieli się trzy tygodnie później. Wedle rozporządzenia powołującego podkomisję, czas na formalne złożenie zdań odrębnych to dwa dni.

Jak się dowiadujemy, to nieformalne zdanie odrębne jest opasłą krytyką metod i ustaleń Macierewicza, które w kawałkach prezentował on w ostatnich paru latach. Jest też w nim opis alternatywnego przebiegu katastrofy smoleńsiej. Słowem: to kontrraport to raportu Macierewicza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.