Narodowa nierentowność

Istnieją zawody, firmy czy nawet całe branże, w których pomimo ciężkiej i uczciwej pracy ludzie słyszą od swojego szefa „ja i tak muszę dokładać do tego biznesu”. Jest tak, gdy firma przynosi zyski znacznie mniejsze od zamierzonych lub lekkie straty. Jak to możliwe, że 8h uczciwej pracy 5 dni w tygodniu może przynosić straty? I czy rzeczywiście są to straty?

Spójrzmy na problem z dwóch stron: firmy oraz społeczeństwa.

W małej firmie pracuje 10 bardzo dobrych pracowników. Wykonują oni elementy z drewna- zajmują się cięciem, rzeźbieniem i montażem, następnie wysyłają do zewnętrznej firmy na malowanie, by na końcu je spakować i wysłać. Średnio zarabiają 40zł brutto na godzinę, tworząc przy tym towar o wartości 80zł. Po dodaniu wszystkich kosztów stałych prowadzenia zakładu, takich chociażby jak prąd, woda czy wynajem hali, dziennie przynoszą oni 2000zł zysku.

Szef widząc, że firma dobrze prosperuje, zatrudnia w niej własnego syna na stanowisku kierownika produkcji. Jako że produkcja szła dobrze bez niego, oraz jest on bardzo leniwy, to nie przynosi żadnych zysków, za to kosztuje firmę 300zł dziennie. Dodatkowo przyjaciel szefa otworzył swoją własną malarnię. Ten chcąc zachować dobre stosunki, oraz licząc, że z czasem mu się to opłaci, zrezygnował z poprzedniej malarni, przez co koszty malowania wzrosły o 100zł dziennie. Chcąc być bardziej konkurencyjny obciął też ceny swoich produktów. Ze względu na bardzo niskie ceny zwiększyła się liczba zamówień. Nie chcąc zatrudniać nowych, niepewnych pracowników postanawia wprowadzić pracujące soboty, płacąc przy tym podwójną stawkę.

Po roku od wprowadzenia tych zmian okazuje się, że firma przynosi straty. Zwiększone wynagrodzenia, zwiększone koszty, mniejszy przychód oraz zwiększona liczba błędów wynikająca chociażby z przepracowania pracowników- to wszystko sprawiło, że średnio każdy dzień pracy zakładu kończył się 10zł straty dla właściciela. Ale czy to prawda?
Nie. Firma nie przynosiła strat, a przynosiła zyski mniejsze od oczekiwanych- w końcu wystarczyło na wypłaty dla pracowników. Jednak w przeciwieństwie do poprzedniego roku, pracownicy nie pracowali tylko na siebie, ale też na leniwego syna, droższe malowanie czy niższe ceny skończonych produktów - czyli wydatki, które nie generowały żadnych zysków, a istniały ze względu na złe zarządzanie firmą.

Dokładnie tak samo jest z wydatkami publicznymi. Niech pracownicy naszej firmy zarabiają średnio 4800 na rękę. Jeśli wydadzą te pieniądze na rachunki, jedzenie, paliwo oraz rozrywkę i używki, to łączne odprowadzą 5000zł podatku, czyli więcej niż zarabiają. Łączny koszt pracodawcy przy ich zarobkach to aż 8200zł. Dodatkowo można przyjąć, że średnie opodatkowanie życia (uwzględniając vat i akcyzy) wynosi 25%. Wiele osób przekracza tą wartość, chociażby wydając połowę wypłaty na samo tylko paliwo, papierosy i alkohol.

Niech każdy z pracowników ma żonę. Ich żony odprowadzają średnio 2000zł podatku, gdyż nie wszystkie pracują. Łącznie daje to 70 000zł wkładu do budżetu przez 10 rodzin miesięcznie. Statystycznie nasze 10 rodzin posiada łącznie 12 dzieci i 8 babć lub dziadków będących na emeryturze.
Mamy więc 10 rodziców odprowadzających 70 000 w podatkach, oraz 20 osób generujących co najmniej 26 600 kosztów państwowych (licząc koszty edukacji na 750zł miesięcznie, a średnią emeryturę jako 2200). Jeśli uwzględnimy, że wiele rodzin zarabia mniej niż nasza przykładowa grupa lub nie posiada żadnego przychodu, oraz weźmiemy pod uwagę wydatki publiczne takie jak służba zdrowia, wynagrodzenia dla osób zatrudnionych w budżetówce, ogólną obsługę prawa i podatków- czyli wszystkich urzędników licząc od sprzątaczek pracujących w urzędach aż do prezydenta, wyjdzie nam, że nasze 10 rodzin składające się z 40 osób, odprowadza miesięcznie o 9300zł podatku za mało. W skali roku jest to 2800zł na każdego Polaka i tyle właśnie wynosi deficyt budżetowy Polski.

Każdy dzień pracy dzielimy dwa razy. Ze sprzedaży wytworzonych przez nas dóbr, część pieniędzy trafia do właściciela zakładu, a cześć do nas. Z tego co dostajemy, około 51% trafia do budżetu naszego państwa. Te pieniądze idą na edukację, emerytury, służbę zdrowia, urzędy i tak dalej.

Na tle innych krajów unii europejskiej pracujemy znacznie ciężej, często dużo lepiej – szczególnie jeśli chodzi o prace manualne, oraz statystycznie chociażby 400 godzin rocznie więcej od przeciętnego Niemca. A mimo to na ich tle jesteśmy zwyczajnie biedni. Dzieje się tak, ponieważ ponad połowa z tego, co wypracowujemy trafia dla właściciela naszego zakładu- bardzo dużo w porównaniu do innych krajów UE, głównie ze względu na niskie płace. Z tego zaś co zostaje, ponad połowa trafia do budżetu państwa. Pracując przez 8h, 4h robisz dla szefa i na utrzymanie zakładu, 2h dla uczniów, studentów, emerytów, urzędników, osoby chore oraz bezrobotne, a tylko 2h dla siebie samego.

Dodatkowo pracujemy też przy „innych kwotach” niż kraje zachodnie. Całkowicie inaczej wyglądają liczby podczas pracy przy zbiorze jabłek w sadzie - od kosztów, przez wydatki stałe i inwestycyjne, aż do zysków, a całkowicie inaczej przy produkcji nowoczesnych samolotów, potężnych statków czy milionów mniej lub bardziej luksusowych czy precyzyjnych produktów.

Jeśli to, co wypracujemy, uwzględniając wszystkie nasze błędy, wraz z wszelką obsługą naszej pracy, chociażby taką jak osoby szukające klientów czy zakupowcy, jest warte mniej niż końcowy produkt, nasza praca staje się nierentowna. Tak jest np. w niektórych kopalniach, gdzie górnicy potrafią w ciągu dnia wydobyć niewystarczająco dużo węgla, aby pokryć swoje własne wynagrodzenie, pomijając obsługę ich pracy na którą prócz zatrudnionych „na powierzchni” osób, składają się chociażby koszty zabezpieczania nowych szybów. Nie oznacza to jednak, że ich praca jest nic niewarta - po prostu działanie niektórych kopalń jest, z ekonomicznego punktu widzenia, niepoprawnie zorganizowane.

Jeśli to, co odprowadza w podatkach pracująca poza budżetówką część społeczeństwa nie wystarcza na pokrycie państwowych wydatków, to cały kraj staje się nierentowny, co od lat ma miejsce w Polsce. Nie oznacza to jednak, że pracujemy źle czy niewydajnie, ale że cała ekonomiczna struktura naszego kraju jest zorganizowana w sposób nieoprawny.

Prostym rozwiązaniem problemu budżetowego deficytu jest sprowadzanie imigrantów zarobkowych, nawet z całymi rodzinami. Jeśli uwzględnimy, że z Ukrainy przyjedzie do Polski rodzina z dziećmi, oraz że będą oni korzystać z naszej edukacji i systemu zdrowotnego, to wciąż będą dla nas wartością dodatnią. Zarabiając i odprowadzając podatki u nas, nie opłacają oni przy tym swoich urzędników, służb mundurowych, infrastruktury a tylko i wyłącznie naszą- Polską. Nawet jeśli będą żyć skromnie i większość z zarobionych tutaj pieniędzy wyślą zagranicę, to wciąż połowa tego co wypracują trafi do właściciela zakładu, a połowa tego co im zostanie do budżetu naszego państwa. Oczywiście w sytuacji emigracji Polaków sytuacja wygląda odwrotnie…

Podsumowując:

W porównaniu do innych krajów unii europejskiej, pracodawcy w Polsce mają średnio bardzo duży zysk z pracowania, co spowodowane jest niskimi wynagrodzeniami w stosunku do wyprodukowanych dobór. Dodatkowo zarówno pracownicy jak i właściciele zakładów czy JDG obłożeni są bardzo wysokimi podatkami, które i tak nie wystarczają na utrzymanie państwa bez nieustannego zadłużania go.

Nierentowność racy w Polsce bierze się ze zbyt dużej różnicy w łącznej sumie wypracowanych pieniędzy przez osoby pracujące poza budżetówką, a łącznej sumie wydawanej na lub pobieranej przez osoby zatrudnione w budżetówce, emerytów, rencistów, uczniów, studentów, bezrobotnych czy więźniów. Dodatkowo nawet najcięższa praca osób pracujących „na państwowym” nie pomoże w zbogaceniu się państwa, ponieważ z założenia nie generują oni żadnego dochodu narodowego, a jedynie zarządzają pieniędzmi wpłaconymi do budżetu lub zapewniają podstawowe funkcjonowanie kraju. Co nie zmienia faktu, że ich ciężka praca może przyczynić się do poprawy ogólnego poziomu życia w Polsce.

Abyśmy jako kraj zwiększyli naszą rentowność, możemy przyjąć więcej emigrantów zarobkowych czy przenieść znaczną cześć osób pracujących w budżetówce do prywatnych firm i korporacji. W szczególności że na 16,5 mln osób zatrudnionych w Polsce aż 1,9 zatrudnionych jest na państwowym  co stanowi 11,5%- jeden z najwyższych wskaźników na świecie. Dodatkowo jeśli zestawimy to z liczbą mieszkańców polski-37,97 mln, to wyjdzie nam, że 14,6mln osób utrzymuje swoją pracą aż 23,37mln. Na jedną, pracującą na dochód narodowy osobę, przypada aż 1,6 obywatela, który tego nie robi.

Jeśli ciężko i uczciwie pracujesz, to pamiętaj, że na sowich plecach prócz szefa oraz wszystkich niezbędnych do funkcjonowania zakładu wydatków, masz jeszcze miliony obywateli, którzy nie podejmują się pracy zarobkowej czy to ze względu na swój wiek- bo są zbyt młodzi lub wystarczająco starzy, czy innych powodów takich jak problemy zdrowotne, pozbawienie wolności lub zwyczajnie im się nie chce albo nie opłaca. Co prawda dotyczy to każdego kraju na świecie, jednak w Polsce ostateczna kwota, jaka trafia do twojej kieszeni to około ¼ tego, co realnie wypracujesz, podczas gdy w innych krajach jest ona o wiele większa - i to stąd właśnie bierze się ich bogactwo.

Mądrze rozplanowana gospodarka zapewnia o wiele większy poziom życia niż taka, w której 40% obywateli zapracowuje się na śmierć po to, by 60% mogła nie robić praktycznie nic.