• Sprawa Constaru, afera z solą drogową czy historia upadku ZM Henryk Kania to sprawy, którymi żyła cała Polska.
  • Przytoczone historie uczą, że nieprawidłowości ujawnione w pojedynczym zakładzie z automatu uderzają także w uczciwych producentów.
  • Czy branża mięsna jest bardziej wrażliwa w kwestiach wizerunkowych niż inne segmenty rynku spożywczego?

 

Constar. Co działo się w starachowickim zakładzie?

Afera związana ze starachowickimi zakładami mięsnymi Constar wstrząsnęła opinią publiczną w połowie pierwszej dekady XXI wieku.

O sprawie "Constaru" zrobiło się głośno po tym, jak "Rzeczpospolita" i program "Uwaga" w TVN doniosły o "odświeżaniu" starych, spleśniałych kiełbas przez pracowników starachowickich zakładów mięsnych. Na etykietach zmieniano potem daty ważności i nowe-stare wędliny mogły trafić na sklepowe półki.

Po publikacjach mediów na ten temat inspekcja weterynaryjna wstrzymała konfekcjonowanie wędlin w starachowickich zakładach mięsnych, a rada nadzorcza spółki zdecydowała o wstrzymaniu całej produkcji i odwołaniu prezesa, a jednocześnie dyrektora zakładu. Po przeprowadzonych kontrolach produkcję wznowiono.

Prokuratura wszczęła w sprawie śledztwo w kwietniu 2005 r., a proces ruszył w 2007 r. Sąd przesłuchał ponad 150 świadków i zapoznał się z opiniami biegłych. Oskarżeni nie przyznali się do winy.

Sprawa zakończyła się wysokimi wyrokami skazującymi. W grudniu 2009 r. były powiatowy lekarz weterynarii Witold S., lekarze weterynarii Piotr Ś. i Małgorzata M. oraz inspektor weterynarii Janusz P. usłyszeli wyroki skazujące na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Dyrektor zakładu Marek Cz. został częściowo uniewinniony, ale za pozostałe zarzuty również został skazany na 8 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata.

W 2011 r. Sąd Okręgowy w Kielcach uniewinnił pięciu oskarżonych wskazując, że uchybień, których się dopuścili "nie można traktować w kategorii przestępstwa."

Zakład Constaru w Starachowicach działa do dziś. Od 2000 r. należy do Grupy Animex.

Afera solna, czyli kiełbasy z solą drogową 

W lutym 2012 r. Polską wstrząsnęła afera solna. Według radia RMF FM, na polski rynek mogły trafić tysiące ton przetworów mięsnych, do produkcji których użyto soli nienadającej się do celów spożywczych.

Śledczy zatrzymali pięć osób reprezentujących trzy firmy pod zarzutem wprowadzania do obrotu środka spożywczego szkodliwego dla zdrowia lub życia człowieka. Z ustaleń CBŚ wynika, że wspomniane firmy mogły sprzedawać miesięcznie tysiące ton niejadalnej soli twierdząc, że jest to sól spożywcza.

Zatrzymani od kilkunastu lat współpracowali z firmą z Włocławka produkującą i oferującą m.in. niejadalną sól wypadową, stosowaną w przemyśle chemicznym i energetycznym, a także do zimowego utrzymania dróg. Według ustaleń śledczych kontrakty na zakup soli wypadowej zawierane były od 1999 roku.

- W zawartej z tymi trzema firmami umowie było jasno określone, że nie nadaje się ona do celów spożywczych. Kupowana po 140 zł za tonę sól była przepakowywana i sprzedawana m.in. firmom branży spożywczej po 440 zł za tonę. Ustalamy teraz firmy, które kupiły tę sól jako sól spożywczą - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Choć afera solna dotyczyła całej branży spożywczej, w największym stopniu kojarzono ją z branżą mięsną. Przeciwko budowaniu takich skojarzeń protestował m.in. Związek Polskie Mięso

W związku z aferą GIS zapowiedział kontrole 20-30 tys. zakładów - nie tylko mięsnych, ale też m.in. piekarni i mleczarni. CBŚ opublikowało listę 40 zakładów spożywczych, które wykorzystywały sól odpadową. Znalazły się na niej zakłady mięsne, rybne i piekarnie. Jak się później okazało, niektóre z nich niesłusznie znalazły się w tym zestawieniu i poniosły wieloletnie straty wizerunkowe.

Prokuratura Okręgowa w Poznaniu nie wyraziła zgody na opublikowanie dystrybucyjnych list firm, które potencjalnie mogły używać niejadalną sól jako jadalną. Nie została też opublikowana oficjalna lista „niebezpiecznych" produktów, za to pojawiła się „biała lista" firm, które kategorycznie wyparły się jakichkolwiek związków z nielegalną solą.

Badania nie wykazały ani jednego przypadku, w którym normy zawartości szkodliwych substancji byłyby w jakikolwiek sposób przekroczone. Dodatkowo, badania soli, poza jednym przypadkiem, nie wskazały na to, by zawartość substancji niedozwolonych w soli była zdecydowanie różniąca się od soli spożywczej 

Państwowa Inspekcja Sanitarna przeprowadziła ponad 15 tys. kontroli w sprawie wprowadzenia do obrotu soli technicznej jako spożywczej. Zabezpieczono ponad 550 ton soli. Badania wykazały, że tzw. sól wypadowa - sprzedawana, jako spożywcza nie jest groźna dla zdrowia, ale nie spełnia żadnych norm sanitarnych i nigdy nie powinna się znaleźć w obrocie spożywczym.

Po wybuchu afery solnej dodatkowe kontrole polskiej żywności zarządziły Czechy i Słowacja. Eksperci określili skutki afery solnej dla polskiego przemysłu rolno-spożywczy jako „krótkotrwałe nadszarpnięcie wizerunku".

Oldar. Producent jaj wygrywa po latach

W czerwcu 2017 r. dziennikarze programu "Uwaga!" TVN podjęli incognito pracę w zakładzie produkcji jaj należącym do firmy Oldar ujawniając szereg nieprawidłowości. 

Reporterzy wskazywali, że podczas pracy w zakładzie Oldaru pracownicy spółki sugerowali im możliwość zakupienia książeczki sanepidowskiej w internecie, aby "była jak najszybciej". Ponadto, jednym z pierwszych zadań zleconych reporterom miało być sfałszowanie daty przydatności do spożycia partii jaj, których nie udało się sprzedać w terminie.

Najcięższym zarzutem było jednak opisanie procederu handlu tzw. "czarnymi jajami" - olbrzymiej szarej strefy nielegalnych handlarzy, którzy poza nadzorem służb sanitarnych masowo skupują i wprowadzają na rynek jajka niezdatne do spożycia.

Producent wydał oświadczenie w sprawie przepraszając kontrahentów za zaistniałą sytuację. Spółka kategorycznie zaprzeczyła, aby prezentowane w drugiej części programu proceder zakupu, sprzedaży i przetwarzania tzw. "czarnych jaj" miały kiedykolwiek miejsce w firmie Oldar. 

Dzień później Ferma Oldar przeszła do kontrataku. W kolejnym oświadczeniu producent wskazał, że reporterzy TVN "mieli za zadanie stworzyć program przedstawiający Oldar w negatywnym świetle."

- Pracownicy zakładu poddawani byli przez dziennikarzy TVN próbom namawiania do nieprzestrzegania procedur zakładowych oraz ich nieegzekwowania, dochodziło do licznych nieudanych prowokacji, których przedstawiony materiał dowodowy nie prezentuje - napisano w komunikacie.

Ferma Oldar w oparciu o wyniki kontroli przeprowadzonej przez Inspekcję Weterynarii oraz pismo otrzymane od redakcji TVN poinformowała, że TVN przyznał, że w materiale TVN Uwaga nie ma mowy o nabywaniu przez Fermę Oldar jaj wylęgowych (z płodami), a ujęcia jaj wylęgowych z płodami kurcząt nie były nagrane w Fermie Oldar i nie mają nic wspólnego z tym przedsiębiorstwem. Nie potwierdziły się zarzuty stawiane w programie TVN. Firma po kilkudziesięciogodzinnym prewencyjnym ograniczeniu działalności wróciła do pełnowymiarowej pracy.

Na początku 2019 r. stacja opublikowała sprostowanie, w którym wycofała się z zarzutów sformułowanych w materiale z 2017 roku. 

Aleksandra Dębska, prezes zarządu Oldar Group tak komentowała tę sytuację w rozmowie z naszym serwisem:

- W 2017 roku wobec Fermy Oldar sformułowano bardzo poważne, a zarazem całkowicie nieprawdziwe zarzuty. Takie działania naraziłyby na ogromne straty każdą firmę, a w szczególności taką, która cieszyła się do tej pory nieposzlakowaną opinią.od emisji tego krzywdzącego materiału przeszliśmy kilkadziesiąt kontroli przeprowadzonych przez wszystkie możliwe instytucje państwowe oraz audytorów sieci handlowych. Żadna z tych kontroli nie wykazała nieprawidłowości. Śledztwo prokuratury wszczęte w następstwie materiału „Uwagi”, zostało umorzone z powodu braku jakichkolwiek dowodów - podsumowuje.

Nielegalny ubój bydła uderza w rynek wołowiny

Pod koniec stycznia 2019 r. wybuchła afera związana z nielegalnym ubojem krów w zakładzie w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie przetwarzano na mięso chore i padłe krowy. Reporterzy ustalili, że dochodziło do sytuacji, w której nieuprawnieni pracownicy - a nie weterynarz - przystawiali znak potwierdzający przydatność mięsa do spożycia. 

Sprawa wywołała olbrzymie kontrowersje nie tylko w Polsce. Feralna partia wołowiny liczyła 9,5 tony, z czego 7 ton trafiło do kilkudziesięciu punktów w Polsce, a 2,7 tony na eksport do 14 krajów. Z kłopotów polskiej branży wołowej postanowili skorzystać Czesi i Słowacy, którzy przez wiele tygodni nawoływali do bojkotu mięsa z Polski.

Do Polski przyjechała specjalna grupa ekspertów Komisji Europejskiej, która miała dokonać oceny działania urzędowej kontroli w łańcuchu produkcyjnym mięsa wołowego. Dodatkowo Komisja Europejska przeprowadziła w Polsce audyt polskiego systemu kontroli produkcji mięsa.

W pokontrolnym raporcie KE stwierdziła w Polsce "poważne braki we wdrażaniu oficjalnych kontroli urzędowych" w rzeźni, w której doszło do nielegalnego uboju. Co więcej nieskuteczny był też nadzór okręgowy nad tymi kontrolami.

Dyrekcja generalna ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności KE nie znalazła jednak niczego, co sugerowałoby, że oficjalne kontrole w Polsce brały pod uwagę informacje w sprawie sprzedawców aktywnie poszukujących rannego bydła czy fakt, że wcześniej zdarzał się nielegalny ubój takich krów.

Co ciekawe, choć afera z nielegalnym ubojem wstrząsnęła opinią publiczną i całą branżą mięsną, jej wpływ na rynek był krótkotrwały, a ceny żywca wołowego szybko wzrosły.

Dopiero w styczniu 2021 r. Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce zakończyła postępowanie przygotowawcze w sprawie nieprawidłowości przy uboju bydła w ubojni zwierząt w Kalinowie (tzw. afera leżakowa). Aktem oskarżenia objętych zostało 9 osób, z czego 6 nie przyznaje się do stawianych im zarzutów.

W niedawnej rozmowie do tematu ubojni w Kalinowie odniósł się także Tadeusz Wojciechowski, szef Fundacji Polskie Forum Bezpieczeństwa Żywności:

- Powszechnie wiadomo, że od czasu afery z nielegalnie ubijanym bydłem w Kalinowie k. Ostrowi Mazowieckiej , w 2019 roku, nic się w tej sprawie nie zmieniło. Pomimo szumnych zapowiedzi ówczesnego ministra rolnictwa, Jana Ardanowskiego, o wprowadzeniu systemów monitorowania i kamerach w rzeźniach, w Polsce nadal skupuje się i ubija chore bydło, którego mięso jest wykorzystywane do konsumpcji - mówi.

Henryk Kania - z Pszczyny do Argentyny

Choć o problemach Zakładów Mięsnych Henryka Kani w branży po cichu mówiło się od lat, sprawa ujrzała światło dzienne dopiero na początku 2019 r. Wówczas ZM Kania poinformowały, że rozważają możliwość pozyskania inwestora. 

Na początku czerwca 2019 r. w raporcie za I kwartał spółka wprost poinformowała, że “istnieją czynniki zagrażające kontynuowaniu działalności przez spółkę w dającej się przewidzieć przyszłości.” 4 czerwca zarząd Zakładów Mięsnych Henryk Kania S.A. ujawnił, że już w połowie maja spółka była zagrożona niewypłacalnością i przystąpiła do sporządzania wniosku restrukturyzacyjnego. 7 czerwca ruszyło postępowanie restrukturyzacyjne. Na początku lipca Zakłady Mięsne Henryk Kania podpisały dwie umowy o zachowaniu poufności z potencjalnymi inwestorami branżowymi, którzy zgłosili zainteresowanie dokonaniem inwestycji w spółkę.

Pod koniec sierpnia warunkową ofertę zakupu zorganizowanej części majątku ZM Kania złożyła firma Tarczyński. Dzień później została oskarżona o...próbę oszustwa. Do gry wszedł także Cedrob i ZM HK, tajemniczy podmiot, za którym stał sam Henryk Kania. Wyścig wygrał Cedrob i 6 września podpisano umowę zakładającą produkcję przetworów mięsnych oraz rozbiór mięsa wieprzowego, wołowego i drobiowego, na powierzonym surowcu, pod markami należącymi do grupy kapitałowej Cedrob lub pod markami wchodzącymi w skład przedsiębiorstwa ZM Kania. 

W połowie czerwca 2020 r. Sąd Rejonowy w Katowicach ogłosił upadłość spółki ZM Henryk Kania i zatwierdził warunki sprzedaży zorganizowanej części przedsiębiorstwa za cenę 100 mln zł na rzecz Cedrobu. Transakcję sfinalizowano ostatecznie w październiku. 

Co się stało z samym Henrykiem Kanią? Na początku zamieszania wokół spółki walczył. Pojawiał się w mediach, rozmawiał z załogą. Z czasem jego aktywność malała, a w drugiej połowie 2019 r. coraz częściej słychać było pogłoski, że biznesmen opuścił Polskę. Jeszcze jesienią udzielił głośnego wywiadu sugerując, że jego firma padła ofiarą wrogiego przejęcia, za którym miał stać tajemniczy układ.

Pod koniec 2020 r. okazało się, że Henryk K. został zatrzymany w Argentynie, gdzie przebywa w areszcie domowym oczekując na ekstradycję do Polski. K. jest podejrzany o 10 przestępstw, w tym kierowanie grupą przestępczą. Prokuratura zabezpieczyła jego majątek o wartości 12 mln złotych. To m.in. środki finansowe zlokalizowane na rachunku w jednym z domów maklerskich oraz pieniądze na rachunku bankowym w jednym z polskich banków.

Henryk K. jest podejrzany o popełnienie aż 10 przestępstw, m.in. kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, oszustwo w stosunku do mienia znacznej wartości, pranie pieniędzy, oszustwo kredytowe, przestępstwa skarbowe, a także tzw. zbrodnię vatowską.

Branża mięsna nieprzygotowana na afery?

Podczas opracowywania niniejszego tekstu trafiliśmy w naszym archiwum na wypowiedź Jerzego Wierzbickiego. Prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego w taki oto sposób podsumował temat "afer żywnościowych".

- Efektem nadmiernego rozdmuchiwania afer żywnościowych jest znaczne prawdopodobieństwo wyrządzenia krzywdy uczciwym przedsiębiorstwom, jaki i całym branżom sektora rolno-spożywczego. Istnieje niebezpieczeństwo utraty reputacji bez własnej winy. Tak działa odpowiedzialność zbiorowa. Nagłaśniane incydenty związane z żywnością dobrze „sprzedają się" w mediach, ale często zachodzi w takich przypadkach sytuacja wydawania wyroku przed procesem. Jeśli będący przedmiotem danej afery zakład wykaże, że nie ponosi odpowiedzialności za problemy, które były tematem sensacji, to już taka informacja jest mało medialna. Tymczasem straty, które poniósł producent, jeśli w ogóle przetrwa tego typu kampanię, odrabiane są długo - zauważa.

Prezes PZPBM przyznaje, że zakłady przetwórcze w branży spożywczej nie są dobrze przygotowane do odpierania ataków medialnych.

- Nie potrafią prowadzić działań PR. Nie znają narzędzi do neutralizacji skutków kampanii medialnych. Ostatnie przypadki pokazują, że ani poszczególne sektory branży rolno-spożywczej, ani rynek żywności jako całość, nie są gotowe do szybkich i skutecznych reakcji. Musimy się tego dopiero nauczyć. Czas wypracować rozwiązania, które pozwolą nam neutralizować skutki czarnego PR odpowiednio wcześnie - dodaje.

Czy branża mięsna jest bardziej wrażliwa wizerunkowo?

Czy branża mięsna rzeczywiście jest bardziej wrażliwa w kwestiach wizerunkowych niż inne segmenty rynku spożywczego? 

Rafał Piasecki, Strategic Director38 Group wskazuje, że każda branża czy biznes prędzej czy później stanie przed problemem o potencjale kryzysowym, który będzie należało przenalizować i rozwiązać.

- Branża spożywcza, czy nawet szerzej firmy i marki obecne na rynku FMCG, charakteryzują się wysoką podatnością na sytuacje trudne, co wynika m.in. z częstotliwości użycia danej kategorii. Większość Polaków je mięso codziennie, toteż żywo interesuje się aspektami związanymi z jego jakością. Rośnie nasza świadomość żywieniowa, m.in. dzięki różnorodnym publikacjom naukowym i popularnonaukowym, gdzie kwestia spożycia mięsa należy do szeroko omawianych, a perspektywy ekspertów bywają rozbieżne. Z danych Eurobarometru wynika, że ponad 50% obywateli UE poszukuje informacji na temat produkcji produktów zwierzęcych, które kupuje, i jest w stanie zapłacić więcej za produkt gwarantujący lepsze warunki chowu zwierząt. Około 80% obywateli UE pragnie poprawy dobrostanu zwierząt w całej Unii. A jednocześnie istnieją badania potwierdzające, że medialne informacje na temat negatywnego wpływu spożycia mięsa na zdrowie mogą realnie przełożyć się na spadek popytu, przy czym do najskuteczniejszych argumentów należą te dotyczące zarówno aspektów dietetycznych, jak i dobrostanu zwierząt - dodaje.

Ekspert zauważa, że w wielu przypadkach konsumentom brakować może zrozumienia i wiedzy o realiach prowadzenia biznesu w branży mięsnej.

- Statystyczny konsument nie rozumie mechanizmów jej działania, nie zna problemów związanych chociażby z niską marżowością czy protekcjonizmem, z jakim borykają się polscy eksporterzy poza granicami kraju. Trudno więc „współczuć” przedsiębiorcom w sytuacji, gdy sprawy nie układają się pomyślnie - dodaje.

Co może zrobić branża żeby nieuczciwe działanie jednego/kilku z tysięcy podmiotów nie rzutowało na wszystkich producentów?

Branży mięsnej brakuje regularnych działań PR?

Martyna Solińska, Corporate PR & Strategy Director, 38 Content Communication ocenia, że warto, by branża – instytucje branżowe, jak również indywidualne podmioty – obok działań wizerunkowych czy komunikacji produktowej, z dużą starannością prowadziły także komunikację na zasadzie zarządzania problemowego tzw. issue management.

- W biznesie ważne jest, aby działania wizerunkowe były prowadzone regularnie i w sposób planowy. Tym samym marka wspiera zarówno swoja rozpoznawalność, jak i wiarygodność. Jeśli działania nie są prowadzone regularnie, a jedynie uruchamiane w przypadku kryzysu ich skuteczność znacząco się obniża. Często także firmy nie prowadzą regularnych audytów obszarów związanych ze swoją działalnością, tak aby ocenić potencjalne ryzyka i zaktualizować strategię komunikacji kryzysowej o nowe potencjalne zagrożenia. Ważną rolę odgrywa analiza oraz stałe prognozowanie istniejących i potencjalnych źródeł kryzysu oraz kwestii spornych, a także identyfikacja środków reagowania - dodaje.

Ekspertka wskazuje, że wymienione kryzysy wizerunkowe, choć dotyczyły pojedynczych firm czy zakładów, miały dużą siłę oddziaływania i zawładnęły masową wyobraźnią bardzo skutecznie.

– Wciąż pamiętamy o sytuacjach nawet sprzed kilkunastu lat. Receptą jest jednak stała i uporządkowana edukacja obalająca nieprawdziwe przekonana oraz wspomniane już zarządzanie problemowe. Edukować można jednak na różne sposoby – obecnie najskuteczniejsze kampanie opierają się na promowaniu istotnych społecznie wartości, często angażują autorytety i wiarygodnych ekspertów, czy wykorzystują aktualnie żywe napięcia społeczne czy zmiany percepcji pewnych zjawisk, sprawiające, że problem zostaje ukazany jest z nowej i atrakcyjnej perspektywy. Co ważne także Eurobarometr wskazuje, że dla 31% Polaków i 36% Europejczyków informacje dotyczące bezpieczeństwa żywności są często bardzo skomplikowane i techniczne. I ich zawiłość zmniejsza zaufanie do źródła informacji u 29% Polaków i 23% obywateli UE-28. Warto więc zbliżyć się do konsumenta także na poziomie języka, mówić prościej i bardziej zrozumiale - podsumowuje.

Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl