Inflacja 5 proc., będzie więcej. Co ze stopami? Ekonomista: Nie ma co czekać [WYKRES DNIA]

Inflacja wyniosła w lipcu 5 proc. rok do roku - wynika z tzw. szybkiego szacunku GUS. To najwięcej od dekady. Inflacja coraz bardziej oddala się też od celu NBP. Zaniepokojony perspektywami tempa wzrostu cen w Polsce jest Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. - Warto podnosić stopy. Moim zdaniem nie ma co czekać. Obawy inflacyjne są duże - mówi w rozmowie z Gazeta.pl.
Zobacz wideo Belka: Możemy obudzić się w sytuacji, gdy nie będziemy mogli zapanować nad inflacją

Inflacja najwyższa od 10 lat

Inflacja CPI w lipcu 2021 r. wyniosła 5 proc. rok do roku - podał w piątek w tzw. szybkim szacunku GUS. To znacznie powyżej celu inflacyjnego NBP. Według niego inflacja powinna wynosić 2,5 proc., z możliwymi wahaniami o 1 pp. w górę lub w dół.

Inflacja w lipcu br. jest też najwyższa od maja 2011 r. - wówczas też GUS podał odczyt 5 proc. W szybszym tempie cen w Polsce rosły ostatnio na początku XXI wieku. W sierpniu 2001 r. GUS poinformował o inflacji 5,1 proc. rok do roku.

embed

Inflacja pod koniec roku jeszcze wyższa?

Jest jednak bardzo prawdopodobne, że w 2021 r. zobaczymy jeszcze wyższe odczyty. Przykładowo, ekonomiści mBanku nie wykluczają nawet inflacji rocznej ok. 5,5 proc. pod koniec roku. Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, także prognozuje jeszcze w tym roku odczyty wyższe niż 5 proc.

Jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl, według szacunków jego zespołu, w sierpniu i wrześniu inflacja roczna może być minimalnie niższa niż w lipcu, ale od października będzie ona powyżej 5 proc. - średnio ok. 5,2 proc. w ostatnim kwartale br. 

W 2022 r. inflacja według prognoz Beneckiego ma być niższa - średniorocznie 3,7 proc., a przez siedem pierwszych miesięcy roku ma być powyżej górnej granicy odchylenia od celu inflacyjnego, czyli 3,5 proc. Zwraca jednak uwagę, że to wcale go nie uspokaja. Dlaczego?

Inflacja bazowa będzie bardzo wysoka

Chodzi o tzw. inflację bazową, czyli tempo wzrostu cen z wykluczeniem tych o największej zmienności, m.in. cen żywności, paliw czy energii. Wprawdzie, według Beneckiego, po majowym rekordzie (według NBP 4 proc. po wyłączeniu cen żywności i energii) będzie ona w najbliższych nawet dziesięciu miesiącach wahać się w granicach ok. 3,4-3,5 proc., ale będzie to nadal bardzo wysoki poziom.

Co więcej, wychodzi nam, że na przełomie 2022 i 2023 r. ona ponownie zacznie przyspieszać. W 2022 r. uruchamia się inflacja popytowa. Na przełomie 2021 i 2022 r. wzrost gospodarczy dojdzie do takiego poziomu, że zacznie generować presję inflacyjną. W 2022 r. pojawi się też mocny impuls fiskalny w postaci środków unijnych i obniżki podatków w Polskim Ładzie (która per saldo, naszym zdaniem, jest inflacjogenna). Zakładamy również, że pojawi się jakiś nowy pakiet socjalny. Trudno powiedzieć, co to dokładnie będzie, ale kalendarz wyborczy sugeruje, że w 2022 r. pojawi się nowy impuls wydatkowy

- mówi Benecki. Jak dodaje, inflacja rejestrowana (czyli główny wskaźnik inflacji, CPI - ten, która w lipcu wyniósł 5 proc.) może być w 2022 r. mniej alarmująca niż obecnie, bo np. zniknie "efekt bazy" w przypadku cen paliw, w przyszłym roku spowolni też zapewne wzrost cen żywności. Ale, jak mówi Benecki, spadek inflacji CPI "w żadnym wypadku go nie uspokoi". 

Jak się wyłączy takie elementy jak ceny żywności czy paliw, to inflacja bazowa, która pokazuje presję, na którą bank centralny ma wpływ, pozostanie podwyższona przez najbliższych około dziesięć miesięcy, a potem znowu przyspieszy

- powtarza ekspert.

Inflacja zmobilizuje NBP do podwyżki stóp? "Warto podnosić"

Od miesięcy Rada Polityki Pieniężnej przy NBP pozostaje niewzruszona podwyższoną inflacją. Prezes NBP Adam Glapiński powtarza, że windują ją m.in. negatywne szoki podażowe (np. na rynku paliw) czy podwyżki cen administrowanych (np. energii czy wywozu śmieci). Przekonuje, że gdyby wyłączyć elementy, na które polityka pieniężna NBP nie ma wpływu, inflacja byłaby w celu.

W kontekście gołębiego nastawienia Rady Polityki Pieniężnej, ekonomiści bankowi raczej nie podejrzewają, aby stopy w Polsce miałyby wzrosnąć już w 2021 r., stawiając raczej na pierwszą połowę 2022 r. Podwyżka stóp teoretycznie powinna hamować inflację w zakresie wspomnianych przez Beneckiego czynników bazowych. Wyższe stopy to jednak też wyższe raty kredytów mieszkaniowych w złotych.

Z drugiej strony, być może inflacja 5 proc. w lipcu i podobne odczyty w kolejnych miesiącach coś w toku myślenia większości członków RPP zmienią. Rafał Benecki uważa, że RPP powinna podnieść stopy już w listopadzie br. 

Warto podnosić stopy - nie szybko i gwałtownie, bo pandemia stwarza pewne zagrożenia, ale moim zdaniem nie ma co czekać. Obawy inflacyjne są duże

- mówi Benecki w rozmowie z Gazeta.pl. Na czym opiera swoją opinię? Po pierwsze, na bardzo wysokich oczekiwaniach inflacyjnych przedsiębiorstw. Podkreśla, że popyt konsumpcyjny jest mocny, więc firmy mają miejsce do przerzucania kosztów na finalne ceny dla konsumentów.

Struktura gospodarcza jest od kilku lat bardzo inflacjogenna, z dużym udziałem konsumpcji i wyjątkowo słabym udziałem inwestycji. A jak firmy mają walczyć z wysokimi kosztami, skoro są zapóźnione inwestycyjnie? Intuicja podpowiada, że inflacja kosztowa, a za chwilę popytowa, wpadają na grunt inflacjogennej struktury gospodarki

- mówi Benecki.

Teoretycznie w dłuższym okresie antyinflacyjnie powinny działać inwestycje w firmach. Zwiększyłyby one wszak zdolności produkcyjne przedsiębiorstw. Takie szanse widzi m.in. prezes Adam Glapiński w unijnym Funduszu Odbudowy. Ale główny ekonomista ING Banku Śląskiego ma nieco odmienną opinię.

Historia pokazuje, że o wiele łatwiej jest w Polsce wydać fundusze unijne na duże projekty inwestycyjne - samorządowe, rządowe, drogi - niż na firmy. Pozyskanie przez przedsiębiorstwa tych pieniędzy jest o wiele trudniejsze, a jeszcze do tego mamy świadomość, że przez ostatnich parę lat firmy nie czuły się na tyle komfortowo, aby być odważne z inwestycjami. Dużo zmian w podatkach czy w prawie, duża restrykcyjność aparatu podatkowego, duża nieprzewidywalność. To nie są warunki, które sprzyjają absorbowaniu wysokich kosztów przez modernizacje, inwestycje i rozwój. Raczej widzę warunki, które skłaniają do przerzucania kosztów na ceny

- mówi Benecki. Ekspert obawia się także rozbuchania oczekiwań inflacyjnych gospodarstw domowych.

Mamy rekordowo niskie bezrobocie, duże podwyżki pensji minimalnej. Moim zdaniem to może rozbudzić oczekiwania podwyżkowe, a to też wygeneruje impuls inflacyjny

- wskazuje główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Benecki podaje jeszcze jeden argument, dla którego nie wahałby się rozpoczynać już w najbliższych miesiącach cyklu podwyżek stóp. To budujące się bąble spekulacyjne.

Przykładowo, osoby, które mają grunty, mówią "po co mam sprzedawać, skoro na depozycie dostanę zero?". Z kolei po stronie popytowej, gospodarstwa domowe dostały liczne granty - 500 plus, 300 plus itd. - budują, kupują mieszkania, szczególnie w małych miejscowościach. To wygląda jak budowanie niepotrzebnej bańki. Niepotrzebny jest nam wzrost cen. Można spokojnie trochę powietrza spuścić z tego bąbla

- mówi ekspert.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.