Ponad pięć lat minęło, a mimo obietnic PiS wrak Tu-154M jest tam, gdzie był

Dojście PiS do władzy miało być przełomem w staraniach o zwrot wraku polskiego Tu-154M rozbitego pod Smoleńskiem. Mijają kolejne rocznice i nic z tego nie wychodzi. Teraz, 11 lat po katastrofie, PiS ogranicza się do tego samego, co robiło pod koniec swojej władzy PO - słania not dyplomatycznych.

To, co zostało z prezydenckiego Tu-154M numer boczny 101, ciągle leży na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Na początku te największe szczątki pod gołym niebem, te mniejsze w hangarze. Wraz z kolejnymi protestami ze strony Polski pojawiały się kolejne zabezpieczenia. 

Dzisiaj wrak znajduje się w dwóch prowizorycznych budynkach, które dobrze widać na zdjęciach satelitarnych. Jeden mieści największe fragmenty wraku. Pobudowano go stopniowo w miejscu, w którym złożono je w 2010 roku. To prosta konstrukcja z drewna i blachy falistej, otoczona płotem z tejże.

Obok stoi większa czarna modułowa hala, w której umieszczono wszystkie mniejsze fragmenty maszyny. Takie jak drzwi, fotele, wiązki kabli czy choćby upakowane w kartony rejestratory parametrów lotu. Jest dodatkowo ogrodzona.

Zobacz wideo

PiS miał wszystko zmienić

Nic nie zapowiada, aby szczątki Tu-154M, w którym 11 lat temu zginęło 96 osób, miały w najbliższym czasie zmienić lokalizację. Rosja od dekady stoi na tym samym stanowisku: oczywiście wrak to własność Polski, ale stanowi dowód w śledztwie prowadzonym przez rosyjski wymiar sprawiedliwości. Do momentu, kiedy to się skończy, nie można go oddać. A kiedy śledztwo się skończy? Nie wiadomo. Dlaczego trwa tak długo? Bo tak.

Od ściany z takim komunikatem odbijali się polscy urzędnicy za czasów PO. Opozycyjni politycy PiS twierdzili jednak, że fakt niezwrócenia wraku to efekt nieudolności rządu, albo wręcz jego złej woli i chęci utrudnienia ustalenia "prawdziwego" przebiegu wydarzeń 10 kwietnia 2010 roku. Członkowie partii Jarosława Kaczyńskiego publicznie twierdzili, że odzyskanie wraku oraz wyjaśnienie co się dokładnie stało na pokładzie Tu-154M, będzie możliwe dopiero po ich dojściu do władzy. - Kiedy u władzy będą ludzie, którzy naprawdę chcą to wyjaśnić. Kiedy ster władzy obejmą ludzie, którzy nie będą chodzili, tak jak miało to miejsce przez ostatnie pięć lat, na pasku Putina. Zarówno Tusk, Sikorski, jak Arabski, przez ostatnie pięć lat nie robili w tej sprawie nic - mówił w lutym 2015 roku w TVP Info Joachim Brudziński.

- Tak jak większość Polaków, nie wiem, co wydarzyło się w Smoleńsku. Nasze państwo nie zrobiło nic, by to wyjaśnić. Jeśli dojdziemy do władzy, zrobimy wszystko, by powołać międzynarodową komisję i sprowadzić wrak tupolewa do Polski - mówiła natomiast tuż przed wyborami Beata Szydło, przyszła pani premier. Niedługo później do władzy doszło PiS i stanowiska rządowe objęli ci ludzie, którzy mieli być gwarantem odzyskania wraku oraz wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Zwłaszcza Antoni Macierewicz, nowy minister obrony narodowej.

PiS coś próbował zrobić

I rzeczywiście po dojściu PiS do władzy podjęto nowe starania. Wysłano nową notę do Moskwy. Z takim samym efektem jak w czasach PO. Podczas spotkań z rosyjskimi dyplomatami miano poruszać temat. Z analogicznym efektem. Macierewicz poprzez swoją podkomisję zatrudnił słynnego argentyńskiego prokuratora Lusia Moreno-Ocampo, znanego z działania w ramach międzynarodowych organów ścigania. Miał coś poradzić w tej trudnej sprawie. Nie poradził.

Na temat wraku mówił nawet w 2016 roku podczas swojej kampanii wyborczej Donald Trump, przekonując Polonię w USA, że pomoże w tej sprawie polskiemu rządowi. Dwa lata później zapytali o to ambasadę USA w Polsce dziennikarze "Gazety Wyborczej". - Nie przewidujemy, byśmy byli w stanie udzielić dalszej pomocy, choć zawsze rozważymy prośby naszych sojuszników - usłyszeli.

Szef MSZ Witold Waszczykowski deklarował, że Polska może skarżyć Rosję w sprawie wraku do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. W odpowiedzi na pytania dziennikarzy wiele razy padały stwierdzenia, że skarga jest już właściwie gotowa i czeka na decyzję o wysłaniu. Nie stało się to. W październiku 2018 roku Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, dzięki lobbingowi polskich polityków, zawarło w swojej rezolucji wezwanie pod adresem Rosji do zwrotu wraku. Moskwa je zignorowała.

Politycy PiS wielokrotnie deklarowali, że podejmowali wiele różnych starań o zwrot wraku. Macierewicz mówił w 2018 roku przy okazji prezentacji wyników prac swojej podkomisji, że "podejmowała wiele wysiłków, aby zarówno odzyskać polską własność, jak i aby móc na miejscu chociażby zbadać". To drugie się udało, ale trudno stwierdzić, na ile było to wynikiem wysiłków podkomisji. W ostatnich latach prokuratorzy Prokuratury Krajowej przynajmniej dwa razy wizytowali lotnisko w Smoleńsku i pod ścisłą kontrolą Rosjan zapoznawali się ze szczątkami maszyny.

PiS musiał pogodzić się z rzeczywistością

Wraz z upływem lat i brakiem efektu deklarowanych starań, politycy PiS coraz częściej musieli wypowiadać się w tonie usprawiedliwiającym. Już w 2017 roku Waszczykowski otwarcie stwierdził, że szanse na odzyskanie wraku są "coraz mniejsze". Winę za to zrzucał na PO. - Dokumenty, które przejrzałem, nie wskazują, aby poprzednia dyplomacja polska kiedykolwiek wtedy podniosła prośbę o zwrot wraku. To oznacza, że wtedy straciliśmy szanse, aby ten wrak odzyskać i wtedy przyjęliśmy błędną interpretację prawną wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy i wtedy popełniono fundamentalne błędy, aby wyjaśnić przyczyny i odzyskać wrak - twierdził.

Macierewicz przyjął strategię twierdzenia, że w ogóle nigdy nie zapewniał, iż doprowadzi do zwrotu wraku. W 2017 roku dziennikarce TVN pytającej go o to, dlaczego mu się nie udało, odpowiadał kpiąco pytaniem "A Pani się udało?". W 2019 roku podczas jednego ze spotkań wyborczych mówił, że politycy PiS "nigdy nie obiecywali, że zagwarantują powrót wraku". Jednocześnie przy okazji rozmów na temat wyników prac swojej podkomisji, zapewniał, że posiadanie wraku nie jest konieczne do prowadzenia przez nią badań katastrofy.

- Robiliśmy wszystko, co możliwe, ale tak długo, jak długo po stronie rosyjskiej nie będzie woli zmierzenia się z prawdą o tym, co wydarzyło się pod Smoleńskiem, cokolwiek to było, tak długo nie można liczyć na to, że szczątki tego samolotu wrócą do Polski - mówił natomiast w 2019 roku wicepremier Jarosław Gowin.

Teraz mamy 11 rocznicę katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Szóstą pod rządami PiS. Wrak jak zalegał w Smoleńsku, tak zalega w Smoleńsku. Jak był narzędziem Kremla w relacjach z Polską, tak nim pozostaje. Nawet politycy PiS chyba nie mają już dzisiaj wątpliwości, że odzyskanie wraku nie zależy od tego, jak Polska się postara, ale od tego, czy będzie to w interesie Rosji. Jeśli Kreml uzna, że warto będzie polskiej władzy sprawić taki prezent, to rosyjskie śledztwo na pewno szybko się skończy, szczątki przestaną być dowodem i będzie można je sprowadzić do Polski.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.