Wojewoda świętokrzyski o czwartej fali COVID-19. "Nie dajmy się zwariować"

- Pula osób chętnych i zakładających, że muszą się zaszczepić, już się wyczerpała. W tej chwili jest walka o tzw. niezdecydowanych – mówi w rozmowie z Onetem Zbigniew Koniusz. Wojewoda świętokrzyski, który niedawno przyjął szczepionkę przeciw COVID-19, nie jest zwolennikiem wprowadzania drastycznych obostrzeń dla osób niezaszczepionych. Jego zdaniem nie musimy aż tak bardzo obawiać się kolejnej fali zachorowań. – Nie dajmy się zwariować – przekonuje.

Zbigniew Koniusz, wojewoda świętokrzyskiŚwiętokrzyski Urząd Wojewódzki w Kielcach / Materiały prasowe
Zbigniew Koniusz, wojewoda świętokrzyski
  • Zbigniew Koniusz pełni funkcję wojewody świętokrzyskiego od listopada 2019 r. Jest lekarzem pediatrą, a to oznacza, że już kilka miesięcy temu mógł zaszczepić się przeciw COVID-19. Zrobił to jednak dopiero niedawno, bo jak podkreśla "chciał zaszczepić się jako ostatni mieszkaniec regionu"
  • Wojewoda nie jest zwolennikiem wprowadzania drastycznych obostrzeń dla osób niezaszczepionych. – Lepiej nie grozić, lepiej przekonywać. To znacznie trafniejsza droga. Nigdy nie było tak, że szczepienia dodatkowe, typu grypa czy żółtaczka, były wprowadzane na siłę – uważa
  • Wojewoda zaznacza też, że nie musimy tak bardzo obawiać się kolejnej fali zachorowań na COVID-19, a jeśli do niej dojdzie, to nie grozi nam zapaść służby zdrowia
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
reklama

Piotr Rogoziński, Onet: Od kilku dni przed Urzędem Wojewódzkim w Kielcach prowadzona jest akcja "Zaszczep się w wakacje". Zainteresowanie mieszkańców jest spore?

Zbigniew Koniusz: Zainteresowanie jest średnie, ale patrząc na to, jak wygląda zainteresowanie szczepieniami w Polsce, to u nas jest "średnie z plusem". Największe jednak było w weekendy i w odpowiedzi na to przechodzimy do innego trybu. Nie będzie to akcja całotygodniowa, ale weekendowa. Zapraszamy w soboty i niedzielę do końca wakacji, między godz. 9 a 14.

W maju mieliśmy kolejki do takich mobilnych punktów, a teraz tych kolejek nie ma.

Niestety, to jest trend widziany w całej Polsce. Różnie można na to patrzeć.

Z czego to się bierze?

Pula osób chętnych i zakładających, że muszą się zaszczepić, już się wyczerpała. W tej chwili jest walka o tzw. niezdecydowanych. Jest oczywiście grupa zdeklarowanych osób, które się nie będą szczepić i pewnie obojętnie co byśmy zrobili, to nie uda nam się do nich dotrzeć.

Jest jednak duża grupa ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą wszystkiego, albo się wahają. Może oczekują na lepszą informację, przede wszystkim merytoryczną? Krótkie komunikaty trzeba dawać, ale myślę, że informacje podparte twardymi danymi naukowymi byłyby bardziej wskazane. No i dane statystyczne, że w tej chwili hospitalizowane osoby chore na COVID-19, to osoby, które się nie szczepiły.

A z czego pana zdaniem wynika tak duża liczba różnych teorii o szkodliwości tego szczepienia?

Główny powód to pewnie bardzo szybkie tempo wprowadzenia szczepionki. Przypomnijmy, że wszystkie inne szczepionki dotychczas wprowadzone były opracowywane lata, jeśli nie dziesiątki lat. Tutaj mieliśmy błyskawiczne tempo. Ludzie mówią też o olbrzymich nakładach finansowych, bo na te szczepionki poszły już miliardy złotych. Wszyscy byli przyzwyczajeni do innego tempa, ale sytuacja była, jaka była. Ona wymusiła tak szybkie procedowanie. Mam nadzieję, że świat nauki stanął na wysokości zadania i to, o czym mówimy, jest poparte rzetelną prawdą.

reklama

"Od razu powiedziałem, że zaszczepię się jako ostatni mieszkaniec regionu"

Myśli pan, że różne akcje promocyjne czy loterie z nagrodami nakłonią niektórych do szczepienia?

Część osób pewnie tak. To działa na wyobraźnie. Ktoś może pomyśleć, że będzie miał łut szczęścia i upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu, czyli zaszczepi się i dostanie bonus od losu.

A pan już się zaszczepił?

Pierwszą dawką.

Długo pan zwlekał.

Patrząc chronologicznie, rzeczywiście długo zwlekałem, bo byłem przecież w grupie "zerowej".

Dalsza część wywiadu pod materiałem wideo.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Jest pan lekarzem.

Jestem lekarzem, a żona ściśle związana jest z profesją medyczną. Mogłem się od razu zaszczepić. Wtedy nikt nie podnosił, że wojewoda się nie zaszczepił. Może nawet byłoby to źle widziane. Później szczepiły się poszczególne grupy i wybuchło, że wojewoda jest niezaszczepiony, więc pewnie jest jakiś spisek. Od razu powiedziałem, że zaszczepię się jako ostatni mieszkaniec regionu. To była forma skrótowa, bo przecież trudno wyłonić tego ostatniego.

Co się stało, że zmienił pan zdanie?

Przyszedł czas, by już podeprzeć ten system szczepień. Naprawdę trudno było określić tego ostatniego mieszkańca. W regionie mamy już wykonane ponad 900 tys. szczepień przynajmniej jedną dawką, z tego ponad 400 tys. osób przyjęło dwie. Czy to dużo? Myślę, że to jeszcze nie jest to, na co nas stać, ale walczymy o to.

reklama

A dzwonił ktoś z rządu do pana, żeby przemyślał pan sprawę?

Nie. Nie trzeba było.

Ale przyzna pan, że to jest pewien symbol, że wojewoda, przedstawiciel rządu w terenie i jeszcze lekarz przyjmuje szczepionkę?

No tak, ale wszystko musi mieć pewien racjonalizm i kontekst. Dobrą wolę widziałbym u tych osób, które zarzucały mi brak zaszczepienia się, jeżeli by sprawę mojego szczepienia podnosiły od początku, gdyby mówiły, że już miałem taką możliwość i powinienem z niej skorzystać. Jest, jak jest.

Obowiązkowe szczepienia? Wojewoda: lepiej nie grozić, lepiej przekonywać

Jest pan zwolennikiem takich rozwiązaniach jak np. we Francji? Tam osoby niezaszczepione będą niemal wykluczone z życia publicznego.

Taki sposób stygmatyzacji to nie jest ta droga. To się nie sprawdzi na dłuższą metę dlatego, że da przeciwny efekt.

Czyli lepiej nie grozić w takiej sytuacji?

Lepiej nie grozić, lepiej przekonywać. To znacznie trafniejsza droga. Przypomnijmy, że szczepienia naprawdę są dobrodziejstwem, od kiedy zostały wprowadzone. Można mieć różne zdanie co do szczepionek łączonych, bo kiedyś trzeba było pytać o zgodę krajowego konsultanta, a teraz szczepimy dzieci sześcioma szczepionkami naraz. Naukowo można dywagować, czy jest to właściwe. Natomiast nigdy nie było tak, że szczepienia dodatkowe, typu grypa czy żółtaczka były wprowadzane na siłę.

reklama

Czyli pan postawiłby na drogę środka?

Tak, bo jeżeli zbyt twardo podejdziemy do tematu i zrobimy wyraźną stygmatyzację, która na stałe odciśnie się w świadomości społecznej, to nie będzie to z korzyścią ani dla zaszczepionych, ani dla tych, którzy się nie zaszczepili. Jak zwykle natura lubi różne stanowiska. Możemy się oprzeć o coś bardzo niedobrego, czyli nadto posunięty arbitralizm.

Koronawirus zaliczany jako grypa? Pomału się to ucywilizuje

Musimy obawiać się czwartej fali?

Bardzo dobre pytanie, ale nie wiem, czy znajdę mądrą odpowiedź. Pewnie jakiejś fali musimy się spodziewać. Nie przywiązywałbym uwagi, czy to będzie czwarta, piąta czy szósta fala. Raczej jestem skłonny przyjąć założenie, że będą to kolejne tzw. sezonowe zachorowania, tym razem na COVID-19. Pewnie dołączymy je do sprawozdań związanych z zachorowaniami na grypę i tak samo będziemy raportować. Pomału się to ucywilizuje.

Pewnie należy przyjąć takie założenia, które zresztą rząd w pewnej mierze wprowadza, że każdy szpital i każda przychodnia obsłuży pacjenta covidowego, być może mając za to jakąś gratyfikację dodatkową, bo będzie obowiązek zachowania szczególnego reżimu sanitarnego. Musi nastąpić normalność świata. Nie stać nas na takie wyłączenia całych grup społecznych czy narodów.

Czyli paraliż służby zdrowia już się nie powtórzy?

reklama

Myślę, że nie. To już było widać znakomicie w trzeciej fali. Szczególnie lecznictwo zamknięte stanęło na wysokości zadania. Za to głębokie słowa uznania. Mieliśmy nadal istotne problemy z tzw. lecznictwem podstawowym, które nie we wszystkich placówkach odrobiło lekcję z wcześniejszych fal zachorowań.

Procent placówek, które z premedytacją stosowały i w niektórych skrajnych przypadkach nadal jako główną metodę leczenia stosują teleporadę, uważam, że był przesadzony. Teleporada tak, bardzo dobry instrument, ale nie stosowany tak do bólu, jak to było w niektórych placówkach. Generalnie, trzecia fala to było zupełnie inne podejście służby zdrowia do samego COVID-u, do relacji lekarz – pacjent, do całej tej sytuacji.

Ale rozumiem, że ma pan już rozpisane różne scenariusze dla regionu świętokrzyskiego?

Tak. I od razu odpowiadam na pytanie "co ze szpitalem tymczasowym?". Jesteśmy jednym z województw, które jako pierwsze fizycznie zlikwidowało taką placówkę. Scenariusze są przygotowywane. Gdyby jednak system istniejącej służby zdrowia nie wytrzymywał i byłaby potrzeba powołania czegoś na kształt właśnie szpitala tymczasowego, to będzie wyglądać to inaczej.

Przypomnę, że na Podkarpaciu szpital tymczasowy od początku był lokalizowany w strukturach szpitala MSW. U nas w międzyczasie też tak było. Planujemy inne lokalizacje, być może na podstawie infrastruktury uzdrowiskowej. Lokalizacji i pomysłów jest sporo. Jeśli już, to chcielibyśmy, żeby taka placówka była stała, żeby nie trzeba było jej demontować.

Czyli takiej skali i formy placówek polowych, jak chociażby na wiosnę, już pan się nie spodziewa?

Myślę, że nie. Musiałaby nastąpić totalna mutacja wirusa, że on wymknąłby się zupełnie spod osłony szczepionek. Taki scenariusz można zakładać, ale wszystko wskazuje na to, że szczepienia, nawet trochę chybione, jednak chronią.

reklama

"Żyjmy normalnie i uodparniajmy się"

To zapytam jeszcze wojewodę, ale też lekarza, kiedy wrócimy do normalności? Będzie taki moment, że przestaniem rozmawiać o COVID-zie?

Chyba nie nastąpi taki czas, że przestaniemy rozmawiać o tym wirusie. Przecież nawet jak przychodzi sezon grypowy, to my rok w rok o tym mówimy. Były takie lata, że ta grypa dominowała, bo grypa siała spustoszenie. Pewnie teraz ona została wyparta, choćby z uwagi na maseczki, które nosimy.

Chciałbym, żeby przełomem była chociażby nasza rozmowa. Dziś wszystkie parametry wskazują, że ten COVID nie przestał istnieć, bo nie będzie takiej sytuacji, ale przeszedł do tego poziomu, że jest na poziomie grypy, albo niżej.

Żyjmy normalnie i uodparniajmy się. Wykorzystajmy obecny okres na regenerację i pozbieranie sił. Niektórych z nas to bardzo dużo kosztowało. Za nami izolacja, ograniczenia, zmiana trybu pracy, fakt, że dzieci były non stop z nami, a nie w szkołach, to wszystko na nas wpłynęło. Jeśli nie wykorzystamy momentu, w którym COVID jest w zdecydowanym odwrocie, to nie przejdziemy do normalności.

Świat już jest tak skonstruowany, że będziemy żyć z tymi patogenami. Nie dajmy się zwariować, że jest ileś tam zachorowań. Było ich wiele tysięcy i dało się przeżyć. Teraz w województwie świętokrzyskim mamy kilkanaście osób, które chorują. Jeżeli to nie jest normalność, to zastanówmy się, kiedy powiemy, że jest normalność.

Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Piotr Rogoziński

Źródło: Onet
Data utworzenia: 17 lipca 2021, 19:34
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.