Szybciej niż w Polsce prąd drożeje tylko na Litwie. A w większości państw UE ceny spadły

Prąd drożeje w Polsce w tempie dwucyfrowym i jest to tempo niemal najszybsze w Unii Europejskiej. Wskazuje na to raport unijnego urzędu statystycznego. W nowym roku Polacy mogą spodziewać się kolejnych podwyżek. Sprzedawcy eneregii elektrycznej zgłosili już wnioski taryfowe w Urzędzie Regulacji Energetyki, ze słów największego z nich wynika, że chciałby kilkunastoprocentowego wzrostu cen.
Zobacz wideo Europejski Fundusz Odbudowy bez Polski i Węgier? „Bardzo prawdopodobne”

Eurostat co pół roku podaje dane dotyczące cen prądu w państwach Unii Europejskiej. Najnowszy raport dotyczy pierwszego półrocza 2020. Wynika z niego, że w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, przeciętne ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w UE lekko spadły. Ale w poszczególnych państwach wygląda to już bardzo różnie. 

Podwyżki prądu w Polsce prawie największe w UE

Prąd potaniał w 16 krajach unijnych, ale były też oczywiście takie, w których ceny poszły w górę. W tej drugiej grupie w czołówce znalazła się Polska. W pierwszych sześciu miesiącach 2020 r. prąd zdrożał u nas (licząc w walucie lokalnej) o 12,9 proc. w ujęciu rok do roku. Większy wzrost cen energii elektrycznej zanotowała tylko Litwa - o 13,6 proc. Za nami znajdują się jeszcze Luksemburg (+10,5 proc.), Rumunia (+9,1 proc.) i Czechy (+8.0 proc.). Jak wyjaśnia Eurostat, głównym czynnikiem powodującym podwyżki był koszt energii. 

embed

Po drugiej stronie zestawienia znajduje się przede wszystkim Holandia, gdzie prąd w pierwszym półroczu był aż o 31 proc. tańszy niż rok wcześniej. Spadek napędzała tam głównie obniżka podatków (zwiększenie ulgi). O 12,8 proc. spadły ceny prądu na Łotwie, o 11,4 proc. w Słowenii, o 10 proc. w Szwecji i o 8,9 proc. w Estonii - w tych krajach głównym czynnikiem obniżającym ceny był koszt energii. 

Jeśli chodzi o same ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych (liczone w euro), Polska znajduje się mniej więcej w połowie europejskiej stawki. Średnia unijna to 21,3 euro za 100 kWh (rok wcześniej było 21,6 euro). Najwięcej płacą Niemcy - 30,4 euro, dalej Duńczycy 28,3 euro i Belgowie - 27,9 euro. Najniższe ceny prądu ma Bułgaria - 10 euro za 100 kWh, Węgry - 10,3 euro i Estonia - 12,4 euro. W Polsce w pierwszym półroczu 2020 cena prądu dla gospodarstw domowych wynosiła 14,8 euro za 100 kWh.

W Polsce prąd będzie jeszcze droższy?

Jak widać, w niektórych państwach koszt energii spada, w innych rośnie i Polska niestety jest w tej drugiej grupie. Tym też właśnie firmy energetyczne uzasadniają konieczność podwyżek cen prądu dla konsumentów. 

"Z naszych kalkulacji wynika, że taryfa G powinna zostać podniesiona o kilkanaście procent. Prezes URE nie uznaje dzisiaj w pełni rzeczywistych kosztów zakupu energii elektrycznej. Nie są uwzględniane realne koszty, które ponosi spółka PGE Obrót. Rozwój rynku prosumenckiego także spowodował dodatkowe, przez nikogo nie rekompensowane obciążenia w spółce PGE Obrót" - mówił w ubiegłym tygodniu podczas konferencji wynikowej wiceprezes PGE Paweł Strączyński, którego słowa przytacza branżowy portal WysokieNapiecie.pl.

PGE podkreśla, że jej spółka zajmująca się obrotem energią ma ujemne wyniki finansowe i spółka matka musi jej udzielać pożyczek. PGE, a także trzy inne firmy energetyczne, których taryfy zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki, czyli Enea, Energa i Tauron, złożyły wnioski w tej sprawie. URE nie podaje, co zawierają wnioski, ale można bezpiecznie założyć, że nie chodzi o obniżki. Na początku tego roku URE zatwierdził podwyżki taryf o 11,6 proc. dla PGE, o 12,2 proc. dla Enei, o 11,3 proc. dla Energii i o 12,9 proc. dla Tauronu. 

Urząd nie zawsze godzi się na to, o co wnioskują kontrolowani przez niego sprzedawcy energii. Pojawiają się też głosy, nie może to nie on o tym powinien decydować i rynek energii dla gospodarstw domowych należy uwolnić. Za takim rozwiązaniem jest wspomniany już wiceprezes PGE i proponuje wprowadzenie taryf socjalnych. URE argumentuje, że taryfy to zabezpieczenie dla odbiorców, a uwolnienie rynku powinno być zatwierdzone w drodze ustawy, nie decyzją prezesa Urzędu. 

"System regulacji funkcjonujący obecnie na rynku energii elektrycznej w moim przekonaniu zapewnia pełną swobodę rozwoju rynku. Dalsze uwolnienie rynku może odbyć się wyłącznie w trybie ustawowym, podobnie jak miało to miejsce na rynku gazu" - powiedział prezes URE Rafał Gawin. Obecnie już około 40 proc. odbiorców energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w Polsce korzysta z ofert innych niż te zatwierdzane przez URE (wśród nich jest m.in. innogy Polska), czyli rynkowe. "Oznacza to, że rynek sam się stopniowo uwalnia i zmierza do sytuacji, w której regulowana taryfa pozostanie tylko dla tych odbiorców, którzy faktycznie potrzebują ochrony, ponieważ np. dotyka ich problem ubóstwa energetycznego" - powiedział Gawin w rozmowie z "Rzeczpospolitą". 

Warto pamiętać o jeszcze jednej kwestii. Od początku przyszłego roku w życie wchodzi tzw. opłata mocowa, uzależniona od ilości zużywanego prądu. Wynosić będzie 45 zł za każdą megawatogodzinę. 

Gdzie się podziały rekompensaty za wzrost cen prądu? Mówił o nich Jacek Sasin 

Ceny prądu w Polsce w 2019 roku zostały zamrożone przez rząd. W tym roku gabinet Mateusza Morawieckiego na takie rozwiązanie się nie zdecydował i mamy wspomniane powyżej podwyżki. Pojawiły się jednak obietnice rekompensaty wzrostu cen. Zapowiadał je na początku roku wicepremier Jacek Sasin. Wyjaśniał, że po zakończeniu roku, kiedy będzie wiadomo, jak wzrosły rachunki odbiorców indywidualnych, rząd zrekompensuje im różnicę. Potem podawał, że rekompensaty jednak nie będą dla wszystkich i rząd uzależni ich wypłatę od dochodów. Później jednak przyszła pandemia koronawirusa i Jacek Sasin przyznawał, że wejście w życie ustawy w tej sprawie nie jest już pewne. 

A potem nastąpiły przetasowania w rządzie i kwestia cen prądu znalazła się w kompetencjach Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Resort w odpowiedzi na zapytanie portalu tvn24.pl odpowiedział, że "projekt został ponownie poddany pod analizę uwarunkowań prawnych i regulacyjnych". Podkreślił też, że należy wypracować "całościowe podejście", które powinno być "kompleksowe i systemowe, zorientowane na zastosowanie w horyzoncie długoterminowym (wieloletnim)". To może sugerować dłuższe prace, które nie zakończą się w tym roku. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.