iStock

Jakiej trucizny użyto w „Imieniu róży”?

Udostępnij:
W powieści „Imię róży” Umberto Eco pojawia się problem z zakresu toksykologii sądowej, jakim jest otrucie. Książka jest bardzo popularna i doczekała się dwóch ekranizacji, jednak nikt dotychczas nie podjął próby ustalenia na podstawie wiedzy toksykologicznej, jaką trucizną mógł się posłużyć sprawca zabójstw.
Artykuł Tomasza Konopki z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Na początek przypomnijmy fabułę. We włoskim opactwie benedyktynów umierają kolejni zakonnicy. Śledztwo podjęte przez Wilhelma z Baskerville ujawnia, że giną od trucizny podawanej w tajemniczy sposób. Okazuje się, że zatruto karty „Poetyki” Arystotelesa, którą fanatyczny mnich Jorge uznał za niegodną czytania. Manuskrypt przechodził z rąk do rąk. Czytelnik, przewracając zlepione karty, w naturalnym odruchu ślinił palec. Po każdym polizaniu palca porcje trucizny dostawały się do ust i ofiara umierała.

Trucizna została wykradziona z klasztornej apteki. Seweryn, zakonnik opiekujący się zbiorem ziół, wspomina, że pojemnik z trucizną otrzymał od mnicha, który podróżował po dalekich krajach. Ów mnich nie umiał powiedzieć, z czego była sporządzona, ale na pewno z ziół. Ostrzegł jednak Seweryna, by jej nie dotykał, bo jeśli choćby tylko muśnie nią swoje wargi, to szybko umrze. Seweryn także zostaje otruty. Przed śmiercią zdążył powiedzieć: Rzeczywiście ma siłę stu skorpionów.

W powieści nie pada nazwa substancji, której Jorge użył do zatrucia kart księgi. Z eseju Umberto Eco „Dopiski na marginesie Imienia róży” wiemy, że zbierając materiały do książki, zwrócił się do znajomego biologa z prośbą, by podpowiedział mu, jaki środek farmakologiczny wchłania się do organizmu przez skórę. Kiedy Umberto Eco dowiedział się, że nie ma takiego specyfiku, sięgnął do starego traktatu poświęconego truciznom. Była to książka ojca toksykologii sądowej Mateusza Orfili „Traktat o truciznach roślinnych, zwierzęcych i mineralnych”. Seweryn, przekazując Wilhelmowi swoją wiedzę toksykologiczną, wylicza nazwy trujących roślin, które Umberto Eco zaczerpnął właśnie z dzieła Orfili – bieluń, belladonna, cykuta, bób św. Ignacego i kulczyba wronie oko.

Dzieło Orfili z 1818 r.1 było przełomowe w naukach medycznych. Do tego czasu zbieranie wiedzy medycznej, w tym także toksykologicznej, polegało na gromadzeniu kazusów, czyli opisów pojedynczych przypadków. Autorzy podręczników medycyny sądowej notowali opisy zatruć, próbując wyciągać z nich ogólne wnioski o działaniu trucizn. Mateusz Orfila natomiast przeprowadził badania eksperymentalne, podając zwierzętom doświadczalnym trujące substancje roślinne, zwierzęce i mineralne. Przebadał kilkaset znanych na początku XIX wieku trucizn, każda była badana na kilku bądź kilkunastu zwierzętach. Zmieniał dawki i sposób podawania, odnotowywał objawy i czas śmierci. Eksperymenty Orfili obaliły mity, na przykład o trującym działaniu sumaka jadowitego. Wyniki jego badań nie są może przydatne w diagnostyce pośmiertnej, ale na pewno były bezcenne w diagnostyce klinicznej. Książka musiała być popularna w dziewiętnastowiecznej Francji, bo pochodzące z niej informacje można znaleźć u Aleksandra Dumasa ojca. W powieści „Hrabia Monte Christo” (rok 1844) czytamy włożony w usta bohatera wykład na temat trucizn, ich działania, wykrywania, objawów zatruć i zapobiegania im. Umberto Eco mógł zatem czerpać wiadomości o truciznach naturalnych z Orfili, bo we współczesnych podręcznikach toksykologii zdominowanych przez leki i narkotyki pojawiają się rzadko i tylko jako ciekawostki.

Umberto Eco nie ujawnił nazwy rośliny wykorzystanej przez fanatycznego mnicha, ale można próbować ustalić, czy istnieje taka trucizna. Musi to być substancja roślinna zabijająca w tak małej dawce, by wystarczyło kilkukrotne polizanie zabrudzonego nią palca, i działająca w czasie od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Musi pochodzić z części świata dostępnych dla średniowiecznego Europejczyka.

Należy odrzucić substancję, która mogłaby zabić bez zlizywania jej z palca, czyli kurarę używaną przez stulecia do zatruwania strzał. Dawka śmiertelna dla człowieka to tylko 50 mg (dla uproszczenia podano tylko najniższe spotykane dawki śmiertelne)2. Kurara jest jednak wytwarzana tylko przez rośliny występujące w Ameryce Południowej, a zatem nie była dostępna w Europie w 1327 r., kiedy toczy się akcja „Imienia róży”. Z tego samego powodu trzeba wykluczyć inną amerykańską trującą roślinę – tytoń zawierający nikotynę zabijającą w dawce 50 mg3.

Wbrew temu, co można by sądzić, lista śmiertelnie trujących roślin nie jest długa. Nawet w skali całego świata to tylko kilkadziesiąt ziół, drzew i krzewów. Rośliny uchodzące za klasyczne przykłady trucizn – cis, oleander, wawrzynek wilczełyko czy ciemiężyca, niekoniecznie muszą się znajdować na szczycie tego zestawienia. Poniżej przedstawiono wykaz najsilniejszych trucizn roślinnych, poczynając od zabijających w dawce 0,5 g po coraz silniejsze.

Szalej jadowity, z którego rzekomo sporządzano cykutę – napój służący w starożytnej Grecji do wykonywania wyroków śmierci, zawiera cykutoksynę zabijającą w dawce 500 mg. Inna roślina używana dawniej do eutanazji to kropidło szafranowe zawierające enanotoksynę. Rośnie na południu Europy. W starożytności podawano je osobom chorym i starym dla skrócenia cierpień. Dawka śmiertelna enanotoksyny jest podobna jak cykutoksyny4.

Taki sam poziom toksyczności ma cerberyna5 występująca w pestkach owocu cerbery złocistej nazywanej w Indiach i na Madagaskarze, gdzie rośnie, drzewem samobójców. W Indiach ginie od niej nawet 50 osób rocznie. Najczęściej są to samobójstwa, chociaż zdarzają się też zbrodnicze otrucia.

Arszenik i cyjanek – substancje mineralne uchodzące za bardzo silne trucizny – są śmiertelne w dawce około 200 mg. Arszenik należy jednak odrzucić, bo trucizna z „Imienia róży” była pochodzenia roślinnego, a cyjanek został zsyntetyzowany dopiero w XVIII wieku.

Szczwół plamisty, jedna z bardziej znanych trujących roślin, zawiera koniinę zabijającą w dawce 100–200 mg6. W Europie jest to pospolita roślina przydrożna przypominająca rozrośniętą pietruszkę, stąd jej ludowa nazwa pietrasznik. Prawdopodobnie to ze szczwołu, a nie z szaleju sporządzono napój dla Sokratesa, na co wskazują objawy poprzedzające jego śmierć7. Inna roślina zawierająca koniinę to blekot pospolity. W podobnych dawkach zabija morfina zawarta w maku lekarskim8 i kolchicyna z zimowitu – jesiennej ozdoby łąk przypominającej krokus9. Kolchicyna w mniejszych dawkach jako jedyny lek przerywa napad dny moczanowej, jest też stosowana w eksperymentalnej hodowli roślin10. Z bardziej egzotycznych roślin podobny poziom toksyczności ma fizostygmina11 zawarta w botrutce (ryc. 1), afrykańskiej roślinie strączkowej znanej dawniej jako bób kalabarski. Fizostygmina jest naturalnym inhibitorem cholinesterazy, podobnie jak fosforoorganiczne środki ochrony roślin albo gazy bojowe sarin i nowiczok.



Żadna z tych roślin nie jest jednak tak trująca, aby wyciąg z jej soku po nasączeniu kart książki mógł zabić czytelnika, nawet gdyby lizał palce przed każdym przewróceniem strony. Dużo bardziej trujące są dwie kolejne egzotyczne rośliny – kulczyba wronie oko i bób św. Ignacego. Te krzewy rosnące w południowo-wschodniej Azji zawierają strychninę, której dawka śmiertelna wynosi 30 mg12. Toksyczne są wszystkie części rośliny, ale najwięcej trucizny zawierają duże nasiona z soczystych, apetycznych owoców. Strychnina przez całe stulecia była używana w małych dawkach jako lek wzmacniający serce. Jeszcze do niedawna wraz z kofeiną wchodziła w skład popularnych kropli kardiamid, zażywanych w chwilach zasłabnięć. Była też używana jako trucizna na szczury, a jej łatwa dostępność powodowała, że w pierwszej połowie XX wieku, była często wybierana przez samobójców.

Kolejne miejsce w rankingu trujących roślin zajmuje muchomor sromotnikowy. Zawarta w tym grzybie amanityna zabija w dawce 20 mg13, jednak oddziałuje dużo wolniej niż wszystkie wymienione dotąd trucizny. Z tego powodu należy odrzucić amanitynę jako potencjalną truciznę z „Imienia róży”. Śmierć w wyniku martwicy wątroby następuje dopiero po kilku dniach. Pomimo tak wolnego działania nie istnieje skuteczna metoda leczenia. Dlatego spośród roślin europejskich muchomor sromotnikowy jest odpowiedzialny za największą liczbę przypadkowych zatruć śmiertelnych.

Są jeszcze toksyny roślinne zabijające w dawce 10 mg. Antiarin zawarty w soku drzewa Antiaris toxicaria rosnącego w Azji, zwanego tam upas, jeszcze do niedawna był używany jako trucizna do strzał. Ta roślina była znana w Europie w okresie późnego średniowiecza, a po raz pierwszy jest wzmiankowana w anonimowym herbarium wydanym w XV wieku „Hortus sanitatis”. Autor opisuje ją jako drzewo Bausor tak silnie trujące, że może nawet zabić przechodzących pod nim ludzi i zwierzęta. Trucizna ta mogła zatem zostać przywieziona do klasztornej apteki przez mnicha, który podróżował po dalekich krajach. Mógł ją także poznać Umberto Eco, bo pisał o niej cytowany przez niego Mateusz Orfila. Sok z drzewa upas nie byłby jednak w stanie zabić naszych mnichów, bo trucizna z Antiaris toxicaria zabija tylko wtedy, jeżeli dostanie się do organizmu przez skaleczoną skórę, po spożyciu doustnym jest dużo mniej groźna14. To dlatego wykorzystywano ją podczas polowań, bo jaki byłby pożytek z trucizny, która zabija upolowane zwierzę, ale potem może zabić zjadającego to zwierzę myśliwego.

Gdyby do mnie zwrócił się Umberto Eco z pytaniem o wskazanie trucizny do wykorzystania w powieści, zaproponowałbym sok z drzewa upas. Substancja ta mogła być znana w czasach, kiedy toczy się akcja „Imienia róży”, bo wtedy już od kilkudziesięciu lat Europejczycy podróżowali na Daleki Wschód. Antiarin nie zabiłby co prawda po polizaniu zatrutego palca ręki przekładającej karty księgi, ale ta wersja morderstwa doskonałego pojawiła się dopiero po konsultacji Umberto Eco z biologiem twierdzącym, że nie ma trucizny, która zabijałaby przez kontakt ze skórą. Wspomniany antiarin zabija wprawdzie dopiero, gdy dostanie się do krwioobiegu po skaleczeniu, ale można by wymyślić intrygę: przypadkowo czytelnik rani palec, na przykład przy otwieraniu oprawy księgi. Tak rzekomo miał zabijać przeciwników politycznych Cezar Borgia: Był słynny klucz, który wręczano upatrzonym osobom z prośbą, aby otworzyły pewną szafę. Klucz ten posiadał malutki kolec – ot, niedbałość rzemieślnika. Kiedy naciskało się mocniej klucz, aby przeforsować oporny zamek, kaleczyło się dłoń tym kolcem, a nazajutrz umierało… (Aleksander Dumas „Hrabia Monte Christo”).

Wracając do „Imienia róży” – dwie kolejne trucizny, strofantyna i digoksyna15, są śmiertelne w takiej samej dawce jak antiarin – około 10 mg. Zabijają jednak dopiero po ich spożyciu. Strofantyna (ouabaina) zawarta jest w kilku gatunkach krzewów z rodzaju Acokanthera i kilkunastu gatunkach pnączy z rodzaju Strophantus rosnących w Azji i Afryce. Z kolei digoksyna występuje w popularnych u nas kwiatach ogrodowych – naparstnicy purpurowej i naparstnicy wełnistej. Do niedawna wyrabiano z nich cenny lek stosowany w chorobach serca. Liście naparstnicy spożyte w większej ilości powodują jednak śmierć.

Równie śmiertelna jak dwa powyższe glikozydy nasercowe jest atropina występująca w pokrzyku wilczej jagodzie. Najbardziej trujące są liście, ale przypadki zatrucia najczęściej zdarzają się po zjedzeniu jagód. Dawka śmiertelna dla osoby dorosłej to 20 jagód, a dla dziecka nawet 5 jagód16. Na szczęście zatrucia śmiertelne są rzadkie, bo istnieje odtrutka – fizostygmina otrzymywana ze wspomnianego już bobu kalabarskiego. Wzajemny antagonizm tych dwóch substancji powoduje, że zatrucia fizostygminą leczy się właśnie za pomocą atropiny. Inne rośliny zawierające atropinę to bieluń, lulek czarny i mandragora.

Czy jednak sok z naparstnicy, wilczej jagody albo strofantusa po nasączeniu nim kart książki byłby w stanie zatruć czytającą osobę? Pokrycie pergaminowych kart księgi czystą atropiną albo strofantyną rzeczywiście mogłoby zabić, jednak sok z tych roślin zawiera tylko około 0,5 proc. toksyny. Co prawda w 1327 r. możliwe już było sporządzanie ekstraktów, czyli wyciągów alkoholowych, bo destylacja alkoholu była znana w Europie od XIII w.17. Ekstrakt uzyskany z naparstnicy czy wilczej jagody nie zawiera jednak czystej toksyny, ale mieszaninę kilkudziesięciu substancji zawartych w roślinie. Zagęszczony wyciąg zawierałby prawdopodobnie nie więcej niż kilka procent trucizny. Ponadto z praktyki toksykologii sądowej wiemy, że każda osoba ma nieco inną wrażliwość na poszczególne ksenobiotyki, a w powieści spożycie jednakowej dawki trucizny zabijało wszystkich czytających zakazany manuskrypt.

Jeżeli zatem rzeczywiście istnieje trucizna, która spełnia kryteria z książki Umberto Eco, musi być jeszcze silniejsza.

Tak zabójczym zielem jest tojad mocny (ryc. 2), górska roślina o pięknych, błękitnych kwiatach. Tojad zawiera akonitynę, której dawka śmiertelna dla człowieka to tylko 2 mg18, czyli tyle, ile waży jeden kryształek cukru. Jeszcze wyższe miejsce na liście roślinnych toksyn zajmuje rycyna zawarta w nasionach rącznika, zabijająca już w dawce 0,5 mg19. Nasiona rącznika nie mogły być jednak źródłem trucizny wykorzystanej w „Imieniu róży”. Rycyna, podobnie jak toksyna muchomora sromotnikowego, uśmierca dopiero po kilku dniach, a ofiary fanatycznego mnicha umierały dużo szybciej. Z tego samego powodu należy odrzucić abrynę występującą w modligroszku różańcowym20. Jej dekoracyjne, czerwone nasiona były używane do wyrobu różańców, pomimo że rozgryzienie i zjedzenie nawet jednego paciorka może po kilku dniach doprowadzić do śmierci.



Pozostaje zatem tojad. Śmiertelna dawka akonityny zawarta jest w 2 g korzenia albo w ekstrakcie uzyskanym z tej porcji rośliny. Posmarowanie kart „Poetyki” wyciągiem z korzenia rzeczywiście mogło doprowadzić do zgonu osoby, która śliniąc palce, przewracała strony książki. Aconitum napellus jest znane jako trucizna już od starożytności, jej spożycie powoduje parestezje, zaburzenia rytmu serca, ból brzucha, wymioty, biegunkę, a w końcu porażenie mięśni oddechowych. Z akonityną eksperymentowano, próbując wykorzystać jej działanie znieczulające. Badania nie wyszły jednak poza fazę laboratoryjną (ryc. 3). Co ciekawe, wyschnięty wyciąg z tojadu jest według opisu Orfili żółty, podobnie jak trucizna skradziona z klasztornej apteki1.



Są jeszcze dwa szczegóły sugerujące, że to właśnie tojad mógł zostać wybrany przez Umberto Eco. Kwiaty tojadu mają charakterystyczny kształt przypominający hełm, stąd pochodzi jego angielska nazwa monkshood, czyli kaptur mnicha. Ziele o takiej nazwie aż się prosi do wykorzystania w powieści jako zabójca mnichów. Ale ważniejszym tropem jest fakt, że Arystoteles, którego książkę uznano za wyklętą, zmarł właśnie od zatrucia tą rośliną. Według Diogenesa Laertiosa, kronikarza filozofów greckich żyjącego w III w. n.e., Arystoteles zakończył życie, wypijając wyciąg z tojadu (aconitu bibens mortuus est)21. Czyż to nie przewrotne rozwiązanie zagadki – fanatyczny Jorge zatruwa karty znienawidzonej książki tą samą trucizną, od której umarł jej autor.

Piśmiennictwo:
1. Orfila MJB. General System Of Toxicology. Londyn 1821.
2. Stevens HM, Fox RH. A method for detecting tubocurarine in tissues. J For Sci Soc 1971; 11: 177-182.
3. Baselt RC. Nicotine. In: Disposition of toxic drugs an chemicals in man. Biomedical Publications, Seal Beach 2014, 1452-1454.
4. Schep LJ, Slaughter RJ, Becket G, et al. Poisoning due to water hemlock. Clin Toxicol 2008; 47: 270-278.
5. Gaillarda Y, Krishnamoorthyb A, Bevalot F. Cerbera odollam: a ‘suicide tree’ and cause of death in the state of Kerala, India. J Ethnopharmacol 2004; 95: 123-126.
6. Lee TSL, Green BT, Kevin D, et al. Stereoselective potencies and relative toxicities of coniine enantiomers. Chem Res Toxicol 2008; 21: 2061-2064.
7. Gross A. Samobójstwa słynnych ludzi – Sokrates i cykuta. Arch Med Sadowej Kryminol 2000; 50: 365-371.
8. Baselt RC. Morphine. In: Disposition of toxic drugs an chemicals in man. Biomedical Publications, Seal Beach 2014, 1398-1399.
9. Finkelstein Y, Aks S, Hutson JR, et al. Colchicine poisoning: the dark side of an ancient drug. Clin Toxicol 2010; 48: 407-414.
10. Kicka M, Olszowy Z, Jankowski Z, et al. Fatal colchicine poisoning – case report and review of literature. Przegl Lek 2010; 67: 630-632.
11. Boroughf WJ. Physostigmine. In: Critical care toxicology. Springer, Berlin 2005, 2943-2955.
12. Gossel TA, Bricker JD. Strychnine. In: Principles of clinical toxicology. Raven Press, New York 1994, 351.
13. Trabulus S. Altiparmak. Clinical features and outcome of patients with amatoxin-containing mushroom poisoning. Clin Toxicol 2011; 49: 303-310.


Artykuł opublikowano w „Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii” 4/2020.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.