"Czarnkowi i ludziom Kościoła ten peron już odjechał". O pożegnaniu młodych z religią

REKLAMA
Poglądy młodych w kwestii praw kobiet, w tym aborcji i seksualności, to jest niepodatny grunt dla "czarnkowego ziarnka". Tu żadne "cnoty niewieście" nie przejdą. Panu ministrowi i ludziom Kościoła ten peron już odjechał. Choćby nie wiem ile wstawili religijnych lektur do programu nauczania, to walczą o przegraną sprawę - mówi nauczycielka etyki z Krakowa.
REKLAMA
Zobacz wideo

Od czterech lat w jednym z krakowskich liceów uczy "religii szatana". Tak katecheta nazwał lekcje etyki i tak już zostało. Uczniowie teraz mówią, że we wtorek po "polaku", "gegrze" i "matmie" mają "szatana".

REKLAMA

- Z tym "szatanem" Kościół od początku ma problem, bo jest konkurencją dla lekcji religii w szkołach i wpisuje się w czarny sen duchownych, czyli groźbę laicyzacji. Dlatego po latach nieskutecznych prób zohydzenia etyki, ludzie Kościoła - rękami ministra Czarnka - przystępują do zaorania tych zajęć, czyli przejęcia ich przez wychowanków Tadeusza Rydzyka i Ordo Iuris - mówi Magdalena, nauczycielka tego przedmiotu.

Nawiązuje do planu ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który zapowiedział, że za dwa lata lekcje religii lub etyki będą obowiązkowe. A że już teraz brakuje nauczycieli etyki, MEiN zleciło ich kształcenie uczelniom i placówkom katolickim. Są wśród nich Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu Tadeusza Rydzyka oraz Collegium Intermarium powiązane z Ordo Iuris - skrajnie konserwatywna organizacja, która forsowała w Sejmie projekt ustawy przewidujący pięć lat więzienia dla kobiet przerywających ciążę.

W tym kontekście Ewa Rutkowska - przez lata uczyła etyki w warszawskim Zespole Szkół "Bednarska", a teraz prowadzi tam zajęcia z filozofii - zwraca uwagę na słynną frazę doradcy ministra Czarnka - dr. Pawła Skrzydlewskiego. W lipcu powiedział on, że dziewczęta powinny być w szkole wychowywane w odpowiedni sposób i "ugruntowane do cnót niewieścich". - Jak padły te słowa, to pojawiły się głosy, że to temat zastępczy, ale mam poczucie, że to nie były słowa rzucone na wiatr. To może być zapowiedź programu wychowawczego, który będzie na kontrze do "czarnych protestów" i będzie miał na celu zamykanie aktywności kobiet w obszarze katolickich cnót, zdefiniowanych przez mężczyzn. To przerażające - ocenia.

- Właśnie po to im ta "nowa" etyka, prowadzona przez wychowanków Rydzyka i Ordo Iuris - dodaje Magdalena. - Nie jest żadną tajemnicą, że teraz "na szatanie" dyskutujemy z uczniami o aborcji i protestach kobiet, nie stygmatyzując ich przy tym grzechem. Wyobrażam sobie, że dla ludzi Kościoła to jest nie do zniesienia i dlatego trzeba "szatana" zastąpić wychowywaniem kobiet do "cnót niewieścich" - stwierdza.

REKLAMA

Czym właściwie różni się etyka od religii w szkole?

- Gdybym nie wiedziała, co jest na religii, i przyjęłabym niesłuszne założenie, że choć trochę przybliża się tam chrześcijaństwo i judaizm, o islamie czy innych systemach religijnych już nie wspomnę, to odpowiedziałabym, że na religii uczą, iż system wartości jest dany człowiekowi przez Boga, a na etyce mówimy, że to człowiek go tworzy i sam za niego odpowiada - mówi Ewa Rutkowska.

Dla niektórych ludzi Kościoła to "relatywizm", "sianie moralnego zamętu" i "marksizm kulturowy". Ale - jak przekonuje Rutkowska - sama świadomość, że nie odpowiada się przed Bogiem, nie musi być powodem do tego, by zdyskredytować w sobie zasady etyki. Może być argumentem za tym, żeby je w sobie rozwinąć. - Bo jestem wtedy za to odpowiedzialna przed sobą i ludźmi - tłumaczy.

- A może Kościół chce mieć monopol na "uczenie dobra"? Powtarzając, że jest "kompasem moralnym", przekonuje, że pozostaje potrzebny społeczeństwu - pytam.

- Tak, bez Kościoła byśmy sobie nie poradzili, byłoby piekło na ziemi. Uznanie, że człowiek nie może być twórcą systemów etycznych, jest dalekie od rzeczywistości i naukowych odkryć, które pokazują, że rozwój moralny człowieka może się odbywać zupełnie poza religią. Zresztą wystarczy się rozejrzeć i zobaczyć wokół siebie ludzi, którzy nigdy nie chodzili na religię ani do Kościoła, a mimo to nie zostali seryjnymi mordercami - podkreśla.

REKLAMA

"Wojownicy lewackiej wojny"

W niektórych taka wizja lekcji etyki budzi niepokój, zwłaszcza że coraz więcej uczniów, również tych niepełnoletnich ze wsparciem rodziców, decyduje się na wypisanie z lekcji religii (według "Gazety Wyborczej" jest ich już ponad 12 tys.). Ten niepokój przekłada się czasem na stygmatyzację uczniów, którzy rezygnują z religii.

- Pamiętam, że 7-letni syn mojego znajomego był jedynym uczniem w klasie, który nie chodził na religię. Dzieci mówiły mu, że jest szatanem, i same tego nie wymyśliły. Rodzice chłopca pytali, czy nie chce pójść na katechezę w związku z tym, że dzieci mu dokuczają, ale on się zaparł, bo skoro był nazywany szatanem, to tym bardziej nie miał zamiaru uczyć się religii - wspomina Ewa Rutkowska.

- Katecheta w naszej szkole regularnie przypuszcza atak, nawet nie na mnie, tylko na uczniów, którzy chodzą do mnie "na szatana". Mówi, że z nich rekrutują się "wojownicy lewackiej wojny", którzy nie dają żyć katolikom w tym kraju. To jest dzielenie uczniów i napuszczanie ich na siebie. Gdy dzieci mi o tym doniosły, zgłosiłam to dyrektorowi, ale sprawa została zamieciona pod dywan - dorzuca nauczycielka etyki z Krakowa.

Pożegnanie młodych z religią

Jej zdaniem przepływ uczniów z religii na etykę często wynika z braku otwartości katechetów na swobodną rozmowę z młodzieżą. - Z tego, co mówią mi licealiści, nawet nie chodzi o to, że zamiast podchwytywać tematy, które oni przynoszą na lekcje (np. aborcja czy stosunek do mniejszości seksualnych), nauczyciele religii każą wkuwać regułki wyciągnięte z kościelnego katechizmu. To też się ciągle zdarza, ale bardziej idzie o to, że w rozmowach z młodymi są protekcjonalni, broniący "świętych prawd" i nie pozostawiający miejsca na wątpliwości. A uczniowie są wtedy "ściśnięci" i odczuwają takie "prawdy" jako ściemę - wyjaśnia.

REKLAMA

W rozmowy o aborcji niekiedy wdziera się szantaż emocjonalny, który młodzi też odczuwają jako fałsz. Ewa Rutkowska przypomina sobie, że zrobiła wielkie oczy, gdy usłyszała od katechetki o puszczanym przez nią na religii pewnym "formacyjnym" filmie. - Przedstawiał historię osoby, która została uratowana z aborcji, przeżyła i potem wybaczyła swojej matce. Proszę mnie nie pytać, jak to było możliwe. Film wydał mi się przedziwny, głupi i szkodliwy, ale puszczają go na religii w miejsce "Niemego krzyku", który z kolei był "formacyjny" dla mojego pokolenia - mówi.

Zwłaszcza temat aborcji jest dużym wyzwaniem dla katechetów w rozmowach z uczniami, a ci to wyczuwają i wykorzystują. - Bardzo lubią wpuszczać katechetów w maliny, wrzucając temat aborcji i patrząc, jak wybucha ogień, gdy mają inne zdanie niż Kościół. Nie wiem, czemu dorośli ludzie dają się tak podpalać - dziwi się Ewa Rutkowska.

Jak dodaje, z tych powodów młodzi nazywają religię "pożegnaniem z Kościołem". Duża część z nich chodzi na katechezę, bo ich rodzicom na tym zależy. "Dotrwaj chociaż do bierzmowania, może ci być potrzebne do ślubu" - mówią. A po bierzmowaniu wypisują się z religii, rozstają się w myślach z Kościołem i przechodzą na etykę.

Jakie tematy pojawiają się na etyce?

- Matka jednego z uczniów strasznie chciała, żeby on chodził na religię, a on tłumaczył, że jest ateistą. Jak go przymusiła, to rozrabiał na religii i został przez katechetkę karnie przesłany do mnie na etykę, co było absurdalne. Mówiłam, że jak zacznie mi rozrabiać, to już nie będę miała gdzie go odesłać, bo jest w ostatnim kręgu piekła - śmieje się Ewa Rutkowska.

REKLAMA

Po rozmowie z nią matka zrozumiała, że jak już chłopak tak bardzo nie chce chodzić na religię, to nie ma sensu go przymuszać. - Wyjaśniłam jej, że na etyce rozmawiamy na bieżące tematy, które uczniowie przynoszą, bo są dla nich ważne. Czytamy i dyskutujemy. Np. o sztucznej inteligencji, kryzysie uchodźczym, czarnych protestach kobiet. Można się przejść po różnych filozofach i po prostu pogadać o kwestiach etycznych - tłumaczy.

Twierdzi, że rozmawiając np. o uchodźcach, młodzi rozładowują różne lęki, które przynoszą ze świata dorosłych - z domu albo z mediów, w których ciągle pojawiają się takie sformułowania jak "fala uchodźców" (zatopi nas?) czy "nielegalni imigranci" (nielegalni ludzie?).

- Dzieci powtarzają to, co słyszą w domu. W kontekście uchodźców padały w naszych rozmowach takie stwierdzenia, że jak już przyjąć, to tylko ludzi kulturowo podobnych. Ale właściwie dlaczego? Czyli boimy się tych kulturowo innych? Mając te pytania w głowach, obejrzeliśmy film "Sól ziemi". Gdy skończyliśmy, jedno z dzieci, które pochodziło z niezbyt liberalnego domu, powiedziało: "No, ale przecież ci ludzie nie przyjeżdżają tutaj, żeby zarabiać większe pieniądze, tylko uciekają z kraju ogarniętego wojną, musimy im pomóc". To był przekaz filmu i to było jego odkrycie - wspomina.

Jak dodaje, kryzys uchodźczy jest dobrym punktem wyjścia do rozmowy z młodymi o katastrofie klimatycznej, która przecież ten kryzys nasili i która też potęguje w nich lęki.

REKLAMA

Jest też temat biedy, na którą młodzi często patrzą jak dorośli. - Słychać w ich głosach niechęć do biedy i pogardę dla programu 500 plus. Mówią, że to rozdawnictwo, że ludzie dostają pieniądze za nic, że wydadzą je na wódkę. Są przekonani, że biedni nie umieją dysponować pieniędzmi, więc gdy zobaczą 500 zł, to polecą do sklepu po alkohol. A może kupią mniej przetworzone jedzenie, książki albo wakacje dla dzieci? Zadaję im takie pytania i rozładowujemy te lęki przed ludźmi, którzy - ich zdaniem lub zdaniem ich rodziców - niewystarczająco sobie poradzili w życiu - wyjaśnia.

"Wartości są względne"

Niekiedy wraz z tymi tematami uczniowie przynoszą ze świata dorosłych ich emocje. - Mieliśmy dosyć zajadłe dyskusje o Marszu Niepodległości i patriotyzmie. To zacietrzewienie na pewno przynieśli ze świata dorosłych. Niektórzy mówili, że to wspaniałe święto i że nawet narodowcy mają rację, bo bronią narodu jako wartości. Takie rozmowy miały sens dopiero, gdy ochłonęli, co czasem nie było możliwe. Jeśli było, to zastanawialiśmy się, dlaczego na Marszu Niepodległości pojawiają napisy "White Power" czy krzyż celtycki? Czy homogeniczna polskość jest wartością, którą należy chronić? - mówi Ewa Rutkowska.

Jak dodaje, jeśli młodzi wytracają w dyskusji zacietrzewienie, pokazuje im, że różne wartości są względne. Nie po to, by pozbawić ich tych wartości, tylko by samodzielnie mogli odróżnić, które będą w nich potęgowały dobro, a które będą wykluczały innych.

- Bo np. jest rodzina modelowa, czyli ojciec, matka i dzieci, tyle że toksyczna. Czy trzeba ją chronić jako wartość samą w sobie, gdy dziecko jest w niej krzywdzone? Do czego może to doprowadzić? A co z rodziną mniej modelową, ale wystarczająco dobrą? Czy chcemy ją ograniczać w kwestii związków jednopłciowych albo adopcji dzieci? Niektórzy uczniowie mówią, że wszystko dobrze z tymi mniejszościami seksualnymi, ale jak chodzi o adopcje w takich związkach, to już bez przesady. I nie wiadomo dlaczego. A jak w takiej rodzinie jest już dziecko, to mamy je zabrać? - pyta retorycznie.

REKLAMA

Jej zdaniem, dobre w lekcjach etyki jest to ciągłe zastanawianie się, po co właściwie i dlaczego ludzie stawiają opór w takich kwestiach jak związki jednopłciowe. - Chodzi o to, żeby uczniowie zobaczyli w nich zwyczajnie kochających się ludzi, a nie wynaturzenie - podsumowuje.

Zniecierpliwienie dorosłych

- "Na szatana" uczniowie przynoszą to zniecierpliwienie, które jeszcze nie jest ich, tylko przejęte od dorosłych, dlatego nie zdążyło w nich okrzepnąć i dzięki temu da się z nimi rozmawiać. Chodzi o zniecierpliwienie dzieleniem włosa na czworo, zastanawianie się, czy oczywistość na pewno jest oczywistością. A może jest nią dla kogoś innego, a my się w niej nie odnajdujemy? - mówi Magdalena, nauczycielka etyki z Krakowa.

Jako przykład podaje szukanie języka, który nie wyklucza. Wielu dorosłych już na wstępie traci cierpliwość, gdy przyjdzie im się zastanawiać: Rom czy Cygan, pedał czy gej, pani poseł czy posłanka, niepełnosprawny czy osoba z niepełnosprawnością, koniecznie facet lub kobieta czy też osoba niebinarna. Zniecierpliwienie w najlepszym przypadku przechodzi w machnięcie ręki, w gorszym - w niewybredny żart, w najgorszym - w agresję i przemoc.

- Owszem, czasem młodzi powielają te reakcje dorosłych, ale łatwiej ich z tego zniecierpliwienia wyrwać. Jak dochodzi jeszcze odpowiednia atmosfera w grupie, bo np. dziewczyny sygnalizują, że rechot z osób niebinarnych jest mega obciachem, to czasem zniecierpliwienie samo opada. To takie ugruntowywanie w chłopcach cnót niewieścich - śmieje się Magdalena.

REKLAMA

Ewa Rutkowska pracuje w szkole społecznej, do której chodzą dzieci z warszawskich rodzin, więc dzieli się innymi obserwacjami niż miałaby nauczycielka z konserwatywnego powiatu. Warto je jednak przytoczyć, by pokazać, jak część młodych radzi sobie z "dorosłym" zniecierpliwieniem, o którym wspominała Magdalena.

- Nasi uczniowie są wyczuleni na zachowania homofobiczne, seksistowskie, rasistowskie czy antysemickie. Jeśli komuś coś takiego by się zdarzyło, to od swoich znajomych usłyszałoby, że to nie jest mile widziane. Nie mają problemu, by robić coming outy ani zwrócić mi uwagę, gdy użyję określenia "osoba, która postrzega się jako niebinarna". Raz tak zrobiłam i natychmiast uczennica zauważyła, że skoro ta osoba tak postrzega, to taka jest. Głupio mi się zrobiło, ale miała rację. Wydawało mi się, że jeśli chodzi o określenia antydyskryminacyjne, to jestem w awangardzie, ale teraz już tak nie myślę. Bo wiele dzieci w kontekście płciowości ma naprawdę ogromną wiedzę i rozkminia język, który nie wyklucza. Rzadko się zdarza, że ktoś przewraca oczami i mówi: "a ja to bym chciał być marchewką" - mówi.

"Czarnkowe ziarnko"

- Mam tylko swoje doświadczenia z pracy z młodzieżą i obserwacje znajomych nauczycieli z innych szkół, więc nie wiem, jak wygląda cały obraz tego pokolenia. Ale wydaje mi się, że poglądy młodych w kwestii praw kobiet, w tym aborcji i seksualności to jest niepodatny grunt dla "czarnkowego ziarnka". Tu żadne "cnoty niewieście" nie przejdą. Panu ministrowi i ludziom Kościoła ten peron już odjechał. Choćby nie wiem, ile wstawili religijnych lektur do programu nauczania, to walczą o przegraną sprawę - puentuje Magdalena, nauczycielka etyki z Krakowa.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory