Maseczkowy szmelc za 258 mln zł. Jak kierowca ojca premiera Morawieckiego rozłożył rządowy projekt #PolskieSzwalnie

Program #PolskieSzwalnie miał dać Polakom dostęp do maseczek chroniących przed COVID-19. Zabrał się za niego były kierowca Kornela Morawieckiego, ojca premiera. Dziś projekt jest w rozsypce. Polskie firmy uszyły aż 178 mln maseczek, jednak gros z nich nadaje się co najwyżej na budowę. Dziesiątki milionów zalegają w magazynach. Niektóre zaangażowane w program firmy zamiast spodziewanych zysków, toną w długach. Szacunkowo podatnik zapłacił za to 258 mln zł.

  • Rozpoczęty na początku pandemii projekt #PolskieSzwalnie objął patronatem prezydent Andrzej Duda
  • Realizowali go między innymi znajomy premiera, a także kolega syna premiera
  • Już na początku projektu Agencja Rozwoju Przemysłu zakupiła bezużyteczny materiał do szycia masek za ok. 40 mln zł
  • Jedna z firm przez osiem miesięcy nie mogła ruszyć z produkcją z powodu wadliwego materiału. Dług ARP wobec niej rósł w tempie ponad 100 tys. zł miesięcznie. W końcu zwolniła pracowników i opuściła fabrykę
  • W ramach projektu uszyto co najmniej 66 mln bezużytecznych maseczek. – Nadają się na budowę, ale nie chronią przed koronawirusem – ocenił dr Paweł Grzesiowski
  • 4 mln niechroniących przed koronawirusem maseczek trafiło na Białoruś w ramach pomocy humanitarnej
  • Zainwestowaliśmy w linie produkcyjne, wyleasingowaliśmy sprzęt, a od dawna nie dostajemy zleceń. Nie wiemy, co dalej – mówi nam osoba z jednej z polskich firm zaangażowanych w projekt

Marzec 2020 roku. W Polsce zaczyna się pandemia koronawirusa. Brakuje wszystkiego: sprzętu medycznego, płynów do dezynfekcji, testów na COVID-19, maseczek ochronnych. Rząd zapowiada pełną mobilizację. Jednym z pomysłów na ratowanie sytuacji jest program #PolskieSzwalnie.

16 kwietnia na konferencji prasowej występują prezydent Andrzej Duda, była wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz oraz prezes Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) Cezariusz Lesisz. Wspólnie ogłaszają start programu.

Konferencja inaugurująca program #PolskieSzwalnie. Od lewej: Jadwiga Emilewicz, Andrzej Duda, Cezariusz LesiszJakub Szymczuk/KPRP / Jakub Szymczuk/KPRP
Konferencja inaugurująca program #PolskieSzwalnie. Od lewej: Jadwiga Emilewicz, Andrzej Duda, Cezariusz Lesisz

Akcję koordynuje ARP. W jednej ze swoich hal w Stalowej Woli agencja ma zbudować fabrykę masek. Do programu rząd zaprasza polskie firmy z branży tekstylnej.

reklama

Wicepremier Emilewicz mówi, że do rządu zgłosiło się ponad 800 firm, które „mogą nam pomóc dostarczać materiały ochrony osobistej”. Podawane liczby robią wrażenie. W ciągu miesiąca 200 polskich szwalni ma uszyć 40 mln maseczek, a do końca czerwca 2020 roku – nawet 100 mln.

Patronat nad ambitnym projektem obejmuje prezydent Duda.

Znajomi i przyjaciele premiera zabierają się za szycie maseczek

Gasną światła jupiterów. Teraz ideę „Polskich Szwalni” trzeba przekuć w konkrety. Wszystko spoczywa na barkach szefa ARP Cezariusza Lesisza. Kim jest człowiek, który dostał zadanie wyposażenia Polaków w maseczki chroniące przed COVID-19?

Dalsza część tekstu pod wideo

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W latach 80. zakłada razem z ojcem premiera Kornelem Morawieckim Solidarność Walczącą. Potem wyjeżdża do USA. Tam, jak podaje „Newsweek”, zakłada małą firmę budowlaną. Pod koniec lat dwutysięcznych firma bankrutuje — zostawia za sobą wierzycieli i dług na ponad 60 tys. dolarów. Lesisz w 2010 r. wraca do Polski. We Wrocławiu zakłada spółkę, która zamierza budować drewniane domy. I ten biznes nie wypala. Zostaje asystentem oraz kierowcą Kornela Morawieckiego. Nie ukrywa, że jest zaprzyjaźniony z domem Morawieckich.

Gwiazda Lesisza zaczyna świecić pełnym blaskiem, kiedy do rządu PiS trafia syn Kornela Morawieckiego. W marcu 2017 r. Lesisz zostaje doradcą do spraw gospodarczych i szefem gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego. „Super Express” donosi wtedy o niezwykle wysokiej, jak na takie stanowisko, pensji – 14 tys. zł. Ale to nie wszystko. Lesisz dorabia też w kilku radach nadzorczych spółek skarbu państwa – ARP, Totalizatorze Sportowym i KGHM Metraco. We wrześniu 2018 r. zostaje prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu.

Kiedy wybucha pandemia, to właśnie on odpowiada za projekt „Polskie Szwalnie”. Bezpośrednią realizację programu powierzy jednak innemu „przyjacielowi domu Morawieckich”, 25-letniemu Janowi Krupnikowi.

Zaledwie w 2019 r. kończy on studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Potem pracuje jako doradca w sklepie Apple. Stamtąd, w marcu 2020 r. trafia do ARP – od razu na stanowisko specjalisty ds. marketingu i PR. Po sześciu miesiącach pracy zostaje analitykiem oraz osobą odpowiedzialną za projekt związany z dostarczeniem Polakom maseczek.

Jakie kompetencje ma Krupnik i jakie są powody jego zatrudnienia w ARP – pytamy rzecznika Agencji Miłosza Marczuka. Odpowiedzi nie dostajemy. Do Kancelarii Premiera kierujemy zaś pytanie o znajomość Krupnika z synem Morawieckiego (ten trop błyskawicznej kariery Krupnika wskazują nasze źródła). Kancelaria odpisuje, że „nie jest właściwa w podmiotowej sprawie i nie posiada wnioskowanych informacji”.

Nieprzypadkową postacią w projekcie #PolskieSzwalnie jest też osoba, której powierzono logistykę i zakupy. To Wiktor Diakonow. Jego ojcem jest Andrzej Diakonow, jeden z twórców Porozumienia Centrum (PC), poseł na Sejm z ramienia PiS. Obecnie Andrzej Diakonow jest doradcą szefa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, dobrego kolegi jeszcze z czasów PC.

reklama

Ta ekipa bierze udział w wyposażeniu Polaków w dobrej jakości maseczki ochronne. Efekty?

W ramach programu uszyto miliony maseczek bez atestu, które nie chronią przed wirusem COVID-19. Trafiają do sklepów, szkół, na Białoruś jako pomoc humanitarna lub zalegają w magazynach. Firmy, z którymi nawiązuje współpracę Agencja, inwestują w linie produkcyjne, ale od dawna nie dostają zleceń. Niektóre toną w długach. Ale od początku…

Nowe maseczki w nowej fabryce

Jeszcze przed kwietniową konferencją ARP podpisuje umowy z takimi firmami jak: 4F, LPP, PTAK Warsaw Expo, Pako Lorente, EM Poland, Rascal Industry, Modesta, Nife, TW PLAST, Andrema Tex czy Protektor.

„Funkcjonowały dwa modele współpracy z tymi podmiotami: firmy wykonywały maseczki z powierzonych im materiałów i otrzymywały zapłatę lub ARP S.A. płaciła za dostarczony produkt” – informuje rzecznik ARP.

Jednak flagowym projektem ARP w zakresie szycia maseczek jest fabryka w Stalowej Woli. ARP podpisuje umowę z firmą Hilltech na sprowadzenie do niej linii produkcyjnych i zarządzanie produkcją. Wkładem Agencji jest materiał do szycia masek i ogromna, nowa hala o powierzchni ponad 11,5 tys. metrów kwadratowych.

Zgodnie z umową Hilltech do końca sierpnia wyposaża fabrykę i specjalnie pod ten projekt zatrudnia 24 pracowników. Od początku września firma jest gotowa do rozpoczęcia pracy.

Linie produkcyjne w fabryce w Stalowej WoliArchiwum prywatne / Archiwum prywatne
Linie produkcyjne w fabryce w Stalowej Woli

To nie ten materiał

Wcześniej ARP przekazuje Hilltechowi materiał do szycia maseczek. 1548 belek materiału państwowa agencja kupuje od firmy Texton spod Łodzi. Ile za nie płaci? Nie wiadomo. Agencja zasłania się tajemnicą. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że materiał ten kosztuje skarb państwa ok. 40 mln zł.

Belki trafiają do czekającej na rozpoczęcie produkcji hali A przy ulicy Tołwińskiego w Stalowej Woli. I tu zaczynają się problemy. Pracownicy z Hilltechu orientują się, że nie są w stanie uszyć z niego maseczek o wymaganych parametrach.

reklama

– Na pierwszy rzut oka było widać, że materiał nie spełnia żadnych norm. Do tego jest fatalnej jakości. A jeśli nie spełnia norm, to tym bardziej nie będzie ich spełniać uszyta z niego maseczka – opowiada nasz rozmówca znający kulisy sprawy.

Przedstawiciele firmy Hilltech piszą e-maile do ARP, alarmując, że z tak niskiej jakości materiału nie będą w stanie uszyć maseczek. Przesyłają też do Agencji zdjęcie wyprodukowanej maseczki z komentarzem, że są problemy z produkowaniem. Sygnalizują, że trudno osiągnąć właściwą wydajność, produkcja wymaga ręcznej weryfikacji, a włóknina nie spełnia warunków pod względem gramatury.

– Chodziło o to, że w jednym miejscu materiał był bardziej gęsty, czyli lepiej zabezpieczał przed wirusem, a w innym mniej. Każda maska mogła mieć inne parametry – wyjaśnia nasz rozmówca.

Pomiędzy zlecającą pracę ARP a wykonawcą z Hilltechu następuje impas. W umowie między nimi znajdują się dwa zapisy, które uniemożliwiają rozpoczęcie produkcji: ARP zastrzegła, że będzie dostarczać materiał, z którego będą szyte maseczki. Z kolei Hilltech został zobowiązany do produkcji maseczek, które zostaną przebadane przez Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP) i uzyskają certyfikaty dopuszczające je do użycia na terenie Unii Europejskiej. Miały to być maseczki medyczne typu II o skuteczności powyżej 98 proc. filtracji.

Pracownicy Hilltechu wiedzą, że CIOP nie dopuści do użycia maseczek uszytych z materiału tak słabej jakości. Jednak zgodnie z umową wysyłają go do badań. W czerwcu 2020 roku. z CIOP przychodzi informacja, że materiał nie nadaje się do produkcji maseczek medycznych typu II, a jedynie do maseczek o słabszej skuteczności typu I.

Bele materiału zalegające w fabryce w Stalowej WoliArchiwum prywatne / Archiwum prywatne
Bele materiału zalegające w fabryce w Stalowej Woli

Druciki do kwiatków, gumki z masarni

– Nie inaczej było z gumkami i drucikami do maseczek – mówi nasz informator. – Część drucików ARP kupowała w sklepach ogrodniczych, chodzi o takie druciki utrzymujące kwiatki w pionie. Z kolei gumek szukali w masarniach. Część gumek kupowali też w Chinach. Z tych materiałów nie dało się zrobić kompletnie nic: powyginane, brudne, pozalewane i niedopasowane do specyfiki maszyn. Do tej pory leżą pewnie w magazynie.

Na zdjęciach opakowań drucików i gumek z logo ARP, które prezentujemy poniżej, widać, że są zniszczone i w wielu miejscach porwane.

Paczki z gumkami i drucikami do masek.Archiwum prywatne / Archiwum prywatne
Paczki z gumkami i drucikami do masek.

W międzyczasie Hilltech produkuje próbną partię maseczek z zaproponowanego przez siebie materiału dopuszczonego przez CIOP. Maszyny i linie produkcyjne działają bez zarzutu, finalny produkt spełnia normy. Firma w każdej chwili jest w stanie rozpocząć produkcję zapowiadanych przez ARP 20 mln maseczek w miesiącu.

reklama

Zapotrzebowanie jest ogromne. W Polsce właśnie rozpoczyna się druga fala pandemii. Kraj stoi u progu kryzysu o wiele większego niż ten z wiosny. Z 30 zgonów dziennie w najgorszym momencie pierwszej fali, jesienne wskaźniki poszybują ku ponad 600 zgonom dziennie.

ARP nie jest jednak zainteresowana produkcją certyfikowanych masek proponowanych przez Hilltech. Dlaczego? – W fabryce zalegał nienadający się do produkcji materiał za 40 mln zł. Panicznie kombinowali, co z nim zrobić. To była sytuacja bez wyjścia – mówi informator.

A jednak się szyje

Mijają kolejne tygodnie, a produkcja w hali w Stalowej Woli stoi. Pracownicy Hilltech są zdezorientowani – ARP zobowiązała się do płacenia firmie ponad 100 tys. zł miesięcznie, więc każdy kolejny dzień przestoju to z punktu widzenia podatnika pieniądze wyrzucane w błoto.

Maseczki w programie #PolskieSzwalnie szyją jednak inne firmy. Niektóre z własnych tkanin, innym dostarcza je ARP. „Materiał do produkcji masek, z wyłączeniem wzmocnienia umożliwiającego dopasowanie maseczki do nosa oraz materiału umożliwiającego założenie maseczki na uszy, zapewniony był przez ARP” – informuje nas biuro prasowe Protektora.

„Agencja Rozwoju Przemysłu, jako organizator projektu, odpowiadała za zakup materiałów, a tym samym za dostarczenie włókniny niezbędnej do produkcji” – odpowiada nam LPP.

W przeciwieństwie do Hilltechu, w umowach z nimi ARP dopuszcza produkcję maseczek niemedycznych. „Maski ochronne niemedyczne jednorazowego użytku zostały wyprodukowane zgodnie ze specyfikacją techniczną produktu opisaną przez ARP dla maseczki niemedycznej” – informuje nas Protektor.

Maseczki jak chusteczki do nosa

Różnica pomiędzy maseczkami medycznymi i niemedycznymi polega na tym, że te drugie nie stanowią skutecznej ochrony przed COVID-19 i innymi chorobami. Posiadają jedynie świadectwo jakości potwierdzające, że nie stanowią zagrożenia dla zdrowia człowieka. – Podobne świadectwo posiadają chusteczki do nosa – mówi znawca branży. – One też nie stanowią zagrożenia dla zdrowia człowieka, ale w żaden sposób nie chronią przed koronawirusem.

reklama

Dlaczego w środku pandemii ARP zleca produkcję maseczek, które nie chronią przed COVID-19? Takie pytanie kierujemy do Agencji. Ta nie odpowiada. Dzwonimy do jej rzecznika Miłosza Marczuka. Mówi, że wyśle nam „zdawkową odpowiedź”, bo „wszystko jest tajemnicą przedsiębiorstwa”.

Nie jest to prawda. ARP to spółka skarbu państwa. Ma obowiązek udostępniać opinii publicznej informacje o swojej działalności na podstawie Ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Naciskamy dalej. Rzecznik Marczuk nie odbiera naszych telefonów. Ale po niemal dwóch tygodniach nieoczekiwanie odpowiada. Tekst jest dość obszerny, jednak zawiera odpowiedź zaledwie na jedno z 24 pytań: dowiadujemy się, że na zlecenie ARP uszyto do tej pory 178 mln maseczek.

Maseczki na Telegramie: „Czarek, ty odpowiadasz głową za to”

Odpowiedź rzecznika ARP świadczy o tym, że w ciągu ostatniego roku ambitny projekt „Polskich Szwalni” wyhamował. Z e-maili szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, które wyciekają na platformie telegram, dowiadujemy się, że w sierpniu ub.r. w ramach projektu ARP ma na stanie 61 mln maseczek medycznych oraz „66 mln masek szytych z programu »Polskie Szwalnie« bez certyfikatu”.

Jeśli opublikowane na Telegramie e-maile są prawdziwe, to oznacza to, że gdy do połowy ubiegłego roku uszyto 127 mln masek, to od tamtej pory jedynie 51 mln, czyli tyle, ile według zapowiedzi polityków miało być oddanych w ciągu miesiąca. – Zainwestowaliśmy w linie produkcyjne, wyleasingowaliśmy sprzęt, a od dawna nie dostajemy zleceń. Nie wiemy, co dalej – mówi przedstawiciel jednej z firm współpracujących z ARP.

reklama

Ze zhakowanych e-maili dowiadujemy się również, że Morawiecki naciska na szefa ARP, by jak najszybciej realizował projekt i dostarczył maseczki do szkół przed rozpoczęciem roku szkolnego 1 września 2020 roku.

Premier do Lesisza: „Czarek, ty odpowiadasz głową za to”. I dalej: „Czarek w nawiązaniu do naszego spotkania pilnie proszę o operacjonalizację tego. Odłóż inne tematy i w ciągu trzech dni chce usłyszeć że we wszystkich szkołach są te Maseczki”.

Niemedyczne maseczki lądują na Białorusi

Rzecznik ARP informuje nas, że do polskich szkół trafiło w sumie ponad 37,7 mln maseczek. Nie precyzuje jednak, czy chodzi o maseczki medyczne, czy te niechroniące przed COVID-19. Dopytywany stwierdza: „medyczne z certyfikatem CE”. Rozmawiamy z dyrektorami kilku szkół w centralnej Polsce. Pytamy, czy dostali maseczki od ARP. Zdziwieni, odpowiadają, że nie dostali, a nawet nikt nigdy im ich nie proponował.

Rzecznik informuje nas też, że 4 mln maseczek zostało wysłanych na Białoruś w ramach pomocy humanitarnej. Przyznaje, że są to maseczki niemedyczne, bez certyfikatu CE. A zatem nie chronią one przed koronawirusem.

Pytamy, gdzie trafiły pozostałe maseczki z programu „Polskie Szwalnie”? Marczuk informuje nas, że 66 mln maseczek znajduje się w magazynach ARP, 105 mln masek medycznych zostało przekazanych do Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS).

Kierujemy więc pytania do jej rzecznika Krzysztofa Bielaka. Potwierdza, że RARS otrzymała maseczki, a w jej magazynach wciąż znajdują się 24,4 mln sztuk. Pisze, że znajdujące się w magazynach agencji maseczki z ARP mają oznakowanie CE. Kiedy jednak prosiliśmy o zdjęcie pudełka z etykietą, rzecznik milknie.

Równie zagadkowa jest firma Ptak Warsaw Expo. W odpowiedzi na nasze pytania jej biuro prasowe potwierdza, że „spółka produkowała maseczki dla ARP”. W sumie „35 mln sztuk maseczek medycznych”. Przesłała nawet wzór opakowania, na którym znajduje się nazwa „maska medyczna” oraz oznakowanie CE.

Kiedy prosimy o potwierdzający normy medyczne certyfikat z CIOP, firma także milknie. Nie odpowiada też na inne pytanie: dlaczego na przesłanym wzorze opakowania nie ma nazwy ARP, skoro to właśnie dla niej szyła maseczki?

Przyglądamy się maseczkom

Poprosiliśmy agencję o wpuszczenie nas do magazynów ARP, w których znajdują się maseczki, abyśmy mogli obejrzeć gotowy produkt. Odpowiedzi na naszą prośbę nie dostaliśmy. Do maseczek musieliśmy więc dotrzeć sami. W naszej redakcji znajdują się nie tylko maseczki, ale też zdjęcia etykiet na opakowaniach (poniżej), które dostarczają niezwykle istotnych informacji.

Opakowanie maseczek z logiem ARP.Marcin Wyrwał / Marcin Wyrwał
Opakowanie maseczek z logiem ARP.

Z etykiety dowiadujemy się, że ta konkretna partia maseczek była produkowana na zlecenie ARP przez firmę LPP w ramach programu #polskieszwalnie.

Przede wszystkim maseczka nie ma oznakowania „CE”. Oznacza to, że wyprodukowany towar nie spełnia europejskich norm i jako taki nie jest dopuszczony do obrotu na terenie Unii Europejskiej.

Maseczka na budowę

O ocenę maseczek poprosiliśmy dr. Pawła Grzesiowskiego, specjalistę w zakresie profilaktyki zakażeń oraz eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.

– Ta maska nie nadaje się do użycia w obecnej sytuacji epidemiologicznej – powiedział po jej obejrzeniu. – Mogłaby być raczej rozdana na budowach czy w gospodarstwach jako maska przeciwpyłowa, ale nie może być maską używaną przez osoby chcące się chronić przed wirusem.

Maseczka higieniczna z programu #PolskieSzwalnie. Poniżej plastikowe mocowanie na nos.Marcin Wyrwał / Marcin Wyrwał
Maseczka higieniczna z programu #PolskieSzwalnie. Poniżej plastikowe mocowanie na nos.

Dr Grzesiowski dodał, że maseczka „jest skonstruowana w bardzo prymitywny sposób”. – Ma oczywiście tak zwaną harmonijkę, ale gumki są krótkie, przyleganie do twarzy słabe, a więc jest najprostszym, można powiedzieć kryzysowym produktem, który pewnie by jeszcze jako tako się obronił w marcu ubiegłego roku, kiedy nic nie było, ale w tej chwili, kiedy mamy maseczki profesjonalne, to taka maseczka nie nadaje się do użycia jako ochrona przed koronawirusem – powiedział, dodając: – Szczególnie w tej chwili, kiedy mamy bardziej zakaźne nowe warianty, musimy mówić o maskach profesjonalnych, czyli takich, które przeszły testy na wirusa. Noszenie maseczki, która nie zatrzymuje wirusa, jest pozorowanym działaniem, bardzo niebezpiecznym dla osoby, która taką maskę założy, bo ona myśli, że jest chroniona, a nie jest.

Spotkanie na szczycie

Kiedy niektóre szwalnie szyją dla ARP maseczki bez certyfikatów, firma Hilltech wciąż czeka na zlecenie rozpoczęcia produkcji w Stalowej Woli. Zgodnie z umową z ARP, firma musi być w gotowości. Ale ta sama umowa zakłada, że ARP będzie jej za to płacić. Agencja nie wywiązuje się jednak ze swojego zobowiązania.

Firma zadłuża się więc coraz bardziej. W kwietniu 2021 r. należności ARP wobec Hilltechu zbliżają się do miliona złotych. Niewielka firma nie wytrzymuje finansowo. Zwalnia pracowników i opuszcza fabrykę w Stalowej Woli.

Hala mieszcząca fabrykę w Stalowej Woli.Archiwum prywatne / Archiwum prywatne
Hala mieszcząca fabrykę w Stalowej Woli.

W międzyczasie anonimowa osoba kieruje w sprawie niedziałającej fabryki doniesienie do prokuratury. Rusza śledztwo. Wtedy kierownictwo ARP zaprasza ludzi z Hilltechu na rozmowę. Biorą w niej udział dwaj przedstawiciele Hilltechu, a ze strony ARP – prezes Cezariusz Lesisz oraz prawnik Jakub Lechowicz. Onet zna przebieg tej rozmowy.

reklama

Na początku spotkania prezes Lesisz informuje ludzi z Hilltechu, że sprawą zajmuje się sąd. W dalszej części spotkania dodaje, że agencję prześwietlają obecnie także ABW i CBA. Jednak na tym etapie prezesa najbardziej interesuje to, aby sprawa nie przedostała się do opinii publicznej.

A tak może się stać, bo maseczkami zaczyna interesować się Stowarzyszenie „Nasze Miasto” w Stalowej Woli, które zajmuje się prześwietlaniem działań władz miasta. Stowarzyszenie chce poznać koszty uruchomienia fabryki maseczek. W tym celu zwraca się do sądu o udostępnienie umów pomiędzy ARP i firmą Hilltech, a ten prosi o te dokumenty ARP.

– I teraz chcielibyśmy, żebyście się zastanowili, mamy przygotowany taki kwit, że występujecie oficjalnie do nas, że nie zgadzacie się z takim uzasadnieniem. Nie zgadzacie się na udostępnienie żadnych informacji, bo nie jesteście spółką publiczną, nie korzystacie z żadnej pomocy publicznej, i że to was nie interesuje – namawia prezes Lesisz biznesmenów, twierdząc, że jeśli przekonają sąd, że w umowie znajdują się tajemnice handlowe spółki, ten nie będzie mógł ujawnić dokumentów opinii publicznej.

W dalszej części rozmowy biznesmeni z Hilltechu twierdzą, że w umowie nie ma informacji, które byłyby dla nich tajemnicą handlową. Lesisz nie przestaje naciskać. Mówi, że prawnicy ARP przygotowali już odpowiedni dokument o odmowie udostępnienia informacji dla sądu, który trzeba tylko podpisać.

Po 20 minutach biznesmeni z Hilltechu przechodzą do części rozmowy, która może być kluczowa dla być albo nie być ich firmy:

– Powiedz Czarku, a jak tam widzisz rozliczenie, bo powiem ci, że mam problemy trochę finansowe – pyta biznesmen Cezarego Lesisza.

– Słuchaj, oni muszą to wziąć na tapetę. Musimy chwilę, daj nam tydzień chociaż, dwa tygodnie, żebyśmy to ogarnęli – odpowiada prezes ARP.

reklama

Jednak w dalszej części rozmowy prezes i jego prawnik są coraz mniej skłonni do współpracy na polu finansowym. Kiedy biznesmeni naciskają na zapłatę pieniędzy wynikających z umów, Lesisz mówi:

– Z których umów? No przestań, z tych 7 miesięcy? Nie, no wiesz, zabiją mnie, jak ja bym ci to. Z dokumentacji wychodzi na to, że nie byliście gotowi świadczyć.

– […] No tak, bo przecież materiału nie dostarczyliście – zauważa biznesmen.

Przedstawiciele ARP wydają się niewzruszeni.

– Jakub, formalnie prawnie jesteście w d..., mówiąc w skrócie – mówi w końcu biznesmen do prawnika ARP.

– Wiesz, formalnie możemy bawić się w sądach przez najbliższe pięć lat – odpowiada prawnik Agencji Jakub Lechowicz.

W trakcie rozmowy wychodzą na jaw informacje o innych przypadkach niegospodarności ze strony podległych ARP jednostek. Rozmówcy omawiają między innymi wydarzenia z grudnia, kiedy podległa ARP firma Polanex kupiła z Hilltechu maski za 100 tys. zł, a następnie sprzedała je po niższej cenie.

– [Polanex] sprzedał i zarobił – mówi biznesmen.

– Nie zarobił, bo sprzedali taniej – tłumaczy prawnik ARP. Następnie wyjaśnia, że z niewiadomych przyczyn firma kupiła maski za 100 tys. zł plus 23 proc. VAT, a sprzedała je za 80 tys. zł plus 8 proc. VAT.

– No to już jest dla mnie fenomen – nie dowierza biznesmen. W dalszej części rozmowy mówi: – Za 100 tys. zł kupiliby materiału na 400 tys. masek.

– No co ja ci mogę powiedzieć – rozkłada ręce prezes Lesisz.

Jeszcze tego samego dnia biznesmeni w Hilltechu dostają z ARP e-maila z proponowanym oświadczeniem dla sądu. Czytamy w nim: „informacje ujęte w umowach zawartych z Agencją Rozwoju Przemysłu S.A. z siedzibą w Warszawie, dot. zakupu montażu i uruchomienia linii do produkcji maseczek, a także umów dot. powierzenia wytwarzania maseczek, w szczególności obejmujące zakres prac mają charakter tajemnicy przedsiębiorstwa i nie wyrażamy zgody na ich publikowanie”. Biznesmeni nie podpiszą tego oświadczenia.

reklama

Trzy miesiące po spotkaniu przedstawicieli Hilltechu i ARP Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nakazuje Agencji Rozwoju Przemysłu udostępnić Stowarzyszeniu „Nasze Miasto” informację publiczną w zakresie całkowitego kosztu budowy i uruchomienia fabryki ochronnych maseczek w Stalowej Woli.

ARP odmawiała Stowarzyszeniu „Nasze Miasto” informacji publicznej na tej samej podstawie, na której odmawiała informacji publicznej Onetowi – powołując się na tajemnicę przedsiębiorcy.

Ile to wszystko kosztowało

ARP nie odpowiedziało jednak na pytanie, ile kosztowały polskiego podatnika niechroniące przed COVID-19 maseczki. Nam udało się jednak dotrzeć do jej wyliczeń, które zakładały, że w zakładzie w Stalowej Woli sam materiał miał kosztować 67 gr za maseczkę. – Robocizna z użyciem własnych maszyn wyniosłaby dodatkowo około 10 groszy za sztukę – mówi nam osoba ze środka.

Przy takim wyliczeniu 178 mln maseczek kosztowałoby podatnika 137 mln zł.

Nasze źródła twierdzą jednak, że firmom spoza Stalowej Woli ARP płaciło za robociznę znacznie więcej. Z danych, do których dotarliśmy, wiemy, że co najmniej jednej firmie ARP za samą robociznę płaciło 78 gr od maseczki. Jeśli doliczyć do tego koszt 67 gr za materiał, to koszt maseczki wzrasta do 1,45 zł.

W takim przypadku koszt wyprodukowania 178 mln maseczek wyniósłby 258 mln zł.

Traktujemy to jako wyliczenie minimalne, ponieważ nasi dobrze zorientowani informatorzy twierdzą, że ARP płacił poszczególnym firmom jeszcze więcej.

– ARP przed startem „Polskich Szwalni” nie przygotowała racjonalnego planu. Z każdą z firm podpisywała inne umowy. Niektórym płaciła więcej, innym mniej. Nie było reguły, tylko chaos i bałagan – twierdzą nasze źródła.

Napisz do autorów: marcin.wyrwal@redakcjaonet.pl; edyta.zemla@redakcjaonet.pl

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Marcin Wyrwał
Dziennikarz i reporter wideo Onetu
Pokaż listę wszystkich publikacji
Edyta Żemła
Dziennikarka Onetu, autorka kilku książek, m.in. "Zdradzeni" oraz "Wir. Na linii ognia"
Pokaż listę wszystkich publikacji

Źródło: Onet
Data utworzenia: 20 lipca 2021, 20:02
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.