Zwrot PiS ku Moskwie. Jarosław Kaczyński zdradza dziedzictwo swojego brata [ANALIZA]

Jarosław Kaczyński idąc na zwarcie ze Stanami Zjednoczonymi, nie tylko zdradza tzw. dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego, ale zaczyna wprost szkodzić polskiej racji stanu.

Szef dyplomacji Zbigniew Rau i prezes PiS Jarosław KaczyńskiPiotr Molęcki / East News
Szef dyplomacji Zbigniew Rau i prezes PiS Jarosław Kaczyński
  • Pomysł PiS, by postawić na Donalda Trumpa, nie był wcale zły. Problem w tym, że PiS nadal stawiał na Trumpa również po tym, gdy Trump przegrał już wybory
  • Polska ma prawo mieć żal do USA w sprawie Nord Stream, ale to Polska pod rządami PiS, a nie Stany Zjednoczone, otworzyła całą listę pól konfliktu pomiędzy Warszawą a Waszyngtonem
  • PiS robi to, nie zważając, że Polska zależy od USA w sprawie tak podstawowej, jak bezpieczeństwo
  • Jarosław Kaczyński prowadzi Polskę w kierunku, w którym, jakkolwiek sam prezes PiS jest niewątpliwie antyrosyjski, zwrot ku Moskwie stanie się jedyną możliwą opcją
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Nim jeszcze Polska wstąpiła do NATO, przez nasz kraj przetoczyła się debata o tym, jak zabezpieczyć nasze bezpieczeństwo. Istniały realnie dwie możliwości. Pierwsza polegała na dołączeniu do zachodnich struktur bezpieczeństwa i na sojuszu z USA oraz druga, promowana przez Rosję, oparta na wizji budowy strefy bezpieczeństwa zbiorowego w Europie. Druga opcja oznaczała, iż Polska byłaby w swoistej rozrzedzonej strefie bezpieczeństwa.

Polski wybór był więc tak naprawdę iluzoryczny. Polskie położenie zaś wskazywało, że jedyną metodą, by pokonać historyczne przekleństwo położenia naszego kraju pomiędzy Rosją a Niemcami, jest po pierwsze wspieranie ze wszystkich sił niepodległości Ukrainy i Białorusi, ale przede wszystkim stanie się częścią NATO, czyli paktu wojskowego, w którym są razem Niemcy i Stany Zjednoczone, a nie ma Rosji.

reklama

W chwili, gdy Rosja napadła na Ukrainę oczywiste stało się, że był to wybór właściwy. Dziś bowiem w naszym regionie nie ma już wyboru między byciem po stronie Zachodu, byciem w strefie wpływów Rosji lub byciem pomiędzy, gdyż ta ostatnia opcja oznacza prowadzenie wojny z Rosją. Wszelkie pomysły, by szukać "trzeciej drogi" to albo podszepty rosyjskiej agentury, albo przejaw całkowitej aberracji.

Doskonale rozumiał to Lech Kaczyński, który inaczej niż wielu innych polskich polityków już w czasie wojny Rosji z Gruzją w 2008 r. nie miał złudzeń, co do intencji Kremla. Lech Kaczyński w 2008 r. rozumiał jednak jeszcze jedno, a mianowicie to, iż mógł pójść na zwarcie w sprawie Gruzji z Francją, gdyż czynił to, mając poparcie Waszyngtonu i może nie najlepsze, ale dalece jednak lepsze niż dziś relacje z Berlinem.

Ukraińska próba ognia

Wojna na Ukrainie oznaczała poddanie naszych gwarancji bezpieczeństwa stress-testowi. Wielu w Polsce zauważyło, nie bez racji niestety, że Polska ma co prawda polityczne gwarancje bezpieczeństwa, ale w sensie czysto militarnym jest członkiem NATO drugiej kategorii. Powyższe udało się zmienić i w naszym kraju oraz państwach bałtyckich stacjonują dziś siły amerykańskie, brytyjskie, francuskie, kanadyjskie, niemieckie i inne. Ich liczebność jest już spora, choć oczywiście też nie tak duża, jak byśmy sobie tego życzyli.

Z drugiej strony, o czym często się w Polsce zapomina, Polsce nie grozi dziś atak ze strony Rosji. Nie zmienia to faktu, że obecnie nie można już mówić o Polsce i państwach bałtyckich jako o członkach NATO drugiej kategorii. To, że jest to zasługą w głównej mierze Władimira Putina, to skądinąd chyba największa klęska rosyjskiego prezydenta. O ile oczywiście Władimir Putin, rozpętując wojnę na Ukrainie, tego nie zakładał. A biorąc pod uwagę to, że znany jest z analitycznego sposobu myślenia, można założyć, że pod uwagę jednak brał.

Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Skoro zaś tak, to świadczyłoby to o tym, że nikt na Kremlu nie ma złudzeń, że Polska jest częścią Zachodu i można co prawda próbować jej szkodzić, ale inaczej niż Ukrainę, nie da się jej "odwojować".

reklama

Wojna na Ukrainie poza próbami wzmocnienia Polski w strukturach zachodnich uruchomiła poszukiwania intelektualne i debaty, jak wzmocnić nasze bezpieczeństwo.

Trójmorze

Jedną z odpowiedzi było wzmocnienie Polski poprzez aktywniejszą współpracę w regionie. Idea ta, której emanacją jest Trójmorze, cierpi niestety na typową dla współczesnej Polski przypadłość, będącą efektem nieumiejętności rozmowy władzy z opozycją oraz głupoty psychofanów obydwu stron. I tak oto opozycja Trójmorze z góry odrzuca, traktując jak humbug. Władza zaś Trójmorze propagandowo rozdmuchuje do rozmiarów, których ów projekt po prostu jeszcze nie ma.

Trójmorze byłoby oczywiście błędem, gdyby traktować je jako alternatywę dla UE, ale nie jest nim, jeśli to metoda lewarowania pozycji Polski w ramach Unii. Problem polega na tym, że tak Trójmorza nie traktuje z kolei PiS, który uwierzył, że dysponuje już nowym układem odniesienia i nowym narzędziem w polityce zagranicznej, czyli czymś, czym teoretycznie Trójmorze może się stać, ale za 25 lat. I też tylko jako struktura lewarująca nas w ramach UE.

Sanacja państwa

Inną odpowiedzią były próby poszukiwania siły w sanacji państwa, wzmocnieniu służb i inwestycjach w siły zbrojne. Problem polega na tym, że sanacja państwa pod rządami PiS to czysta fikcja, instytucje – łącznie z wywiadem, który nie nadaje się dziś nawet do kupowania respiratorów, o rozpoznaniu Rosji nie wspominając – są jeszcze słabsze niż były, inwestycje w siły zbrojne są przypadkowe, chaotyczne i przede wszystkim o wiele za małe.

reklama

Zdewociałe odpowiedzi

Obok odpowiedzi poważnych, nie brak było oczywiście również i takich, które były kpiną z rozumu. I tak np. zdewociali politycy PiS przyczyn słabości państwa upatrywali w "ideologii LGBT".

Ponurym świadectwem jakości rządów PiS jest fakt, iż w dziele szczucia na mniejszości seksualne rządząca partia zrobiła znacznie więcej niż w dziele wzmacniania kontrwywiadu, o kondycji którego świadczy chociażby sprawa Ludmiły Kozłowskiej, której nasze ABW zakazało wjazdu do UE, ale żaden inny kraj UE i NATO dowodów naszego kontrwywiadu nie uznał za wiarygodne.

Udana, choć ryzykowana gra PiS…

Kolejnym pomysłem było skorzystanie z konfliktu niemiecko–amerykańskiego i próba zagrania na antypatii Donalda Trumpa w stosunku do Niemiec.

Inaczej niż twierdzą zwolennicy opozycji, nie był to wcale fatalny pomysł ani szczególne novum. Polska konsekwentnie od 30 lat zawsze w chwili pogorszenia relacji amerykańsko–niemieckich stawiała na USA, a nie Niemcy. PiS w istocie udało się ściągnąć do Polski poważniejsze niż można było pierwotnie na to liczyć amerykańskie siły wojskowe, a próba gry na niestabilności emocjonalnej Trumpa była co prawda ryzykowana, ale się opłaciła, choć i tu miałaby więcej sensu, gdyby PiS dzięki Trumpowi grał z Unią, a nie ogłosił z nią zimną wojnę. W sensie czysto militarnym jednak sporo udało się załatwić.

reklama

…która przerodziła się w szaleństwo

Problem w tym, że PiS grę na Trumpa kontynuował już po tym, gdy Trump przegrał wybory prezydenckie, co dowodzi już wyłącznie niestety głupoty. Skądinąd i wcześniej skala zaangażowania Polski po stronie Trumpa przekraczała ramy rozumu, czego dobitnym przykładem był słynny, całkowicie kompromitujący autora tekst jednego z czołowych doradców PiS w zakresie polityki zagranicznej Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, który napisał, że Polska powinna możliwość, iż Joe Biden wygra wybory, "zignorować".

Innymi słowy Żurawski vel Grajewski zaproponował, by politykę zagraniczną potraktować jak grę w ruletkę. Pomysł, by ignorować możliwość, iż jeden z dwóch kandydatów na prezydenta USA je wygra, jest tak oryginalny i tak nowatorski, że zasługuje albo na Nagrodę Nobla, albo na dymisję. Jako że się nie sprawdził, na nagrodę raczej nie zasługuje.

Polska dyplomacja niestety rad wysoce oryginalnego doradcy posłuchała i w efekcie w istocie nie utrzymywała kontaktów z Demokratami. To można było jeszcze jednak jakoś naprawić, ale zamiast po wyborze Joego Bidena szybko nawiązać kontakty i usiłować zrobić wszystko, by nie pamiętano nam nadmiernie bliskich relacji z Trumpem, Andrzej Duda jako jeden z nielicznych - a jeśli spojrzeć na liczące się państwa na świecie, to wręcz jedyny przywódca - nie tylko wstrzymywał się z przekazaniem gratulacji Bidenowi z okazji zwycięstwa w wyborach, ale co gorsza te, które przekazał, sformułował w taki sposób, który w istocie podważał zwycięstwo Joego Bidena.

reklama

Innymi słowy Andrzej Duda wymierzył policzek zwycięzcy wyborów prezydenckich w USA.

Drugie Niemcy zamiast drugiej Japonii

Polska w istocie obraziła się na Stany Zjednoczone, które nie wybrały tego prezydenta, którego powinny. Polska dyplomacja, w której ton na kierunku amerykańskim nadawał znany z wyjątkowego zadufania w sobie oraz niechęci do słuchania kogokolwiek (z prezydentem włącznie) minister Krzysztof Szczerski, uwierzyła otóż w to, że Polska może zająć na mapie amerykańskich interesów miejsce Niemiec.

Biorąc pod uwagę wielokrotnie większą siłę Niemiec zarówno w odniesieniu do gospodarki, jak i w aspekcie militarnym, była to całkowita iluzja. Pomysł, by skorzystać z niechęci Trumpa do Niemiec i ugrać, ile tylko się da, a przy okazji zmienić niekorzystną dynamikę relacji z Niemcami, które ignorują polskie interesy, sam w sobie nie był zły.

Po pierwsze należało jednak rozumieć, że spór niemiecko-amerykański jest chwilowym fenomenem, a nie czymś stałym, a po drugie - wejść w grę z Berlinem. Zamiast takiej realistycznej gry mieliśmy tymczasem do czynienia z uruchomieniem silnej antyniemieckiej retoryki, która w efekcie nie pozwoliła niczego ugrać. Stawianie na Trumpa było więc grą wyłącznie w relacjach z USA i nie poszerzało pola manewru Polski.

Przede wszystkim jednak mieliśmy do czynienia z niezrozumieniem istoty nie tylko sporu niemiecko-amerykańskiego, ale w ogóle relacji międzynarodowych. PiS w polityce, jak się okazuje również międzynarodowej, myśli w kategoriach zero-jedynkowych. Gdy za czasów Donalda Trumpa doszło do faktycznych nieporozumień amerykańsko-niemieckich, w Warszawie potraktowano to jako koniec koncepcji "partnership in leadership", czyli tej, w ramach której Niemcy są niejako politycznym i militarnym lotniskowcem Stanów Zjednoczonych.

reklama

Pod koniec prezydentury Trumpa miało skądinąd miejsce załagodzenie sporu pomiędzy Berlinem a Waszyngtonem, a w dyplomatycznych kuluarach mówiło się o majaczącym już na horyzoncie porozumieniu. Donald Trump przegrał jednak wybory, a amerykańsko-niemiecki reset realizuje administracja Bidena.

Polska na nowego prezydenta USA obraziła się nim jeszcze ogłoszono amerykańsko–niemieckie porozumienie w sprawie Nord Stream 2. Tak naprawdę bowiem sam fakt, iż relacje Waszyngtonu z Berlinem miały ulec naprawie, w Polsce potraktowano jako kamień obrazy.

"Zdrada"

Niechęć Warszawy do Waszyngtonu osiągnęła jednak apogeum właśnie wtedy, gdy USA i Niemcy porozumiały się w sprawie Nord Stream 2. Powyższe jest oczywiście złą decyzją z punktu widzenia Polski (w tym punkcie być może Trump byłby dla nas lepszym prezydentem), ale rzecz w tym, że inaczej niż sądzą politycy PiS, jest to element resetu Waszyngtonu z Berlinem, a nie z Moskwą. O ile oczywiście to ma dla polityków PiS jeszcze jakieś znaczenie.

Jeśli władze RP w istocie wierzą w to, iż Waszyngton porozumiał się z Moskwą, a nie Berlinem, to dowodziłoby to niestety jedynie oderwania od rzeczywistości. Dowodem na to, że żaden reset z Rosją nie ma miejsca, jest chociażby to, że Waszyngton nie zrezygnował z twardej linii w stosunku do Moskwy w żadnej innej sprawie niż Nord Stream 2.

reklama

Przede wszystkim jednak Joe Biden, inaczej niż Donald Trump, nie rozbija, tak jak życzyłby sobie tego Kreml, jedności Zachodu. Problem polega na tym, że nie ma żadnej pewności, że dla PiS jedność Zachodu, który – przypomnijmy – podołał ukraińskiemu stress-testowi Władimira Putina, jest jeszcze jakąkolwiek wartością.

Wszystkie racjonalne argumenty przegrywają niestety z typowym dla PiS zero-jedynkowym sposobem patrzenia na politykę, redukowaniem jej do jednej wybranej kwestii (kiedyś obecności wojskowej USA w Polsce, obecnie dla odmiany Nord Stream 2), skłonnością do histerii oraz usilnym doszukiwaniem się analogii historycznych, w tym wypadku "zdrady Zachodu".

W pisowskim establishmencie polityki zagranicznej, w tym również w bezpośrednim otoczeniu Andrzeja Dudy, zapanowało przeświadczenie, że Stany Zjednoczone nas "zdradziły". Teza ta jest po prostu głupia. Polska ma prawo mieć pretensje do Waszyngtonu o taką a nie inną decyzję w sprawie Nord Stream 2, ale histeria na tym tle biorąc pod uwagę to, iż wojska amerykańskie stacjonują w Polsce, jest całkowicie nieuzasadniona.

Nasza odpowiedź na "zdradę"

Przeświadczenie, że oto zostaliśmy "zdradzeni" (przez państwo, którego siły zbrojne w wyniku naszych nalegań trafiły do naszego kraju, by nas bronić przed Rosją) spowodowało, że PiS puściły już wszystkie hamulce. I tak oto PiS postanowił zaatakować będącą amerykańską własnością stację TVN, czego Waszyngton Warszawie nigdy nie daruje, nawet nie dlatego, że chodzi o amerykańską firmę, ale dlatego, że jest to sprzeczne z jakimikolwiek normami, które obowiązują sojuszników USA (innych niż np. Arabia Saudyjska).

reklama

Nie mniej istotny jest również projekt budowy elektrowni atomowej, który planowano powierzyć amerykańskim koncernom, ale który stanął pod znakiem zapytania w sytuacji, gdy w PiS sojuszników zdobywa projekt dokończenia budowy elektrowni atomowej w… należącym do Rosji obwodzie kaliningradzkim.

Sporym echem odbiło się zamówienie od skłóconej z USA Turcji dronów, skandalem dyplomatycznym staje się próba blokowania kandydatury nowego ambasadora USA w Polsce. Wraca też jak bumerang kwestia relacji polsko-żydowskich. Rządząca Polską prawica od lat mówiąca o sile "żydowskiego lobby" w USA, dokładnie z tym lobby postanowiła pójść na zwarcie przy okazji nowelizacji ustawy o IPN. Ostatnio z kolei dokonując nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego, która inaczej niż twierdzi wielu, nie ma wcale antysemickiego ostrza, również nie zadbała o to, by rozbroić tę minę nim ta wybuchnie.

Czkawką w relacjach z USA odbija się też kampania nienawiści wobec mniejszości seksualnych.

Co gorsza na kanonadzie propagandowej, obraźliwych gestach, kwestii TVN, elektrowni atomowej, próbach blokowania przyjazdu ambasadora USA oraz zakupach dronów w Turcji nie kończy się lista pól konfliktu, które PiS otworzył w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.

PiS poszedł bowiem znacznie dalej. Przejawem zupełnego braku odpowiedzialności są niejednoznaczne sygnały wysyłane przez rząd RP pod adresem arcywroga USA, czyli Chin.

Szef MSZ Zbigniew Rau z wizytą w ChinachGabriel Piętka / gov.pl/dyplomacja
Szef MSZ Zbigniew Rau z wizytą w Chinach

Po ostatniej wizycie szefa polskiej dyplomacji Zbigniewa Raua chiński szef dyplomacji wydał bezprecedensowe oświadczenie, w którym stwierdził, że Chiny zainteresowane są pragmatyczną współpracą z państwami naszego regionu, ale nie są zainteresowane "rozwojem współpracy w sferze bezpieczeństwa", tudzież "współpracą geostrategiczną, budującą strefę wpływu Pekinu w regionie". W praktyce chińskiej dyplomacji tego rodzaju oświadczenie nigdy nie padłoby, gdyby Chińczycy nie odebrali sygnału o zainteresowaniu swoich europejskich rozmówców tego rodzaju współpracą. W dniu, w którym szef chińskiej dyplomacji wypowiedział te słowa, spotykał się co prawda jeszcze z szefem dyplomacji Serbii, ale ta twardo stąpa po ziemi i żadnych poszukiwań alternatywnych sojuszników nie uprawia. Szef polskiej dyplomacji, jak widać jednak zrobił na swoim chińskim odpowiedniku kolosalne wrażenie.

reklama

Zestawienie wszystkiego, co Polska robi, nie licząc się z USA z jednej strony i porozumienie USA z Niemcami ws. Nord Stream 2 z drugiej, wskazuje, że to Polska – będąc, mówiąc wprost, zależna od USA w kwestii tak podstawowej jak bezpieczeństwo i będąc kilkudziesięciokrotnie słabszym partnerem – częściej okazuje USA lekceważenie niż USA Polsce. Historia dyplomacji podpowiada, że na happy end w takiej sytuacji raczej się nie zanosi.

Osamotnienie

Polska ma dziś złe relacje z Rosją, fatalne z Białorusią, nijakie z Ukrainą (której niczego nie jest w stanie załatwić), złe z Niemcami, marne z Francją, a ostatnio nawet i z Czechami. Konflikt ze Stanami Zjednoczonymi to w takiej sytuacji nie tylko przejaw szaleństwa, ale wprost zdrada ideałów Lecha Kaczyńskiego, który miał marzenia, ale realizował je na miarę tego, co możliwe, czyli uprawiał dyplomację, bowiem dyplomacja to właśnie sztuka realizowania tego, co możliwe, a nie opowiadania o mrzonkach.

Inaczej niż to usiłują przedstawić propagandyści obozu rządzącego alternatywą wobec obecnej, całkowicie nieskutecznej i coraz wyraźniej wręcz szkodliwej polityki nie musi być polityka ugodowa, pozbawiona ambicji i polegająca na akceptowaniu wszystkiego, co robią nasi natowscy i unijni partnerzy nawet wówczas, gdy jest to sprzeczne z naszymi interesami. Rzecz w tym, że alternatywą wobec polityki ugodowej, pozbawionej ambicji i polegającej na akceptowaniu wszystkiego, co robią nasi natowscy i unijni partnerzy, nie może być szaleństwo, a dokładnie tym jest skłócenie się ze wszystkimi sojusznikami, w tym z tym najważniejszym.

Towarzystwo wzajemnej adoracji

Niestety prawdopodobieństwo refleksji w obozie władzy jest zerowe, a bierze się to z faktu, że o polityce zagranicznej decyduje wąskie grono ludzi, w którym jedynym kryterium awansu jest całkowita zgodność poglądów lub też - to w odniesieniu do konformistów - deklarowanych poglądów. Miarą tego, do jakiego stopnia nikt choć odrobinę niezależny w myśleniu nie ma prawa pojawić się w obecnym establishmencie, jest zablokowanie przez Krzysztofa Szczerskiego kolejnych kandydatów, którzy mieli go zastąpić w Kancelarii Prezydenta, w tym jednego z czołowych i cieszących się ponadpartyjnym uznaniem ambasadorów.

reklama

Krzysztof Szczerski był tak skuteczny w blokowaniu tej kandydatury, a prezydent Duda tak niezdolny do postawienia się nawet swojemu podwładnemu, że Szczerski w efekcie wypromował swojego byłego doktoranta, który gwarantuje kontynuację kursu.

Zamiast więc próbować, pomimo decyzji w sprawie Nord Stream 2, budować pragmatyczne relacje z administracją w Waszyngtonie, PiS kontynuuje kanonadę propagandową wymierzoną w USA. Bardzo skądinąd aktywny w atakowaniu USA na Twitterze jest szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski - skądinąd w czasach rządów PO pełniący tę samą funkcję i wówczas dla odmiany aktywnie wspierający reset polsko-rosyjski (przez PiS oceniany, jak wiemy, jako zdrada).

Lektury Jarosława Kaczyńskiego

Kilka tygodni temu Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla portalu Polsat News zapytany o swoje lektury powiedział, że czyta książkę Krzysztofa Raka "Piłsudski miedzy Hitlerem a Stalinem" oraz "zbiór felietonów Jacka Bartosiaka o geopolityce". Jacek Bartosiak to adwokat bez cienia doświadczenia w polityce międzynarodowej, ale zarazem guru fanów geopolityki.

Paradoks Bartosiaka polega na tym, że z jednej strony głosi twardo antyrosyjskie poglądy, ale z drugiej teza, iż grozi nam zdrada Zachodu, doprowadziła go do punktu, gdy zaczął podważać sens NATO, czyli jedynej struktury, która nas przed Rosją może obronić. W nagranej kilka tygodni temu rozmowie Bartosiaka z Markiem Budziszem, Budzisz stwierdza (a Bartosiak się z nim bardzo wyraźnie zgadza), że "nasi najbliżsi sojusznicy, zarówno Bałtowie jak i przede wszystkim Ukraina" powinni otrzymać sygnał, że poparcie Warszawy dla nich "nie jest bezwarunkowe". Innymi słowy można, jak się okazuje, zgrabnie połączyć antyrosyjskość z głoszeniem tez, których Kreml chyba nie marzył nawet usłyszeć w polskiej debacie publicznej.

reklama

Wszystko wskazuje na to, ze prezes PiS niestety książkę Krzysztofa Raka, która zaleca ostrożność, namysł i pokazuje, jak bardzo skomplikowaną grą jest polityka międzynarodowa, przeczytał, ale nie zrozumiał, za to uległ – nie pierwszy skądinąd raz w życiu – fascynacji intelektualnej i wizji snutej tym razem przez będącego guru polskiej geopolityki Jacka Bartosiaka.

Bartosiak redukuje świat do mapy, Kaczyński do mapy gazociągów. Bartosiak w punkcie wyjścia jest jednoznacznie antyrosyjski. Jarosław Kaczyński, jak wiemy, również. Jedyna różnica pomiędzy Kaczyńskim a Bartosiakiem polega na tym, że Bartosiak mówi, że Zachód nas może zdradzić, a prezes PiS chyba uwierzył, że już nas zdradził. Jedyne interesujące pytanie brzmi, czy Jarosław Kaczyński rozumie, jaki wniosek z tej – całkowicie błędnej konstatacji – płynie. Jeśli nie, to Polska ma kłopot.

.....

Errata

Do tekstu wkradł się błąd, który nie zmienia żadnej tezy artykułu, ale który wymaga sprostowania. Sformułowanie o tym, iż poparcie Warszawy dla państw bałtyckich i Ukrainy nie jest bezwarunkowe nie pada, tak jak napisałem, w rozmowie pp. Bartosiaka i Budzisza, ale w tekście Marka Budzisza opublikowanym w portalu wpolityce.pl.

Kwestia tego, czy Polska powinna udzielić wsparcia państwom bałtyckim w razie napaści Rosji na te państwa jest poruszana kilka razy w rozmowie pp. Bartosiaka i Budzisza. Jacek Bartosiak stwierdza wprost, iż nasi sojusznicy nie powinni mieć pewności, że Polska walczyłaby w obronie państw bałtyckich. Sformułowania użyte przez Bartosiaka idą znacznie dalej niż te, które pierwotnie przypisałem obydwu rozmówcom i są de facto podważaniem istoty NATO. Panowie Budzisz i Bartosiak wydają się całkowicie ignorować fakt, iż taka postawa gwarantuje nam identyczną postawę pozostałych państw NATO w chwili, w której Rosja po zajęciu państw bałtyckich zainteresowałaby się Polską. Osłabianie spójności NATO oraz poddawanie w wątpliwość gotowości do działania zgodnie z art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego nie jest w interesie Polski, a jedynie Rosji.

Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.

(mt, mba)

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Witold Jurasz

Źródło: Onet
Data utworzenia: 28 lipca 2021, 08:42
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.