Abp Sławoj Leszek GłódźFoto: Tytus Żmijewski / PAP
To najbardziej jaskrawy przykład pychy kościelnej Gomory. Zbierając informacje o Sławoju Leszku Głódziu na potrzeby książki, dostałem taki materiał, że mógłbym się pokusić o sagę na miarę „Rodziny Borgiów”.
W kręgach kościelnych już od jakiegoś czasu słyszałem plotkę, że jest zielone światło, żeby dojechać abp. Głódzia. Kiedy zbierano na arcybiskupa z Gdańska kwity w związku z tuszowaniem pedofilii w podległej mu diecezji, jej animatorom kibicowało wielu duchownych, w tym jeden dość wysoko osadzony w episkopacie. Testem na to, że można do Głódzia się dobrać, była sprawa biskupa Edwarda Janiaka. Kiedy prymas Wojciech Polak po emisji drugiego filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” zapowiedział, że Janiakiem powinien zająć się Watykan, słyszałem, że ma zielone światło od innych biskupów, by rozprawić się z tym ważnym biskupem frakcji radio maryjnej.
Głódź dla polskiego Kościoła był większym obciążeniem niż Janiak. Kiedy w maju 2019 r. przewodził liturgii w uroczystości św. Stanisława w Krakowie, od duchownych z Małopolski usłyszałem, że musi mieć jakiś układ z Jędraszewskim. Obaj budzą kontrowersje, ale Jędraszewski, z którego leje się jad, nie ucieka się do chamstwa i pogardy.
Sławoj Leszek Głódź. Jego otoczenie żyje w wiecznym strachu
Głódź to najbardziej jaskrawy przykład pychy kościelnej Gomory. Zbierając o nim informacje na potrzeby książki, dostałem taki materiał, że mógłbym się pokusić sagę na mirę „Rodziny Borgiów”. – To mściwy, zakompleksiony burak – usłyszałem od jednego z duchownych, będącego niegdyś blisko Głódzia. Inny powiedział mi, że to ikona chamstwa, z jaką nawet on, po 30 latach kariery duchownego, nigdy się nie spotkał.
„W momentach furii nie przebierał w słowach. Poniżał, obrażał, słowo „kurwa” było i jest w jego ustach przecinkiem, o siostrach zakonnych potrafi powiedzieć „te stare pizdy”, do księży współpracowników: „gówno wiesz”, „spierdalaj mi stąd!” – wspomina arcybiskupa Piotr Szeląg, mój dobry znajomy, były ksiądz z archidiecezji gdańskiej. Opowiadając o nim, sam nie przebiera w słowach: „On ma zaburzoną osobowość, wszyscy o tym wiedzą. I nic. Jego otoczenie żyje w wiecznym strachu. Nikt nie wie, w którym momencie i z jakiej przyczyny stanie się ofiarą metropolity”.
Nie chodziło tylko o wyżywanie się na duchownych. Czasem trafił na bogu ducha winnego dziennikarza. Tytus Kondracki, krakowski reporter, który próbował zrobić zdjęcie arcybiskupowi po zakończeniu ingresu metropolity krakowskiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, usłyszał, że ma „spierdalać”.
Sławoj Leszek Głódź. Ile wynosi majątek arcybiskupa?
Dziennikarze Wirtualnej Polski: Szymon Jadczak i Patryk Słowik dotarli do ksiąg wieczystych, w których figuruje emerytowany arcybiskup. Na podstawie wycen specjalistów wartość wszystkich nieruchomości Sławoja Leszka Głódzia waha się pomiędzy 12,2 a 15,1 mln zł. Mówimy tylko o majątku nieruchomym. Pytanie, ile Głodź przepił i ile trzyma w gotówce, pozostaje otwarte. Wiem z bardzo dobrych źródeł, że lubił się zabawić.
Ale jest jeszcze inne ważne pytanie. Jak człowiek, który karierę w Kościele zaczynał jako kierowca przyszłego nuncjusza apostolskiego w Polsce, dorobił się tych milionów? Obstawiam, że nie jest w stanie pokazać wpływów, które równoważyłyby wydatki. Kazus Głódzia powinien też otworzyć dyskusje o majątkach polskich hierarchów, hołubionych przez każdej maści władzę, która nigdy nie skontrolowała rzetelnie ich majątków. To, że biorą do kieszeni za odpusty, wizytację na parafiach i głoszenie rekolekcji, to nie wyjątek a norma. Głódź poszedł na całość. Robił przetargi na parafie. Za bogate trzeba było położyć kopertę stojącą.
Według jednego z moich znajomych już w czasach posługi w Warszawie generał Sławoj Leszek Głódź odnajdywał się w każdej bańce władzy. Jak wspomina, w jego apartamencie wisiało słusznych rozmiarów zdjęcie Aleksandra Kwaśniewskiego z matką. Głódź miał gest. W uznaniu zasług artystów biorących udział w rocznicy zbrodni katyńskiej, deklamujących wzniosłe teksty o tej tragedii, zadecydował, by przyznać im medale za obronność kraju. Żaden tam minister, ale właśnie on: Sławoj Leszek Głódź. Słowo ciałem się stało. Mężczyźni otrzymali złote, ale – co znaczące – kobiety tylko srebrne medale.
Do marca 2021 r. Głódź był zupełnie bezkarny, a w naszym przekonaniu, pozostaje de facto bezkarny do dziś. Za tuszowanie przestępstw seksualnych wobec nieletnich popełnianych przez podległych mu księży, Watykan nakazał mu opuścić diecezję i zakazał uczestnictwa w celebracjach religijnych na jej terenie. Ma też wpłacić, według swojego uznania, pewną kwotę, na rzecz Fundacji Świętego Józefa, pomagającej ofiarom kościelnej pedofilii.
Teoretycznie może zasilić ten szczytny cel złotówką.
Nie obchodzą mnie kary kościelne. Chciałbym jednak, żeby majątek milionera z Podlasia rozliczył Urząd Skarbowy.