We wtorek Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że inflacja w maju 2021 roku wyniosła 4,8 proc. w skali roku - to najwyższy poziom od 10 lat. Żywność i napoje bezalkoholowe podrożały w skali roku o 1,7 proc., nośniki energii o 4,4 proc., a paliwa do prywatnych środków transportu aż o 33 proc. Ostatni raz tak wysoki poziom inflacji odnotowano w listopadzie 2011 r., a wyższy (5 proc.) w maju tego samego roku.
Ekonomiści Sławomir Dudek i Marcin Zieliński z Forum Obywatelskiego Rozwoju przypominają, że w kwietniu ubiegłego roku prezes NBP Adam Glapiński i premier Mateusz Morawiecki ostrzegali, że nad polską gospodarką krąży widmo nie inflacji, lecz deflacji. Według nich ostatnie kilkanaście miesięcy zweryfikowały ostrzeżenia Morawieckiego i Glapińskiego - od tego czasu ceny w Polsce rosną szybciej niż przed pandemią.
Eksperci FOR uważają, że jeśli poziom inflacji utrzyma się na obecnym poziomie przez najbliższe 12 miesięcy, a oprocentowanie rachunków bieżących i lokat nie zmieni się, to przeciętny dorosły Polak straci w ujęciu realnym prawie 1200 zł. Dodatkowo, jeśli taki poziom inflacji utrzyma się przez cały 2021 r., to przeciętny Polak, chcąc zachować swój standard życia, wyda o prawie 700 zł więcej niż rok wcześniej.
Według ekonomistów wysoki poziom inflacji uderzy przede wszystkim w ubogie rodziny. "Po pierwsze biedniejsze gospodarstwa domowe relatywnie więcej wydają na konsumpcję, stąd wpływ cen dóbr i usług konsumpcyjnych jest dla nich silniej odczuwalny. Po drugie w strukturze oszczędności tych gospodarstw domowych dominuje gotówka i depozyty" - podkreślają.
Zdaniem Dudka i Zielińskiego inflacja stanowi formę ukrytego podatku, którego nie wprowadza ustawą parlament, a jego działanie jest słabo rozumiane przez społeczeństwo. Dodają, że największym beneficjentem inflacji jest sektor finansów publicznych, ponieważ od napędzanych inflacją wynagrodzeń i wydatków można pobrać większą kwotę podatków.
"Sam minister finansów Tadeusz Kościński wielokrotnie w swoich wypowiedziach przyznawał, że wyższa inflacja to wyższe dochody budżetowe. Dochody z VAT czy podatku dochodowego od osób fizycznych są silnie zależne od nominalnego poziomu wydatków gospodarstw domowych i ich wynagrodzeń. W ujęciu statycznym wpływ inflacji na dochody z tych dwóch podatków w 2020 roku można oszacować na ok. 6-8 mld zł" - stwierdzają.
Według ekonomistów trudno znaleźć czynniki osłabiające inflację w Polsce. Podkreślają, że ryzyko inflacyjne jest bardzo duże, co jest dostrzegane przez wiele instytucji i ekonomistów na całym świecie, ale nie przez NBP, które "bagatelizuje to ryzyko".
"Przy relatywnie wysokiej inflacji polski bank centralny utrzymuje stopy procentowe na niemal zerowym poziomie, podobnym jak w innych krajach rozwiniętych. Polskie, zerowe stopy procentowe są nieadekwatne do wysokiej inflacji i zagrożeń inflacyjnych w przyszłości. Skutkiem tego są wysoce ujemne realne stopy procentowe. […] Można odnieść wrażenie, że w Polsce realizowana jest strategia monetarna sprzyjająca za wszelką cenę rządowi, nie zważając na koszty ponoszone przez społeczeństwo i ryzyko inflacyjne w przyszłości. Na takiej strategii zyskuje rząd, ale traci w sposób niejawny, poprzez tzw. podatek inflacyjny, społeczeństwo".