Polska lobbuje przeciwko ochronie lasów. List ministra do KE pełen "bzdur" i półprawd

Eksperci zwracają uwagę na "bzdury" i półprawdy w piśmie ministra Michała Kurtyki do Komisji Europejskiej. Przekonuje on, że Polska powinna mieć "większą swobodę" w kwestiach wycinek lasów, zaś ochrona starych lasów jest "niezgodna z celami klimatycznymi". Tymczasem ich ochrona jest niezbędna w walce ze zmianami klimatu - podkreślają eksperci. List o element trwającego lobbingu przeciwko odgórnym celom ochrony lasów, w tym objęcia 10 proc. powierzchni UE ochroną ścisłą.
Zobacz wideo „Zamach na polskie lasy" na razie zatrzymany przez Sejm. Czego miała dotyczyć zmiana?

- Gdyby jednym celem użytkowania lasów było zminimalizowanie wpływu człowieka na klimat, to nie powinniśmy zabierać i spalać nawet jednej gałązki - mówi w rozmowie z Gazeta.pl prof. Tomasz Wesołowski, kierownik Pracowni Biologii Lasu Uniwersytetu Wrocławskiego, który od ponad 40 lat bada Puszczę Białowieską. Jak dodaje, "nikt oczywiście nie proponuje", by wcale nie użytkować lasów. - Mamy dla nich także inne cele, realizujemy inne potrzeby. Ale z punktu widzenia magazynowania węgla najlepszym jest niezabieranie z lasu niczego - podkreśla. 

Nauka pokazuje nam, jak lasy są ważne dla ochrony klimatu bioróżnorodności. Teraz polityka zaczyna nadrabiać. Unia Europejska tworzy strategię ochrony różnorodności biologicznej i strategię leśną na nowe dziesięciolecie (ta druga strategia ma zostać zaprezentowana w tym tygodniu). UE chce, aby do końca dekady objętych ochroną było 30 proc. lądów i mórz w krajach wspólnoty, w tym 10 proc. - ochroną ścisłą. Pierwszy cel może w praktyce nie zmieniać wiele, bo np. w przypadku Polski różnymi formami ochrony objętych jest nawet więcej terenów. Jednak 10 proc. terenów pod ochroną ścisłą oznaczałoby wielokrotne zwiększenie stanu obecnego - i siłą rzeczy objęłoby to przede wszystkim lasy.

To budzi sprzeciw Lasów Państwowych i obecnego rządu. Polska - sama oraz wspólnie z innymi krajami, m.in. Rumunią, Słowacją, Austrią i Niemcami - od miesięcy lobbuje na rzecz osłabienia celów ochrony lasów. W piśmie z początku lipca grupa państw, w tym Polska, wyraziła "głębokie zaniepokojenie" nową strategią leśną, ponieważ "sprowadza lasy głównie do kwestii środowiskowych" i nie bierze pod uwagę "aspektów społeczno-gospodarczych". Sprzeciwiają się one m.in. stworzeniu unijnego mechanizmu planowania i monitorowania lasów. Z kolei w ubiegłym tygodniu europosłanka Róża Thun opublikowała nowe pismo, które już sam minister klimatu i środowiska wysłał do Komisji Europejskiej. Michał Kurtyka przekonuje w nim o potrzebie "elastycznego podejścia", chwali polskie osiągnięcia w ochronie bioróżnorodności i pisze, że ochrona starych lasów miałaby być sprzeczna z celami klimatycznymi UE. O ocenę tych stwierdzeń poprosiliśmy ekspertów. 

Kurtyka przekonuje KE do "elastycznego podejścia" w kwestii lasów. - Pytanie, co oznacza "elastyczne podejście" do ochrony lasów i strategii leśnej. Jeżeli chodzi o to, że z jakichś powodów chronić nie będziemy, to lepiej, by takie minimum zakresu ochrony było odgórnie wyznaczone - mówi Wesołowski. Wskazuje jednak na "dużą lukę" planów ochrony przyrody w UE - są kraje, gdzie naturalnych lasów nie ma wcale, np. Holandia, natomiast w Rumunii, Bułgarii, Słowacji, częściowo też w Polsce takich lasów jest znacznie więcej. Zatem objęcie ochroną wszystkich starolasów "będzie w skali Europy oznaczało nierównomiernie obciążenia różnych krajów". Dlatego zdaniem naukowca powinien powstać mechanizm kompensacji, który wynagrodzi krajom takim jak Polska konieczność zaniechania gospodarki leśnej na większym obszarze. - Tak, jak mamy sprawiedliwą transformację w energetyce, tak moglibyśmy mieć fundusz płacący tym krajom, które powinny chronić więcej - ocenia. 

Twierdzenie ministra "niezgodne z ustaleniami nauki" 

Unia chce, by ścisłą ochroną objąć 10 proc. lądów UE, w tym wszystkie lasy pierwotne (starolasy) i starodrzewów. To drugie określenie wywodzi się z gospodarki leśnej i dotyczy wieku drzew. Z kolei starolasy nie charakteryzują się po prostu starymi drzewami, lecz tym, że sam las od setek lub tysięcy lat rośnie bez poważnej ingerencji człowieka - w przeciwieństwie do lasu, który mógł zostać posadzony na polach uprawnych nawet ponad sto lat temu i są tam stuletnie i starsze drzewa. Przykładem lasu pierwotnego jest Puszcza Białowieska. 

Minister Kurtyka przekonuje, że zwiększona ochrona starych lasów może być "nie do końca zgodna z celami klimatycznymi". To dlatego, że - jak pisze - "w polskich warunkach poziom pochłaniania CO2 przez lasy spada wraz z wiekiem drzewostanów". Przekonuje też, że brak ingerencji człowieka "zwiększa ryzyko niekorzystnych procesów wielkopowierzchniowych". Może chodzić np. o pożary czy gradacje kornika. 

Ale taka ocena roli starych lasów jest "bzdurna i niezgodna z ustaleniami nauki" - ocenia Augustyn Mikos, aktywista zajmujący się działaniem na rzecz ochrony lasów w Polsce, związany Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot. Tak samo uważa prof. Wesołowski:

- Ochrona starolasów na pewno nie jest sprzeczna z celami klimatycznymi. Przeciwnie - wszelka inna działalność polegająca na usuwaniu drzew z lasu i używania drewna np. do produkcji energii jest sprzeczna z celami ochrony klimatu.

Za tezą stawianą przez ministra klimatu stoi myślenie, że drewno pozyskane z lasu i wykorzystane np. w budownictwie tworzy magazyn węgla, zaś w lesie nowe drzewo może dalej pochłaniać dwutlenek węgla i magazynować go w swoich tkankach. Jednak to tylko niewielki wycinek tego, jak działają lasy. Do tego ten węgiel magazynowany jest tylko na pewien czas. - Duża część pozyskiwanego drewna nie jest materiałem np. do budowy domów czy produkcji mebli. Jeśli to drewno jest spalone np. w kominku, to ten węgiel jest uwalniany do atmosfery od razu. Jeśli produkuje się z niego papier czy inne produkty z dość krótkim okresem używania, to także szybko węgiel zostaje uwolniony - mówi Gazecie.pl Mikos. Z kolei prof. Wesołowski zwraca uwagę, że drewno budowlane - a więc o najdłuższym możliwym dla drewna cyklu życiowym - "ma szansę przetrwać do ok. 50 lat". - To i tak dużo. Na przykład wg. danych ze Stanów Zjednoczonych jeśli zbudujemy dom z drewna, to przeciętnie po ok. 40 latach trafi ono do spalenia lub utylizacji. I uwalnia dwutlenek węgla - wyjaśnia i dodaje:

- Stare drzewa są olbrzymim magazynem węgla. Jeśli usuwamy je z ich miejsca, to ten węgiel w postaci CO2 trafi do atmosfery za najpóźniej 50 lat, a może znacznie szybciej. Tymczasem do odtworzenia tego zasobu potrzeba 300 lat. Przed 250 lat dwutlenek węgla pozostanie w atmosferze, potęgując efekt cieplarniany. Pozostawienie tych drzew w lesie sprawia, że one przyrastają - oczywiście wolniej od młodych - i powiększają co roku ten magazyn węgla. Nawet gdy umrą i pozostaną w lesie, mogąc się tam rozkładać, to część węgla zostanie zmagazynowana w ekosystemie, a pozostała część będzie uwalniana bardzo powoli  

Nowe drzewa pochłoną CO2, gdy dla nas będzie już za późno

A to i tak tylko jeden z elementów powiązania lasów z kwestiami klimatu i ochrony środowiska. Węgiel z CO2 jest wiązany nie tylko w drewnie.

- Najczęściej mówi się w tym kontekście tylko o drewnie, zaś duża część węgla jest magazynowana w glebie. Jeśli prowadzimy wycinkę metodą zrębu zupełnego, zaorania i posadzenia sadzonek, to taka plantacja drzew przez pierwszych 30 lat emituje dwutlenek węgla z gleby. Dopiero wtedy pochłanianie CO2 przez młode drzewa zaczyna równoważyć poziom emisji. Inaczej mówiąc, drzewa posadzone dzisiaj na zrębach będą do roku 2050 pochłaniać mniej CO2 niż będzie się z ich gleby uwalniać.

- wyjaśnia prof. Wesołowski. Tymczasem aby zatrzymać ocieplenie klimatu na umiarkowanie bezpiecznym poziomie powinniśmy dokonać drastycznych redukcji emisji jeszcze w tej dekadzie i obniżyć je do zera (netto) za 30 lat. Zatem choć drzewa rzeczywiście pochłaniają dwutlenek węgla, to wycięcie starych drzew i sadzenie nowych nie jest rozwiązaniem w walce z kryzysem klimatycznym - wręcz przeciwnie. Według Wesołowskiego drewno może być "odnawialnym źródłem energii" w rozumieniu "administracyjno-urzędniczym", jednak zasady fizyki i chemii "są proste: CO2 wyemitowane dzisiaj, zostanie w atmosferze do następnego stulecia". Wtedy na ratowanie klimatu będzie za późno.

Z tego też powodu zupełnie nietrafiony jest inny argument Kurtyki w liście do KE: jakoby "zrównoważona gospodarka leśna" była konieczna, aby zapewnić biomasę drzewną jako "surowiec w energetyczne odnawialnej". Spalanie drzew emituje więcej CO2 niż spalanie węgla (!), zaś mające zapewnić "odnawialność" pochłanianie obywa się w zbyt długim z perspektywy zmian klimatu czasie. 

 Augustyn Mikos zwraca uwagę, że biomasa drzewna może być różnego rodzaju i tylko częściowo może być wykorzystywana do produkcji energii. - Jeśli są to odpady poprzemysłowe, których nie ma jak inaczej wykorzystać - to nie ma problemu, można używać ich jako surowiec energetyczny. Ale jeśli jest to rozumiane jako biomasa leśna, czyli drewno pozyskiwane z lasu po to, żeby je spalić, to jest to coś zupełnie sprzecznego z ustaleniami nauki. Nie jest to zeroemisyjny sposób wytworzenia energii - stwierdza.

Stare lasy chronią bioróżnorodność 

Nawet, gdyby przyjąć argumentację dot. pochłaniania dwutlenku węgla i walki z kryzysem klimatycznym, to i tak inne argumenty przemawiają za maksymalną ochroną starych lasów. Są one ostoją różnorodności biologicznej. Zaś jak coraz częściej powtarzają naukowcy - kryzys bioróżnorodności i masowe wymieranie gatunków jest ściśle powiązane z kryzysem klimatycznym i powinnyśmy traktować je z równą pilnością. 

Zdaniem Mikosa powinniśmy "przestać mówić wyłącznie o kryzysie klimatycznym, tylko zawsze zwracać uwagę, że chodzi o kryzys klimatyczno-ekologiczny". - I ta druga część wcale nie jest mniej ważna, a tak naprawdę można okazać się nawet ważniejsza. Od zachowania bioróżnorodności zależy nasze przetrwanie, od produkcji żywności począwszy - mówi i dodaje:

- Prowadzenie gospodarki w starych lasach prowadzi do wywierania presji na tę różnorodność i do jej utraty. Tym bardziej, że chodzi nie tylko o wielość gatunków, ale same naturalne procesy przyrodnicze. W tych starych lasach te procesy są zachowane i to jest wartość, którą powinniśmy chronić 

Ponadto naturalne lasy charakteryzują się "większą odpornością na zaburzenia, np. związane ze zmianami klimatu", przed którymi Kurtyka ostrzega w swoim liście. Według Mikosa sens mają działania Lasów Państwowych dot. przebudowy gatunkowej lasów - np. wycinek "gniazdowych" i sadzeniu w tym miejscu innych gatunków - pod warunkiem, że chodzi o lasy gospodarcze, np. monokultury sosny. - Jeśli chcemy dalej wykorzystywać ten las gospodarczo, to dobrym kierunkiem jest zmienianie i wzbogacanie składu gatunkowego. Ale to powinniśmy robić w lasach gospodarczych, a te najcenniejsze lasy, które zachowały się w stanie naturalnym, powinny być ściśle chronione, bez żadnej ingerencji - podkreśla. 

"To arogancja twierdzić, że człowiek jest konieczny dla istnienia lasów"

Poza wyrażeniem wątpliwości do proponowanych unijnych celów, minister klimatu chwali też polskie podejście do "zrównoważonej wielofunkcyjnej gospodarki leśnej". Przekonuje, że "integracja ochrony przyrody" jest jedną z jej "kluczowych zasad". Jak pisze, to dzięki gospodarce leśnej i "gospodarowaniu zwierzyną łowną" Polska chroni przyrodę. Zdaniem ekspertów jest odwrotnie. 

- "Zrównoważona gospodarka leśna" przewiduje, że drzewa są usuwane z lasu gdy osiągną mniej więcej 1/3 swojego potencjalnego wieku. To tak, jakby w populacji ludzi można było dożywać tylko do wieku 30 lat. W polskich lasach brakuje starych i bardzo starych drzew oraz wszystkich gatunków, którym są one potrzebne. To nie jest zrównoważone podejście. Badania pokazują, że taka gospodarka leśna prowadzi do zmniejszenia różnorodności biologicznej 

 - mówi prof. Wesołowski. - A gospodarowanie zwierzyną łowną? Najpierw dokarmiamy dziki, jelenie, sarny, żeby później do nich strzelać. Jeśli przestaniemy dokarmiać, pozwolimy drapieżnikom spełniać swoją rolę w ekosystemie, to nie będziemy mieli powodu, by prowadzić jakąkolwiek gospodarkę łowiecką - dodaje. Badacz podkreśla, że lasy "powstały bez udziału człowieka i w większości świata dalej tak funkcjonują. To arogancja twierdzić, że człowiek jest konieczny dla istnienia lasów, czy myśliwy dla życia zwierząt".

Augustyn Mikos zwraca z kolei uwagę, że w ciągu ostatnich 20 lat nie powstał w Polsce żaden park narodowy i proces chronienia w przyrody w ten sposób zatrzymał się. - To samo tyczy się rezerwatów. To prawda, że jest ich ponad 100 tys. ha, ale proces ich tworzenia także stanął. W ciągu ostatniej dekady powstało zaledwie kilkaset hektarów nowych rezerwatów. To niewystarczające w momencie, kiedy mamy świadomość, że ten kryzys klimatyczno-ekologiczny już jest i odczuwamy jego skutki. Aby go zatrzymać, powinniśmy podjąć wszelkie starania, by maksymalnie powiększyć powierzchnię obszarów chronionych - podkreśla. Ponadto prawie połowa (46 proc.) obszarów chronionych to niewielkie fragmenty poniżej jednego kilometra kwadratowego. Takie wysepki chronionych obszarów nie pozwalają naturze w pełni się rozwijać:

- Warto, gdy np. mamy zachowany mały fragment starodrzewu, by chronić nie tylko ten fragment, ale też tworzyć strefę buforową wokół niego. To nie jest obecnie wystarczająco zapewniane. Druga rzecz to łączność ekologiczna: te obszary są małe i oddalone od siebie. To nie daje np. możliwości migracji zwierzętom, zaś ich małe, odizolowane populacje są o wiele bardziej narażone na wymarcie 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.