"Żołnierz niekonwencjonalnej orientacjii seksualnej doprowadzają ludzi do samobójstwa". Czyli przychodzi mejl do redakcji

Polski żołnierz jest prześladowany, brutalnie bity i gwałcony przez kolegów, za to, że jest gejem - przynajmniej tak sugeruje email, który trafił na redakcyjną skrzynkę. Razem ze zdjęciem mężczyzny w polskim mundurze, któremu wyraźnie coś stało się w twarz. Na pierwszy rzut oka w tej historii coś nie gra. Trop szybko prowadzi na wschód.

Wiadomość o tytule "Prosze o pomoc" wysłana z konta szydlo1@int.pl trafiła do naszej skrzynki redakcyjnej w miniony czwartek. Na pierwszy bardzo szybki i pobieżny rzut oka wydaje się warta zainteresowania. Jest przekazywana dalej. Po dokładniejszym przeczytaniu od razu zapalają się jednak liczne sygnały alarmowe. Wiadomość trafia na stertę tych, którymi żadne poważne medium nie powinno się zająć. Może jednak jeszcze się przydać, jako podstawa do opisania jak działają mechanizmy dezinformacji.

Dramatyczny apel, czy raczej dramatyczna manipulacja? 

Poniżej cała treść wiadomości. Pisownia oryginalna.

Szanowni Państwo,
Mam nadzieję, że przeczyta Państwo ten list. I nikt nie pozostanie obojętnym na problem przemocy wodec gejów w wojsku. Błagam, pomóżcie mi! Jesteśmy lidźmi, tak jak wszyscy inni. Proszę przyciągnąć uwagę społeczeństwa. Poszliśmy do wojska, by służyć Ojczyźnie. My jesteśmy traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Poniżanie godności człowieka stało się normą, codziennością. Żołnierz niekonwencjonalnej orientacjii seksualnej doprowadzają ludzi do samobójstwa. Niestety musiałem tego doświadczyć na sobie. Na rozkaz dowódcy batalionu zostałem brutalnie pobity. Potem przywiązany do łóżka i zgwałcony butelką. I nie jest to odosobniony przypadek. Ja jestem na skraju samobójstwa. Prokuratura wojskowa odmówiła wszczęcia postępowania karnego. Widać dowódca batalionu ma wpływowe powiązania. Dlatego nie ujawnię miejsca służby wojskowej, ponieważ obawiam się o swoje życie i swojej rodziny. Nie wiem co mam robić! Błagam Państwa o pomoc!
Z poważaniem,
Andrzej Szydłowski

Samą treść można na początek odłożyć na bok. Oczywiście nigdy nie słyszałem o przypadkach tak brutalnego traktowania osób homoseksualnych w polskim wojsku, a obserwuję je od lat. Tak naprawdę nie słyszałem o jakichkolwiek prześladowaniach, ale to nie wyklucza, że do nich dochodzi. W polskim wojsku formalnie mogą służyć osoby LGBT. W praktyce sprowadza się do tego, że ten temat nie istnieje. Nikt o to nie pyta i lepiej, żeby nikt go nie poruszał. Nie można jednak automatycznie wykluczyć, że doszło do ataku na żołnierza geja, więc dziennikarskim obowiązkiem jest się sprawie przyjrzeć.

W liście od razu przyciągają uwagę liczne błędy. I to nie takie z kategorii źle postawionego przecinka czy literówki. Na przykład: "My jesteśmy traktowani jak ludzie drugiej kategorii". Kto by powiedział i napisał po polsku takie zdanie, wstawiając "My" na początku? Albo to zdanie, które w ogóle nie ma sensu i wygląda jak żywcem wyjęte z automatycznego tłumacza: "Żołnierz niekonwencjonalnej orientacjii seksualnej doprowadzają ludzi do samobójstwa". To oczywiście nie wszystko. Praktycznie w każdym zdaniu jest coś, do czego można by się przyczepić. Już na tym etapie jest ewidentne, że do wiadomości należy podchodzić bardzo ostrożnie. Jednak wiele listów pisanych do redakcji, często pod wpływem emocji i przez osoby, które nie mają w tym wprawy, ma bardzo złą formę.

Zdjęcie prawdę ci powie

Z ciekawości przyglądamy się dalej. Zostaje zdjęcie załączone do wiadomości. Jest bardzo kiepskiej jakości, co też automatycznie budzi podejrzenia. Im gorsza, tym trudniej dostrzec ślady manipulacji przy pomocy programów graficznych. Standardowym zabiegiem w celu ich ukrycia jest więc pogarszanie jakości. Dodatkowo w ten sposób trudno jest na przykład odczytać nazwisko z naszywki na mundurze. Choć w tym przypadku wydaje się ono być znacznie krótsze niż "Szydłowski".

Na taką okazję internetowe wyszukiwarki oferują jednak potężne narzędzie, czyli wyszukiwanie obrazu. Po wrzuceniu zdjęcia do najpopularniejszych zachodnich portali, czyli Google Image i TinEye, zero efektu. Czyli najwyraźniej nie pojawiło się wcześniej na zachodnich stronach internetowych. Czyli wiarygodność rośnie, bo może rzeczywiście jest oryginałem wysłanym przez żołnierza.

Następnym krokiem jest jednak wyszukiwarka Yandex, czyli rosyjskiego odpowiednika Google. Tam można znaleźć mnóstwo treści od naszych wschodnich sąsiadów, które nie są indeksowane przez zachodnie wyszukiwarki. No i tak też jest w przypadku zdjęcia "polskiego żołnierza". Od razu wyszukiwarka znajduje podobne. Młody człowiek z identyczną fryzurą, siniakami, opatrunkiem i brodą. Tylko na potrzeby odegrania roli "polskiego żołnierza" wycięto samą twarz i zrobiono jej lustrzane odbicie, co utrudnia prace wyszukiwarkom obrazu. Wypada podziękować firmie Yandex, że ta ich potrafi taki zabieg zniwelować.

Wyszukiwarka Yandex nie zawodzi. Od razu znajduje 'żołnierza'Wyszukiwarka Yandex nie zawodzi. Od razu znajduje 'żołnierza' Fot. Yandex

Młody człowiek ze zdjęcia pojawia się na szeregu stron. Wiele razy jako ilustracja "obrażeń nosa" a kiedy indziej jako ofiara bójki przed barem w Smoleńsku. Pierwotnie to zdjęcie trafiło jednak do rosyjskiej sieci już w 2014 roku. Ma przedstawiać pomniejszego telewizyjnego celebrytę oraz lokalnego piłkarza Pawła Arbekowa po zabiegu korekcji nosa. I rzeczywiście, kiedy poszukać zdjęć osób po tego rodzaju zabiegu, to często jako żywo przypominają "polskiego żołnierza". W innej oszczędnej wiadomości na temat uczestników programu "Dom 2" pada stwierdzenie, że nijaki Paweł Arbekow powiedział, iż planuje poddać się operacji nosa. Na zdjęciu widzimy umięśnionego mężczyznę, który rzeczywiście przypomina "polskiego żołnierza".

Teraz można już z pełnym przekonaniem umieścić wiadomość od "Andrzeja Szydłowskiego" w szufladce "próba rosyjskiej dezinformacji". Nie pierwsza i nie ostatnia. Opisywałem w przeszłości jak raz po razie produkowane są fałszywe informacje mające oczerniać polskie wojsko. Trop zawsze prowadzi na wschód, choć często bardzo zawile.

W rozpracowywaniu tego rodzaju mini-zagadek bardzo pomaga wiedza na temat metod śledczych stosowanych przez na przykład platformę Bellingcat. Niedawno jej szef udzielił wywiadu Gazeta.pl Na jej stronie są nawet proste poradniki jak samodzielnie weryfikować autentyczność zdjęć. Nie jest to nic specjalnie trudnego.

Post scriptum

Z ciekawości odpowiedzieliśmy na wiadomość z prośbą o przysłanie dokumentów mogących służyć za potwierdzenie całej historii. Na przykład obdukcji czy postanowienia o nie wszczęciu dochodzenia przez prokuraturę wojskową. Po kilku dniach otrzymaliśmy taką odpowiedź:

Szanowny Panie,
Niestety prokuratura nie przyjęła dokumentów.
Z poważaniem,
Andrzej Szydłowski
Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.