Na początku tygodnia niemałą burzę wywołała wypowiedź wicepremiera Jacka Sasina, który w wywiadzie dla Programu Pierwszego Polskiego Radia zarzucił lekarzom i pracownikom ochrony zdrowia brak zaangażowania w walce z epidemią koronawirusa.
- Oczywiście występują problemy, tym problemem jest chociażby zaangażowanie personelu medycznego, lekarzy. Niestety występuje taki problem jak brak woli części środowiska lekarskiego - chcę to podkreślić wyraźnie, części. Oczywiście bardzo wielu lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego z wielkim poświęceniem wykonuje swoje obowiązki, ale część tych obowiązków wykonywać nie chce - stwierdził minister aktywów państwowych.
"Pana wypowiedź jest policzkiem wymierzonym całemu środowisku i podważa zaufanie do zawodu lekarza i lekarza dentysty" - napisał w liście do polityka prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, żądając jednocześnie przeprosin.
Lekarzom, którym rzekomo "brakuje zaangażowania" materiał poświęciły również Wiadomości TVP, powtarzając niejako tezy polityka PiS.
Reakcja ze strony środowiska lekarskiego nie skłoniła wicepremiera do przeprosin. Wręcz przeciwnie - w czwartkowym wydaniu "Gościa Wydarzeń" w Polsat News Sasin oznajmił, że to on stał się obiektem zmasowanego ataku.
- Od wielu dni jestem osobą hejtowaną za stwierdzenie, że jest problem. Rzeczywiście jest problem z pewną grupą lekarzy, którzy uchylają się od obowiązku świadczenia swojej służby na rzecz chorych na COVID-19. Oczywiście nie dotyczy to całego środowiska. Wręcz przeciwnie - mamy do czynienia z dziesiątkami tysięcy lekarzy i pracowników ochrony zdrowia, którzy z wielkim poświęceniem i narażeniem życia pełnią służbę i nie odchodzą od łóżek - powiedział minister aktywów państwowych.
Sasina zapytano też, czy przeprosi za swoje niedawne słowa o lekarzach.
- Panie redaktorze, to są niestety fakty. Jeśli my jako członkowie rządu otrzymujemy od podległych nam urzędników informacje, że chociażby w województwie mazowieckim na 235 lekarzy powołanych do opieki nad chorymi na COVID zgłasza się 18, a w opolskim trzech z 88, to nie możemy udawać, że nie ma problemu. Ten stan rzeczy również uderza w lekarzy, którzy pracują ofiarnie. W imieniu rządu chcę im podziękować - podkreślił.
Zgodnie z ustawą o chorobach zakaźnych m.in. minister zdrowia może wyznaczyć personel medyczny, ale też inne osoby do zadań w zwalczaniu epidemii na terenie Polski. Decyzje o skierowaniu do pracy wydawane są przez również przez wojewodów i mogą obowiązywać nawet do trzech miesięcy. Takie wezwanie nie dotyczy osób, które ze względu na swój wiek są bardziej narażone na zakażenie koronawirusem lub tych, które wychowują dzieci i nie mogą zostawić ich bez opieki na czas sprawowania tych obowiązków. W ostatnich dniach środowiska medyczne informowały, że wojewodowie nierzadko zwracali się właśnie do takich medyków. Co więcej, lekarze podkreślają, że nie mogą z dnia na dzień opuścić pacjentów, którymi zajmują się "na co dzień".
"Czy ci, którzy pracują w szpitalach i poradniach mieliby rzucić w nich pracę? Nie mamy nadwyżkowej liczby lekarzy, która czeka na wezwanie od wojewodów. To wymagałoby zostawienia pacjentów i podjęcia zupełnie innej pracy- mówił w rozmowie z PAP Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.