Praca u Janusza Handlarza od kuchni

Skatedog
Skatedog

Janusz Handlarz - praca od kuchni.


Widziałem dziś fajny wpis o patologiach na budowie, fajnie się czytało i postanowiłem napisać podobny tekst, ale tym razem o Januszach handlarzach i o tym jak to wygląda od kuchni.


Było to ja wiem, jakieś 8-10 lat temu, byłem na I roku studiów zaocznych, pracowałem już w kilku miejscach ale wtedy potrzebowałem pracy żeby opłacić studia, mieszkanie i tak dalej. 

Nie miałem wtedy aż tak wiele wykształcenia i wyborów, znalazłem ogłoszenie "Potrzebna pomoc przy myciu samochodów" - a ja że lubiłem myć fury i też że od zawsze się nimi interesowałem, plus że było dosyć blisko mnie jak na tamte czasy (ok 8 km) zadzwoniłem - odebrał starszy gościu i mówi że proszę przyjechać jeszcze dziś.

Podjechałem pod wskazany adres - Duży dom na przedmieściach, generalnie to gdzie wzrokiem nie sięgnąć tam jakiś samochód, raz w lepszym raz w gorszym stanie. Tutaj jakiś transit, tam jakieś stare Renault w trupie, generalnie wygląda jak serwer gta SA Online tylko bardziej obskurnie.

Powoli w mojej głowie zaczyna układać się obraz osoby którą zaraz zobaczę - ale staram się trzymać otwarty umysł. Dzwonię dzwonkiem. 
Z okna na 1-szym piętrze wyłania się głowa kolesia po 50, siwy, lekko ulany. "ZARA BEDE!"
Po chwili pojawia się na progu domu i otwiera bramkę - "Proszę proszę!, Pan Pewnie o prace tak?"

Przyrzekam, ma na sobie kamizelkę ala kurtkę bomber albo inny sweter, siwe włosy, wielki nos i śmiesznie zaciąga kiedy mówi.

Otwiera pake jakieś forda Couriera który stoi gdzieś na drodze obok - o Proszę, tutaj sobie proszę wejść - paka jest cała uwalona, sadza smog czy inny kurz, generalnie jakby tam ktoś woził węgiel i ziemniaki na zmianę. 

"Tutaj sobie pan bierze to i to" - podaje mi szmatki i jakieś psikacze - "To są dobre specyfiki, to od razu puszcza!"

Brud schodził w większym lub mniejszym stopniu, po jakiś 15 minutach wprowadzenia kazał się zjawić jutro o 8 rano na "dzień próbny" za 7 ziko za h.


Drugi dzień, zjawiam się punktualnie, zaspany, zimno bo był październik - ale jestem dobrej myśli. 

Janusz zaspany wytoczył się ze swojego penthousu i mówi "Zaraz przyjedzie jeszcze Edek, On też u mnie pracuje, pomaga z silnikami czy coś, wszystko Ci pokaże"


Myślę sobie - o spoko, przynajmniej nie będę sam, z kimś zawsze lepiej bo przynajmniej można mordę otworzyć. 
Chwilę potem przyjechał starą T3-ką w barwy MORO sam Pan Edzio - tak go nazywałem z racji dosyć sporej różnicy wieku.

Pan Edzio miał vibe takiego żula hipstera, dużo jarał szlugów i dłubał w silnikach i robił progi jak trzeba było (Do tego jeszcze wrócę), generalnie był spoko ziomkiem dopóki Cię nie opalał (O czym dowiedziałem się zbyt późno).

Janusz poszedł odbierać telefony od klientów do "biura"  a ja zostałem z Panem Eddym który ochoczo zabrał się za tłumaczenie mi całego barłogu.

Generalnie to punkt operacyjny skupiał się w suterenach domu, był tam garaż, kotłownia która była kanciapą z czajnikiem (Ale herbaty i cukier musiałeś mieć swoje) i generalnie to było główne miejsce spawnu wszelkiego rodzaju tooli których używałem - papier ścierny, odkurzacze, polerka, pasty, szatki wosk, etc.

Pan Edzio powiedział że Janusz tnie koszta na wszystkim więc wszystko jest raczej z dolnej półki i byle jakie - np wkładki do polerki były wykorzystywane do samego plastiku - do zera praktycznie, kiedy już po połowie zużycia rolki, polerka była o wiele trudniejsza. Pasty i woski po taniości, szmatki z dziurami. Typowy Janusz.

Generalnie to w pierwszych dniach masterowałem polerkę, odkurzanie na mokro, woskowanie i tak dalej, i raczej zdobywałem zaufanie Janusza i Pana Edka.


Po 2 tyg Janusz wołał na mnie "Janeeek" mimo że nie miałem tak na imię - Pan Edzio z resztą też. Już trochę miałem obcykane jak działa Januszostwo i czasem naprawdę było mi żal niektórych ludzi którzy kupowali te trupy.


Najczęściej Janusz jechał z Panem Edziem gdzieś żeby kupić coś co potem musiałem ogarniać, ale było też kilka wyjątków - często kiedy jakiś zakład energetyczny robił aukcję na stare samochody służbowe (zwykle jakieś seicento) to pamiętam że potrafił dorwać kilka takich za cene kilku tysi, potem takie fury wracały do garażu gdzie były polerowane, woskowane, myte, - czasem poprawiane jakimiś zaprawkami czy "szprejami" - raz pamiętam jak dorwał jakieś stare T4 (Które uwielbiał) i Pan Edzio mistrz robił progi na KARTONIE i gazecie (Fakt i super express) - ja wtedy nie wierzyłem że można takie coś odjebać ale to był dopiero początek Januszostwa.


Raz chciał zrobić "fajne zdjęcie" 3 VW T4 stojących obok siebie na jednym pasie wiejskiej dróżki, udało mu się je ustawić, i nawet zrobił zdjęcie - ale jak wycofywał to zahaczył bokiem o jedną - do dziś pamiętam że zrobił się cały czerwony, i zaczął się do mnie burzyć że hurr durr JANEEEEKKK KURWAAA CZEMU NIE MÓWISZ NO CO KURWAAAA NIE PATRZYSZ JANEEEEEEEEEEEEEEK

Potem oczywiście musiałem to polerować, udało się ale wkurw na cały dzień został i potrącił mi godzinne za to z dniówki. 


Często jak Poczta Polska sprzedawała stare opancerzone pojazdy to potrafił jechać na drugi koniec polski żeby sprawdzić czy nie warto - pamiętam że chyba 2 razy wróciliśmy z niczym, ale kilka razy wracaliśmy z kilkoma T4 czy innymi Sprinterami które były bankowozami - te lubiłem bo zwykle miałem płacone za 2 dni podróży, plus fajnie się je polerowało i ogarniało bo miały raczej proste krawędzie i nie były to fury które kupowali zwykli ludzie - Janusz miał jakieś znajomości z wojskowymi z UA, typy jeździli Wielkim Pajero w Moro który logo Mitsubishi miał w barwy flagi UA i zawsze było ich 4 - zakazane mordy zbudowani jak przyczepy z węglem - brali je od buta, nawet nie patrzyli z takim przebiciem - oczywiście Janusz wcześniej kazał edkowi odessać więcej ropy z baków, bo szkoda żeby się marnowała xDD.
Miał jeszcze taki parking który wynajmował niedaleko kanciapy - tam trzymał jeszcze z kolejne 40 trupów, w większości stare lubliny, jakieś kampery, dźwig, ale były też perełki jak 306 w cabrio, Marea sedan, (niestety 1.6), Uazy, jakiś merc okular, stare pyzie.


Co było najlepsze - czasem ktoś dzwonił właśnie w sprawie jakieś fury która leżała sobie gdzieś odłogiem - wtedy trzeba było brać akumulator (Które też musiałem co chwile przepinać) i tyrać na parking żeby często wytargać jakiegoś trupa co siedział tam od kilku lat, tylko po to żeby w ciągu kilku godzin fura została sprzedana - bo jak to mówił Janusz " Pamiętaaj Janeek, klient kupuje OCZAMI"


Pracowałem tak ok pół roku - mam jeszcze kilka historii z Januszem i Edkiem jakby się spodobało,