350 zgonów, niemal 30 tysięcy zakażeń dziennie. Tak źle nie było we Włoszech od maja, gdy pierwsza fala koronawirusa zbierała największe żniwa. Wówczas "New York Times" pisał o Bergamo, mieście najmocniej dotkniętym pandemią, jako o "europejskim Wuhan".
Teraz sytuacja znowu jest krytyczna, więc rząd zareagował kolejnym obostrzeniami.
Na terytorium całych Włoch została wprowadzona godzina policyjna od 22 do 5 nad ranem. W ciągu dnia wychodzić z domu mogą tylko ci, którzy muszą - pracują bądź mają kłopoty ze zdrowiem i jadą do szpitala.
Wprowadzono także ograniczenia w działalności kawiarni, barów i restauracji. Mogą być one otwarte od 5 do 18. Z kolei kina, teatry, siłownie i baseny są zamknięte, a bankiety i kongresy (np. naukowe) nie mogą odbywać się w ogóle.
Ucierpi też sport. Parki i ogrody miejskie są otwarte, więc Włosi mogą tam ćwiczyć i biegać, jeśli utrzymają bezpieczną odległość jednego metra. Sporty kontaktowe są jednak zakazane dla amatorów, dlatego m.in. ani w piłkę, ani w siatkówkę Włosi grać nie mogą. Podobnie jak jeździć na nartach, choć tutaj z zastrzeżeniem, że decydować o sobie będą same regiony.
- Będziemy cierpieć w listopadzie, ale zaciskamy zęby, żeby móc oddychać w grudniu - mówi Giuseppe Conte, premier Włoch. I dodaje: - Nie chcemy blokady całego kraju, tak jak w marcu i kwietniu, nie możemy sobie pozwolić na kolejne poważne straty gospodarcze. Naszym nadrzędnym celem jest zapanowanie nad pandemią.
Władze Serie A martwią się, że mogą być jedną z pierwszych ofiar wprowadzonych obostrzeń. - Jesteśmy blisko upadku. Obawiam się, że gospodarka drogo zapłaci za wprowadzane środki ostrożności - stwierdził szef ligi Paolo Dal Pino.
Co prawda Serie A wciąż będzie rozgrywała swoje mecze, ale za zamkniętymi drzwiami, choć do niedawna wejść na stadion mogło tysiąc kibiców. Szacuje się, że z powodu zamknięcia stadionów kluby straciły w tym roku blisko 600 mln euro.
- Oczekujemy uwagi i wrażliwości ze strony rządu. Premier powiedział, że sektory dotknięte przymusowymi zamknięciami otrzymają odpowiednią pomoc i spodziewamy się, że przemysł taki, jak nasz, który płaci ponad miliard euro podatków w ciągu roku, otrzyma to, co zapowiedziano - dodał Dal Pino.
Z pomocą dla ligi pospieszył minister do spraw sportu i młodzieży Vincenzo Spadafora. - Zaangażowanie i odpowiedzialność menedżerów siłowni i basenów były w ostatnich miesiącach wzorowe. Wiem dobrze, ile zainwestowali z własnych środków, aby ratować sytuację, pomimo faktu, że znacznie mniej osób zaczęło kupować karnety i chodzić na zajęcia. Chcemy im pomóc. Przygotowujemy odszkodowanie w wysokości 800 mln euro za listopad. Mam nadzieję, że sport niedługo wróci do życia, bo oprócz sfery ekonomicznej ma on fundamentalne znaczenia dla dobrego samopoczucia milionów Włochów - zadeklarował Spadafora.
- Rząd źle ocenia sytuację. Jeśli nie będzie natychmiastowej pomocy w wysokości trzech miliardów euro, to przewiduję protesty w całym kraju. Nie podoba mi się ten dekret. Dlaczego restauracje i bary są otwarte do 18., a siłownie i baseny są zamykane na cały dzień? To nie ma sensu! - denerwuje się Paolo Barelli, prezes Federnuoto, włoskiego związku pływackiego, i członek partii Forza Italia.
- Decyzje rządzących są niepokojące. Metody, jakimi posługuje się rząd, aby przeciwstawić się drugiej fali COVID-19 nie są dobre. Jestem przeciwny masowemu zamykaniu siłowni i basenów, ale także teatrów czy kin. Decyzja o zamknięciu nie jest poparta żadnymi danymi dotyczącymi szczególnymi infekcjami w tych miejscach - złości się Simone Valente, włoski polityk.
Rozporządzenie Conte i Spadafory krytykuje także UISP ("Włoska Unia Sportu Dla Wszystkich"), czyli krajowa organizacja promująca powszechny sport, która twierdzi, że sport amatorski jest w tarapatach.
Tuż po ogłoszeniu pierwszych obostrzeń, czyli 27 października, tysiące ludzi wyszło na ulice, by wyrazić swój sprzeciw. Demonstrowali głównie przeciwko rozporządzeniu, które nakazuje zamykanie lokali o 18. Zamieszki były wszędzie. W Neapolu oburzona młodzież zaatakowała dziennikarza telewizji, zaś w Turynie zdewastowano sklepy ekskluzywnych marek. Oburzeni byli wszyscy, zanikł klasyczny podział na prawicę i lewicę. Widać było i anarchistów, i neofaszystów, a obu tych grup na Półwyspie Apenińskim nie brakuje. Demonstrowali właściciele sklepów i barów, ale także ich bywalcy. Demonstrowali ci, którzy pracowali w sektorze usług, ale i ludzie z branży turystycznej, hotelarskiej, które najbardziej zostały dotknięte. Swój gniew wyrazili także kibice, rozgoryczeni faktem, że zamknięto stadiony. Było też dużo studentów i tych, którzy pracują na śmieciówkach. Wielu ludzi już dziś, po lockdownie z wiosny, jest w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej. Kolejnego całkowitego lockdownu już, by nie wytrzymali. W ostatnich dniach zrobiło się już spokojniej.
- Mieszkam w Mediolanie i widać strach na twarzy ludzi. Społeczeństwo boi się COVID-19. Na szczęście większość z nich już wie, że ograniczenia są dobre dla ludzi. Jednak społeczeństwo też wie, że kraj będzie w kryzysie, a ludzi czekają problemy finansowe, które szybko nie miną. Przypuszczam, że 90 procent społeczeństwa będzie przestrzegało nowych obostrzeń, ale zawsze znajdą się ci, którzy będą się buntowali - mówi Sport.pl Simone Togna, włoski dziennikarz.
Za dwa tygodnie rząd powie: sprawdzam.
***
Pisząc tekst korzystałem z tekstów z "La Gazzetta Dello Sport", "Corriere dello Sport", a także stron ansa.it i repubblica.it, oraz agencji Reuters.