Co się dzieje w Sądzie Najwyższym? "I Prezes biernie czeka, aż polityk powie jej, co ma robić. To przerażające"

– Wśród "nowych" członków SN wyraźnie wyczuwa się atmosferę oczekiwania. To jest czekanie na jakąś dyspozycję polityczną, na decyzję, którą ktoś gdzieś "na górze" podejmie. I to jest najbardziej porażające. I Prezes biernie czeka, aż ktoś, czyli polityk, powie jej, co ma robić – tak o sytuacji w Sądzie Najwyższym po miażdżących dla nowych izb orzeczeniach unijnego Trybunału Sprawiedliwości (TSUE) oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) mówi Onetowi jeden ze "starych" sędziów SN.

  • Kierująca SN prof. Małgorzata Manowska, była zastępczyni Zbigniewa Ziobry w czasach pierwszego rządu PiS w latach 2005–2007, zapowiedziała pełne odmrożenie działania Izby Dyscyplinarnej 
  • Taka decyzja idzie całkowicie wbrew orzeczeniom TSUE, który nakazał całkowite zawieszenie działania tej Izby jako niedającej gwarancji niezależności od polityków i powołanej wbrew prawu Unii
  • Tzw. starzy sędziowie SN są tą decyzją oburzeni. Zażądali od I Prezes pilnego zwołania kolegium SN, jednak prof. Manowska odmówiła
  •  – W ogóle nie mamy kontaktu z panią prezes, o jej zamiarach dowiadujemy się albo z oświadczeń, albo z jej wywiadów w mediach. Z "nowymi" nie rozmawiamy, oni nie rozmawiają z nami, każda ze stron okopuje się na swoich stanowiskach i jest chaos – tak o sytuacji w SN mówi nam jeden ze "starych" sędziów tego sądu
  • Inny dodaje, że sędziowie nie mają żadnych możliwości działania. – Możemy tylko czekać, nie wiadomo na co, patrząc na decyzje, jakie są w SN podejmowane. Decyzje, które często są "na bakier" z prawem – wskazuje
  • Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
reklama

Ostatnie kilkanaście dni przyniosły trzy kluczowe orzeczenia najważniejszych trybunałów w Europie w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.

Najpierw 14 lipca unijny Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu wydał postanowienie, w którym zarządził zastosowanie wobec Izby Dyscyplinarnej środków tymczasowych, czyli zabezpieczeń. Izba miała powstrzymać się całkowicie od orzekania w sprawach dotyczących sędziów, także w kwestiach związanych z uchylaniem im immunitetów.

Właśnie w ten sposób – poprzez uchylanie immunitetu – Izba wykluczała z zawodu sędziów, którzy byli otwarcie przeciwni wdrażanym przez rządzących zmianom w sądownictwie. Tak stało się w przypadku sędzi Beaty Morawiec, prezes Stowarzyszenia Themis, czy sędziego Igora Tuleyi z Iustitii.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Stosowania takich praktyk przez Izbę Dyscyplinarną wprost zakazał TSUE. Nie koniec na tym, zażądał też, by za nieważne uznać dotychczasowe uchwały tej Izby dotyczące właśnie sędziego Tuleyi czy Pawła Juszczyszyna. Trybunał domagał się także, aby polski rząd zawiesił stosowanie przepisów tzw. ustawy kagańcowej, na której mocy sędziom nie wolno było badać statusu ich kolegów powołanych przez nową Krajową Radę Sądownictwa – miała za to grozić odpowiedzialność dyscyplinarna.

Tyle że ani polski rząd, ani mianowani przez Zbigniewa Ziobrę prezesi sądów, ani wreszcie I Prezes SN nie mieli zamiaru się do zabezpieczeń nałożonych przez TSUE zastosować. Jako "alibi" użyli wydanego w tym samym dniu co postanowienie Trybunału w Luksemburgu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. TK w pięcioosobowym składzie, pod przewodnictwem byłego prokuratora z czasów PRL i byłego posła PiS Stanisława Piotrowicza, stwierdził, że zabezpieczenia nakładane przez TSUE są niezgodne z polską konstytucją, o ile dotyczą sfery sądownictwa.

Tę narrację obozu rządzącego zaburzył już dzień później sam TSUE, który 15 lipca w wyroku wielkiej izby Trybunału uznał, że Izba Dyscyplinarna SN nie spełnia wymogów stawianych w Unii niezależnym sądom oraz nie daje rękojmi niezależności od polityków. Dlatego – jako "nie-sąd" w rozumieniu prawa unijnego – powinna natychmiast zawiesić działalność.

Problem w tym, że I Prezes SN, do której także adresowane było to orzeczenie TSUE obowiązujące wszystkie organy władzy publicznej w Polsce, postanowiła, że się do niego nie zastosuje. Jest bowiem "głęboko przekonana" (cytat z oświadczenia I Prezes SN), że "Izba Dyscyplinarna SN jest w pełni niezależna w sprawowaniu ustawowo jej przypisanej jurysdykcji, a sędziowie tej Izby są w pełni niezawiśli w orzekaniu".

Sprzeciw "starych" sędziów SN – milczenie I Prezes

Decyzja I Prezes SN wywołała oburzenie całej grupy tzw. starych sędziów tego sądu. Zażądali od prof. Małgorzaty Manowskiej pilnego zwołania kolegium SN, jednak uznała, że nie ma takiej potrzeby.

reklama

– To jest jak "apartheid", dwa osobne światy. My z "nowymi" w ogóle nie rozmawiamy, oni z nami tym bardziej. Izba Dyscyplinarna jest w innym skrzydle budynku, kontakt jest zerowy – tak o sytuacji w Sądzie Najwyższym mówi nam jeden ze "starych" sędziów tego sądu.

To grupa sędziów powołanych przez poprzednie Krajowe Rady Sądownictwa, których sędziowskich członków wybrali przedstawiciele tego środowiska zawodowego. Grupa "nowych" to osoby wskazane do SN przez działającą od 2018 r. nową KRS. Sędziowską piętnastkę do tej nowej Rady wybrali nie sędziowie, a politycy w Sejmie, po zmianach prawa wprowadzonych przez rządzącą Zjednoczoną Prawicę.

Należy do niej także I Prezes SN prof. Małgorzata Manowska, która do Izby Cywilnej SN trafiła właśnie z rekomendacji nowej KRS. Grupa "nowych" sędziów liczebnie wciąż jest znacznie mniejsza, jednak to oni mają w SN więcej do powiedzenia ze względu na sprawowane funkcje.

Dodajmy, że do grupy "nowych" sędziów należy też rzecznik SN Aleksander Stępkowski. Izba Dyscyplinarna ma natomiast odrębnego rzecznika prasowego, niezależnego od struktur SN. Odrębne są też kadry, administracja, a członkowie tej Izby mają zarobki wyższe o 40 proc. w porównaniu z innymi sędziami Sądu Najwyższego.

"Nic nie wiemy, czekamy nie wiadomo na co"

reklama

– Trudno powiedzieć, co tak naprawdę dzieje się dziś w SN, bo kontaktu z I Prezes nie ma w zasadzie w ogóle – mówi Onetowi jeden ze "starych" sędziów. – W sytuacji tak dramatycznej, jaka nastąpiła po dwóch decyzjach TSUE z zeszłego tygodnia, to ja wyobrażałem sobie, że prezes sądu powinien zrobić "burzę mózgów", wezwać prezesów wszystkich izb, zebrać ekspertów z Biura Studiów i Analiz SN i próbować znaleźć jakieś rozwiązanie, które byłoby zgodne z prawem polskim oraz unijnym – podkreśla.

– Jednak nic takiego się nie stało. W SN funkcjonują dwie strony, dwa obozy i każdy jakby okopuje się na swoich stanowiskach – wskazuje nasz rozmówca. – O tym, co zamierza zrobić I Prezes dowiadujemy się albo z jej oświadczeń dla mediów, albo wywiadów. Z uwagą przeczytałem ten ostatni, dla "Rzeczpospolitej", ale nie jestem po nim o wiele mądrzejszy. Owszem, pani prezes wygłosiła klika dość pusto brzmiących deklaracji o tym, że rzekomo "gotowa jest odejść" lub że nie będzie "kwiatkiem do kożucha", ale co z tego wynika dziś dla SN? Cóż, tego wciąż nie wiemy – dodaje.

"I Prezes SN biernie czeka, aż ktoś, czyli polityk, powie jej, co ma robić"

Inny sędzia z tej grupy podkreśla, że niczego nowego do sytuacji nie wniosło także czwartkowe oświadczenie prezesa Izby Dyscyplinarnej SN Tomasza Przesławskiego.

– Jedynym, co się w tym oświadczeniu przebija, to jakieś ogólnikowe wezwania do "kompromisu ponad podziałami", "zgody narodowej" czy "działania w interesie Rzeczpospolitej". No cóż, takie wezwania mogłyby mieć sens, gdyby padły przed rokiem albo i wcześniej. Dziś od tej "zgody narodowej" dzielą nas wyroki i TSUE, i ETPCz wprost wskazujące, że nowe izby SN działają zarówno wbrew prawu polskiemu, wbrew polskiej konstytucji, jak i wbrew prawu Unii, którego jako jej członkowie korzystający z unijnych pieniędzy mamy obowiązek przestrzegać – mówi.

reklama

Sędzia zaznacza, że wśród "nowych" członków izb oraz w kierownictwie SN wyraźnie wyczuwa się atmosferę oczekiwania. – To jest czekanie na jakąś dyspozycję polityczną, na decyzję, którą ktoś gdzieś "na górze" podejmie – ocenia.

– I to jest najbardziej porażające. To, że jedna z najważniejszych osób w sądownictwie, czyli I Prezes SN biernie czeka, aż ktoś, czyli polityk, powie jej, co ma robić – mówi jeden ze "starych" sędziów SN. – Tymczasem rządzący nie mówią, jak postępować. Jedyne, co robią, to wygłaszanie dość głupawych uwag o rzekomym "spisku brukselskich elit" i tym podobnych, równie godnych szacunku oświadczeń – podkreśla nasz rozmówca.

W jego ocenie kuriozalną była decyzja I Prezes SN o odmowie zwołania kolegium tego sądu.

– W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" pani prezes łaskawa była powiedzieć, że na takim kolegium my – "starzy" sędziowie SN – wyłącznie byśmy ją krytykowali, więc takie zebranie nie ma sensu. A poza tym, w ocenie I Prezes, kolegium SN i tak "nic nie może". Cóż, dla nas jest to mocno obraźliwe. Wskazuje też, że pani prezes jakby zabrakło koncepcji na to, jak dalej SN kierować – mówi nasz rozmówca.

– My sami nie możemy nic zrobić, pozostaje nam czekać na to, co postanowią decydenci. Decydenci ewidentnie polityczni, to oni tak naprawdę kierują dziś SN. To jest przerażające, ale na to właśnie wskazują tak działania, jak zaniechania I Prezes SN. Jest kompletny chaos i czekanie, aż ktoś "z partii" wskaże drogę. Tak wygląda dziś sytuacja w jednym z najważniejszych kiedyś sądów w Polsce – kwituje sędzia.

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Magdalena Gałczyńska

Źródło: Onet
Data utworzenia: 26 lipca 2021, 05:59
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.