Nie obsłużyli jej w Brico, bo nie miała maseczki, choć miała zaświadczenie 

Bricomarche
fot. istotne.pl Kobieta robiła zakupy w Bricomarché w Bolesławcu. Kiedy podeszła do kasy, odmówiono jej sprzedaży. Nie pomogło pokazanie zaświadczenia lekarskiego o przeciwskazaniach do zakrywania ust i nosa, ani wezwanie policji. Przedstawiciel sklepu mówi, że chronił pracowników i klientów.
istotne.pl 86 bricomarche, koronawirus

Reklama

Klientka Bricomarché po około godzinnym pobycie na terenie sklepu bez maski podeszła do kasy i tam usłyszała, że ma kupić maseczkę i ją włożyć, bo w innym wypadku nie zostanie obsłużona.

– Pani w kasie powiedziała, że nie obsłuży mnie, bo straci pracę i że mogę maskę kupić i ją założyć przed skasowaniem zakupów – opowiada kobieta. – Wyjaśniłam, że mam zaświadczenie, że maski nosić nie mogę i nie wiem, co się ze mną stanie, jak włożę maseczkę. Może zakręci mi się tylko w głowie, a może zemdleję. Nie chciałam tego sprawdzać. Kasjerka nie chciała obejrzeć zaświadczenia. Również wezwany kierownik powiedział, że nie mają prawa sprawdzić tego zaświadczenia i potwierdził, że jeśli kasjerka sprzeda towar klientce bez maski, może stracić pracę. Zapytałam, kto może w takim razie sprawdzić to zaświadczenie? Powiedzieli, że policja. Poprosiłam, by zadzwonili na policję, ale odpowiedzieli, że ja muszę to zrobić. Policjanci, których wezwałam, potwierdzili, że moje zaświadczenie jest w porządku. Mimo tego i tak nie sprzedano mi towaru – dodaje kobieta.

Przedstawiciel Bricomarché w Bolesławcu wyjaśnił nam, że decyzję o nieobsłużeniu kobiety podjął, bo chciał chronić pracowników i kupujących w jego sklepie oraz dodał, że sklep jest oznakowany w widocznych miejscach informacjami o nakazie zakrywania ust i nosa.

Sklep Bricomarché jako chyba jedyny duży sklep w Bolesławcu nie ma jednak osłoniętych kas plastikowymi płytami, które chroniłyby pracowników w wypadku, kiedy do kasy podejdzie osoba, która ma prawo nie nosić maseczki. Pojawia się pytanie, czy naprawdę chodzi o chronienie pracowników i klientów, w sytuacji, kiedy klientka została wpuszczona na teren sklepu, a podczas jej prawie godzinnego pobytu w Brico nikt z obsługi nie zwrócił jej uwagi na brak maseczki? Dopiero kiedy podeszła do kasy z zakupami, zaczęły się problemy.

– Pierwsze, co się rzuca w oczy, to brak zabezpieczenia personelu Bricomarché przy kasach – mówi Waldemar Sawicki, powiatowy rzecznik praw konsumenta. – A druga sprawa, to uchybienie personelu. Dlaczego personel w ogóle wpuścił na teren sklepu osobę bez maseczki? Przecież klientka mogła nie mieć upoważnienia zdrowotnego, czego obsługa nie wie. To jest niewłaściwe działanie obsługi sklepu. W tym momencie nawet Sanepid mógłby na nich nałożyć karę. Niezrozumiałe jest też dalsze zachowanie sprzedawcy. Dlaczego po kontroli policji i potwierdzeniu przez nią prawdziwości zaświadczenia, kobieta nie mogła wyjść z zakupami? I jest pytanie do policji. Dlaczego nie wszczęła żadnych działań? Jest ogólna zasada: wszędzie chodzimy w maseczkach, więc kiedy policja interweniuje i nakłada mandaty na osoby bez masek w przestrzeni publicznej, oprócz osób uprawnionych do ich nienoszenia, to nie możemy tej klientki docelowo pozbawić prawa do tego, by dokonywała sobie zakupów – dodaje rzecznik.

Rzecznik mówi, że klientka powinna złożyć na policji zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia przez sprzedawcę. – Podstawą do tego działania jest art. 135 Kodeksu wykroczeń – wyjaśnia rzecznik.

Kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny.

Art. 135 Kodeksu wykroczeń

– Przepisy w tym wypadku są niestety niejasne i możliwe, że policjanci nie znali interpretacji – mówi rzecznik. – Jest pytanie, jak się ma to prawo do osób, które są upoważnione do nienoszenia maseczek? Art. 46 bb Ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi mówi, że sprzedawca ma prawo odmówić sprzedaży osobie bez maseczki. Prawidłowo została wezwana policja, która zidentyfikowała upoważnienie klientki i potwierdziła, że jest ona indywidualną klientką, którą powinno się potraktować w sposób inny. Bo trzeba się liczyć z tym, że mimo że ta osoba jest upoważniona do nienoszenia maseczki ze względu na okoliczności zdrowotne, to ona stanowi zagrożenie, jakby na to nie patrząc. Taki personel ma prawo się obawiać o swoje zdrowie. Pytanie, dlaczego pracodawca na taką okoliczność nie zabezpieczył pracownika przed koniecznością obsługi takich osób, które mogą nie nosić maseczki zgodnie z przepisami? – zastanawia się rzecznik.

Kobieta potwierdza, że policjanci sporządzili notatkę, ale o żadnym mandacie nie wie.

– Nie mam informacji, by sprzedawca dostał mandat – mówi kobieta. – Powiedzieli, że moje zaświadczenie jest ważne i jak najbardziej powinnam zostać obsłużona. Powiedzieli też, że  nie mogą zmusić sprzedawcy, by mi skasował towar. Jeden z policjantów poszedł z tym szefem sklepu do biura i kiedy wyszli, to szef oznajmił, że nie zostanę obsłużona. Nie prosił mnie o założenie maseczki. W międzyczasie słyszałam, jak pracownicy się ze mnie podśmiewają. Czułam, jak ludzie na mnie patrzą. Wyszłam roztrzęsiona i do wieczora nie mogłam dojść do siebie. Było to upokarzające.

– Faktycznie była interwencja w związku z panią bez maseczki w sklepie – informuje rzeczniczka policji. – Kobieta okazała zaświadczenie lekarskie, które zawierało informację o przeciwwskazaniu do długotrwałego zasłaniania ust i nosa. Zarządca terenu zdecydował, że dla bezpieczeństwa pracowników i innych klientów kobieta nie zostanie obsłużona –  mówi Anna Kublik-Rościszewska.

Zapytaliśmy rzeczniczkę policji, dlaczego policja nie wystawiła mandatu sprzedawcy. Odpisała, że musi zapoznać się bliżej ze sprawą. Jej odpowiedź opublikujemy, kiedy tylko zostanie do nas wysłana.

Reklama