Jak podaje Onet.pl, poszukiwany mężczyzna wciąż może być uzbrojony. Na miejscu tragedii funkcjonariusze nie znaleźli broni, z której oddano strzały. Znajomy 52-latka w rozmowie z dziennikarzami zapewnia, że rodzina mężczyzny była świadoma, że posiada on nielegalną broń. Jacek Jaworek miał podobno niespecjalnie ukrywać ten fakt.
- Tydzień będzie, jak Justyna (jedna z ofiar Jaworka - red.) była na policji, że Jacek ma broń - mówi znajomy. Następnie dodaje, że miał to być pistolet taki, "którego używa policja". Ponadto miał w posiadaniu myśliwskiego sztucera, którego pokazywał znajomym.
Do zbrodni doszło w nocy z piątku na sobotę. Najprawdopodobniej będący pod wpływem alkoholu Jacek Jaworek wrócił do domu, w którym mieszkał jego brat z rodziną. Z ustaleń policji wynika, że mogło wówczas dojść do kolejnej kłótni. Onet.pl podaje natomiast nieoficjalnie, że poszukiwany najpierw zabił swojego rodzonego brata. Później oddał strzały do bratanka i bratowej. To właśnie pani Justyna przed śmiercią miała zawiadomić policję o awanturze w domu.
Po przyjeździe na miejsce funkcjonariusze odkryli zwłoki 44-letniego małżeństwa i ich 17-letniego syna. Wszyscy zginęli od ran postrzałowych. Przed domem zaparkowany był samochód Jaworka, który został uszkodzony w ostatniej nawałnicy. Założono więc, że mężczyzna uciekł do pobliskiego lasu, który był przeszukiwany przez policję w pierwszej kolejności.
Mieszkańcy wsi Borowce są wstrząśnięci tą zbrodnią. - Znaliśmy się bardzo dobrze, od dziecka. Byliśmy z Januszem i Justyną jak rodzina. Obydwoje urodzili się dokładnie tego samego dnia. Tego samego dnia zmarli (...). Nasze dzieciaki nocowały u nich. Spotykaliśmy się. Zbliżała się 18-stka starszego. To był już wyrośnięty chłopak. Stanął w obronie matki. Urodzin nie doczekał - opowiedział jeden z sąsiadów rodziny. Przed domem, w którym doszło do tragedii, ustawiane są już znicze.
Kolejni sąsiedzi opisują Jacka Jaworka jako osobę porywczą. Po pewnym czasie od jego przeprowadzki w domu zaczęło dochodzić do awantur. 52-latek nie chciał płacić rachunków i był nieprzyjemny dla swojej bratowej. Często tak parkował swój samochód, żeby kobieta nie mogła korzystać ze swojego garażu. - Nikt go nie lubił. Jak coś szło nie po jego myśli, to straszył. Kiedyś chciał, żeby kolega postawił wódkę, a że miał tylko piwo, to usłyszał, że go "odstrzeli" - mówi anonimowo kolejny mieszkaniec wsi.