#pasta4862

oud-lute
oud-lute

Jest rok 4862, ludzkość odbudowuje się po katastrofie, którą przeżyło nie więcej niż kilkaset osób, głównie ludzi młodych, gdyż ich rodzice i dziadkowie, mimo sprawnej ewakuacji umarli w kilka godzin po trafieniu do bunkrów, najpewniej z powodu nieznanej i nigdy nie poznanej odporności dzieci na to, co niemal zakończyło gatunek ludzki, czymkolwiek było. Populacja spędziła kilkaset lat w betonowym kokonie, bojąc się o swój los, opierając nadzieje w tym, że zapasy żywności i cała infrastruktura tłocząca oczyszczone powietrze i dająca (coraz mniej) energii elektrycznej, pozwoli im przetrwać.


Dotychczasowe ekspedycje na powierzchnię, organizowane co dekadę, składające się z osób osądzonych na karę za występki przeciwko Kodeksowi Schronu, nie utrzymywały się długo przy życiu. Sygnał radiowy ostatniej ekspedycji był rekordowy w długości, bo Bunkier ostatnią z osób słyszał 17 minut i 44 sekundy po opuszczeniu śluzy. Ostatnie, wyduszone w bólach tchnienie nie pozostawiło wątpliwości, że to jeszcze nie czas dla ludzkości aby powrócić pod nieboskłon. Minęło kolejne 10 lat, grupa ekspedycyjna była gotowa. Wszyscy pogodzeni byli z losem. Dano im pożegnać się z rodziną i znajomymi. Otrzymali Prawo Ostatniego Dnia, pozwalające im żyć jak wolni ludzie. Gdy 24 godziny ostatniego podmuchu swobody minęły, ubrani zostali w skafandry dające jedynie złudzenie ochrony przed tym, co czyhało na nich na powierzchni.


Weszli do śluzy i w napięciu czekali, aż wrota Starego Świata otworzą się. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co ujrzy, gdyż dzieci i młodzież, stanowiący Pierwszych Kolonistów, dorastały posiadając szczątkową wiedzę o świecie, nauce, kulturze i wszelkich innych aspektach. Dawne przekazy Tych Którzy Pamiętali, zatarły się przez stulecia, przez co kolejne pokolenia znały jedynie to, co posiadały i wytworzyły na terenie Kolonii. Drzwi z mozołem i skrzypieniem rozsunęły się na boki. Do śluzy wpadło gorące powietrze, co oznacza, że Strażnicy Czasu mieli rację obliczając, że najprawdopodobniej na powierzchni jest pora letnia. Skazańcy, pierwszy raz w swoim życiu, zaczerpnęli w płuca powietrze, które nie przeszło przez Wieczne Filtry. Czekali, dawno pogodzeni z losem, na pierwsze symptomy umierania. Wyszli przez bramę śluzy i zaczęli łapczywie oglądać wszystko to, co znajdowało się w zasięgu wzroku. Mijały kolejne minuty, a oni nie tylko nie czuli żadnych objawów zakażenia czy zatrucia, ale wręcz mieli wrażenie, że ich krew płynie jakby sprawniej, umysły się rozjaśniły, a mięśnie niemal domagały się wysiłku. Czyżby świat stał się bezpieczny? Przekazywali wszystkie te doznania na bieżąco do Głównych Analityków, którzy ostrożnie, ale wciąż euforycznie zareagowali, gdy zegar wybił godzinę od rozszczelnienia śluzy. Ekspedycja, zgodnie z Wielkim Planem Powrotu, rozdzieliła się tak, aby każdy uczestnik poszedł w określonym kierunku, starając się poruszać w linii prostej. Prowiantu starczyć miało na kilka do kilkunastu dni (zapasy Bunkra były przeogromne dzięki doskonałym przewidywaniom ludzi Sprzed Czasów). W ten sposób zwiększali oni szansę na odnalezienie miejsca dobrego na ewentualne założenie przyczółków, a później - być może - nowego miejsca do zamieszkania. Mijały kolejne godziny, a potem dni. Wszyscy żyli, mieli się bardzo dobrze, raportowali o wszystkim, co widzieli. Pojawił się nieznany wcześniej problem - brak nazewnictwa dla przedmiotów i zjawisk na powierzchni. Skazańcy czuli, że to, co przekażą do Kolonii, będzie odniesieniem dla przyszłych pokoleń. Nauczeni byli, w jaki sposób nadawać robocze nazwy różnym rzeczom i teraz notatniki Głównych Analityków niemal pękały w szwach od słów takich: "szara podłoga" (asfalt), "zielone odwrócone szczotki" (drzewa), czy "wielka żarówka" (słońce).


Czwartego dnia jeden z Ekspedytorów dotarł do czegoś, co ze strzępków przekazów kazało mu sądzić, że niegdyś było miastem. Spędził cały dzień na przeczesywaniu terenu. Czas zrobił jednak swoje i wszystko, co potencjalnie mogło dać więcej informacji na temat czasów minionych, zostało zmienione w pył. Szczególnie liczyli na książki, których ledwie kilka udało się ogromnymi wysiłkami utrzymać w kolonii (większości słów i tak nie znali, ale mieli nadzieję, że poprzez wszelkie analogie i poznawanie pozostałości na świecie, odnajdą ich sens). Wszedł do jednego z budynków, który dzięki swojej konstrukcji oparł się czasom i był w nawet nienajgorszej kondycji. Po chwili usłyszał ledwie zauważalny dźwięk spod podłogi. Ogarnął go strach, ale wiedział, że misja jest na tyle ważna, że nie czas teraz na obawy. Otworzył drzwi prowadzące stromymi schodami w dół do jakiegoś pomieszczenia, które ewidentnie było oświetlone! Prąd?! Tutaj?! Przełknął ślinę i zaczął powoli schodzić. Będąc na dole potrzebował chwili, aby przyzwyczaić oczy na nowo do braku światła, które od kilku dni atakowało jego zmysły przez większość doby (w Kolonii można było używać jedynie słabych żarówek, pracujących i tak na kilkudziesięciu procentach mocy z uwagi na degradację paneli słonecznych i akumulatorów). Zobaczył w końcu coś, co go niemal sparaliżowało. Przy biurku, przed ledwo świecącym ekranem (mieli podobne w Kolonii, używane ledwo po kilka minut tygodniowo do monitorowania stanu urządzeń, aby szanować podzespoły; mieszkańcy Kolonii byli i tak pod ogromnym wrażeniem trwałości technologii początków czwartego tysiąclecia) siedział żywy człowiek. Miał na oko siedemdziesiąt-kilka lat, był chudy, na twarzy miał gęstą siwą brodę, a włosy długie niemal do pasa. Odwrócił się powoli w kierunku Ekspedytora. Jego oczy, lekko już zamglone z powodu początków jaskry, nie wyrażały nawet krzty zdziwienia obecnością kogoś z Zewnątrz. Co tu robił?! "Cześć, dobrze że jesteś. Mogę Ci przekazać Ostatni Materiał. Musisz go dać kolejnym pokoleniom, bo to spuścizna naszych przodków. Tak na szybko, jest to jedyny materiał, jaki udało się komukolwiek wygrzebać z pozostałości czegokolwiek, więc wiesz, bez presji czy coś, ale lepiej go przypadkiem nie skasuj". Ekspedytor nie wiedział nawet jak na to odpowiedzieć. Jaki Ostatni Materiał? O co w ogóle tu chodziło? Domyślał się jedynie, że ekran może wyświetlić coś innego, niż stan naładowania akumulatorów, poziom działania paneli, czy datę i zegar, które i tak dawno nie mówiły całej prawdy (nastawiano je co około dziesięć lat, bazując na kilkuminutowych relacjach Skazańców). Miał tyle pytań. Kim był ten człowiek? Jak przeżył na powierzchni? Czy jest byłym mieszkańcem Kolonii, a może pochodzi z innego schronu? Jego duszą zawładnęło jednak pragnienie poznania Ostatniego Materiału. "Chcesz Go zobaczyć?" - zapytał siwy mężczyzna, jakby czytając w myślach Ekspedytora. "T-tak. Chcę". "To czekaj". Starzec drżącym palcem wskazującym przejechał kilka razy po ekranie, zatrzymując w końcu opuszek na jakimś małym obrazku. Dotknął go, a ekran niemal natychmiast poczerniał, by po chwili zmienić się w ciąg ruchomych obrazów z dźwiękiem! Ekspedytor zostanie pierwszym mieszkańcem Kolonii, który pozna w końcu tajemnice życia Ludzi Sprzed Czasów. Otworzył szeroko oczy:

(Link YT)