Kompromitacja Ilony Łepkowskiej. Usprawiedliwiając podatek, straciła rozum

Ilona Łepkowska.
Ilona Łepkowska. (Fot. PAP)
REKLAMA

Rząd szykuje się do podwyżki podatku od smartfonów czy tabletów, dla niepoznaki nazwanego opłatą reprograficzną. Ceny urządzeń oczywiście wzrosną. Nie widzi w tym nic złego Ilona Łepkowska, a sposób jej argumentacji woła o pomstę do nieba.

Nad podatkiem reprograficznym rząd pracuje już od kilku miesięcy. Na medialny front rzucane są tzw. elity, które mają wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego ten podatek będzie dla nich dobry. W rzeczywistości jednak elity wiedzą, że uszczkną sporą część tortu dla siebie.

Podatek reprograficzny już istnieje i obejmuje m.in. nagrywarki MP3/CD/DVD/Blu-ray, kserokopiarki, drukarki, skanery oraz dyski twarde, płyty kompaktowe a nawet ryzy papieru. W zależności o produktu podatek stanowi on od 0,05 proc. do 3 proc. ceny towaru.

REKLAMA

Łepkowska, scenarzystka i producent filmowa, w rozmowie z money.pl argumentuje, że „świat idzie na przód”, więc nie widzi powodów, dla których nie można by opodatkować także smarfonów czy tabletów.

Chodzi jej o to, że dzisiaj telefony nie służą wyłącznie do dzwonienia, ale także do słuchania muzyki czy oglądania filmów. Część użytkowników robi to nielegalnie, nie płaci za treści, na czym tracą artyści, więc Łepkowska chce nałożyć podatek na wszystkich, także płacących za treści chociażby w postaci abonamentów na platformach streamingowych.

Prowadzący rozmowę redaktor skontrował, że skoro i tak płaci za treści, to dlaczego ma płacić jeszcze raz w formie podatku? Może artyści powinni wynegocjować inne zasady rozliczeń z platformami streamingowymi?

Podatek od smartfonów ma wynieść 6-7 proc., więc nie trudno obliczyć, że jeśli smartfon kosztował dotychczas 1500 zł, to po wprowadzeniu podatku będzie kosztował o ok. 100 zł więcej. Oczywiście im droższy smartfon, tym opłata, a co za tym idzie końcowa cena telefonu będzie proporcjonalnie wyższa. I chyba nikt rozeznany w realiach nie ma wątpliwości, że podatek ten zostanie finalnie przerzucony na konsumenta, bo tak to po prostu działa.

CZYTAJ TAKŻE: Nikt się nie spodziewał! Podatek cukrowy przerzucony na konsumenta. Galopujące ceny

Łepkowska zdaje się nie rozumieć tego prostego mechanizmu i prostej matematyki. Odpowiedziała tak, że ręce opadają.

100 złotych (droższy smartfon – red.)? To ile ten smartfon (pierwotnie – red.) pana kosztował? A nie dostał go pan za darmo z abonamentem? – pytała zdziwiona.

Pani Łepkowskiej spieszymy z tłumaczeniem, że nie ma nic za darmo i jeśli ktoś bierze telefon z abonamentem, to po prostu więcej płaci za abonament, spłacając telefon w ratach.

Pani Łepkowska jest jednak dość oporna na takie argumenty. I apeluje, by opłatę reprograficzną nie nazywać podatkiem. Dlaczego? Uwaga – to nie żart – bo podatek to „niezbyt ładna cecha”, więc o kasie, którą chcą dodatkowo przytulić artyści tylko dlatego, że ktoś kupi nowego smartfona, lepiej nie mówić w negatywnym kontekście.

Nie tylko my, ale wiele krajów w Europie ma opłatę reprograficzną. Nazywanie tego podatkiem od smartfona jest przydawaniem temu niezbyt ładnej cechy, że jest to jakaś dodatkowa danina. Tego typu opłaty są związane z pewnym wyższym celem społecznym, jak na przykład podatek cukrowy – uważa Łepkowska.

Powiedziała też, że telefonu nie kupuje się codziennie. – Nie wydaje mi się, żeby zapłacenie tych 60 złotych raz na 3-4 lata było jakąś daniną, nad którą należy w tej chwili płakać i lamentować – zakończyła rozmowę z money.pl Łepkowska.

60 złotych, o których mówiła Łepkowska, to od każdego zapłaconego 1000 złotych za smartfona. Wiadomo – ktoś kupuje tańsze, ktoś znacznie droższe. Z ostatnich badań, datowanych jeszcze na rok 2019, wynika, że średnio Polacy za smartfona płacili 1230 zł. Zakładając, że wciąż średnio wydajemy dokładnie tyle samo na smartfony, to po wprowadzeniu podatku za nie będziemy już płacić ok. 1300 zł. I doprawdy nie sądzimy, by Polacy zmieniali telefony co 3-4 lata. Robią to częściej.

Ale nie ma co lamentować! Ważne, że kasa trafi do Łepkowskiej i spółki.

REKLAMA