Pałek mieli użyć ci z wydziału drugiego, wiernego dobrozmianowemu szefowi. W światku antyterrorystów zawrzało

- Jest spory wkur..., na to co się stało. Najczęściej pada słowo "hańba" - mówi nam informator powiązany z Biurem Operacji Antyterrorystycznych, w którym tli się "wojna domowa". To funkcjonariusze tej wyspecjalizowanej jednostki mieli w środę użyć po cywilnemu pałek teleskopowych przeciw demonstrantom.

O tym, że to nieumundurowani funkcjonariusze BOA użyli w środę siły przeciw demonstrantom, jako pierwsze poinformowało radio RMF. Nasi informatorzy to potwierdzają, i dodają, że w światku antyterrorystów się zagotowało.

Wielu funkcjonariuszy BOA, dumnych z przynależności do elitarnej jednostki, jest, delikatnie rzecz ujmując, zdenerwowana. Mówiąc wprost, używają słowa "wkur...". - Ten, który pierwszy użył pałki, jest znany z problemów z agresją. Kiedy ma obezwładnić bandziora, to nie jest to problemem, bo nikt się nie przejmie tym, że próba oporu zostanie przerwana przy pomocy kolby. No ale na demonstracji kobiet? - mówi nasz informator.

Zawrzeć miało nie tylko w samym BOA, ale też w całym niewielkim i hermetycznym światku oddziałów antyterrorystycznych, które są rozsiane po kraju. - Wydzwaniają teraz ludzie z innych jednostek i najczęściej pada słowo "hańba". Bo to, co się stało, to jest hańba dla antyterrorystów - stwierdza nasz rozmówca.

Elitarna jednostka z problemami

Temperaturę wewnątrz BOA podnosi fakt, że od kilku lat tli się w nim "wojna domowa", mająca wątek polityczny. Wielu "szturmanów" jest wrogich obecnemu dowódcy, inspektorowi Dariuszowi Ziębie, który pojawił się wraz z "dobrą zmianą". - Uważają go za niekompetentnego. Po prostu kiepskiego operatora, ale za to bardzo uległego wobec przełożonych i bardzo dbającego o ich akceptację. Nie bez powodu ma ksywę "kelner" i nie cieszy się szacunkiem wielu podwładnych - opisuje nasz rozmówca.

Szerszym echem odbiło się wydarzenie, kiedy w 2019 roku, podczas kampanii do europarlamentu, grupa funkcjonariuszy BOA posłużyła jako statyści w spocie wyborczym posła PiS Marka Opioły. Razem z policyjnym śmigłowcem Black Hawk. Tak się składa, że Opioła od 2015 roku był szefem sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, a wcześniej wiele lat jej wiceprzewodniczącym. Dodatkowo tak się składa, że Zięba i Opioła dobrze się znają, i to jeszcze z czasów sprzed objęcia władzy przez PiS.

Doszło do ostrego podziału w BOA. Część Wydziałów Bojowych, których jest pięć, jest obozem wrogim wobec szefa, a część stoi za nim, lub jest ambiwalentna. - Ci, którzy tak się pokazali na środowej demonstracji, to byli chłopaki z wydziału numer dwa. Tego, który jest wierny szefowi - twierdzi nasz informator.

Mają być skuteczni, a nie subtelni

BOA, czyli Biuro Operacji Antyterrorystycznych, to formalnie Centralny Pododdział Kontrterrorystyczny Policji. Ta druga nazwa to efekt zmian w Policji zarządzonych w 2018 roku. CPKP nie brzmi jednak zbyt dobrze, więc w powszechnym użyciu ciągle jest skrót BOA.

- To z założenia ludzie, których wysyła się do zadań o wysokim stopniu skomplikowania. Odbijanie porwanego samolotu czy statku, zatrzymywanie szczególnie niebezpiecznych przestępców czy terrorystów. W szczególności tam, gdzie siły i środki pododdziałów kontrterrorystycznych komend wojewódzkich mogą okazać się niewystarczające - mówi dr Michał Piekarski z Zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem, Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. W takich sytuacjach subtelność nie jest w cenie. Liczy się skuteczność, nawet za cenę bycia brutalnym.

Jednak ponieważ w Polsce praktycznie nie ma zagrożenia terroryzmem, to ponad stu funkcjonariuszy BOA jest używanych głównie do innych zadań. Najczęściej do tak zwanych zatrzymań wysokiego ryzyka, czyli wpadania świtem do domów groźnych przestępców i obezwładniania ich. Ochraniają też konwoje czy rozprawy sądowe, w których biorą udział ważni członkowie światka przestępczego. Pomagają Służbie Ochrony Państwa w ochronie VIP-ów. Generalnie najczęściej używa się ich tam, gdzie potrzeba dobrze wyszkolonych ludzi z bronią, potrafiących w razie czego poradzić sobie nawet w sytuacji zagrożenia życia. 

- Od około dekady używa się ich też do akcji po cywilnemu. Na przykład do wyciągania agresywnych ludzi z tłumu. Są sprawni, wyszkoleni w taktyce i technikach interwencji. To, że w ogóle zostali użyci w tym charakterze w środę, nie jest więc czymś nadzwyczajnym - mówi Piekarski. Zazwyczaj dotyczy to jednak takich wydarzeń, jak marsze niepodległości, czy sytuacje, gdzie jest bardzo prawdopodobne, że umundurowani funkcjonariusze spotkaliby się z powszechną agresją.

- Warto jednak postawić pytanie, czy charakter tej demonstracji uzasadniał użycie takich sił? Przecież te protesty były dotychczas pokojowe, a incydenty nieliczne. Tym bardziej że wśród ich uczestników, jest autentyczna obawa przed atakami bojówek narodowców. W takiej atmosferze łatwo o pomyłkę, bo funkcjonariusze BOA po cywilnemu mogli zostać wzięci za bojówkarzy, zwłaszcza zanim założyli opaski identyfikujące ich jako policjantów. Użycie ich do tej akcji było więc ryzykownym pomysłem - uważa Piekarski.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.