By wykonać autostradowe patrole, Renault Master Z.E. musi ciągnąć baterie w przyczepie

Jedzie sobie elektryczne Renault Master, a za nim porusza się przyczepa z bateriami – taki nietypowy widok można od niedawna spotkać we Francji. Odpowiada za niego firma Vinci Autoroutes, zajmująca się utrzymaniem francuskich autostrad.

Choć podkreślić swój elektryczny charakter, Vinci Autoroutes sięgnęło po elektryczne Renault Master Z.E. To jeszcze samochód sprzed ostatniej modernizacji, który nawet przy bardzo spokojnej jeździe nie przekroczy 200 kilometrów zasięgu. I jak się okazało, to niestety zbyt mało, by przez cały dzień patrolować autostrady lub wyjeżdżać do interwencji.

Dlatego też Vinci Autoroutes wzięło na testy specjalną przyczepkę, opracowaną przez firmę EP-Tender. Ten jednoosiowy pojazd został wypełniony bateriami i może doładowywać samochód w czasie jazdy. Dzięki temu nie tylko zwiększa się zapas energii, ale też można ograniczyć przestoje pod ładowarką. Założenie jest bowiem takie, by na każdy samochód przypadały po dwie przyczepki – jedna zabierana akurat w trasę, a druga pozostawiana do naładowania, z myślą o późniejszej podmianie. Dzięki temu, jak wykazały już testy, „elektryk” jest w stanie przejeżdżać po 500 kilometrów w ciągu siedmiu godzin pracy.

Z ekologicznego punktu widzenia może i ma to jakiś sens. Tym bardziej, że większość francuskiego prądu nie pochodzi z elektrowni węglowych. Niemniej aż prosi się o komentarz, że to jazda nie tylko na prądzie, ale też kompletnie pod prąd, wbrew możliwościom technicznym. Nie od dziś bowiem wiadomo, że elektryczne samochody nie nadają się do autostradowego ruchu, wyjątkowo szybko tracąc tam zasięg. Ich miejsce jest w mieście lub w powolnym ruchu lokalnym, co niedawno pokazywałem na obrazowym przykładzie: Do samej rezerwy autem na prąd – jak spadał zasięg w dostawczym Oplu Vivaro-e