Tajemniczy zapis pod osłoną nocy i handel polskim długiem. Kościński przed Trybunał Stanu!

Tadeusz Kościński. Foto: PAP
Minister Finansów Tadeusz Kościński. Foto: PAP
REKLAMA

Minister finansów wydał tajemnicze rozporządzenie, zwalniające niektóre banki zachodnie z podatku od zysków z handlu polskimi obligacjami.

Gdyby księgowy dowolnej spółki tak prowadził kasę swojej firmy, jak robią to ministrowie finansów krajów demokratycznych, żaden nie uniknąłby kryminału.

Peter Tausend

Handel polskim długiem będzie doskonałym biznesem, ale dla podmiotów innych niż polskie – wymyślił minister finansów Tadeusz Kościński. Z niezrozumiałych względów postanowił uprzywilejować cudzoziemskie instytucje finansowe i uczynić dla nich bardziej atrakcyjnym towarem polskie długi.

Poszkodowani w tym eksperymencie są polscy podatnicy – i to więcej niż jednego pokolenia.

REKLAMA

Dziwne przepisy

Gdy cała Polska przygotowywała się do świąt Bożego Narodzenia, dzień przed Wigilią, 23 grudnia 2020 roku, w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej – oficjalnym dokumencie zawierającym akty prawne – ukazało się rozporządzenie Ministra Finansów wydane na podstawie Ustawy „Ordynacja Podatkowa” i podpisane dzień wcześniej przez Tadeusza Kościńskiego. Zawiera ono trzy paragrafy. Najważniejszy mówi tak:

Zarządza się zaniechanie poboru podatku dochodowego od osób prawnych od dochodów (przychodów) banków centralnych niemających siedziby lub zarządu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, uzyskanych z tytułu odsetek lub dyskonta od obligacji skarbowych wyemitowanych przez Skarb Państwa na rynku krajowym, które zostały nabyte od dnia 1 stycznia 2021 r. do dnia 31 grudnia 2025 r., a także z odpłatnego zbycia tych obligacji.

Potem następuje paragraf drugi, który stanowi, że:

Zaniechanie, o którym mowa w § 1, ma zastosowanie do dochodów (przychodów) uzyskanych od dnia 1 stycznia 2021 r. do dnia 31 grudnia 2047 r.

Trzeci punkt jest formalnością. Stanowi bowiem, że rozporządzenie wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia.

Odwrócić uwagę

Przepis wszedł więc w życie 24 grudnia, dokładnie w Wigilię. To ostatnio dawało gwarancję, że nikt się tym nie zainteresuje. Przestrzeń medialna wypełniona była sporem wokół legalności „godziny policyjnej” wprowadzonej na Sylwestra (i później odwołanej), media rządowe informowały o kolejnych zgonach wywołanych przez epidemię koronawirusa, media nierządne – o liczbie zgonów wynikającej z „wyłączenia” służby zdrowia, a większość polskich rodzin kończyła ostatnie przygotowania do wigilijnej wieczerzy.

Nikt więc nie interesował się tym, jaki „prezent” choinkowy zgotował Polakom resort finansów. Tymczasem jego gruntowna analiza prowadzi do wniosku, że mamy do czynienia z jedną z największych afer finansowych ostatnich lat, którą powinien zająć się prokurator. Zaś minister Kościński powinien zapłacić za to rozporządzenie spotkaniem z Trybunałem Stanu i dożywotnim więzieniem za jawną zdradę stanu, czyli świadome działanie wbrew interesom Rzeczypospolitej Polskiej.

Co to znaczy?

Aby zdać sobie sprawę z powagi sprawy, trzeba najpierw zrozumieć, co takiego podpisał minister Kościński. Rozporządzenie to akt prawny mniejszej wagi, może je podpisać minister – ale mniejsza o to.

Sformułowanie „zaniechanie poboru podatku dochodowego” jest proste. Oznacza to, że podległe Kościńskiemu instytucje (głównie skarbowe) przestaną pobierać podatek dochodowy od wskazanych instytucji. Inaczej mówiąc: wskazane instytucje zostaną zwolnione z podatku. To jest jasne.

O jakie instytucje chodzi? Są to – jak czytamy w rozporządzeniu – banki centralne niemające siedziby lub zarządu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Banki centralne to banki państw, wspólnot państw lub instytucji, np. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. A brak siedziby oznacza, że w Polsce taki bank nie może mieć nawet oddziału, w którym obsługuje się klientów. Może natomiast mieć przedstawicielstwo (to kruczek prawny).

Uzyskanych z tytułu odsetek lub dyskonta od obligacji skarbowych wyemitowanych przez Skarb Państwa na rynku krajowym, które zostały nabyte od dnia 1 stycznia 2021 r. do dnia 31 grudnia 2025 r., a także z odpłatnego zbycia tych obligacji – oznacza, że chodzi właśnie o te konkretne obligacje skarbowe, na których można zarabiać bez podatku.

Obligacje Skarbowe to tzw. papiery dłużne, które pomagają rządowi łatać dziurę budżetową poprzez zapożyczenie się u obywateli. Rząd emituje papier wartościowy nazwany „obligacją” i sprzedaje go po cenie emisji (np. 1000 złotych), zobowiązując się równocześnie (obligacja pochodzi od słowa obligować, czyli zobowiązywać) odkupić go od nabywcy w konkretnym dniu (najczęściej za kilka lat) po konkretnej, wyższej cenie. Ta różnica w cenie ma zachęcać obywatela do inwestycji a państwu umożliwić zaciągniecie pożyczki.

Podsumujmy zatem: od 1 stycznia 2021 do 31 grudnia 2025 roku, a więc całe pięć kolejnych lat Skarb Państwa, czyli Ministerstwo Finansów emitować będzie obligacje, aby dzięki nim znaleźć pieniądze na bieżące wydatki. Każdy, kto taką obligację kupi, będzie mógł później, do roku 2047, odsprzedać ją z zyskiem. Normalnie od tego zysku należałoby zapłacić podatek dochodowy, ale zagraniczne instytucje finansowe zostały z tego podatku zwolnione. Jeśli Polak, polska instytucja lub polski bank kupi rządową obligację – od zysku na niej będzie musiał zapłacić podatek, ale jeśli zrobi to obcy bank, takiego podatku nie zapłaci. Przepis ten obowiązuje do roku 2047 a więc przez najbliższe 36 lat, czyli więcej niż jedno pokolenie.

Korzystne dla obcych

Kto skorzystał na tym rozporządzeniu? Tylko jedna grupa inwestorów, czyli zagraniczne banki i zagraniczne instytucje finansowe, a zwłaszcza te, które nie mają w Polsce swoich siedzib.

Są to więc międzynarodowe instytucje lichwiarskie, dla których pożyczki są źródłem wywierania nacisku na rządy. Co robi rząd, jeśli brakuje mu pieniędzy (a taka sytuacja jest normą w krajach demokratycznych)? Może albo pieniądze dodrukować (co zwiększa inflację i ceny), albo je… pożyczyć. Pożyczki mają najczęściej jedną z dwóch form: albo kredytu przelewanego z banku zagranicznego do Narodowego Banku Polskiego, albo właśnie… obligacji.

Obligacja polega na tym, że rząd sprzedaje ją za określoną cenę (np. 100 złotych) a po upływie określonego czasu (najczęściej kilka lat) zobowiązuje się ją odkupić za cenę wyższą (np. 113 złotych). Obligacje są uważane za stabilny sposób na oszczędności, ale tylko przy założeniu, że rząd przestrzega ograniczeń w deficycie i inflacji. Jeśli nie – obligacje nie mają sensu. Co z tego, że nominalnie za odkupienie obligacji można zyskać większą kwotę, skoro spadła realna wartość pieniądza?

Obligacje emitowane „na rynek krajowy” to sformułowanie, które oznacza, że adresatami obligacji są instytucje krajowe i obywatele. Mogą oni kupić je jako pierwsi, a potem mogą albo czekać do daty zapadalności (czyli dnia, kiedy państwo zobowiązało się odkupić obligacje), albo je dalej sprzedać. W tym wypadku nabywca nie musi pochodzić z rynku krajowego. Może to być również instytucja zagraniczna. I te właśnie instytucje minister Kościński zwolnił z podatku od dochodu wygenerowanego przez transakcję na obligacjach.

POLECAMY BIBLIOTECE WOLNOŚCI

Droga do zniewolenia

Rozporządzenie zachęca zagraniczne instytucje finansowe do inwestowania w polskie obligacje. Wszystko przez to, że zysk z nich staje się zyskiem netto – nie trzeba od nich płacić podatku w Polsce automatycznie przy okazji sprzedaży (bo właśnie wprowadził to Kościński) ani w kraju siedziby (bo jako zysk wypracowany za granicą nie podlega opodatkowaniu w państwie macierzystym).

Jest to więc świetny interes. Można więc spodziewać się, że lichwiarskie instytucje zaczną ścigać się w wykupie polskiego zadłużenia. Im więcej obligacji będą posiadać, tym więcej zarobią aż do 2047 roku! Przez 36 lat.

Oznacza to, iż lichwiarska międzynarodówka będzie miała interes w tym, aby lobbować w Warszawie i naciskać polski rząd do tego, aby tych obligacji było jak najwięcej i aby były jak najwyżej oprocentowane. Trudno się spodziewać, aby rząd pozostał głuchy na takie zachęty. Emitowanie obligacji i perspektywa ich skupu przez zagraniczne instytucje da rządowi krótkoterminowy dopływ gotówki, którą z kolei będzie można wykorzystać do utrzymywania powiększającej się szybko armii „samych swoich” w rządowej biurokracji, co dla rządu ma jeszcze taką korzyść, że zapewni mu stabilny elektorat (biurokracja zawsze głosuje na swojego pracodawcę).

Potrwa to do momentu, gdy „bańka pęknie”, czyli do momentu, kiedy rząd stanie się niewypłacalny i nie będzie miał już od kogo pożyczać. Wtedy międzynarodowi lichwiarze zażądają spłaty, grożąc np., w razie odmowy, przejęciem polskiej majętności. Chcąc tego uniknąć, rząd będzie musiał w podskokach spełniać niekorzystne dla Polski żądania lichwiarskiej międzynarodówki. Ale rządu to już nie będzie obchodzić, bo przed tym krytycznym dniem będzie mógł oddać władzę.

Leszek Szymowski


Najwyższy Czas.

REKLAMA