TVP1 nie puściła filmu Ewy Stankiewicz o katastrofie smoleńskiej. "Naciski polityczne"

20 stycznia na antenie TVP1 miał się pojawić film dokumentalny Ewy Stankiewicz "Stan zagrożenia", który dotyczy katastrofy smoleńskiej. W środowy wieczór stacja wyemitowała mecz piłki nożnej i przełożyła premierę dokumentu na 10 kwietnia. Jak tłumaczy TVP, powodem zmian są "zastrzeżenia natury formalno-prawnej". Stankiewicz, która kieruje stowarzyszeniem Solidarni 2010, twierdzi natomiast, że "zwyciężyły naciski polityczne".

Na początku roku Jacek Kurski ogłosił, że 20 stycznia TVP1 pokaże dokument Ewy Stankiewicz "Stan zagrożenia". Zgodnie z zapowiedziami samej reżyserki, film prezentuje "wiedzę o śmierci polskiego prezydenta na terenie Rosji, z podaniem źródeł informacji - bardzo poważnych". Bez wcześniejszego uprzedzenia TVP zmieniła jednak ramówkę i w godzinach zaplanowanej emisji "Stanu zagrożenia" pokazała mecz o piłkarski Superpuchar Włoch. W oświadczeniu nadawca wyjaśnia, że "do Telewizji Polskiej wpłynęły zastrzeżenia natury formalno-prawnej, stwarzające poważne wątpliwości co do ryzyka użycia w filmie materiałów prawnie chronionych". Ewa Stankiewicz zapewnia z kolei, że "na krótko przed emisją zaczęto nagle szukać pretekstu", żeby nie pokazywać jej filmu.

Zobacz wideo Prof. Skarżyńska: Okres przeżywania wspólnej żałoby po Smoleńsku był bardzo krótki

TVP przesuwa premierę dokumentu Ewy Stankiewicz. "Przegrała wolność słowa"

TVP przełożyło emisję "Stanu zagrożenia" na 10 kwietnia, kiedy przypada 11. rocznica katastrofy smoleńskiej. Stacja uzasadnia tę decyzję "obiektywnymi przyczynami prawnymi" i podkreśla, że "gorąco wspiera wszelkie działania zmierzające do wyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej". Nie zgadza się z tym Ewa Stankiewicz, która wydała własne obszerne oświadczenie - twierdzi w nim m.in., że to już piąte przesunięcie daty premiery filmu i że w związku z tym "nie ma nadziei, że film zostanie wyemitowany w ogóle". "Nie godzę się na żadną cenzurę treści filmu. A zarzuty skierowane w opisanych okolicznościach wyglądają na pretekst i otwierają furtkę do dalszej blokady" - dodała prawicowa publicystka, reżyserka i aktywistka.

W opublikowanym na Twitterze stanowisku Stankiewicz mówi, że "niewielu zdeterminowanych twórców związanych z Telewizją stara się wciąż coś zrobić coś na własną rękę" oraz że "co do zasady jednak w Telewizji można jedynie 'upamiętniać', rzewnie wspominać i 'oddawać cześć'". Reżyserka dokumentu oznajmia przy tym: "Jeśli miarą suwerenności Polski kiedyś – była zdolność powiedzenia prawdy o tym, kto zabił naszą elitę w Katyniu – jak uważał Prezydent Lech Kaczyński – to miarą naszej suwerenności dziś, jest zdolność powiedzenia o tym, jak i dlaczego zginął on sam i 95 polskich obywateli". Oświadczenie kończy się zdaniem: "Przegrała wolność słowa - zwyciężyły naciski polityczne".

Związana z TV Republika Ewa Stankiewicz zasłynęła z szerzenia teorii dotyczących zamachu jako przyczyny katastrofy samolotu Tu-154 w Smoleńsku. Jest założycielką stowarzyszenia Solidarni 2010, które - jak czytamy w jego statucie - za swój "patriotyczny obowiązek" uznaje żądanie wyjaśnienia genezy, przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej". Jego członkowie chcą także "osądzenia i sprawiedliwego ukarania Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego, Bogdana Klicha, Tomasza Arabskiego i Jerzego Millera za podejrzenie o zdradę interesów państwa polskiego". W 2011 roku Stankiewicz żądała nawet kary śmierci dla Donalda Tuska za "oddanie śledztwa w ręce Rosjan". Pięć lat później przeprowadziła głośną rozmowę z prof. Bogusławem Wolniewiczem, w której mówiła m.in. o "ataku Rosji na Polskę", czyli "zabiciu" prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.