Ten artykuł jest częścią cykluMłoda Polska
Natalia Sadowska - jedna z zaledwie dwóch Polek posiadających tytuł arcymistrzyni. Męskiego arcymistrza w Polsce nie mamy (Fot. ARTUR JARZECKI / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)
Natalia Sadowska - jedna z zaledwie dwóch Polek posiadających tytuł arcymistrzyni. Męskiego arcymistrza w Polsce nie mamy (Fot. ARTUR JARZECKI / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)

IMIĘ: Natalia

NAZWISKO: Sadowska

ZAWÓD: warcabistka

OSIĄGNIĘCIA: dwukrotna mistrzyni świata kobiet w warcabach stupolowych (2016 Karpacz, 2018 Ryga), w meczu MŚ w Rydze pokonała szesnastokrotną mistrzynię świata kobiet, Łotyszkę Zoję Gołubiewą. Najwyżej sklasyfikowana Polka w światowym rankingu warcabowym, w rankingu kobiet jest w tej chwili druga. Jedna z zaledwie dwóch Polek – obok Ewy Minkiny-Schalley – posiadających tytuł arcymistrzyni (męskiego arcymistrza w Polsce nie mamy). Pierwsza kobieta, która zwyciężyła w mistrzostwach kraju open (w rywalizacji z mężczyznami) – mistrzynią Polski została w 2018 i 2019 roku.

Mamy w Polsce drugą najlepszą warcabistkę świata. Za chwilę może być pierwsza – od 23 kwietnia walczy w Warszawie o trzeci w swojej karierze tytuł mistrzyni świata kobiet w warcabach stupolowych. Finał meczu już 3 maja.

Mowa o niespełna 30-letniej Natalii Sadowskiej. A to, co przytrafiło jej się przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia, brzmi jak scenariusz sensacyjnego filmu.

Miał być „Gambit królowej” – emocjonujący pojedynek Rosjanki Tamary Tansykkużyny, czyli sześciokrotnej, aktualnej mistrzyni świata kobiet w warcabach stupolowych, z Polką Natalią Sadowską, byłą dwukrotną mistrzynią świata. Na ten mecz przez różne pandemiczne komplikacje obie rywalki czekały ponad rok. Pierwotnie planowany w Polsce, po wycofaniu się polskiego sponsora został przeniesiony do Moskwy i miał być sfinansowany przez Rosjan. Skończyło się wielkim skandalem.

Historia jak z filmu

Jest koniec listopada 2020 roku, trwa pandemia. Po wielu miesiącach nieudanych prób zorganizowania spotkania – najpierw przez Polskę, a potem Rosję – Natalia dostaje upragnioną wiadomość: zagra. Ale już za dwa tygodnie w Moskwie. Na wariackich papierach organizuje rosyjską wizę – dostanie ją dzień przed wylotem. Lot odbywa się z przesiadką w Zurychu i już tam zaczynają się kłopoty. Polska arcymistrzyni rzekomo nie ma odpowiednich dokumentów, ale niech leci, będą się nią martwić w Moskwie. Tam – niczym w filmie „Terminal” z Tomem Hanksem – zostaje zatrzymana na lotnisku. Dlaczego? Choć przyleciała do Rosji na zaproszenie organizatora meczu, czyli Rosyjskiej Federacji Warcabowej, nie ma jej na liście osób uprawnionych do wjazdu na terytorium kraju, ponieważ organizator tego nie dopilnował. A że właśnie zaczął się weekend i rosyjskie Ministerstwo Sportu jest zamknięte, chwilowo nic nie da się zrobić. Natalia spędza 44 godziny na plastikowym krzesełku w strefie tranzytowej traktowana jak przestępca – do toalety odprowadza ją celniczka i rewiduje po powrocie. Sadowska prosi koleżankę, by przesyłała jej zdjęcia z moskiewskiego hotelu, a następnie wysyła je mamie. Udaje, że jest już na miejscu, bo nie chce jej martwić.

Pierwszą w życiu warcabową partię - jeszcze na klasycznej, 64-polowej planszy - Natalia Sadowska rozegrała z dziadkiem. Grać uczył ją też tata (Fot. Sonia Frydrych / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)

W tym samym czasie na białorusko-rosyjskiej granicy, „w nocy, z bagażami, w szczerym polu”, zostaje zatrzymany trener Natalii, Białorusin Jewgienij Watutin. Też nie ma go na ministerialnej liście, więc dalej nie pojedzie. Za kilkadziesiąt euro na dworzec autobusowy odwożą go przypadkowi „życzliwi”.

Arcymistrzyni na dywaniku

Gdy dwie doby później Sadowskiej i Watutinowi udaje się wreszcie dotrzeć do moskiewskiego hotelu, Natalia myśli, że najgorsze już za nią. Teraz wystarczy odespać stres i grać. To ona pociesza trenera, który martwi się, że po takich przeżyciach Polka nie zagra na sto procent swoich możliwości. By dać zawodniczce więcej czasu na regenerację, organizator przesuwa mecz ze środy na piątek.

Ale w hotelu na Sadowską i Watutina czekają kolejne niespodzianki, między innymi rachunki za nocleg i wyżywienie, które standardowo pokrywa organizator zawodów. Pieniądze mają im zostać zwrócone z czasem. Natalia nabiera podejrzeń i żąda dowodów, że pula nagród jest zagwarantowana zgodnie z obietnicami – 50 tys. euro od prywatnego sponsora. Słyszy, że takiego dowodu nie ma, ale „przelewy są w drodze, więc ma siadać i grać”.

Odmawia. Wraz z trenerem i rywalką zostaje zaproszona przez sponsora na kolację, a właściwie na dywanik. Pojawia się tam tajemniczy człowiek, niejaki Artjom, i miesza obie warcabistki z błotem, po czym „każe im wracać do domu, bo i tak nikogo nie obchodzą”.

Międzynarodowy skandal relacjonowało wiele mediów, w tym portal Sport.pl. W obszernym wywiadzie wideo szczegółowo opowiedziała o nim też sama Sadowska.

Trzy miesiące po nierozegranym meczu w Moskwie pytam Natalię, czy już ochłonęła. Macha ręką, zapomniała po miesiącu. Ale do Moskwy raczej nieprędko się wybierze. Na szczęście nie musi. Choć w pandemii niemal wszystkie turnieje i mecze warcabowe zostały zawieszone, przez co musiała poszukać pracy na etacie, jej wyczekany mecz z Tansykkużyną właśnie trwa.

Od 23 kwietnia do 3 maja Sadowska i Tansykkużyna walczą w Warszawie o tytuł mistrzyni świata w warcabach stupolowych. Rosyjska zawodniczka takich tytułów na ma na swoim koncie już sześć, dla Natalii byłby on trzeci. Organizacji meczu podjął się Polski Związek Warcabowy, a nagrody finansuje polskie studio gamingowe Chess & Checkers Games.

– Mam nadzieję, że po tamtej aferze pokażemy światu, jak się organizuje taki mecz. I że wygram – mówi mi Natalia na kilka tygodni przed meczem.

O stylu gry Natalii Sadowskiej mówi się, że jest 'męski', że przy warcabnicy 'jest chuliganką', gra ostro (Fot. ARTUR JARZECKI / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej) , Natalia Sadowska na plakacie promującym mistrzostwa świata kobiet w warcabach stupolowych, który odbywa się 23 kwietnia - 3 maja w Warszawie (Fot. Magda Grajek, FORTIS, materiały prasowe)

To gdzie te warcaby, gramy?

Urodziła się 27 lipca 1991 roku w Mławie. Pierwszą w życiu warcabową partię – jeszcze na klasycznej, 64-polowej planszy – rozegrała z dziadkiem. Grać uczył ją też tata. Skąd w jej rodzinie pociąg do warcabnicy? Tego już nikt nie pamięta. W każdym razie z całego dzieciństwa Natalii najbardziej w głowie utkwiła scena, jak wracała ze szkoły, rzucała plecak w kąt i od progu wołała: „To gdzie te warcaby, gramy?”.

– Tak wyglądała moja główna rozrywka. Przez mniej więcej rok tata jeszcze mnie ogrywał. Gdy jako dziewięciolatka wreszcie go pokonałam, zobaczyłam szacunek w jego oczach i bardzo w siebie uwierzyłam – wspomina.

Natalia pochodzi z niedużej mazowieckiej wsi Windyki. Gdy w jej podstawówce zorganizowano turniej warcabowy, wzięła w nim udział i okazała się najlepsza wśród dziewczynek. Miała osiem lat. Przyznaje, że właśnie zwycięstwa rozbudziły w niej pasję grania. A wygrywała coraz częściej, na coraz wyższych szczeblach: jako niespełna dziesięciolatka zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach Europy U-10. – Od dziecka bardzo źle znosiłam porażki, właściwie wcale ich nie znosiłam – śmieje się, przyznając, że nawet dziś zdarzają jej się łzy po przegranej.

Jako 14-latka zostałam wicemistrzynią Polski kobiet i to był ogromny sukces dla dziewczynki w tym wieku. Ale drugie miejsce mnie nie zadowalało. Pomyślałam: skoro jestem druga, mogę być też pierwsza.

Do liceum chodziła w Mławie. Na studia przeniosła się do Warszawy. Wybrała Akademię Obrony Narodowej, pracę magisterską napisała o bezpieczeństwie publiczności na Stadionie Narodowym w Warszawie. – Właściwie chciałam być kryminologiem i nawet zaczęłam studiować kryminologię na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie dałam rady pociągnąć dwóch kierunków i jeszcze grać. Na piątym roku musiałam się na coś zdecydować – podsumowuje.

Wybrała miłość, czyli warcaby. – Ale miłość okupioną ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami. Bo żeby w Polsce żyć z warcabów, musisz stale utrzymywać się w dziesiątce najlepszych zawodniczek świata. Ja w światowej klasyfikacji kobiet jestem w tej chwili druga, pierwsza jest Tansykkużyna – mówi.

Natalia Sadowska podczas World Cup - Curacao 2019 (Fot. Jacek Pawlicki / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej) , Natalia Sadowska podczas MŚ kobiet w Wuhan w 2015 roku (Fot. Jacek Pawlicki / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)

Jakie to wyrzeczenia? Przede wszystkim ciągła nieobecność w domu. – Nie zliczę, ile ominęło mnie wesel znajomych, ale często nie ma mnie też przy świątecznym stole. Bywało, że w ciągu trzech miesięcy tylko 10 dni spędzałam w Warszawie – wracałam uprać rzeczy. Turnieje, turnieje, do tego regularne wyjazdy na treningi z trenerem – typowe życie sportowca. Bardzo je lubiłam.

Lubiłam? Czemu w czasie przeszłym? – Bo w pandemii wszystkie moje turnieje zostały anulowane i musiałam poszukać sobie normalnej pracy – wyjaśnia Natalia.

W jej znalezieniu pomogły jej zresztą warcaby. Od 2015 roku gra w holenderskim klubie MTB Hoogeveen. – Uznałam, że skoro latam co dwa tygodnie na rozgrywki ligi, warto poznać choć podstawy niderlandzkiego, bo a nuż mi się przyda. Nauczyłam się języka całkiem nieźle, a czarna godzina nadeszła w pandemii – opowiada.

Dziś od 7 do 15 jest analitykiem w firmie ubezpieczeniowej na rynku belgijskim, a od 15.30 warcabistką. Nie jest lekko, ale nie narzeka.

Lubię okrążać

Choć z wykształcenia jest ekspertką od obronności, w warcabach słynie z ataku. – Lubię okrążać przeciwniczkę, zapędzać ją do narożnika – wyznaje bez ogródek. O jej stylu gry mówi się, że jest „męski”, że przy warcabnicy „jest chuliganką”, gra ostro. – Uwielbiam etiudy warcabowe. Etiuda jest wtedy, gdy poświęcasz coś na warcabnicy dla uzyskania lepszych korzyści i w ten sposób zaskakujesz przeciwnika. Dużo jest w warcabach szalenie efektownych zagrań. Na przykład zbijam naraz osiem pionków, a publiczność aż wstrzymuje oddech.

By tak szaleć z pionkami, Natalia musiała przestudiować całe tomy warcabowej literatury. Bo książek o warcabach, jak mówi, są dziesiątki tysięcy. Ale na końcu i tak najważniejszy jest jej mózg. – W warcabach stupolowych możliwości są prawie nieograniczone, zawsze da się wymyślić jakieś nowe, niesamowite zagranie. To kocham w warcabach najbardziej: swobodę myślenia, kreatywność – cieszy się.

Warcaby pod tym względem uważa się za trudniejsze od szachów. Podczas gdy w 1997 roku Deep Blue, superkomputer stworzony przez IBM, pokonał szachowego arcymistrza Garriego Kasparowa, do dziś żadna z wersji warcabów, w jakie gra się w Polsce, nie została rozpracowana przez maszynę. Co prawda w 2007 roku media obiegła informacja, że warcabowy program komputerowy jest „niepokonany”, ale dotyczyła wyłącznie amerykańskiego wariantu warcabów, tak zwanych checkersów.

By osiągnąć poziom arcymistrzowski, Natalia musiała przestudiować całe tomy warcabowej literatury. Ale na końcu i tak najważniejszy jest jej mózg (Fot. Sonia Frydrych / z prywatnego archiwum Natalii Sadowskiej)

„Dziwne”, czyli „polskie”

Czym właściwie są warcaby stupolowe, w które gra Natalia? – W najpopularniejsze wśród amatorów warcaby klasyczne gra się na warcabnicy 64-polowej. Moja jest większa, nie osiem na osiem, lecz dziesięć na dziesięć pól. Inna jest też liczba pionów: zamiast 12 aż 20 – wyjaśnia.

Warcaby stupolowe mają stałe zasady, tak zwane międzynarodowe albo... polskie. Jedna z wersji historii mówi, że stupolową planszę wymyślili polscy emigranci w Holandii, inna, że Holendrzy, a słowo „polish” oznaczało „dziwne”, co z czasem zaczęto tłumaczyć jako „polskie”. Holandia to zresztą w fascynującym warcabowym świecie prawdziwa sensacja – ma najlepszą warcabową ligę świata, warcaby są tam sportem niemalże narodowym. Dowód? W meczu o mistrzostwo świata mężczyzn w 2018 roku zmierzyli się zaledwie 18-letni Jan Groenendijk i 23-letni Roel Boomstra. Dwaj Holendrzy.

Natalia często słyszy: „warcaby – taka prosta gra”. – Zawsze odpowiadam: wcale nie są prostą grą, proste są tylko zasady. Poza tym w Polsce w warcaby amatorsko prawie każdy gra inaczej i bardzo często źle – ubolewa.

Zrzuca to na karb wielości odmian gry na 64-polowej planszy. – Są warcaby brazylijskie, rosyjskie, tureckie, amerykańskie checkersy... Wszystkie mają nieco inne zasady. Nie dziwię się, że ludzie się w tym gubią i każdy uważa, że właśnie on gra dobrze. To popularności warcabów na pewno nie pomaga. W szachach zasady są jedne. Ale warcaby stupolowe też mają na szczęście jedne i te same zasady.

Pionek się nie ukryje

Kolejna różnica między warcabami dla amatorów i zawodowców jest taka, że podczas gdy towarzyska partia trwa zaledwie kilka minut, arcymistrzyniom jedna rozgrywka zajmuje pięć do ośmiu godzin. Na jeden mecz takich rozgrywek składa się aż dziewięć – w Warszawie Sadowska i Tansykkużyna będą rozgrywały swój mecz przez 11 dni, z dwoma dniami przerwy na odpoczynek. – Przez cały ten czas codziennie między 11 a 19 muszę być w pełni skupiona. To intensywny mentalny wysiłek. Policzono, że podczas jednej rozgrywki warcabista spala około 500 kalorii.

Tyle, co przez 40 minut gry w squasha.

Moje wyobrażenie o pięciogodzinnym warcabowym pojedynku pokazuje, jak mało laik wie o warcabach profesjonalnych: wyobrażam sobie, że przez te pięć godzin Natalia siedzi przy warcabnicy i ze zmarszczonym czołem patrzy groźnie to na pionki, to na rywalkę. Jak udaje jej się przez tyle godzin utrzymać skupienie i nie popełniać błędów ze zmęczenia? – Nie jest aż tak źle. Gdy wykonam swój ruch, włączam zegar i ruch należy do przeciwniczki. Zwykle w tym czasie spaceruję obok, piję kawę – zdradza.

No dobrze. A kto pilnuje planszy, gdy Natalia spaceruje i nie patrzy na zagrania rywalki? – Są oczywiście sędziowie, ale nikt nie musi tego pilnować. Całą warcabnicę mam w głowie. Gdyby zniknął jeden pionek, zobaczyłabym to w trzy sekundy – wyjaśnia.

Natalia Sadowska: Chciałam być kryminologiem, ale miłość do warcabów wygrała (Fot. ARTUR JARZECKI / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej) , Choć z wykształcenia Natalia Sadowska jest ekspertką od obronności, w warcabach słynie z ataku (Fot. ARTUR JARZECKI / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)

Czy pierwszy ruch w warcabach jest ważny? – Każdy profesjonalista pracuje nad otwarciami, czyli tak zwanymi debiutami warcabowymi. Trenujemy w domu z trenerem, żeby podczas partii nie tracić czasu. Debiut to zwykle pierwsze pięć, dziesięć ruchów, które rozgrywa się w kilka minut. Schody zaczynają się później.

Schody, czyli wybór planu rozgrywki, kierunku, w którym będzie się grać. Przed meczem z Tansykkużyną Natalia ogląda wszystkie jej rozgrywki z ostatnich trzech lat i wraz z trenerem próbuje rozpracować, gdzie Rosjanka najczęściej popełnia błędy. – Konkretnego ruchu przewidzieć się nie da, bo to są właściwie niepoliczalne możliwości. Ale można odkryć czyjeś słabości. W warcabach nawet po dwudziestu ruchach można wpaść na coś takiego, że gra zaczyna się od nowa. Dlatego to taki piękny sport.

 

O Boże, ograłam arcymistrza!

W klasyfikacji światowej open warcabów stupolowych mężczyźni zajmują około stu pierwszych miejsc. W swojej ponad 20-letniej karierze Natalia rosyjskich arcymistrzów pokonała kilka razy. 

Choć są sto oczek rankingowych przede mną, zdarzało się, że nie umieli ze mną wygrać.

Ta myśl „O Boże, ograłam arcymistrza!” to coś, co w warcabach profesjonalnych rekompensuje każde wyrzeczenie.

Ale dla Natalii najbardziej niezapomnianym jak na razie pojedynkiem była wygrana z Łotyszką Zoją Gołubiewą, najbardziej utytułowaną warcabistką w historii – szesnastokrotną mistrzynią świata kobiet. Trudno w świecie warcabów o mężczyznę, który miałby podobne sukcesy. Natalia opisuje Gołubiewą krótko: „warcabowa legenda”. Zresztą z domu Gołubiewa to też Sadowska, więc żartów pt. Sadowska kontra Sadowska było przed tamtym meczem co niemiara. – Do dziś mam ciarki na wspomnienie tego, jak Zoja uścisnęła mi dłoń. Najlepsza warcabistka w historii. Teraz najlepsza na świecie jest Tamara, więc znów mam coś do udowodnienia. Będzie walka.

Coś mi nie poszło

Pytam Natalię, czy zdarza jej się jeszcze – jak za dawnych czasów – grywać w warcaby z rodziną. – Dziadka nie ma już z nami od wielu lat, ale tata zawsze twierdzi, że gra lepiej ode mnie. Niedawno byłam dłużej u rodziców i mama namówiła tatę, żeby ze mną zagrał. Pokonałam go w dwie minutki. Stwierdził, że coś mu nie poszło – śmieje się Natalia.

To, że jako jedna z zaledwie dwóch kobiet w Polsce osiągnęła w warcabach poziom arcymistrzowski, którego wśród Polaków nie ma na razie żaden mężczyzna, Natalia zawdzięcza wielkiemu talentowi i silnej osobowości, ale także temu, że kiedyś warcaby były w Polsce bardzo popularne. – Marzy mi się, by wróciły do szkół i zaczęły być wspierane jako pełnoprawny sport, a nie łatwiutka gra. Tak jak na Wschodzie czy w Holandii, gdzie jest mnóstwo zajęć, trenerów i ludzie z tego żyją.

Natalia ma już pewien pomysł, ale na razie skupia się na nadchodzącym meczu.

Czy przy warcabnicy jest tą samą osobą co poza nią? - Zdecydowanie nie! - Natalia Sadowska odpowiada bez zastanowienia. - Kolega mi powiedział: 'Nie lubię cię, jak grasz, jesteś wtedy taka zła'. Rzeczywiście, jak oglądam swoje zdjęcia z rozgrywek, to mam na nich groźną minę (Fot. Paweł Suchecki / z archiwum prywatnego Natalii Sadowskiej)

Nie lubię cię, jak grasz

Czy przy warcabnicy jest tą samą osobą co poza nią? – Zdecydowanie nie! – odpowiada bez zastanowienia. – Kolega mi powiedział: „Nie lubię cię, jak grasz, jesteś wtedy taka zła”. Rzeczywiście, jak oglądam swoje zdjęcia z rozgrywek, to mam na nich groźną minę.

Potwierdzam. Jeśli chcecie nabrać respektu i doświadczyć drżenia rąk na widok eterycznej blondynki w eleganckiej białej bluzce i pięknych kolczykach, wejdźcie na stronę trwającego meczu. Zresztą Tamarze Tansykkużynie również nie można odmówić arcygroźnego looku – patrząc na nią, przypominam sobie wszystkie filmy o rosyjskich geniuszach. A jeśli tak wyglądają zdjęcia promocyjne wybitnych rywalek, to co dopiero wydarzy się do końca meczu? Natalio, powodzenia!

Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.