"Taśmy Macierewicza". Ujawniamy, jak Macierewicz złamał słowo dane rodzinom i je beształ

Jacek Gądek
Rodziny smoleńskie bliskie PiS żądają audytu Podkomisji Smoleńskiej i dymisji Antoniego Macierewicza. Gazeta.pl publikuje "taśmy Macierewicza", które pokazują, jak wybuchł ten konflikt. To nagrania z 2018 r. Wtedy Macierewicz złożył rodzinom obietnice i żadnej nie dotrzymał. Beształ je, zarzucając, że sprzyjają Rosji. Mówił też wprost o "spisku" ws. katastrofy smoleńskiej i udziale polskiego generała, ale nazwiska nie podał.

Podkomisja Smoleńska powstała w 2016 r. Jak ujawniliśmy w Gazeta.pl, już w połowie 2017 r. zaczęła się sypać, bo odchodzili kolejni jej członkowie. Ponad miesiąc temu w Gazeta.pl opublikowaliśmy wywiad z Magdaleną Mertą, która oczekuje rządowego audytu w Podkomisji Smoleńskiej. Opublikowaliśmy też tekst o wówczas skrywanych, ale ogromnych pretensjach i wściekłości rodzin na Macierewicza.

Tak ruszyła lawina, która teraz pochłania Macierewicza. Rodziny zaczęły wyrażać złość na niego publicznie. To ten sprzeciw rodzin smoleńskich kończy właśnie karierę Macierewicza jako śledczego od katastrofy smoleńskiej. Centrala PiS chce już wygasić Podkomisję.

Teraz pokazujemy, jak wybuchł konflikt między Macierewiczem a rodzinami smoleńskimi.

Mamy dwa nagrania ze spotkań Antoniego Macierewicza z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Pochodzą one z 2018 r. Samych nagrań nie publikujemy w całości, by chronić źródła. Przedstawiamy fragmenty prawie czterech godzin "taśm Macierewicza" i opis całości.

Co wynika z tych nagrań?

1. Rodziny żądały i błagały, aby Macierewicz nie publikował żadnego szczątkowego materiału, bo to zaszkodzi sprawie, i by dokument nie nazywał się "raportem", bo to sugeruje koniec badań. Macierewicz zapewniał: "Na pewno nie będzie się on nazywał 'raport'". Słowa nie dotrzymał.

Dokument się ukazał i miał nazwę: "RAPORT TECHNICZNY. Fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska Smoleńsk Północny".

2. Rodziny prosiły Macierewicza, aby w razie sporów między członkami Podkomisji nikogo z niej nie wyrzucać. Antoni Macierewicz zapewniał: "Na pewno nikt nie będzie wyrzucany z Podkomisji". Słowa nie dotrzymał.

Najświeższa sprawa: w 2020 r. po konflikcie Macierewicza z innym członkiem Podkomisji Glennem Joergensenem (Duńczykiem posiadającym też polskie obywatelstwo) został on wypchnięty z Podkomisji. Jego nazwisko nie znalazło się w corocznej decyzji szefa MON Mariusza Błaszczaka o składzie Podkomisji. Dziś Joergensen jest największym krytykiem Macierewicza.

3. Macierewicz obiecywał rodzinom, że wróci do regularnych spotkań z rodzinami smoleńskimi. Słowa nie dotrzymał.

Spotkanie z 14 marca 2018 r. (opisane poniżej) było ostatnim. Po trzech latach rodziny te już nie oczekują spotkań z Macierewiczem, ale audytu działań Podkomisji i dymisji szefa.

4. Antoni Macierewicz beształ rodziny smoleńskie. Rodziny nie chciały bowiem żadnego szczątkowego raportu, a Macierewicz twierdził, że brak informacji od Podkomisji to działania w interesie Rosji.

***

Pierwsze spotkanie odbyło się 16 lutego 2018 r. Uczestniczył w nim krótko Macierewicz, rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, prof. Wiesław Binienda, dr Kazimierz Nowaczyk (to członkowie Podkomisji Smoleńskiej) i - główny gość - dr Gerardo Olivares z National Institute for Aviation Research (NIAR) z Wichita (USA). Grono było dość szerokie.

Drugie spotkanie odbyło się 14 marca 2018 r. Już w węższym gronie. Na tym spotkaniu Macierewicz referował rodzinom, co znajdzie się w "raporcie technicznym" pokazanym 11 kwietnia 2018 r. Macierewicz składał rodzinom obietnice, których potem nie dotrzymał. Doszło też do spięć między rodzinami a Macierewiczem.

Opiszemy je chronologicznie.

SPOTKANIE NR 1

Macierewicz: wybuchły paski detonacyjne 1x6 mm

16 lutego 2018 r. spotkanie zorganizowano, bo na zaproszenie Podkomisji przyleciał dr Gerardo Olivares. Zdaniem Macierewicza to właśnie badania Olivaresa z NIAR - przygotowanie modelu cyfrowego Tu-154M i rozbijanie go w symulacjach - miały mieć fundamentalne znaczenie.

Macierewicz już na wstępie mówi jednak, że w czasie eksperymentów samej Podkomisji stwierdzono: paski detonacyjne o szerokości 6 mm i grubości 1 mm dokonują takich zniszczeń, jakie są na skrzydłach wraku (w czasie kolejnego spotkania mówi już o 5x1 mm).

Macierewicz o pieniądzach dla NIAR

Macierewicz zapewnia, że jest budżet na płacę dla NIAR. - Mam nadzieję, że nie ma możliwości cofnięcia tej decyzji. No, choć jak państwo wiecie, polityka rządzi się innymi prawami niż te, do których przywykliśmy w nauce czy nawet w życiu codziennym - zastrzega. - Płaca na to jest, będzie wypłacona - mówi. Wyjaśnia przy tym, że gdyby odgórnie - w domyśle szef MON - obciął mu budżet, to on zadbał o pieniądze w inny sposób, ale tego nie precyzuje.

Macierewicz mówi: - Te badania w całości - i tu proszę o pewną dyskrecję - będą trwały długo, nie będą trwały miesiąc czy dwa, całość tego przygotowywanego materiału będzie gotowa za rok, nie wcześniej, całość. (…) Mówię "proszę o dyskrecję", bo oczywiście można zaszkodzić tym badaniom, mówiąc "a niby dlaczego mamy już teraz tyle płacić, skoro badania w efekcie będą dopiero za rok?". Można zaszkodzić.

Macierewicz wini prawicowe media

Macierewicz wiedział już wtedy, że pali mu się pod nogami. Dlaczego? Bo tygodniki "Sieci" i "Do Rzeczy" publikowały teksty krytyczne wobec Podkomisji i niego.

Macierewicz: - Obserwowana jest także akcja wśród naszych mediów, która ma dezawuować prace Podkomisji, która ma je atakować, która ma atakować poszczególnych członków Podkomisji, która ma doprowadzić do tego, żeby inne ciała, inne organy ją realizowały.

NAGRANIE 1

Zobacz wideo

Chodziło mu o to, aby Prokuratora Krajowa, która prowadzi śledztwo, nie zmonopolizowała tematu.

Macierewicz de facto mówi, że groził PiS-owi

Macierewicz wspomina swoje rozstanie z rządem. Zdymisjonowany - choć bronił się przed tym - został 9 stycznia 2018 r.

Macierewicz: - Wiedza musi być. Prawda musi być zrekonstruowana. Temu my służymy jako komisja. I to powiedziałem moim kolegom, gdy na poziomie rządowym się rozstawaliśmy: "różne rzeczy mogę w życiu robić albo nie robić, ale jednej robić nie mogę: nie mogę nie doprowadzić sprawy smoleńskiej do końca". I powiedziałem im, że chcę, żebyście panowie to jasno wiedzieli: bez względu na to, czy będę człowiekiem prywatnym czy nie, to obietnicę, którą złożyłem (…). Na pewno doprowadzę sprawę smoleńską do końca.

De facto zatem Macierewicz - wynika to z jego słów - odchodząc z rządu miał grozić PiS-owi, że jeśli zabiorą mu Podkomisję, to on wbrew PiS-owi będzie się Smoleńskiem zajmował.

W Podkomisji "bywa bardzo dramatycznie trudno"

Macierewicz przyznaje, że w Podkomisji są ogromne różnice w spojrzeniu na przebieg katastrofy.

Macierewicz: - Ale proszę, żebyśmy byli w niej [sprawie smoleńskiej] po prostu razem, żebyśmy nie dali się w tej sprawie podzielić, bo to jest najbardziej niebezpieczne. Tak jak nie możemy doprowadzić do podziału w komisji, choć są w wielu sprawach bardzo różne zdania i bywa bardzo dramatycznie trudno, ale tak pracujemy, aby wypracowywać wspólne stanowisko zgodne z prawdą.

Po krótkiej mowie Macierewicz... wyszedł

Co potem zrobił szef Podkomisji? Przeprosił i… wyszedł. Bo musiał pojechać do - mówił - "jednej wsi pod Piotrkowem, bo tam czekają ludzie na mnie jako na prezesa tamtego okręgu [PiS]".

Jego zastępcy w Podkomisji - Kazimierz Nowaczyk i Wiesław Binienda - dalej starają się przekonywać rodziny smoleńskie do trwania przy Podkomisji.

Binienda zachęca do wypowiadania się w mediach w obronie Podkomisji: - Mamy wojnę informacyjną i albo będziecie w tej wojnie brać udział albo przejadą po nas jak czołgiem.

Nowaczyk przestrzega z kolei: - To będzie atak z wielu stron.

SPOTKANIE NR 2

14 marca 2018 r. odbyło się drugie spotkanie. Uczestnicy to Antoni Macierewicz i rodziny smoleńskie. Miało bardzo burzliwy przebieg.

Na tym spotkaniu Antoni Macierewicz referował rodzinom, co znajdzie się w "raporcie technicznym" pokazanym później (11 kwietnia 2018 r.).

Macierewicz wskazuje na polski ślad w "spisku"

Eksperymenty - mówi - "potwierdzają sposób zniszczenia tego skrzydła". - [Wybuch] został dokonany materiałem wybuchowym ułożonym wewnątrz skrzydła. Szerokość tego paska wybuchowego to 5 milimetrów, grubość 1 milimetr, zalanego czarną pastą uszczelniającą tak, że rzeczywiście nie można było zidentyfikować. On mógł latać tam dowolną długość czasu do momentu, gdy zostanie zainicjowana eksplozja - mówi szef Podkomisji.

Ładunek wybuchowy - sugeruje Macierewicz - miał być umieszczony w czasie remontu Tu-154M w rosyjskiej Samarze, za który to remont odpowiadały firmy MAW Telecom i Polit Elektronik. Macierewicz sugeruje, że za przetargiem - według niego fikcyjnym - stał jeden z polskich generałów. - Wydaje mi się że wiem, który generał to robił. Mówię o polskiej stronie - podkreśla. Ale nazwiska nie podaje.

- W moim głębokim przekonaniu ten ładunek wybuchowy, który został tam zamontowany, był nie do wykrycia przez psa. W ogóle był nie do wykrycia, ponieważ on był w skrzydle zamkniętym - twierdzi Macierewicz.

Potem Macierewicz rzuca: - Nie wszystkie elementy związane z tym spiskiem, bo tak trzeba to nazwać, zostaną od strony kontrwywiadowczej przedstawione [w "raporcie technicznym"].

NAGRANIE 2

Zobacz wideo

Awantura z Zagrodzkim: "jesteście nieudacznikami!"

Po mowie Macierewicza głos zabrał Stanisław Zagrodzki, kuzyn Ewy Bąkowskiej, która zginęła w Smoleńsku. I tu wybuchł ostry konflikt między innymi ws. technicznych - rzekomego gigantycznego wzrostu temperatury odnotowanym w ostatnich momentach lotu Tu-154M. Zagrodzki zwraca uwagę Macierewiczowi na sprzeczność: jego zastępca mówi, że "czarna skrzynka" jest sfałszowana, a Macierewicz uznaje jej zapis za koronny dowód na wybuch.

Zagrodzki krzyczy na Macierewicza, że to (rzekomy gigantyczny wzrost temperatury na zewnątrz tupolewa) to tylko "kolejna niepotwierdzona rewelacja użyta na potrzeby medialne i polityczne przez pana, panie Antoni!". Tezę o skoku temperatury razem z Macierewiczem najmocniej promowała "Gazeta Polska". - Co i rusz widzę niepotwierdzone informacje nie mające żadnego poparcia w materiale dowodowym (…). I wy chcecie mi mówić, że macie wszystko potwierdzone? Pan chyba raczy żartować! - krzyczy Zagrodzki.

Zagrodzki dalej: - Nie ma zgody na taki raport i nie będzie zgody na żaden film operujący tak kłamliwymi tezami. To jest po prostu skandal. Jesteście państwo po prostu zwykłymi nieudacznikami, próbującymi się prześlizgnąć nad dowodami, nie potraficie ich interpretować i nie potraficie czytać dokumentów.

Macierewicz reaguje na to tak: - Dziękuję. Rzeczywiście jestem w stanie państwa przekonać, że tez i spraw, które tu przedstawiam, jestem w 100 proc. pewny.

Kłócą się o to, jak "czarne skrzynki" były odnajdywane na wrakowisku. Zagrodzki zarzuca Macierewiczowi "wodolejstwo". - Stasiu, uspokój się, nie nakręcaj się - prosi inna osoba z rodzin smoleńskich.

Macierewicz do Zagrodzkiego: - Ja panu powiem tak. W moim życiu w ogóle, a od 10 kwietnia w szczególności, słyszę gorsze słowa. Jeśli więc pan sądzi, że one zrobią na mnie wrażenie, to informują pana, że nie zrobią żadnego wrażenia. Żadnego.

Zagrodzki: - Pan jest zawodowym politykiem i zawodowo może pan opowiadać bajki, ale liczą się dokumenty, zeznania i te wszystkie elementy, które trzeba udowodnić, a nie wyjść z raportem, o którym - za przeproszeniem - można powiedzieć "bzdury klepane".

Inna osoba z rodzin: - Uspokójmy tę rozmowę.

Macierewicz: - Nie jestem zawodowym politykiem, powiem panu przy okazji. Zawodowo jestem historykiem.

Zagrodzki zakończył, że "to, co powiedział minister", to "skandal".

Macierewicz: - Przyjąłem do wiadomości.

Rodziny krytykują  bliską Macierewiczowi  "Gazetę Polską"

Macierewicz przejmuje inicjatywę: - W sposób oczywisty nie ma takiego sposoby, żeby zagwarantować, że nie będzie błędnego przecinka [w "raporcie technicznym"]. Żeby zagwarantować, że nie będzie jakiejś ułomności. Na to metody nie ma w żadnym istniejącym gdziekolwiek raporcie. Jest coś innego: czy podstawowe tezy i podstawowy materiał dowodowy jest prawdziwy, czy nie. I jest też kwestia, czy chcemy, aby ta sprawa została postawiona publicznie i rozwikłana, czy też chcemy, żeby ją zakopano jak zakopano bardzo wiele innych spraw na świecie.

Głos zabiera potem Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mecie, wiceministrze kultury. Apeluje, aby nie przywiązywać nadmiernej wagi do doniesień medialnych. Uderzyła tu głównie w "Gazetę Polską", którą wymieniał wcześniej także Zagrodzki.

Dlaczego? Bo "GP" (ale też "Nasz Dziennik" związany z o. Tadeuszem Rydzykiem) - wspomina Merta - podawała choćby sensację, że oto po rozbiciu Tu-154M jeden z lecących nim funkcjonariuszy BOR miał dzwonić do żony i mówić ranny: "dzieją się tu rzeczy straszne". Wdowa po BOR-owcu wielokrotnie dementowała te rewelacje.

Merta prosi Macierewicza, bo rocznica to najgorszy czas

Merta dalej: - Mam uwagę dotyczącą czegoś, co nazywamy demonizowaniem daty 10 kwietnia. Od lat jest tak, że czekamy na ustalenia i ich ogłoszenie właśnie w ten dzień. Z naszego punktu widzenia najgorszy, bo my wtedy chcemy być przy grobach naszych bliskich, a nie komentować to, co się dzieje medialnie.

Merta zaapelowała też bezpośrednio do Macierewicza: - Panie ministrze, chciałabym, żeby nam pan to zagwarantował: że jeśli pojawią się jakiekolwiek rozbieżności, głosy "adwokatów diabła", to każdy z członków Podkomisji będzie mógł te wątpliwości wyrazić, nikt za to nie będzie poddany ostracyzmowi, nikt nie zostanie z tej komisji wyrzucony. Chcielibyśmy, żeby Podkomisja w tym kształcie, choć już parę osób zrezygnowało z prac w niej, dotrwała do końca badań, nawet jeśli podnosi jakieś wątpliwości. (…) Dopuśćmy wątpiących.

Merta dalej do Macierewicza: - Apeluję o pokorę. (…) Mówi pan minister o pasku wybuchowym, a nawet pan go zwymiarował [raz to było 6x1, a potem 5x1 mm - red.], bo też - jak rozumiem - nie mamy ani kawałka tego paska.

Macierewicz: - Nie ma takiej możliwości, póki ja jestem przewodniczącym tej komisji, żeby ktoś z niej był wyrzucony. Poza sprawą jedną, która miała zupełnie inny charakter i nie była związana z żadnymi różnicami merytorycznymi. Za to na pewno nikt nie będzie z komisji wyrzucony - nie ma co do tego cienia wątpliwości. Ostatecznie decyduje minister obrony narodowej, więc tutaj przewodniczący komisji ma ograniczony [wpływ]. Może być tak, że minister coś zdecyduje poza przewodniczącym - tak może być. Ale ja takiej decyzji nie zaaprobuję. Nie ma takiego problemu. Różnice bywają duże, bywają bardzo duże - co do meritum. One oczywiście są także ustrukturalizowane czasami ambicjonalnie - to naturalne. (…) Bywają uwikłane w ambicjonalne zachowania, ale to jest inna materia.

"Szykany? Wyrzucanie? Inny świat"

Macierewicz dalej: - Szykany? Wyrzucanie? Inny świat, po prostu inny świat, pani doktor [mówi do Merty - red.]. W tym świecie, w którym obraca się komisja, takich możliwości w ogóle nie ma i - żeby było jasne - nie będzie na pewno.

A samych członków Podkomisji zachwala: - Naprawdę przeszli przez niezłą ścieżkę zdrowia.

Jedną z tych osób był Glenn Joergensen - Duńczyk, którego do Podkomisji ściągnął Macierewicz. Ale Duńczyk nie jest już jej członkiem. W 2020 r. po kolejnych konfliktach z Macierewiczem został on wypchnięty z Podkomisji. Jego nazwisko nie znalazło się w corocznej decyzji szefa MON Mariusza Błaszczaka (PiS) o składzie Podkomisji.

Dziś Joergensen jest największym krytykiem Macierewicza. W tygodniku "Sieci" zarzucił Macierewiczowi sabotowanie badań.

Były członek Podkomisji w rozmowie z Gazeta.pl: - Glenn włożył w badanie katastrofy smoleńskiej 10 lat życia. Był gotów dalej pracować. Nie składał rezygnacji.

"Panie ministrze, proszę i błagam..."

Z apelami do Macierewicza ruszają kolejne osoby.

Dorota Skrzypek (wdowa po prezesie NBP Sławomirze Skrzypku): - Czy publikując raport szczątkowy my zrobimy więcej dobrego całej sprawie, czy więcej krzywdy?

Dariusz Fedorowicz (w Smoleńsku stracił brata Aleksandra): - Panie ministrze, proszę i błagam. Po pierwsze: wydaje mi się, że sformułowanie "raport" jest sugerujące, że jest to jakieś zakończenie. Proponowałbym wycofać się ze sformułowania "raport" i zastąpić je słowem np. "sprawozdanie".

NAGRANIE 3

Zobacz wideo

Macierewicz: - Świetnie.

Andrzej Melak (brat Stefana Melaka, który zginął w Smoleńsku) dorzuca: - "…z bieżących prac".

Macierewicz: - Świetnie. Proszę bardzo. Nie mam z tym żadnych trudności.

Zgromadzeni zaczęli bić brawo.

Macierewicz 11 kwietnia 2018 r. opublikował jednak szczątkowy "raport". A dokładnie: "RAPORT TECHNICZNY. Fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska Smoleńsk Północny". Słowa więc nie dotrzymał.

Macierewicz zarzuca rodzinom działanie w interesie Rosji

Macierewicz uderzył w te rodziny. Jak? Twierdząc, że jeśli ktoś nie chce żadnego raportu - a rodziny nie chciały - na okolice rocznicy, to działa w interesie Rosji.

Macierewicz: - Ja się nie zgadzam z podstawową tezą, którą państwo tu formujecie. Bardzo mi z tego powodu przykro i zdaję sobie sprawę z tego, że to jest pewna trudność. Ale uważam, że mam obowiązek powiedzieć, co naprawdę myślę, nawet jeżeli miałoby to mieć dla mnie negatywne z państwa strony konsekwencje.

I dalej szef Podkomisji: - O niczym więcej nie marzą ludzie ze strony rosyjskiej jak o tym, żeby o tym badaniu i wynikach tego badania nic nie było słychać przez najbliższe 100 lat. O niczym więcej nie marzą. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Rozumiem państwa traumę. Oczywiście, moja jest tysiąc razy mniejsza, ale też pewna jest, żeby było jasne - wynikająca z ośmieszania, wykpiwania, etc. etc. Naprawdę tutaj mogę powiedzieć spokojnie, że chociaż nikt z moich krewnych tam nie zginął, to rozumiem tę traumę, bo jest ona kierowana ad personam nie do kogo innego tylko do mnie przez te osiem lat. Ad personam. Wprost, nieustannie, codziennie, tysiąc razy dziennie! - unosił się i podnosił głos.

NAGRANIE 4

Zobacz wideo

Publikacja jakiegoś dokumentu przez Podkomisję ma być także presją na… Donaldzie Trumpie, prezydencie USA. W kampanii w 2016 r. Trump stwierdził: - Dużo słyszałem, że z jakichś przyczyn polskiemu rządowi do tej pory nie udało się sprowadzić do kraju wraku samolotu. Zrobię, co w mojej mocy, aby pomóc polskim władzom.

Macierewicz podkreśla na spotkaniu z rodzinami, że trzyma Trumpa za to słowo. - On nam obiecał pomoc w sprawie dostępu do wraku. To jest jego zobowiązanie wyborcze. My go będziemy trzymać za słowo - mówi Macierewicz.

Trump nie zrobił jednak nic.

Niespełnione obietnice

Na koniec Macierewicz podsumowuje: - Na pewno nikt nie będzie wyrzucany [z Podkomisji]. Na pewno materiał dostaniecie państwo wcześniej. Na pewno nie będzie się on nazywał "raport".

NAGRANIE 5

Zobacz wideo

Magdalena Merta wnioskowała na koniec: - Może wrócimy do dobrej praktyki regularnych spotkań, jakie miały miejsce, jeszcze gdy pracował zespół parlamentarny. Bo zespół traktował nas lepiej niż Podkomisja.

Macierewicz: - Bardzo chętnie.

Do żadnych regularnych spotkań z Podkomisją potem nie doszło. Wręcz przeciwnie: opisywane spotkanie było ostatnim.

Podkomisja Smoleńska w rozkładzie

Dziś rodziny smoleńskie oczekują audytu w Podkomisji i dymisji Macierewicza. Sama Podkomisja jest w rozkładzie.

Mówi były członek Podkomisji mówi Gazeta.pl: - Nie wiedziałem nawet, kto jeszcze jest członkiem Podkomisji. Ciężko było uzyskać jakiekolwiek informacje o planie pracy Podkomisji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.