W Polsce przez rok zmarło o ok. 120 tys. osób "za dużo". Dera: Opozycja się uczepiła, pan się ekscytuje

W Polsce w ostatnich dwunastu miesiącach zmarło ok. 538 tys. osób. To absolutnie najbardziej ponury "rekord" od II wojny światowej i o ponad 120 tys. więcej niż w najgorszym momencie przed pandemią. - Opozycja się uczepiła statystyki zgonów - narzeka Andrzej Dera, minister w Kancelarii Prezydenta. Przekonuje, że chociaż rząd się tym nie chwali, to "wszyscy mówią", że Polska była jednym z krajów, które najlepiej poradziły sobie w pandemii. Co mówią dane?
Zobacz wideo
  • W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, tj. od początku czerwca 2020 r. do końca maja 2021 r., zmarło w Polsce ponad 537 tys. osób
  • Można mówić o ok. 120 tys. nadmiarowych zgonów w Polsce w rok. Przed pandemią największa liczba śmierci odnotowana w ciągu dwunastu miesięcy to 415 tys.

  • Polska jest w europejskiej czołówce pod względem nadmiarowych zgonów

  • - Opozycja uczepiła się statystyki zgonów. Pan też się nią ekscytuje - mówił w Radiu PLUS prezydencki minister Andrzej Dera. W Polsce nie udało się uniknąć najgorszego?  - Zależy, co pan chce traktować jako najgorsze - odpowiada dziennikarzowi Dera.

Obok tych liczb bardzo ciężko przejść obojętnie. Jak wynika z danych z Rejestru Stanu Cywilnego, w ostatnich dwunastu pełnych miesiącach, tj. od początku czerwca 2020 r. do końca maja br., zmarło w Polsce blisko 538 tys. osób. 

Dla porównania, w "przedpandemicznych" czasach umierało w Polsce w ostatnich latach ok. 400-415 tys. osób w roku. Najgorszy był rok 2018 z ok. 414 tys. osobami zmarłymi. Gdyby nie przywiązywać się do lat kalendarzowych, to najtragiczniejszym okresem 12 miesięcy był konkretnie czas od lutego 2018 r. do stycznia 2019 r. włącznie, gdy w Polsce zmarło ponad 415 tys. osób.

Trudno precyzyjnie określić, ile śmierci w 2020 r. było "nadmiarowych", biorąc też pod uwagę negatywne dla Polski trendy demograficzne. Przykładowo, eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego wyliczali (jeszcze przed wybuchem pandemii), że tzw. oczekiwana liczba zgonów dla 2020 r. to ok. 420 tys. 

W każdym razie blisko 538 tys. śmierci przez dwanaście miesięcy to absolutna przepaść wobec nawet najgorszych przewidywań czy prognoz. W Polsce w ostatnim roku zmarło grubo ponad 100 tys. (ok. 120-130 tys.) osób "za dużo". To mniej więcej tyle, ilu mieszkańców mają np. Tychy, Opole albo Płock. 

Co warto podkreślić, według danych Ministerstwa Zdrowia liczba osób zmarłych zakażonych koronawirusem w tym okresie to ok. 73 tys. 

embed

Statystyki dla Polski są także bardzo złe na tle Unii Europejskiej. Analizy na ten temat, bazujące m.in. na podstawie tygodniowych danych przekazywanych przez kraje członkowskie do Eurostatu, prowadzą m.in. Jakub Lipiński i Bartosz Paszcza z Klubu Jagiellońskiego. Z ich wyliczeń wynika, że Polska miała w 2020 r. drugą najwyższą nadmierną śmiertelność spośród krajów UE - za Bułgarią. Dostępne dane z 2021 r. wskazują, że utrzymujemy tę niechlubną pozycję. 

Andrzej Dera: Opozycja uczepiła się statystyki zgonów

- Obóz rządzący - rząd i prezydent - nie poradzili sobie wybitnie z zadaniem walki z pandemią, jeśli spojrzymy na dane, ilu Polaków zmarło. Nie udało się uniknąć najgorszego - taką tezę postanowił dziennikarz Radia PLUS Jacek Prusinowski w rozmowie z Andrzejem Derą, ministrem w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy.

Zależy, co pan chce traktować jako najgorsze

- odparł Prusinowskiemu Dera. Gdy dziennikarz odpowiedział, że chodzi o liczbę nadmiarowych zgonów, prezydencki minister stwierdził:

Kwestia zgonów jest złożona. To nie jest wina rządu, że ludzi umierali na koronawirusa. Wielokroć ludzie się zbyt późno zgłaszali, wiele osób chorowało na choroby współistniejące i ich organizmy nie wytrzymywały. Ja bym nie traktował tej kategorii jako wyznacznik porażki rządu (…) Opozycja uczepiła się statystyki zgonów. Widzę, że Pan też tym się ekscytuje

Gdy Prusinowski stwierdził, że według niego "absolutnie jednym z głównych" wyznaczników ocen działań rządu jest to, ile osób zmarło, usłyszał od Dery stanowcze "nie!". 

To są tragedie ludzkie, ale wyznacznikiem jest to, w jaki sposób zabezpieczaliśmy obywateli przed zakażeniem, jak zabezpieczaliśmy szczepienia. Wszyscy mówią, że to, co robiły polskie władze, to było jedno z najlepszych zachowań w Unii Europejskiej. My się tym nie chwalimy. To mówią przedstawiciele Komisji Europejskiej wskazując Polskę jako państwo, które najbardziej sobie radziło z walką z epidemią

- mówił Dera. Poproszony jednak przez dziennikarza o konkretne nazwiska twierdzących tak przedstawicieli KE, nie wymienił ich.

 

Nawet Gowin mówił, że skala zgonów mogła być dużo mniejsza

Kwestia ewentualnej "odpowiedzialności" za rozmiary fal zakażeń i zgonów w Polsce jest oczywiście trudna do oceny. Była to suma zachowań poszczególnych osób i instytucji czy zaniedbań w systemie opieki zdrowotnej, sięgających wiele lat wstecz. Mimo to nie wszyscy są jednak tak bezkrytyczni wobec działań polskich władz (czy ogólnie klasy politycznej) w pandemii. 

Badacze wielokrotnie mniej lub bardziej oficjalnie mówią, że nie rozumieli wielu działań rządu. Grupa rządowych doradców (naukowców - epidemiologów i modelarzy z naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Halle-Wittenberg, Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Warszawskiej i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH) pod koniec 2020 r. wśród przyczyn jesiennych problemów Polski z epidemią wymieniała niespójność strategii walki z kondycją służby zdrowia.

Przekroczenie progu wydolności służby zdrowia powoduje skokowe pogorszenie sytuacji w zakresie dostępności opieki medycznej. Skutkuje to lawinowym wzrostem liczby zgonów. Niewielkie zasoby służby zdrowia w Polsce oznaczają, że niewydolność ma miejsce przy proporcjonalnie mniejszej liczbie osób zakażonych (w porównaniu do innych krajów). Dlatego w Polsce powinniśmy stosować restrykcyjną strategię walki z pandemią i utrzymywać liczbę zakażeń na niskim poziomie

- pisali w swoim opracowaniu.

Na szczerość miesiąc temu zdobył się nawet wicepremier Jarosław Gowin. W "Kropce nad i" w TVN24 stwierdził - w kontekście potyczek wewnątrz koalicji rządzącej oraz pomiędzy Zjednoczoną Prawicą a opozycją - że "gdybyśmy rok 2020 poświęcili wyłącznie na walkę z pandemią, na pewno skala strat zdrowotnych, także liczonych zgonami, byłaby wyraźnie mniejsza".

Maląg: "trudno mówić o dodatkowych zgonach"

Słowa Dery nie były pierwszą niefortunną - delikatnie rzec ujmując - wypowiedzią przedstawiciela szeroko pojętego obozu władzy na temat nadmiernej śmiertelności w Polsce. Przykładowo, w styczniu br. minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg przekonywała, że "trudno mówić o dodatkowych zgonach" i że "nie powinniśmy łączyć pandemii koronawirusa z wyrwą demograficzną". Uznała też, że dramatyczne dane o liczbie zgonów (oraz kiepskie o liczbie urodzeń) to... efekt zaniechań rządu PO-PSL. 

Także w styczniu br. Kamil Bortniczuk - ówczesny polityk Porozumienia i były wiceminister funduszy i polityki regionalnej - komentując w TVN24 dane o nadmiernej śmiertelności w Polsce, przekonywał, że "jak świat stary - ludzie zawsze umierają".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.